Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 21

Tom płynnym ruchem ręki zdjął kaptur ze swojej głowy. Grupa zebranych w półokrąg odruchowo skopiowała gest, nieco ponad dwie dziesiątki par oczu obdarzyły go wyczekującym spojrzeniem. Czuł się niesamowicie, prawie zdążył zapomnieć jak błogim uczuciem była świadomość posiadanej władzy oraz talentu. Wygodnie złączył palce za plecami i omiótł swoich najbliższych zwolenników chłodnym spojrzeniem. Po dłuższej chwili ciężkiego milczenia w końcu zdecydował się przemówić.

- Za kilka miesięcy będę mógł wcielić jedyną, poprawną ideę będącą ostatnią nadzieją dla Świata Magii w życie. Podjęliście właściwą decyzję przyłączając się do mnie. - jego głęboki, matowy głos roznosił się potężnym echem po wielkiej sali stworzonej przez Pokój Życzeń.              Zebrani po kolei skłaniali głowy z wyrazem szacunku i strachu kiedy wbijał w nich kolejno swoje zimne spojrzenie. Niezbyt przyjemny uśmiech zagościł na jego ustach, oczy jednak pozostały lodowate. - Dzisiaj na znak waszej wierności obdaruję was czymś, co będzie was wyróźniało od innych. - wyciągnął różdżkę i skinął głową w kierunku Nott'a. - Podejdź.

Smukły chłopak, a raczej młody mężczyzna z ciemnymi brązowymi włosami wpadającymi kosmykami zalotnie do szarych oczu wykonał jego polecenie. Na twarzy nie malowały mu się żadne emocje, jednak Tom czuł jego niepewność i strach. Jednym szarpnięciem wysunął rękaw jego białej koszuli do łokcia odkrywając alabastrową skórę posianą kilkoma pieprzykami. Nawiązał przerażający kontakt wzrokowy z poddanym, Alias Nott poczuł jak włosy stanęły mu na baczność wzdłuż kręgosłupa. Bo kiedy Tom Riddle przycisnął różdżkę do jego nadgarstka a pod skórą wybuchła splątana sieć czarnego atramentu powodując niesamowity ból, mógł przysiąc, że w jego oczach ujrzał odbicie samego diabła. 


Danielle usiadła na brzegu łóżka, tego ranka ponownie bardzo bolała ją głowa i bała się powtórzenia zdarzenia sprzed paru miesięcy kiedy to wylądowała w skrzydle szpitalnym. Dlatego zwolniła się z dnia lekcyjnego u opiekuna Ravenclaw'u. Przez to zdarzenie powróciła myślami do Abraxasa, teraz nie byłoby nikogo kto by ją "uratował". Sykes był zbyt pochłonięty spędzaniem czasu z Alphardem, nie miała mu tego za złe. Rozumiała, że się zauroczył i nie widział w chwili obecnej świata poza Black'iem. A Tom... krukonka czuła jak jej się zaczyna robić duszno i słabo. Od czasu rozmowy w Ministerstwie nie mieli kontaktu. Była świadoma tego, że poruszyła w nim coś, co się jakiś czas temu zatrzymało. Tą ohydną cząstkę jego traumy spowodowanej dzieciństwem. Wiedziała, że tak czy owak kiedyś znowu mogło to nastąpić. Myślała jednak, i nadal miała nadzieję, że ostatnie zdarzenia wywarły na nim w pewien sposób piętno wrażliwości. Ubrała buty i naciągnęła na siebie płaszcz oraz szalik. Pomimo ostrego bólu głowy postanowiła się przejść, miała wrażenie, że jeśli miałaby spędzić resztę dnia sama w dormitorium to poczułaby się jeszcze gorzej. Powolnym krokiem wyruszyła w kierunku wyjścia z zamku, uświadomiła sobie jednak, że nic dzisiaj nie jadła więc skręciła do kuchni. Zamek był wyjątkowo cichy, mdły stukot jej twardych obcasów rozbijał się echem o ściany. Cała ta atmosfera i chłodne otoczenie sprawiły, że poczuła się niezwykle samotna. Bezszelestnie wstąpiła do kuchni w której skrzaty pełną parą przygotowywali obiad dla uczniów i personelu szkoły. Cały ten zapach słodkiego sosu jabłkowego do kurczaka, aromatycznej zupy i słodkich ciast stworzyły domową atmosferę w towarzystwie stukotu łyżek i warzech o miedziane garnki. Prowadzona przez małą, pomarszczoną skrzatkę usiadła przy drewnianym stole aż błyszczącym czystością. Horcrux. Schowała twarz w dłoniach. Człowiek którego pokochała zabił. Umyślnie. Kochała kogoś, kto zabił żeby żyć wiecznie. Nawet nie spostrzegła kiedy jej roztrzęsiony oddech zamienił się w nieregularne łkanie. Wierzyła w to, że Tom jest dobrym człowiekiem, jednak nie potrafiła usprawiedliwić tego co zrobił. Nie dało się. Słysząc cichy stukot odsłoniła twarz i uśmiechnęła się cierpko do skrzatki dziękując jej, przed nią na stole stała gorąca herbata i talerz z dwoma kromkami posmarowanymi porzeczkowym dżemem. Rozechwianymi rękami ujęła kubek i upiła z niego kilka małych łyków napoju. Obraz odsunął się cicho szorując o ziemię, a w drzwiach ukazała się osoba której się tutaj najmniej spodziewała. Milcząc odwróciła wzrok i kontynuowała w powolnym procesie picia. Hardo uniosła głowę przed siebie zupełnie zapominając o wielkich łzach wyjewających się z jej zielonych oczu. Tom usiadł naprzeciwko niej i beznamiętnie ofiarował jej długie spojrzenie, nie miała zamiaru odwrócić wzroku. Upiła kolejnego łyka herbaty parząc sobie przy tym nieprzyjemnie język. Odwrócił spojrzenie i cicho zaczął stukać palcami o blat. Postawiła kubek i przyciągnęła do siebie talerz.

- Smacznego.

- Dziękuję, Tom.

Żucie szło jej jakoś niezmiernie wolno i nieprzyjemnie, a kęs świeżego chleba nie chciał jej przejść przez gardło. W tej niezmąconej żadnym z nich ciszy zmusiła się do zjedzenia połowy przygotowanego posiłku, potem wstała i opuściła kuchnię. Miała ochotę się na nowo rozpłakać, jednak przeszła zaledwie pół korytarza kiedy usłyszała przesuwanie się obrazu. Nieznacznie przyspieszyła i skręciła w stronę schodów.

- Zaczekaj. - odwróciła się zatrzymując się przy tym, ślizgon znalazł się przy niej w paru długich krokach i znowu zapadła cisza. - Musimy porozmawiać. 

- Dobrze. - nawiązali intensywny kontakt wzrokowy. Wnętrzności Toma ścisnął nieprzyjemny skurcz, wiedział, że Danielle nie jest na niego zła. Jednak jej zimna postawa i brak rozmarzonego, ciepłego uśmiechu ustwierdzały go w tym, że dziewczyna czuje coś gorszego od złości. Nie wiedział co, nie potrafił się domyślić. - Kiedy?

Chwilę mu zajęło przetworzenie tego pytania, szybko jednak dał jej odpowiedź.

- Teraz. Chodź. 

Po niemalże dziesięciu minutach znaleźli się pod drzwiamy Pokoju Życzeń, a Addington widząc jak opustoszałe jest piętro, zastanawiała się przez chwilę, czy zostanie tam zamordowana. Z obojętnością wzruszyła ramionami na tą myśl, co nie uszło uwadze bruneta. Domyślając się, że prawdopodobnie pochłonęły ją myśli, lekko się uśmiechnął. Z głowy mu na chwilę całkowicie wypadło o czym chciał z nią rozmawiać. Otworzył drzwi i puścił ją przodem, pomieszczenie miało bordowe ściany, ciemną podłogę i wielki żyrandol na którym błyszczały setki kryształów odbijając żółtawe światło świec, przez co na wielką kanapę pod nim padał ciepły blask. Addington usiadła  na kanapie i oparła twarz na dłoni przyglądając mu się w zamyśleniu. Wydawało jej się, że  wyląda bardziej dorosło, męsko. Jego szczęka nabrała wyraźniejszego zarysu, a cała postura jego ciała stała się bardziej elegancka. Po raz setny zwróciła uwagę na jego równy, wąski, arystokratyczny nos który musiał odziedziczyć po ojcu oraz migdałowe oczy. Nic sobie nie robiła z tego, że mu się nie dyskretnie przygląda. To jedynie sprowokowało Riddle'a do tej samej czynności. Okrągla, urocza twarz Danielle jakby wydłużyła się i zwężyła, oczy lekko się zapadły tak samo jak policzki. Włosy jej urosły sięgając już tylko parę centymetrów nad pas i ściemniały przez zimę. Wyglądała bardziej kobieco i zmęczenie niż zapamiętał. Po raz kolejny poczuł jak wnętrzności mu się cisną w jeden wielki skurcz.

- O czym chciałeś rozmawiać? - zapytała przechylając głowę, wzrok Toma powędrował na jej smukłą, jasną szyję. Poczuł się dość dziwnie, zalała go fala gorąca. Odchrząknął i skupił wzrok na jej oczach. 

- O nas. - niemalże poczuł jak się zaczęła denerwować chociaż nie ruszyła się nawet o milimetr. Oparł się o parapet okna za którym rozpościerał się sztucznie utworzony widok rozpościerającego się oceanu zalanego promieniami słońca. - Powróciłem do starych planów, i więcej od nich nie odstąpię. Rozumiem, że moje poczynania mogą być dla ciebie niezrozumiałe jednak to niczego nie zmieni. - jej wyraz twarzy się nie zmienił więc kontynuował. - Daję ci wybór, albo się do mnie przyłączysz albo nasza relacja musi się skończyć.

Na jego zaskoczenie reakcją Dan nie była nagła złośc czy gorycz lub płacz. Popatrzyła na niego i uniosła brew. 

- Nie będziesz mi kazał wybierać, nie jestem twoim zwolennikiem czy podwładnym jak reszta, Tom. Mogę sama wybrać, i nie z tego co mi zaproponowałeś. I to czy ci to będzie pasować to druga sprawa. Nie przyłączę się do ciebie, musiałabym naprawdę nie mieć serca żeby stać się kimś, przez kogo zginęła moja rodzina i przyjaciel. Nie chcę żeby nasza relacja się skończyła, nie dopuszczę do tego.  Nie będę ingerowała w to co robisz o ile to nie dotknie bliskich mi osób. Tyle mam do powiedzenia. - serce waliło jej jak szalone, bała się. Bała się tego, że serce Toma zatonęło w mroku tak bardzo, że wyparło z niego miejsce dla niej. Brunet rozluźnił ramiona i zawiercił się nieznacznie i spojrzał na nią tym razem wzrokiem zabarwionym emocjami. Po chwili jednak odwrócił wzrok, a później odwrócił się cały. Danielle zebrało się na płacz, to był koniec. Wstała z miękkiej kanapy i ostatni raz spojrzała na Toma, jego ciemna postać mrocznie odznaczała się na tle błękitnego oceanu zjewającego się z bezchmurnym niebem. Czuła się jakby jej serce nabrało ciężar kamienia, jakby je za sobą ciągnęła po ziemi kiedy ruszyła w stronę drzwi. Nie zaszła zbyt daleko, kamień w jej klatce aż podskoczył z szoku łamiąc przy kim kilka zamków kiedy Tom zacisnął ręce na jej ramionach przyciskając ją do drzwi. Gdyby nie to, że od razu ją pocałował, byłaby pewna tego, że zaraz zginie. Ten pocałunek różnił się od ich poprzednich, nie był tak leniwy, zaspany i uroczy. Chłopak puścił jej obolałe ramie i przeniósł dłóń na jej szczękę póki druga zjechała w drugą stronę, na talię. Danielle ostrząsnęła się z zaskoczenia i ośmielona jego poczynaniem wczepiła się palcami w jego miękkie włosy jakby od tego zależało jej życie. Riddle bez ostrożności ugryzł ją w wargę szarpiąc przy się przy tym z guzikami jej koszuli, poszła w jego ślady i dużo sprawniej pozbawiła go górnej części ubrań.

- Kocham cię. - Danielle ledwo przetworzyła te słowa przez krew pulsującą w jej głowie, nieprzytomnie wczepiła ręce w pasek jego spodni. Tom oderwał się od niej patrząc na nią spojrzeniem szalejącym uczuciami, czymś czego rzadko się można  w nim doszukać. A teraz to właście samo krzyczało, z jego oczu krzyczało życie. 

- Ja ciebie też, Tom. - podniósł ją i idąc w kierunku kanapy rozpiął zamek jej spódnicy która spadła na podłogę w towarzystwie reszty ubrań. 

Danielle tej nocy nie wiedziała czy podjęła dobrą decyzję. Była świadoma tego, że wybrała drogę przez mrok przez którą jej życie będzie pełne kłamstw, bólu i śmierci. Traciło to jednak na znaczeniu kiedy miała obok siebie sprawcę tego wszystkiego - Toma Riddle'a.




Hej kochani, wiem, że to trochę bezczelne pojawiać się z nowym rozdziałem tak po czterech miesiącach. Wena jest wybredną kochanką. Nie jestem całkowicie zadowolona z tego rozdziału, jednak następne będą mnie sztuczne, zapewniam.

Postaram się żeby rozdziały były co tydzień, max co dwa.

Sekcja komentarzy należy do was, jestem ciekawa co myślicie, że będzie dalej.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro