ROZDZIAŁ 19
Danielle odgarnęła włosy z twarzy czując jak jedno pasmo nieprzyjemnie łaskocze ją w nosie. Wokół niej panował straszny hałas co ją wpędzało w wir pytań. Otworzyła w końcu oczy i z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że pochyla się nad nią twarz Toma z której znikły wszystkie kolory. Usiadła prosto i od razu zauważyła Sykesa wpatrującego się w nią martwym spojrzeniem, strała się mu przekazać, że jest w porządku. Wiedziała, że o ile teraz nie zrobi afery, to później będzie się musiała tłumaczyć. Postanowiła to na razie zignorować i odwróciła się znowu do ślizgona, podsunął jej piwo kremowe. Brunetka upiła kilka sporych łyków i odstawiła je na ciemny, drewniany stół z którego stopniowo schodziła farba. Popatrzyła na Toma, śledził ją uważnie jakby miała ponownie w każdej chwili zemdleć.
- Zaczęło się dwa lata temu-
- Danielle, nie musisz teraz o tym mówić. - wyglądał poważnie.
- Zaczęło się dwa lata temu, pomagałam Abraxasowi z eliksirami ponieważ profesor Slugnorn uważał, że sobie nie radzi. Teraz jest w jego słynnym klubie. - uśmiechnęła się. - Więc pomagałam mu od października do lutego. Twierdził, że źle się czuje z tym, że zabiera mi czas który mogłabym poświęcić na swoje sprawy. Mówił, że mi to chce wynagrodzić, zapraszał mnie do Hogsmeade, dawał mi różne rzeczy i w ogóle. Też się nim zauroczyłam, więc pod koniec piątego roku zostałam jego dziewczyną. Wszystko było w porządku do póki nie zaczęło mnie denerwować to, że Abraxas nie chciał się do mnie odezwać ani nawiązać kontakt wzrokowy w obecności innych ludzi. Podeszłam do niego kiedyś wbrew jego uwagom, a on się na mnie wydarł, zwyzywał mnie. Później przepraszał i mówił, że to dla mojego dobra. Zaczęło się sypać, a Malfoy postanowił to na siłę ratować. W trakcie przerwy świątecznej zaprosił mnie do siebie. Jego rodzice wrócili wcześniej, a kiedy wyciągnęli ode mnie, że jestem córką wydziedziczonej Greengras... wiesz. Abraxas nie odzywał się do mnie trzy miesiące, a później zaczął znowu jakby nigdy nic. Powiedziałam mu wprost, że jest tchórzem i, że nie chce mieć z nim żadnych relacji. - Danielle wzruszyła ramionami. - Koniec historii.
- Co się stało wtedy podczas świąt?
- Zwyzywali mnie i Abraxasa... grozili śmiercią mnie i mojej rodzinie. - brunetka objęła się ramionami. - Może trochę mi grozili.
Tom milczał. Uświadomił sobie właśnie, że to całe nieszczęście spotkało Danielle i Abraxasa przez status krwi Addington. Tak samo śmierć jej rodziny, wszystko przez status krwi. Poczuł zbity z tropu. Wiedział, że to zły moment, ale musiał wiedzieć.
- Dlaczego więc Abraxas dołączył do mojego kręgu śmierciożerców? Powinien raczej walczyć o równość dla osób innego statusu krwi. - Danielle spojrzała na niego przekrwionymi oczami i się uśmiechnęła.
- Ponieważ mu odbiło. Zawsze był bardzo wrażliwy, poza tym cierpi na kompleks bohatera. Uważa się teraz za męczennika.
- Nie rozumiem. - mruknął niewyraźnie, analizując przy tym to co powiedziała.
- Abraxas nigdy nie miał przyjaciół. Dzieci pochodzące z tak szlachetnych rodzin grają teatrzyk od chwili w której stają się świadome. Zadawanie się z dziećmi innych rodzin czystej krwi chociaż ich nie cierpisz, udawanie, że tak nie jest. Złote maniery i srebrne poglądy, chociaż obydwie wartości równają się braku moralności i człowieczeństwa. A on taki nie jest, naprawdę. Abraxas jest dobrym człowiekiem z brakiem wyboru. Tak, owszem mógłby się zbuntować. Ale nie jest gryffonem tylko ślizgonem. Jestem jedyną osobą która rozumie Abraxasa, ale mnie stracił i spalił za sobą most. Później próbowałam z nim kilka ray porozmawiać kiedy widziałam co się z nim dzieje. Powiedział tylko, że wybrał drogę samotnika. Powiedział, że mam się nie martwić, że on uratuje świat. - głos jej się złamał. - Upewniłam się tylko w tym, że jest chory. Przez pewien czas go obserwowałam i analizowałam jego zachowanie. Jest dość przedwidywalny. Dołączył do twoich zwolenników, ponieważ chciał odkryć twój słaby punkt i cię zniszczyć. Poczuł się jednak zrozumiany. Traktujesz wszystkich równo, oceniasz ich jedynie według talentu, magicznych predyspozycji i lojalności. Zapomniał o swoim pierwotnym celu. Biedny Abraxas. - Danielle znowu zaczęła płakać a Tom siedział nieruchomo.
- Próbowałaś mu to powiedzieć?
- Powiedzieć do? Powiedzieć mu, że jest chory? - wytarła mokre policzki do rękawa. - Tom myśl. Jeśli mu to powiesz to stanie się agresywny, załamie się. Trzeba działać powoli. Żeby mu uświadomić jego stan, trzeba by było się do niego zbliżyć, zdobyć jego zaufanie i dopiero wtedy powoli zacząć działać. - wytłumaczyła cierpliwie, wzięła głęboki wdech. Tom pod wpływem intuicji złapał lekko jej dłoń.
- Trzeba mu pomóc. Uratować go zanim coś zrobi. - stwierdził powoli. Wiedział teraz, że Abraxas jest niepoczytelny. Nie martwił go jedynie stan blondyna który wydawał się pogarszać z upływem czasu. Obawiał się tego, że Abraxas stanie się groźny dla otoczenia, i tutaj miał głównie na myśli Danielle. Kilka razy zauważył jak Abraxas ich śledził kiedy byli razem, zapomocą legilimencji też odkrył, że Malfoy chciał obrócić Danielle przeciwko niemu. Zignorował to wszystko mając z tyłu głowy myśl, że Malfoy jest i tak spisany na straty. Uświadomił sobie, że Danielle nie miała racji. On wcale nie spalił za sobą mostu.
- Przepraszam bardzo, co tu się dzieje? - Sykes stał przed ich stolikiem z surowym wyrazem twarzy, a jego wąskie, jasne usta były zaciśnięte w linię która mogła być tak ostra jak brzytwa. Umysł Toma błyskawicznie wyślizgnął się z otchłani myśli w której kończył układankę dotyczącą Abraxasa, i przeskoczył do wrogiego trybu.
- Na twoim miejscu pilnowałbym swoich spraw, Nash. - ledwo widocznie wskazał podbródkiem w kierunku Black'a. Na miejsce Sykesa opadła Clare Meadowes wesoło świergotając. Oczy Sykesa zapaliły się jak pochodnie w momencie w którym Alphard się zaśmiał.
- Dziękuję za miłą uwagę, ale daje mi ona jedynie możliwość wytknięcia ci faktu, że to nie jest twoją sprawą. - mięśnie na twarzy Toma lekko drgnęły, niezdrowo blada twarz Sykesa wykrzywiła się w ironicznym uśmiechu. - Danielle, moglibyśmy proszę porozmawiać na osobności? - Danielle wyłapała w jego głosie nutkę rozpaczy i paniki, i zrozumiała, że coś się prawdopodobnie dzieje.
- Przepraszam Tom, możemy się spotkać tam gdzie zwykle o tej samej godzinie? - ominęła nazwę i godzinę, ponieważ ślizgon nie chciał żeby ktokolwiek dowiedział się o danym miejscu. Riddle skinął głową, zostawił na stole należną ilość galeonów za piwa i opuścił lokal. Danielle złapał za serce fakt, że wydał na nia pieniądze. - Chcesz zostać tutaj? - Sykes spojrzał kątem oka na swoje byłe miejsce przy Alphardzie. - Chodźmy.
Sykes wyciągnął do niej ramie, które przyjęła kiedy opuścili lokal. Ich nogi mimowolnie skierowały się na błonia Hogwartu. Spojrzała na strapioną twarz przyjaciela i westchnęła.
- Co się stało? - zapytała w końcu.
- Najpierw powiedz mi dlaczego miałaś kilka napadów płaczu za sobą, a ten idiota nic nie zrobił. - uśmiechnęła się na te słowa, to był właśnie Sykes.
- Tom nie jest idiotą. Rozmawialiśmy o Abraxasie. - blondyn się zatrzymał z powagą na twarzy, doszukując się w mimice krukonki dowodu na kłamstwo. - Mówię poważnie, Nashie.
- I co z tego wynikło? - starał się ukryć nutkę zaciekawienia.
- Nie wiem, przerwałeś naszą rozmowę właśnie w momecie w którym można było coś stwierdzić. - Sykes westchnął, ponieważ Danielle nie powiedziała tego z wyrzutem ani złością. Nie podobało mu się, że w jakikolwiek sposób poruszano ponownie kwestię Abraxasa Malfoy'a. Uważał, że blondowłosy ślizon był niebiezpieczny. Z drugiej strony on jedyny pamiętał jak bardzo konfrontacja z nim niszczyła Danielle w przeszłości. Bał się, że to się powtórzy. - Teraz powiedz mi co się stało.
- To nic takiego, spanikowałem. Nie, to nie był paniczny atak. Danielle naprawdę, Boże! - ofiarowała mu długie, pytające spojrzenie. Wypuściła jego ramię z uścisku i odsunęła się trochę. Sykes westchnął z frustracją i przeczesał włosy roztrzęsioną ręką. - To nie jest normalne, mam na myśli to kim jestem. Mój ojciec nie byłby dumny, on byłby zawiedziony! Poza tym Alphard może mieć każdą, więc po co mu jestem ja? Czuję się z dnia na dzień coraz gorzej, coraz słabiej. Danielle nie wiem co się dzieje, boję się.
Chciała coś powiedzieć, chciała go wesprzeć ponieważ on starał się być dla niej zawsze kiedy było jej ciężko. Ale nie potrafiła. Jej własne serce krajało się właśnie na kawałki. Zakryła usta dłońmi, jednak nie udało się. Wrzasnęła, czuła jak zdziera sobie gardło. Czuła jak jej struny głosowe pękają wraz z jej sercem. Nie wiedziała co się z nią dzieje, straciła nad sobą panowanie. Łzy wyciekały z jej oczu jakby nie miało być jutra, czuła jak zalewają jej twarz, jak pojedyńcze krople wpadają za jej szalik i kołnierz. Sykes się odwrócił kompletnie przerażony i na krótką chwilę zesztywniał na całym ciele, później tak samo poczuł łzy na swojej twarzy. Danielle krzyczała, krzyczała i krzyczała. Kolejni i kolejni uczniowie zbierali się pod murami Hogwartu, żeby zakryli swoje twarze dłońmi lub znaleźli schronienie w uścisku najbliższych.
Metry nad ziemią pokrytą resztkami śniegu oraz błotem, otulony chłodnymi powiewami wiatru oraz delikatnym śpiewem ptaków ogłaszających wiosnę, wśród chłodu resztek zimy wisiało gorące od odwagi i nienawiści ciało Abraxasa Malfoy'a.
To był dla mnie ciężki rozdział, napisanie go zajęło mi - przynaję, sporo czasu. Mam nadzieję, że złapał twoje serce całą swoją siłą. Rozdział był w dużej części właśnie o Abraxasie, następne już będą raczej ogólnie o Tomowi i Dan.
Na moim profilu za niedługo pojawi się seria one shotów fanfiction z HP, pierwszy o Marlene Mckinnon xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro