Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 13

Muzyka zaczęła grać, mianowicie to wynajęty zespół stojący na podwyższeniu które wyczarował Dumbledore grała jakieś w miarę znośne utwory.

- Zatańczymy? - zapytał Tom i spojrzał na nią z jakimś dziwnym normalnych uśmiechem, który do niego w ogóle nie pasował. Zmrużyła oczy i spojrzała na jego wyciągniętą dłoń, włożyła w nią swoją. Ruszyli na parkiet który tworzył środek wielkiej sali pozbawiony ławek i zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Czuła się bardzo niekomfortowo będąc tak blisko ślizgona, w końcu dzieliła ich przestrzeń szerokości krótkiej różdżki.

- Marvolo co ci się stało? - zadała w końcu pytanie które ją nurtowało od początku balu. Spojrzał na nią uważnie.

- Nic Da -

- Jesteś jakiś zbyt normalny i mówisz do mnie po imieniu. - powiedziała z uniesionymi brwiami. -Zachowujesz się jak-

- Tylko nie Charlus Potter. - warknął ostrzegawczo co przywołało uśmiech na twarz brunetki.

- Wiedziałam, że ten Tom siedzi gdzieś tam w środku. - powiedziała już naprawdę się uśmiechając. Dopiero po chwili zauważyła swój błąd. - Znaczy się -

- Myślę, że możesz mi mówić Tom. - oświadczył powoli jakby sam nadal analizował to zdanie. -Jak masz na drugie imię?

- Carina. - powiedziała z uśmiechem. Mało kto znał jej drugie imię, mogła się założyć, że nawet Sykesowi nigdy nie mówiła a on nie pytał. Tom unióśł jeden kącik.

- Ładnie. - uniosła ponownie brew ze zdumienia, czy to był komplement? - Wracając do jakże ciekawego tematu dotyczącego mnie, - mogła przysiąc, że nie było tam ironii. - Postanowiłem dzisiaj zachowywać się jak normalny  uczeń. Już się stęskniłaś za starym Tomem?

Spojrzała na niego w sposób który można określić jako delikatnie spode łba i oświadczyła pewnie:

- Nie, no po prostu zadziwiające widzieć cię uśmiechającego się. - jej pewność nagle uleciała. -Ale nie chce się przyzwyczajać do tego Toma wiedząc, że już nigdy więcej go nie będzie, wiedząc, że zastąpi go Tom Skała Marvolo NicNieCzuję Riddle.

Ślizgon się zaśmiał i obrócił ją wokół jej osi zyskując na czasie. Jego śmiech tym razem nie był taki głęboki i mroczny, był taki ciepły jak innych ludzi.

- Wiesz myślę, że moglibyśmy popracować nad tym Tomem. Mógłby się wtedy pojawiać częściej zamiast Skały Riddle. - parsknęła krótkim śmiechem.

- "Moglibyśmy"?

- Wiesz zostałaś moją nauczycielką od poezji, nauczycielką od tłumaczenia innych ludzi... więc dlaczego nie nauczycielka własnej odmiany?

Pokręciła niedowierzająco głową, spojrzała na niego kątem oka i stwierdziła:

- Piłeś. - uśmiechnął się i powiedział z wyższością:

- Ja nie pije alkoholu,a po za tym siedemnaście lat mam 31 grudnia.

- Jesteś młodszy? - pokręciła głową. - Nie możliwe, przecież jesteś taki wysoki i inteligentny i...

- Doceniam wszystkie twoje komplementy ale to kiedy się urodziłem nie ma znaczenia. -uśmiechnął się pewny siebie, był gotów przysiąc, że krukonka się na niego wpieni. Danielle wzruszyła ramionami.

- W sumie to masz rację. - powiedziała a on na chwilę zamilkł. Piosenka skończyła się i puścili dużo żywszą na co zgodnie opuścili parkiet. Riddle starał się nie patrzyć na tych ludzi z pogardą czy odrazą, tego wieczoru próbował zrozumieć dlaczego tak postępowali. Dlaczego zachowywali się tak groteskowo.

- Pójdę po coś do picia. - oświadczył i ruszył w kierunku stołu na którym były wszystkie napoje.
Danielle stanęła obok jednej z choinek, dostrzegła Clare tańczącą z Alphardem. Widocznie świetnie się czuli w swoim towarzystwie; uśmiech nie schodził im z ust i nie spuszczali z siebie wzroku. Dan zastanawiała się czy kiedyś znajdzie kogoś, kto także będzie patrzył na nią jak na siódmy cud świata. Nagle obok niej pojawiła się panna Blythe, ubrana była w granatową suknię z odkrytymi plecami. Dann nawiązała z nią krótki kontakt wzrokowy, druga zaczęła nieśmiało:

- Cześć Dan. - rdzawe włosy miała upięte w wysokiego kucyka. Brunetka westchnęła i w dalszym ciągu obserwowała szalejące na parkiecie pary. - Danielle tak mi przykro, żałuję wszystko złeg co zrobiłam. Zrobię wszystko, żeby naprawić naszą relacje, naszą przyjaźń. Tylko powiedz co mam zrobić. - błękitne oczy Cyry zaszły łzami. Danielle patrzyła chwilę na gryffonkę głowiąc się nad tym, co robić. Mogła powiedzieć "Nie da się niczego naprawić", miała to powiedzieć dla własnego honoru ponieważ czuła się zdradzona. Ale to jest moment w którym okazuje się co jest ważniejsze; więc Danielle przełknęła swoje ego tęskniąc za przyjaciółką.

- Przyjedziesz do mnie na święta? - zapytała. - Sykes też miał przyjechać ale okazało się, że jego dziadkowie wyjeżdżają i nie chce zostawić mamę na święta samą. - dodała. Oczy miodowowłosej ponownie zalśniły kiedy przytuliła się do przyjaciółki.

- Z chęcią przyjadę. - oświadczyła. Po chwili rozglądnęła się i zapytała. - Przyszłaś z nim?

Danielle skinęła głową postanawiając, że nie skomentuje tego pytania. Nagle usłyszały krzyk dobięgający zza ich pleców, odwróciły się i dostrzegły dwójkę gryffonów leżących na podłodze; bili się. Ludzie odsunęli się i patrzyli na to z zaciekawieniem, niektórzy z kolei zignorowali to i dalej się bawili ponieważ leciał dosyć znany kawałek w tych czasach. Cyra i Dan bez dogadywania się rzuciły się w ich kierunku chcąc ich rozdzielić. Addigton zauważyła kątem oka, że Blythe została błyskawicznie odepchnięta nogą jednego z chłopaków; na jej głowie wylądowała szklanka z jakimś napojem. Danielle wyciągnęła różdżkę i mruknęła:

- Levio - nie było dane jej skończyć. Poczuła ostry ból w nosie i zatoczyła się do tyłu, ktoś z tłumu ją podparł.

W jej polu widzenia pojawił się profesor Merygold wraz z prefektami a sprawa została zakończona. W tłumie jednakowych twarzy dostrzegła wysoką i ostro rzeźbioną twarz z orzechowymi oczami, Danielle ruszyła w kierunku Toma który wyglądał na niezwykle zaniepokojonego. Dwie butlę kremowego piwa oddał w ręce przypadkowej osoby stojącej obok, złapał Dan za nadgarstek i pociągnął zdala od tłumu.

- Co ty robisz? - jego głos był gniewny, wręcz przesiąknięty żalem. Posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. Tom wyciągnął rękę i przejechał nią po jej nosie. Pokazał jej palec, był on pokryty rozmazanym karmazynem. Zdążyła mruknąć jedynie "O nie..." przed tym niż Riddle zaczął ją prowadzić w kierunku wyjścia z Sali w której ponownie zapanowała sielankowa atmosfera.

- Nie sprawdziłam co z Cyrą-

- Hackney się nią zajął, po za tym masz złamany nos i trzeba się zająć tobą. - rzucił od nie chcenia a ona miała wrażenie, że dawny Tom wrócił. Chciała go o to zapytać kiedy warknął wściekły:

- Jak ja spotkam Pottera to sam mu złamie nos. - chyba jego zamiarem nie było powiedzenie tego na głos o czym świadczył wyraz jego twarzy kiedy odpowiedziała.

- Potter? Co ma do tego Charlus?

W jego oczach świeciło absurdalne niedowierzenie.

- Przecież to on bił się z Lewisem Chamberlainem. - wzebrała się w nim pogarda. - I to on trącił cię łokciem.

Wciągnął ją do pustej, damskiej łazienki i popchnął ją na szeroki parapet, sam zniknął w kabinie prawdopodobnie w celu urwania papieru toaletowego. Danielle dotknęła swojego nosa i także poczuła, że lepką ciecz. Nacisnęła lekko jego czubek i pisnęła, nos ją naprawdę zabolał. Z kabiny wyszedł Tom, nawilżył pod odkręconym kranem poskładany papier i stanął naprzeciwko niej.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją na jej nos, widząc, że nie wywarło to na niej większego wrażenia rzucił:

- Może trochę zaboleć. - i nie czekając na odpowiedzieć machnął różdżką. - Episkey.

Nos dziewczyny drgnął lekko. Ten mały ruch sprawił jej tyle bólu, że z gardła wydobył jej się zduszony okrzyk. W dalszym ciągu jej oczy wypełniły się łzami,dotknęła go ponownie. Był prosty ale nadal trochę bolał. Zachlipała i spojrzała na Toma, pole widzenia miała rozmazane ale bez przesady. W tej chwili normalny, ten codzienny Tom wrócił. A tak przynajmniej sądziła.

- Nie podziękujesz? - zapytał, jego uwolniona twarz była mącona przez tą typową arystokratyczną dumę. Zaczerwieniła się trochę przypominając sobie o dobrych manierach. Bąknęła do siebie:

- No ta -

Ostatnia litera nie przeszła przez jej usta kiedy to właśnie ją zatkało. Lepiej mówiąc zatkały ją usta Toma Riddle'a które przywarły do tych jej wprawiając ją w szok. Nic jednak nie powiedziała i tylko siedziała w bezruchu. Tom zorientował się, że pocałunek jest nie odwzajemniany i poczuł jak na jego twarzy pojawiają się wypieki, odsunął się, jednak w tej chwili poczuł zimną dłoń na szyi oraz plecach; został przeciągnięty spowrotem i znowu poczuł na swoich ustach drugie, zaskakująco ciepłe w przeciwieństwie do rąk i twarzy ich właścicielki. Ślizgon ułożył dłonie po obydwu stronach twarzy brunetki i rozpłynęli się w pocałunku. Ogarnął go stres z tylko jemu wiadomych przyczyn, jak sądził.

Danielle wyczuła, że to był jego pierwszy pocałunek; przemilczała bolesne dla niej zderzenie nosami oraz nie tak nieprzyjemne zderzenie zębami. Wszystko cierpliwie zignorowała przypominając sobie niezręczność swojego pierwszego pocałunku. W tamtej chwili do niej w pełni nie docierało, że właśnie całuję się z Tomem Riddle'm. Kiedy obydwom zabrakło powietrza odsunęli się od siebie z lekką zadyszką, Danielle jako pierwsza zdołała się uspokoić i przywrócić oddech do normalnego tempa. Tom jednak poczuł jak oblewa go fala gorąca i odpiął dwa pierwsze guziki białej koszuli szkolnej które przetransmutował na metalowe dodając tym kreacji elegancji. Dan chciała coś zapytać, na przykład co to było, jednak ani jedno słowo nie przeszło przez jej gardło nadal rozpalone od przyjemnego pocałunku. Tom z kolei był tak bardzo zdezorientowany, chciał zrozumieć dziwne mrowienie.

- Co to było? - brzmiało to raczej jako puste słowa nie oczekujące odpowiedzi niż pytanie. Brunet odpiął dla pewności jeszcze jeden guzik i wziął głęboki wdech.

- Nie wiem. - przyznał lękając się powiedzieć to, co podpowiadał mu cichy głosik z tylu głowy.
W oczach Dann błysnęło coś zimnego, jak topiący się śnieg. Mimika jej twarzy zmieniła się w przeciwną. Wstała, ciężko przełknęła i przygładziła suknię. Spojrzała na niego i chwilę tak stała, spodziewała się jakiegoś, chociażby krótkiego wytłumaczenia. Kiedy się go nie doczekała przeszła obok niego i szepnęłą niewyraźnie:

- Wesołych Świat, Tom.

Zanim zdążyła zatrzasnąć drzwi usłyszała:

- Wesołych Świat, Dan.- chociaż mogło jej się wydawać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro