Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 25

Od tamtego dnia Tom codziennie po lekcjach znajdywał czas dla niej i pomagał jej nadrobić zaległości w nauce. Takim właśnie sposobem Danielle poprawiła tragiczne oceny uzbierane w ciągu nieszczęsnych trzech miesięcy, a jej obecność na zajęcia przestała być cudem i stała się codziennością. Mogło się wydawać, że wszystko wróciło do normalności, a nawet stało się lepsze. Tego dnia Sykes miał wrócić z świętego Munga, a Danielle nie mogła być bardziej szczęśliwa. Zdjęła krawat oraz szatę, i w samej spódnicy i koszuli wystartowała w kierunku schodów prowadzących do pokoju wspólnego. Oczywiście zapomniała ubrać buty. Był piątek więc większość uczniów krzątała się po błoniach, dlatego kiedy ujrzała samotnego blondyna siedzącego przed kominkiem, oszalała z tęsknoty. Zapominając o tym, że nadal mógł mieć jakieś rany, rzuciła się na niego i przytuliła go tak mocno, że ją samą zabolały ramiona. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że Sykes nie odwzajemnia jej przywitania. Z ulgą odkryła, że jedynie dlatego, że nie miał jak się ruszyć przez jej śmiertelny uścisk. Uśmiechnął się wesoło.

- Nie masz zielonego pojęcia jak bardzo się cieszę z tego, że wróciłem do tej cholernej szkoły.

- Nie masz zielonego pojęcia jak bardzo się cieszę z tego, że wróciłeś. 

Usiadła na oparciu zajmowanego przez niego fotela i mu się przyjrzała. Skronie i szczękę pokrywały delikatne, cienkie blizny porządnie wygojone i wyblakłe od mocnych eliksirów. Nic oprócz tego się w nim pozornie nie zmieniło, kiedy jednak westchnął cicho, Dan wiedziała, że szykuje się poważniejsza rozmowa. Spodziewała się szczerego, zatroskanego wywodu na temat Toma Riddle'a. 

- Danielle nie znienawidź Toma za to co się stało, zasłużyłem. - złapał jej dłoń i zaczął się bawić jej palcami, na środkowym tkwił pierścień Marvola Gaunta. Sykes domyślił, się od kogo go dostała. Oprócz ślizgona jedynie Addington wiedziała czym jest pierścień. 


Wygodnie oparła się o pień wysokiego drzewa i przymknęła oczy. Słońce przyjemnie grzało jej bladą skórę z której wytraciła się opalenizna nabyta minionego lata. Zamknęła podręcznik od obrony przed czarną magią i wyprostowała nogi. Kilka chwil później blask promieni stracił na intensywności i poczuła na swojej twarzy oddech. Widząc poważne oblicze Toma nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Więc tak wygląda twoja nauka, tak? - zakpił. Danielle wzruszyła ramionami nadal się uśmiechając.

- Jest ładna pogoda, szkoda byłoby nie skorzystać. 

Tom nie miał siły przemawiać jej do rozsądku widząc jej policzki zaróżowione od prawie kwietniowego słońca. Odsunął się trochę i przykucnął obok. Długo zstanawiał się nad tym, czy podejął dobrą decyzję. Spojrzał na nią, uwagę od razu przyciągnęły rozświecone, zielone oczy.

- Chciałbym ci coś dać, jeśli to nie przyjmiesz, zrozumiem. 

-  A co to takiego?

Zdjął z ręki pierścień, złoto przypominało dwóch węży w których paszczach osadzony był czarny, idealnie wyszlifowany kamień. Krukonka na starcie wyczuła dziwną energię od tego przedmiotu. Spojrzała na Toma niepewnym spojrzeniem.

- Czy to jest to co myślę?

- Chciałbym ci dać kawałek mojej duszy, Danielle.

- Nie powinieneś go raczej dobrze ukryć? W przyszłości znajdzie się ktoś, kto będzie chciał cię zniszczyć.

- Nikomu się to nie uda. Wierzę, że będziesz go pilnowała lepiej niż ktokolwiek inny.

Skinęła głową zastanawiając się nad jego słowami. Co jeśli jednak znajdzie się ktoś będący na równi z Tomem i będzie chciał go zabić? Tom przygladał jej się w milczeniu, niepozornie uniósł kąciki ust widząc, że dziewczyna się głęboko zamyśliła. Pocałował ją w nos, i zanim się obejrzała już go nie było.


Sykes ciężko przełknął sprowadzając ją tym na ziemię. Ścisnęła jego rękę zachęcając go tym gestem do mówienia.

- Pamiętasz jak zemdlałaś pod wpływem jakiegoś uroku? - skinęła głową. Prawie zdążyła o tym zapomnieć. - Wcześniej byłaś z Charlusem w Hogsmeade, Tom tak jakby przerwał wasze spotkanie. Potter przybiegł do Hogwartu cały spanikowany. Po krótszej chwili rozmawiania doszliśmy do wniosku, że Riddle jest o ciebie zazdrosny. Wtedy bardzo nie tolerowałem twojej znajomości z nim, uważałem go za śmiertelne zagrożenie. Chcieliśmy z Charlem upewnić się, że jemu na pewno zależy. Zebraliśmy się do zakazanego działu i znaleźliśmy przepis na eliksir osłabiający. Sporządziliśmy go i na kolacji dolałem ci kilka kropel do soku. Tom się o tym w jakiś sposób dowiedział i nie zapomniał nam tego, wtedy przed jego atakiem powiedziałem kilka zdań które słusznie uznał za hipokrytyczne. Nie winię go za to, Danielle. Nie chcieliśmy ci wtedy wyrządzić krzywdę, nigdy bym tego nie chciał... nie doczytaliśmy skutków zażycia eliksiru oraz działania po pojedyńczych dawkach. Charlus powiedział, że po paru kroplach nic ci się nie stanie, nie sprawdziłem w tej cholernej księdze czy ma rację. Przepraszam cię Dan, nie potrafię już tego dłużej ukrywać. 

Osłupiała. Sam incydent nie był dla niej ważny, liczyło się tylko to, że jej najlepszy przyjaciel, osoba którą traktowała jak rodzinę wystawiła jej życie takiemu ryzyku. I wszystko tylko dlatego, żeby udowodnić, że grozi jej śmiertelne niebiezpieczeństwo. Brzmiało to tak ironicznie i bezsensownie. Nie rozumiała dlaczego chcieli mieć potwierdzone, że Tom jest zazdrosny. Nie rozumiała wielu rzeczy. Najbardziej jednak zdrady jakiej się dopuściła najbliższa jej osoba.

- Nie rozumiem, Sykes. - rozżalona spojrzała w jego ciemne, piwne oczy. - Jak mogłeś zrobić coś takiego?

- Dan chciałem dla ciebie jak najlepiej, uważałem go za złego człowieka. Nadal tak uważam. - poprawił się. - Jednak wiem teraz, że jest on w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo. Tylko jeśli znajdziesz się po drugiej stronie muru spotka cię los gorszy od śmierci. Ten człowiek nie zna litości i empatii-

- Powtórzę to ostatni raz, nie znasz go. 

- Nie trzeba być wielkim geniuszem żeby dostrzec w nim potwora, brak serca i sadyzm! Adddington zapytaj kogokolwiek w tej szkole, każdy powie ci to samo. Zasłużyłem na to co mi zrobił, ale inni? Ma prawo ich karać za coś na co nie mają wpływu? Za status krwi? Może dla ciebie ma całe serce, ale innym nie okaże chociażby skrawka. A są zaklęcia dużo gorsze od tego które na mnie rzucił. I robi to wszystko bez mrugnienia oka. Myślisz, że kto zabił Martę Warren? Oczywiście, że on. Albo przynajmniej w tym maczał palce.

- Świetnie, Sykes. Chcesz powiedzieć coś czego nie wiem?

- Oh więc kryjesz mordercę, stajesz się przez to tak samo winna. Masz ich krew na rękach. - na jego twarzy odmalowała się szczera pogarda. - Chciałem ci jedynie powiedzieć na koniec, że zostały mi cztery miesiące. Ciąży na mnie klątwa genetyczna, jak dosięgnę wiek dorosłości, będę mógł się pożegnać z życiem. I nie, nie biorę cię na litość, Addington.

Ich drogi rozeszły się.



Tom gładził wolną dłonią nagie ramię krukonki leżącej obok. Danielle leżała z twarzą przyciśniętą do jego klatki, póki jej wzrok utkwiony był w nieokreślonym punkcie. Po rozmowie z Sykesem potrzebowała odreagować, poczuć coś innego niż żal i złość. Więc poszła do pokoju życzeń więdząc, że znajdzie tam bruneta. I nic sobie nie robiąc z własnych poczynań, pocałowała zaskoczonego ślizgona popychając go w stronę łóżka. Tak właśnie kilka godzin później, po epizodach płaczu i wyładowania namiętności leżała w niego wtulona. Tom odpowiedział na każde jej pytanie, zaczynając od zdarzenia z urokiem i kończąc na jego morderstwach i atakach. 

I Tom Riddle nie miał zielonego pojęcia co będzie dalej, i jak zwykle nie wiedział odczytać co siedzi jej w głowie. Nie skomentowała jego czynów nawet jednym słowem, jedynie pytała o więcej. Nie miał pewności, czy Danielle Carina Addington odezwie się jeszcze kiedykolwiek do niego po opuszczeniu tego pomieszczenia. Bo pamiętał jej słowa wypowiedziane kilkadziesiąt minut temu.


- Poświęciłam dla ciebie wszystko, a teraz nie mam już nikogo. Nie żyją, lub odwrócili się ode mnie przez to, że kocham i bronię bezwzględnego mordercę. A ty, Tom? Co poświęciłeś ty?




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro