Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 22

Sykes ponownie rozejrzał się czujnym wzrokiem wszędzie wokół siebie oraz omiótł przelotnym spojrzeniem lekko wydeptaną ścieżkę prowadzącą za szkołę. Sięgnął do kieszeni i z zmiętą paczką papierosów w ręce nastawił uszy, po chwili był pewien tego, że jest sam. Niedbale odpalił różdżką fajkę i z lubością zaciągnął się toksycznym dymem. Zagryzło go w gardle, zaszczypały go oczy a z warg wysunął mu się cienki obłoczek białego dymu. Blondyn obserwował w zamyśleniu jak toksyny stąpają kilka metrów i wtapiają się w mgłę. Jego wspomnienia z Alphardem były jak dym papierosowy, niby znikały, a jednak wgryzały się w jego wnętrzności zostając tam na zawsze. Wysoki chłopak z ciemnymi włosami nieźle mieszał mu w głowie, przybijało go jak bardzo uległy mu był. Alphard mógł się do niego nie odzywać przez dwa dni chodząc otoczony wianuszkiem ślicznych koleżanek rozchichotanych jego żartami, a później powiedzieć niedbałe przepraszam a Nash znowu był mu na skinienie palca. Blondyn zdecydował, że musi otoczyć swoje miękkie serce murami tak wysokimi, że żaden śliczny uśmieszek Black'a przez nie da rady przez nie przeskoczyć. Tylko, że on coś czuł. Pragnął go, jego obecności, uwagi, uczuć i po prostu jego osoby. Wyskoczył jak poparzony kiedy usłyszał niespieszne kroki na ścieżce, nie słyszał śmiechów więc było wykluczone, że była to grupka młodocianych palaczy. Miał już gasić papierosa kiedy wiatr przywiał spokojny, przyjemny dla ucha głos jego przyjaciółki.

- Spokojnie Nashie, to tylko ja. - zza lekko podniszczałego rogu budynku wyłoniła się postać w miarę wysokiej krukonki zawiniętej w wełniany płaszcz oraz szalik Slytherinu. Z pogodnym wyrazem twarzy mąconym szczerym zmęczeniem przystanęła obok niego i głęboko westchnęła. Z ulgą skończył papierosa i sięgnął po drugiego, dym nieprzyjemnie poleciał mu do oczu powodując, że zaszły łzami. - Nie lubię jak przy mnie palisz, jak w ogóle palisz.

- Sama tu przyszłaś. - mruknął poirytowany zaciągając się głęboko, z fascynacją obserwował jak koniec papierosa rozżarzył się spopielając swoją część. W międzyczasie zdał sobie sprawę z tego, że Dan jest cicho co było do niej dość niepodobne. Spojrzał na brunetkę której na twarzy widniała pewnego rodzaju zbolała mina i zdał sobie sprawę z tego, że zachował się trochę nie miło.  - Przepraszam. Coś się dzieje?

Wzruszyła ramionami i zabłądziła nieprzytomnym wzrokiem pomiędzy drzewami Zakazanego Lasu. Po dłużej chwili wróciła na ziemię i spojrzała w ciemne oczy krukona.

- Przespałam się z Tomem. - Sykes wbrew sobie zrobił wielkie oczy i zakrztusił się ostrym dymem czerownych. Chciał na nią nakrzyczeć, zapytać jak mogła zrobić coś tak intymnego z tak bezdusznym tyranem. Chciał chociażby zapytać czy wszystko w porządku, jak się czuje. Jednak jego homoseksualne ja i ciekawość przejęły kontrolę nad zdrowym rozumem. Z wielkim uśmiechem od ucha do ucha zapytał:

- O cholera, jak było? 

Speszona od razu zalała się rumieńcem i mruknęła coś pod nosem. Zdeptał peta podeszwą buta i szturchnął ją łokciem przez co się prawie wywróciła. Spiorunowała go gniewnym spojrzeniem, jednak kiedy Sykes wymownie uniósł brwi powróciła do punktu wyjściowego w którym stała zalana czerwienią z wzrokiem wbitym w ziemię.

- Dobrze. Nie pytaj mnie o nic więcej, dobrze? - nie skomentował tego, usiadł jedynie na kamieniu, Addington dołączyła do niego dzięki czemu mógł ją objąć ramieniem.

- Nie będe pytał o szczegóły, jednak to nie koniec tematu. - dziewczyna widząc, że przestaje żartować odetchnęła z ulgą. - Żałujesz?

- Nie, Sykes. - zaczęła się bawić zielonym frędzlem szalika. - Czuję się w porządku z tą sytuacją. Po prostu... oh Nashie, boję się. Tom nie jest złym człowiekiem, ale robi gorsze rzeczy niż ktokolwiek z nas. Boję się o niego i konsekwencje jakie mogą mieć jego poczynania.

Przemilczał kwestię dobra i zła, gdyż nie chciał naskakiwać na chłopaka przyjaciółki którego w pełni nie tolerował. Miał swoje zdanie na ten temat, jednak póki miał pewność, że Riddle traktuje Dan dobrze, mógł milczeć.

- Dan, kochasz go?

- Tak.

- Więc w czym jest problem? Nie do kónca rozumiem szczerze powiedziawszy.

- Nie mogę ci wszystkiego powiedzieć, tak właściwie to nie mogę ci powiedzieć prawie nic. Cokolwiek Tom nie zrobi będę przy nim, chyba, że skrzywdzi ciebie lub kogoś na kim mi zależy. To mu już powiedziałam. Sykes ja wiem, że go nie zmienię. Przez te pare miesięcy był inny, nauczył się czuć coś innego oprócz nienawiści. Jednak obudziłam w nim stary płomień ciemności. - ciągnęła z goryczą zbierającą na płacz. - Nie wiem czy tylko sobie poradzę wiedząc o jego grzechach. Będę się czuła jakbym także miała na rękach krew niewinnych ludzi.

- Danielle. - popatrzyła na niego, kciukiem starl jedną łzę zanim dostała okazję rozprysnąć się na ziemi. - Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale myślę, że mi powiedziałaś więcej niż chciałaś. Kochasz mordercę, który ma serce jedynie dla ciebie.



Tom odłożył ostatnią książkę na półkę w bibliotece. Zebrał swoje rzeczy leżące na stoliku stanowiącym jego stanowisko pracy przez ostatnie kilka godzin. Rzucił okiem na zegar, dochodziła godzina osiemnasta, było już późno. Z niezadowoleniem uświadomił sobie, że nie widział Addington od śniadania gdyż nie mieli tego dnia żadnych wspólnych zajęć, a krukonka także tajemniczym trafem nie pojawiła się na obiedzie wraz z tym blondynem. Postanowił się wybrać do sowiarni, poprzedniego dnia rozesłał do swoich zwolenników informację o kolejnym spotkaniu. Zawinął sobie wokół szyi zapasowy szalik swojego domu i opuścił ciepłą bibliotekę Hogwartu. Czuł się bardzo rozproszony przez brunetkę, większość jego myśli zajmowała właśnie ona, przez co wypychała z jego głowy szczegółowe plany bez cienia skazy. Kiedy tak szedł korytarzem przypominając zmaterializowanie burzy i chaosu, nie zauważył, że dołączył do niego denerwujący przyjaciel-pedał Danielle. Sykes jednak sprawiał na nim całkiem nienajgorsze wrażenie. Był błyskotliwy, uparty i lojalny; a to się ceniło. Krukon wywiercił w nim twarde spojrzenie, a jego ostro zarysowana twarz ułożyła się w surowy wyraz. Co jak co, ślizgon musiał mu przyznać punkt za to, że się wcale nie bał. 

- Riddle.

- Nash. - pozdrowili się nie ukrywając wzajemnej pogardy i niechęci. - Chciałbyś coś powiedzieć? - rzucił Tom prześmiewczym podtonem, który blondyn wyraźnie wyczuł.

- Wolałbym to uczynić w mniej ruchliwym miejscu. - Tom nie mógł się oprzeć skomentowaniu tego, obrzydzony wizją Sykesa wymieniającego się bakteriami z Alphardem prychnął.

- Ręce przy sobie inaczej-

- Nie lecę na psycholi. - Sykes przerwał mu z promiennym uśmieszkiem. Kiedy stanęli w przerzedzonym korytarzu, krukon spoważniał. 

- Więc?

- Nie wiem co ty robisz, Danielle mi tego nie powie ponieważ jest dyskretną osobą. Ostrzegam cię jednak, jeśli ją skrzywdzisz lub coś jej się przez ciebie stanie to cię zniszczę. Przysięgam, Riddle. 

Po tych słowach jakby nigdy nic odszedł zostawiając Toma w pustym korytarzu. Niestety słowa nie dotarły do prefekta naczelnego, ten gardząc chłopakiem na całej linii powrócił do zamiaru odwiedzenia sowiarni. Chlastany po twarzy przez marcowe powiewy z śladami zimy wszedł do sowiarni w której unosił się charakterystyczny puch. Dostał odpowiedź od każdego zwolennika chociaż to nie było konieczne, musieli się stawić. Do wieży wleciała całkiem dobrze znana mu sowa, i tak jak się spodziewał - miała dla niego list. Rozwinął kawałek pergaminu poznając schludne pismo Addington.

Jest sprawa o której chciałabym z tobą porozmawiać, to niezwykle ważne. Będę czekała jutro przy tych schodach co zwykle, o 20.

Zmarszczył brwi. Jutro o dwudziestej godzinie wieczorem miał spotkanie, nie mógł go odwołać gdyż przyjść miały blisko cztery dziesiątki ludzi. I to miała być pierwsza sytuacja która chociaż wyglądała na niezbyt ważną, okazała się być wagi złota. A miała to być także pierwsza sytuacja w której musiał zdecydować pomiędzy miłością a władzą.



Danielle usiadła przy biurku, w ręce miała nowiuteńkie pióro i rolkę pergaminu. Chciała czuć się zrozpaczona, złamana lub zła. Jednak nie czuła nic, w danej chwili po prostu była emocjonalnie wyschnięta. Zamiast zabrać się za esej wlepiała pusty wzrok za okno, jej oczy nie widziały drzew i stworzeń budzących się do życia po surowej zimie. Nieświadomie zaczęła żuć końcówkę pióra, drugi koniec podparła na obnażonym przedłokciu. Po rozmowie z Sykesem czuła się tak źle, że nie potrafiła się skupić na reszcie lekcji. A później nagle wszystko ucichło, jakby ktoś ją wyłączył. Danielle przycisnęła wargę do pióra, grot napotkał opór ze strony elastycznej skóry. Z czystej ciekawości przycisnęła jeszcze bardziej, w pewnej chwili usłyszała jakby kliknięcie. Naskórek pękł a grot lekko wślizgnął się pod skórę. Z mroczkami przed oczami patrzyła na krew wylewającą się malutką ścieżką z rany. 



I póki Sykes tonął w objęciach Alpharda zakopany w śliskich zielonych pierzynach oblegany przez dotyk kochanka, Tom siedział w bezruchu w fotelu z kręgosłupem wyprostowanym jak od linijki a burdelem w głowie tak wielkim jak jego talent magiczny, Charlus usiłował się znaleźć pocieszenie w nowych ambicjach i listach brata, w tym samym czasie Danielle z sinymi kręgami pod oczami tępiła nowe pióro na własnej ręce.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro