ROZDZIAŁ 18
Sykes nie miał zamiaru wracać tak szybko do środka, na pewno nie po pięciu minutach. Ale to było białe kłamstwo, nie chciał martwić Danielle. Wiedział, że nie jest po prostu przeziębiony, ale nie chciał wiedzieć na co choruje. Bał się, że to będzie stanowiło barierę do gry w quidditcha. Wyciągnął przed siebie nogi, usłyszał trzaskanie stawów. Uwielbiał to robić.
- Merlinie, myślałem, że coś sobie złamałeś. - Sykes nie zdążył się nawet porządnie zdziwić, ponieważ czarnowłosy ślizgon zajął miejsce Dan po jego prawej. Nie wiedząc jak zareagować, zaśmiał się krótko. - To byłaby katastrofa, gdyby cię wywalili z drużynym, chyba rzuciłbym quidditcha. Jesteś jedynym graczem z którym da się naprawdę zagrać.
- Dzięki. - odparł blondyn starając się nie wyglądać, jakby właśnie usłyszał pierwszy ważny komplement w swoim życiu. - A co, uważasz, że twoja Clare źle gra? - Alphard wyglądał jakby jakby go ktoś nagle uderzył.
- Nawet mi o niej nie mów.
- Coś się stało? - zapytał ostrożnie Sykes.
- To największa suka poza całym Slytherinem i moją rodziną. Poza tym nie mam szczęścia do dziewczyn, do żadnej jakoś nie czułem chemii. - wzruszył ramionami i wyciągnął paczkę papierosów. Zapalił jednego i wetknął sobie do ust. - Poczęstowałbym cię, ale widzę, że od początku roku słabo ze zdrowiem stoisz. - Sykes przewrócił oczami. - A ty? Masz kogoś?
- Nie. - pokręcił głową. - Dziewczyny są... ugh. - Alphard się zaśmiał.
- Myślałem, że ty i Danielle. Wiesz.
- Że co?
- Zdania nie zaczyna się od "że". Ostatnio odsunęliście się z Charlusem od siebie, i myślałem, że to przez to, że on się do niej tak ślini. To byłoby całkiem logiczne. - Sykes pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Ja i Addington jesteśmy po prostu najlepszymi przjaciółmi. - spojrzał z ukosa na jego papierosa. - Nie daj się prosić.
- Mam lepszy pomysł. - Alphard usiadł bokiem i niezwykle mocno się zaciągnął, złapał Sykesa obydowami rękami za twarz i przyciągnął do siebie. Sykes wiedział o co chodzi, otworzył usta, a Black wydmuchnął cały dym prosto do nich. Nash myślał, że się za chwilę udusi. To był jego pierwszy shotgun, więc to było zrozumiałe. Sykes myślał tylko o jednym, o tym jak ciepłe są ręce Alpharda na jego twarzy, i o tym jak bardzo chciałby go teraz pocałować. Zrobiłby to, gdyby nie to, że ślizgon go wyprzedził rzucając przy tym papierosa na ziemię. Tak, Sykes był w dużym szoku, nie wiedział jakim sposobem zdobył się na reakcję i oddał pocałunek. Nie był krótki i niepewny, był zdecydowany. Alphard nie odsunął się po paru sekundach, wstając jak poparzony i nie uciekł. Kiedy wyczuł, że Sykes za chwile nie będzie w stanie oddychać, odsunął się.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał lekko zdyszany, po chwili kichnął. Alphard zdjął swój elegancki, czarny płaszcz, i narzucił mu go na ramiona. Wziął papierosa z ziemi, i go zgasił. Spojrzał na Sykesa z lekkim Black'owskim uśmieszkiem, i odbił pytanie.
- Dlaczego to oddałeś?
Danielle nie lubiła się spóźniać, ale tak samo nie lubiła kiedy spóźniali się inni. Zamówiła gorącą czekoladę i usiadła przy stoliku w kącie lokalu. Harbaciarnia Madame Puddifoot nie była wyjątkowo przyjemna, zbyt wielka ilość różu sprawiała przytłaczające wrażenie. Addington starała się jednak być cierpliwa i spokojna, chciała mieć rozmowę za sobą. Wiedziała, że za piętnaście minut przy wejściu zjawi się Tom. Mieli razem iść do Miodowego Królewstwa, chociaż chłopak za żadne skarby świata nie chciał się zgodzić. W sklepie zawsze panował tłok i huk. A Tom Riddle nienawidził obydwu rzeczy, zwłaszcza gdy dotyczyły one młodszych uczniów. Powoli upiła łyka z słodkiego, gorącego napoju. Drzwi gwałtownie otworzyły się na oścież, a dzwoneczek wiszący nad nimi wydał z siebie dźwięk jakby dostał szału. Charlus owinięty czerwono-żółtym szalikiem usiadł na przeciwko Danielle i zdjął zaparowane okulary.
- Przepraszam za spóźnienie, Alphard miał mały kryzys i musiałem z nim porozmawiać. - Danielle się wyprostowała, a cała złość magicznie znikła.
- Nie szkodzi. Coś się stało?
- Idą z Sykesem do trzech mioteł. - wywrócił oczami.
- Sykes zachowywał się tak kryzysowo od kiedy Black go zaprosił. - Dan uśmiechnęła się.
- Więc o czym chciałaś porozmawiać? - zapytał wycierają przy tym szkiełka okularów, nie wydawał się być ani trochę zły na krukonkę za jej ostatni wybuch. Wydawał się być zmęczony.
- Chciałam przeprosić za ostatnio. - już wcześniej postanowiła, że powie mu prawdę. - Zamordowano moich rodziców i Cyrę, nie chce o nich rozmawiać ponieważ to nadal zbyt wrażliwy temat. Nie chciałam, żeby się to odbiło na tobie.
- Nic się nie stało. Wiedziałem, że bez powodu nie zrobiłabyś takiej afery. Jesteś na to zbyt spokojna. - zaśmiali się, wydawało jej się, że gryffona gryzie jeszcze jedna kwestia.
- Coś nie tak?
- Nie mam u ciebie szans, prawda? - Danielle w pewnej chwili poczuła wyrzuty sumienia.
- Charlus mam nadzieję, że jesteś świadom tego, że jesteś wspaniałym chłopakiem. - uśmiechnął się lekko i skinął głową. - Oddałam swoje serce komuś innemu, i mam nadzieję, że ty też sobie kogoś znajdziesz.
- Rozumiem, szczerze po twoich słowach wtedy na lekcji dotarło do mnie, że naprawdę mogę być uciążliwy. - Danielle uśmiechnęła się, lubiła wersje ta nie narzucającą się wersję Charlusa. Podsunęła mu do połowy opróżniony kubek z czekoladą. Wdzięcznie się uśmiechnął i zdjął ciepłą kurtkę. - Kto podbił twoje krukońskie serce?
- Tom Riddle. - Charlus wydał z siebie bulgotawy dźwięk i szybko odstawił kubek krztusząc się.
- Nawet nie żartuj.
- Mówię poważnie. Nie będę próbowała ci wytłumaczyć, że nie jest złym człowiekiem bo mi nie uwierzysz.
- Może sobie być złym człowiekiem, tylko żeby był dobry w stosunku do ciebie. - uścisnęła jego rękę leżącą na stole i zmieniła temat.
- Musimy zadbać o to, żeby Sykesowi i Alphardowi się udało. Mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli cię tutaj zostawię. Jestem umówiona.
- Nie obrażę, pod warunkiem, że zostawisz mi tą czekoladę. - uśmiechnęła się, zauważyła też przez szybę Toma czekającego przed wejściem.
- Jest twoja.
Ubrała ciemny, wełniany płaszcz i owinęła się szalikiem Riddle'a. Gotowa na chłód lutego opuściła herbaciarnie. Tom górujący nad nią dobre kilkanaście centymetrów wyglądał na tle zachmurzonego nieba dość poważnie, malutki uśmiech zmiękczył to zjawisko a Danielle ignorując resztę ludzi przytuliła się do niego. Westchnął, wiedziała, że wolał, żeby nikt nie wiedział o ich relacji, pomimo tego odwzajemnił gest z niezwykłą czułością. Ponieważ Tom czuł się, jakby się uczył być człowiekiem.
- Idziemy?
- A nie możemy iść do trzech mioteł? - wyglądał na naprawdę zdołowanego.
- Nie, ponieważ Sykes się tam umówił z... no i lepiej nie.
- Z kim się umówił Nash? - zapytał widocznie nie rozumiejąc jej dziwnego pomruku.
- Tajemnica. Chodźmy, słyszałam, że dzisiaj jest promocja; do każdego soku dyniowego, czekoladowa żaba gratis. - westchnął, jednak dał się pociągnąć brunetce w kierunku zatłoczonego sklepu. Kilkanaście minut później opuścili Miodowe Królewstwo z owymi promocyjnymi zestawami oraz małym zapasem słodyczy. Tom czuł się naprawdę cholernie zmęczony i zirytowany.
- Możemy gdzieś usiąść?
- Jest zimno.
- Chodźmy do trzech mioteł, siądziemy daleko od twojego blondaska.- przewróciła oczami ale się nie sprzeciwiła. Miała ochotę na piwo kremowe. Już od wejścia zauważyła dwójkę ukrytą w jednym z kątów ciemnego pomieszczenia. I miała ochotę parsknąć, ponieważ Sykes i Alphard byli do siebie praktycznie przyklejeni. Tom stanął jak wyryty.
- To z nim się umówił Nash?
- Owszem, coś nie tak? - była przygotowana na niezbyt pozytywną reakcję Riddle'a. Pokręcił głową i wybrał najbardziej oddalony stolik od danej dwójki.
- Alphard to zdrajca krwi. Poza tym to chłopak. - wydawał się być zdegustowany.
- Miłość nie wybiera. - odparła krótko Dan i sięgnęła po menu, chociaż tak jak większość uczniów znała je prawie na pamięć. Zamówili dwa piwa kremowe, zapadła między nimi neutralna cisza.
- Chciałabyś zostać moją dziewczyną? - zapytał po chwili. Danielle uwielbiała w nim tą niespodziewaność, nikt inny by o to nie zapytał w takiej chwili, w tym miejscu i w tej sytuacji. Ale to był Tom Riddle, i on stanowił osobną rasę. Nieprzedwidywalny. Spojrzała na niego z zaciekawieniem, przechyliła głowę.
- Dlaczego? - zmieszał się, na jego smukłej twarzy pojawił się ledwo widoczny rumieniec.
- Nie wiem czy to możliwe skoro jestem dzieckiem które powstało pod działaniem amortencji, ale myślę, że cię kocham. Nie wiem czy tak jak normalni ludzie, ale na pewno tak jak umiem. - Addington poczuła jak jej serce zaczyna samotny maraton. Dotknęła lekko jego dłoń, ta szybko zamknęła jej w lekkim uścisku. Nachyliła się, żeby go lekko pocałować.
- Tak, nie ma innej odpowiedzi.
- Muszę cię jednak o coś zapytać. - puścił jej rękę i spojrzał jej w oczy. - Pytam o to ze względu na dziwne zachowanie Abraxasa, co was łączyło?
Danielle poczuła jak jej serce gwałtownie staje, a przed oczami robi jej się ciemno. Spanikowana uświadomiła sobie, że prawdopodobnie zaraz zemdleje.
Dwa rozdziały dzisiaj, wena szaleje xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro