Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8


Tom niespokojnie rozglądał się po klasie nasłuchując czy przypadkiem ktoś nie idzie. Pozostawały dwie minuty do końca pierwszej lekcji ślizgonów, zielarstwa. Nigdzie jednak nie dostrzegał Abraxasa z którym siedział na większości lekcji. Kiedy więc lekcją została zakończona machnięciem różdżki spakował wszystko do torby, na co inny patrzyli z nieukrywanym podziwem i szokiem, on jednak jak zwykle nie zareagował i wyszedł z cieplarni. Przecież to były podstawowe umiejętności czarodziejów w tym wieku, nie czuł satysfakcji. Za niedługo będzie mógł pokazać światu na co go naprawdę stać. Zaczął iść w kierunku Wielkiej Sali, była to w sumie dosyć długa trasa bo ciągła się przy bibliotece i Skrzydle Szpitalnym. Tom był zdenerwowany, wyglądało na to, że Malfoy zrobił sobie dzień wolny. Riddle przyspieszył kroku, zastanawiał się czy iść do lochów i przypomnieć mu o manierach, czy zignorować go i pójść do Wielkiej Sali. Miał się tam spotkać z Danielle, umówili się na kolejną lekcje pisania. Przeszedł szybko koło biblioteki, nie mógł tam teraz zajrzeć chociaż miał ochotę usiąść wśród wysokich regałów wypełnionych po brzegi książkami. Przechodził akurat koło Skrzydła Szpitalnego kiedy jego uwagę przyciągnął spory tłum jak na to miejsce, biorąc pod uwagę, że nie było żadnego meczu z quidditcha. Chwilę stał przed wejściem starając się rozpoznać ludzi, zauważył tego Sykesa o którym mówiła Addington, był też ten cały Potter. Największym zaskoczeniem było, że ujrzał też Abraxasa. Bardziej blady niż zwykle a jego oczy rozszerzone komiczne przypominając dwa zamknięte złote znicze. Tom ruszył dalej; pomyślał, że później sobie pomówi z blondynem. Przeszedł zaledwie kilka kroków kiedy znowu znieruchomiał, jeśli tam była trójka wcześniej wymienionych chłopaków... Riddle odwrócił się na pięcie i wszedł do Skrzydła, teraz mógł spokojnie rozpoznać wszystkich tam stojących. Cyra, Hazel, Louis, Sykes, Abraxas, Charlus i Alphard. Kiedy go ujrzeli, na jego zaskoczenie nie rozsunęli się tylko Sykes agresywnie wysunął się na przód i warknął wskazując na niego palcem:


- To twoja wina! - Tom unióśł jedną brew, musiał się dowiedzieć co się stało żeby mógł argumentować. Skinął głową w kierunku Abraxasa a ten zaczął szybko tłumaczyć:

- Szedłem spóźniony na lekcję i zobaczyłem Addington, dziwnie się zachowywała. Kiedy ją złapałem, zemdlała.

Tom z nieukrywanym zdziwieniem zmarszczył brwi i pokręcił głową, nic jednak nie powiedział. W końcu kilka osób rozstąpiło się bez dalszych kłótni a on mógł podejść do łóżka, Danielle leżała nadal ubrana w mundurku przykryta białą kołdrą. To, że leżała było złym określeniem,pod jej głową były dwie wielkie poduszki, dzięki czemu połowa jej ciała była w pozycji siedzącej. Na brzegu jej łóżka siedziała Cyra która przytrzymywała kawałek materiału przy jej nosie.

- Co jej zrobiłeś? Powiedz! -ponownie odezwał się Nash a Tom w pewnym stopniu poczuł się dobrze z tym, że ktoś ma odwagę oprócz Dan się przy nim odezwać bez jąkania.

- Nic jej nie zrobiłem. - powiedział brunet gładko mierząc go pogardliwym wzrokiem.

- Masz dowód? - zapytał Sykes a różdżką nagle pojawiła się w jego ręce, Tom nie trudził się z wyciągnięciem swojej. Był zbyt dobry z magii niewerbalnej żeby Sykes mógł go narazić na niebiezpieczeństwo.


- Nie, Nash. To ty masz dowód, że jej coś zrobiłem?

Blondyn stał w miejscu, ręka w której trzymał różdżkę powoli opadała aż spoczęła przy jego ciele. Dolna warga dygotała mu lekko ze złości. Reszta wróciła po chwili do poprzednich rozmów. Nagle Danielle zaczęła się krztusić, kto wie czym i gwałtownie usiadła łapiąc powietrze.Wszyscy zebrani z niewiadomych przyczyn oskoczyli od jej łóżka jak poparzeni, oprócz Toma którego nie ruszył gwałtowny ruch w tym monotonnym pomieszczeniu.

- Oh...ile tu leżę? - zapytała i się uśmiechnęła, większość osób wypuściła gorące powietrze z bladych policzków oblanych zimnym potem i się uśmiechnęła, niedługo na to spuściła się lawina pytań na temat jej stanu zdrowia. Brunetka cierpliwie odpowiadała na wszystkie cały czas się pogodnie uśmiechając. Tom był wręcz zbulwersowany jej zachowaniem, z tego co zdążył usłyszeć przed jej obudzeniem, wynikało, że rzucono na nią poważny urok; a ona się spokojnie uśmiechała i rozmawiała z tymi ludźmi. Hazel odeszła jako pierwsza tłumacząc się czekającymi przyjaciółmi, następny był Alphard i Potter który coś ledwo wyjąkał a potem Louis z Cyrą pospieszyli na lekcje. Riddle zirytował się blondynem z piwnymi oczami; wcale nie wyglądał, żeby się gdzieś wybierał. Danielle też to najwidoczniej zauważyła bo zwróciła się do przyjaciela z nieblaknącym uśmiechem.

- Nashie nic mi się nie stanie, to nie on. - wskazała delikatnie podbródkiem na Toma który prychnął. Sykes chwilę mrużył oczy poczym rzucił ślizgonom ostrzegawcze spojrzenie i rzucił czule:

-Zdrowiej Dan, uważaj. 

Po tych słowach zostali sami w trójkę, Tom chciał już się odezwać kiedy uśmiech znikł z twarzy zielonookiej.

- Mógłbyś wyjść? - Riddle przeżył szok, aż po chwili uświadomił sobie, że pytanie, a raczej polecenie było skierowane do ślizgońskiego blondyna. Abraxas sobie to też w miarę szybko uświadomił i widocznie się oblał potem. Potarł ręce a następnie wytarł je o szatę chcąc się pozbyć potu. Wymamrotał coś niewyraźnie.

- Dziękuję za to, że mnie tutaj przyniosłeś ale teraz już sobie możesz pójść. - powiedziała naciskając na przekaz. Malfoy speszył się jeszcze bardziej i opuśćił Skrzydło.  Tom i Danielle zostali sami; usiadł na brzegu jej łóżka.

- Jak się czuje pani nauczycielka? - Danielle uniosła wysoko brwi i zapytała w odpowiedzi:

- Ty żartujesz? - na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Ja ni - Tom poczuł irytację.

- Ty na prawdę żartujesz. - zaśmiała się a on poczuł coś w rodzaju ulgi.Już nigdy nie chciał mieć do czynienia z ponurą Addington. A szczerze, obawiał się, że z powodu złego stanu zdrowia będzie taka.


- Nie żartuję. - powiedział szerze. - Jesteś moją nauczycielką od poezji.

Brunetka chwilę patrzyła na niego aż w końcu uśmiech ponownie zawitał na jej wargach.

- Dobrze, tylko... - zrobiła nieokreślony gest ręką i dotknęła górnej wargi która była obklejona zasychającą krwią. Bez słów wziął kawałek materiału który przedtem trzymała Cyra, rzucił zaklęcie a on stał się czysty. Spojrzał krytycznym spojrzeniem na jej twarz; nozdrza były umazane karmazynem który z nich wypływał dosięgając wargi, Tom zmiął materiał do ciasnej kulki i przyłożył go do jej twarzy uprzednio ocierając nieco krew. Danielle uśmiechnęła się do niego wdzięcznie i po chwili wręczyła go w tym zajęciu.


-Więc co mnie ominęło?-zapytała, z zaciekawieniem przypatrywała się kilku małym, czerwonym plamom na swojej koszuli.

- Twój Nashie myśli, że to ja stoję za twoim stanem zdrowia. - przyznał urażonym tonem pełnym pogardy. Addington z rozbawieniem patrzyła jak wydyma nieświadomie policzki; zmienił się trochę. Przy niej zachowywał się bardziej ludzko, drobne gesty i przymiotniki sprawiały, że wydawał się mieć wrażliwą duszę poety którym chciał zostać z jej pomocą.

- Jesteś zazdrosny?

- Jak to niby wywnioskowałaś? - odbił ją agresywnie. Dan wiedziała, że zawsze to robił kiedy schodziła na delikatne tematy dotyczące uczuć i innych podobnych. To też go zdradzało; mógł to zauważyć każdy lepszy obserwator.Obdarzyła go kolejnym uprzejmym uśmiechem do których zdecydowanie przywykł.

- Bardzo złośliwie mnie przedrzeźniłeś przy przezwisku Sykesa. - powiedziała. Tom zastanwiał się jak mogła zauważać drobne szczegóły i tak szybko wyciągać poprawne wnioski; była obserwatorem lepszym od niego. Był zazdrosny; nie chciał, żeby jego przyjaciółka zadawała się z ludźmi tego typu. Nie lubił Nasha, wydawał mu się taki... nie godny zaufania jeszcze bardziej od innych ludzi; stwierdził, że chłopak coś ukrywa i on się o tym dowie. - Marvolo?

Dobiegł go jej głos, uświadomił sobie, że się zamyślił. Spojrzał na Danielle badawczym wzrokiem; jasne, brązowe włosy miała zaplecione do dwóch wolnych kucyków, zielone oczy były lekko podkrążone szarymi cieniami. Jej koszula była pomięta i pobrudzona krwią. Przykładała jeszcze do nosa materiał ponownie cały nasiąknięty karmazynem. Tom zainteresował się jej rękami; miała piękne, długie, proste palce ozdobione jednym pierścionkiem ze srebra w którym było osadzone kryształowe oczko. Jej dłonie były małe, ale za razem proporcjonalne do palców i całej ręki, na nadgarstku widniała dosyć wyraźna, biała blizna. Zmarszczył brwi.

- Co to jest, Addington? - zapytał nadal badając wzrokiem jasną kreskę. Spojrzała na niego z nie zrozumieniem. Riddle westchnął uznając, że nie ma siły do tłumaczenia jej swojego pytania. Uważał, że zasadniczą wadą Danielle było to, że lubiła czasem na głos rozwijać niepotrzebne kwestie do głębokich, filozoficznych przemyśleń w których Tom się gubił. Nie lubił też, że zadawała tak dużo pytań, jednak lubił kiedy coś opowiadała ponieważ dobrze mu się jej słuchało, mówiła ciekawie. Złapał więc po prostu rękę z blizną i pociągnął ją w swoją stronę, musiała ją szybko zastąpić drugą ponieważ kawałek materiału zawisł na czubku jej nosa. Rozbawiło to nieco szatyna jednak jak zwykle, nawet się nie uśmiechnął. Przyjrzał się bliżej bliźnie, była nie zwyczajnie prosta, jak od linijki, aż na jej koniec; był zakrzywiony w dół pod stopniem niemal dziewięćdziesięciu stopni. Od razu uznał, że nie mogło być to naturalnym wypadkiem.W ykluczył opcje, że Addington się okaleczała ponieważ rana była tylko jedna. Spojrzał na nią podejrzliwie nie mając zielonego pojęcia jak mogła powstać rana.Dan ponownie, jakby czytała jego myśli.

- Kiedy miałam osiem lat, pojechałam z rodzicami nad jezioro. Tylko na jeden dzień, piknik i do domu. - na dłuższą chwilę się zawiesiła, nie poganiał jej. - Rodzice wszystko rozkładali a ja postanowiłam, że przejdę się po okolicy. Natrafiłam na dziwną żelazną obręcz z ostrymi zakończeniami. - Tom na chwilę przymknął oczy wiedząc co powie. - Dotknęłam pułapki na dzikie zwierzęta, dzięki Bogu nie zamknęło mi ręki tylko mnie podrapało.

Spróbował sobie wyobrazić małą Danielle Addington; wysoka jak na swój wiek dziewczynka w ładnej sukience z kwiatami i szczerym uśmiechem. Dokładnie tym samym który teraz mu ofiarowała.

- Wyobraziłeś to sobie teraz? - zapytała. Pokręcił głową.

- Nie do końca. Wyobraziłem sobie ciebie w tym wieku.

Danielle chciała coś powiedzieć, widział to. Zawahała się i zapytała:

- Marvolo, jeśli on był pod wpływem amortencji to nie jesteś zdolny do odczuwania kilku różnych uczuć i emocji, prawda?

Patrzył na nią chwilę, zastanawiał się skąd w ogóle przyszło jej teraz do głowy to pytanie. Jeśli mówiono, że zrozumienie kobiety jest niemożliwe, to czym jest zrozumienie Dan? Jej ręką była tak chłodna jak ostatnio, palce wręcz lodowate w przeciwieństwie do jego cieplej aż gorącej. Znowu poczuł to przyjemne uczucie; jak kiedy na rozpalonej od domowego ciepła skórze ktoś położy kawałek śniegu, parzyło to. Czując się nieco niezręcznie, odchrząknął i postanowił odpowiedzieć:

- Tak, na przykład nie jestem zdolny do pokochania kogoś. - przyznał krótko, jak zwykle nie zakończyła tematu.

- Ale skąd wiesz, że naprawdę był pod wpływem eliksiru miłosnego? - zapytała marszcząc brwi. Nie rozumiał jej pytania ale tym bardziej nie chciał na nie odpowiadać. Nie musiała wiedzieć o tym, że zamordował Toma Riddle'a seniora oraz resztę jego rodziny (mam na pamięci, że dokonał tego niestety w lecie po zakończeniu Hogwartu ale zmienię to na potrzeby opowiadania). Czuł, że nawet wbrew szlachetnym słowom młodej krukonki o przyjaźni nade wszystko, morderstwo nie przyjęła by tak gładko.

- Mam swoje sposoby. - mruknął z narastającą niechęcią do tematu. - Zostawił ją od razu kiedy przestała mu go podawać, myślała, że się zakochał.

Pamiętał o pogłoskach z Little Hangleton; Riddle wrócił do posiadłości po kilku miesiącach zdezorientowany nie rozumiejąc co się stało, raz nawet ze strachem przyznał, że to sprawka czarów. A Tom od razu rozpoznał skutki regularnego zażywania amortencji.

- Nie, możesz się mylić. Jakie emocje odczuwasz? - zapytała kręcąc głową. W jego dumie wzburzyło się coś gwałtownie, jak ktoś śmiał podważyć jego teorię? Z wysiłkiem zachował to dla siebie będąc ciekawy, do czego zmierza brunetka.

- Irytację, złość, oburzenie, odrazę, nienawiść...- zatrzymał się uświadamiając sobie, że wymienił same negatywne. - Satysfakcję, dumę czasem zadowolenie i spokój.

Ponownie na nią spojrzał, wyglądała na pogrążoną w zadumie.Bez patrzenia na niego kontynuowała:

- To są twoje emocje które odczuwasz na codzień jeśli to dobrze zrozumiałam. A takie emocje rzadsze?Jest ktoś wyjątkowy kogo lubisz?

Wbrew sobie pomyślał, że słowo "wyjątkowy" powiedziała z ironią podkreślając, że zdaje sobie sprawę z jego antypatii odczuwanej do reszty uczniów. Tom zawiercił się na swoim miejscu, czuł, że jej dłoń ogrzała się od jego i stała się ciepła. Puścił ją zdając sobie sprawę, że mogło dziwnie wyglądać, że cały czas ją trzymał. Danielle to najwidoczniej nie przeszkadzało.

- Tak, jest taka osoba. - przechyliła głowę. - To ty.

Powiedział wzruszając ramionami. Czy lubił Danielle? Chyba ją jednak trochę polubił, była osobą inteligentną i ciekawą. Nie trzęsła się że strachu na sam jego widok ale nie wywyższała się za razem. Była to chyba jedyna osoba którą darzył sympatią. Uśmiechnęła się do niego.

- Co czujesz kiedy jesteśmy razem? - zapytała.

Tom w pierwszej chwili pomyślał, że to pytanie jest dosyć nieprzyjemne, nawet chwilę podejrzewał, że się zakochała. Szybko jednak to odróżnił; była spokojna i poważna. Analizował chwilę ich wszystkie spotkania aż w końcu utworzył swoistą "średnią uczuć".

- Spokój, ciekawość, sympatię, radość, determinację i... irytację. - dodał i fuknął rozbawiony. Tak naprawdę denerwował się z dwóch powodów, po pierwsze przyznał przed nią i samym sobą, że ją lubi a po drugie, czuł się jak przesłuchiwany przez psychologa którego nie raz przysłała pani Cole do sierocińca po małym numerze w jaskini który wyciął w dzieciństwie. Dziewczyna tylko skinęła głową i oświadczyła pewnie:

- Nie możesz być więc "dzieckiem eliksiru miłosnego", nie byłbyś zdolny czuć tych emocji. Zastanawiałeś się nad zaklęciem Impervius?

I rzeczywiście, Tom nigdy o tym poważnie nie myślał. Może miała rację? A może po prostu źle zdefiniował swoje uczucia i się myliła? Wiedział jednak: na pewno nie przestanie o tym myśleć do póki nie będzie pewnien prawdy. Addington złożyła rękę z materiałem na bok przeglądając się ze zmartwieniem temu jak bardzo nasiąkł czerwoną cieczą. Tom ze sporym zaskoczeniem zauważył, że jej twarz była dużo bardziej ubrudzona krwią niż kiedy brał jej rękę.Westchnęła i się uśmiechnęła póki kolejna stróżka leniwie wyciekła z prawego nozdrza.

- Przepraszam, ale byłbyś taki miły i zawołałbyś panią Askians? Ten krwotok trwa już zadługo.

I Tom bez protestów poszedł po medyczkę chociaż był zawiedziony z tego, że zakończyła rozmowę w momencie w którym zaczynała nabierać obrotów. Był z siebie dumny; dobrze, że nawiązał z nią znajomość. W cieniu  stały dwie postacie ukryte za skrzydłami drzwi; kaptury szat miały głęboko zaciągnięte do twarzy, żeby przypadkiem ich nie rozpoznano. Wszystko się potwierdziło wraz z momentem w którym opowiedział o swoich uczuciach. To jednak ich tylko wprowadziło w martwy punkt; nie wiedzieli jak walczyć z Tomem Riddle'm.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro