Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 12

Abraxas siedział na jednym z licznych, zapomnianych tarasów. Tak jak inne przylegał ciasno do ściany szkoły, smagany przez zimne, grudniowe podmuchy wiatrów. Chłopak wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle, blada skóra przypominała najostrzejszy odcień bieli a z kolei since pod oczami przywodziły na myśl dojrzałe śliwki. Blondyn nie przejmował się zbytnio swoim wyglądem. Był prawą ręką Riddle'a i odwalał za niego całą brudną robotę, tak mu się przynajmniej wydawało. Szpiegowanie, czyszczenie pamięci, wyciąganie informacji... to właśnie młody Malfoy uważał za najgorsze rzeczy i często też powtarzał w głowie, że jego Pan tak naprawdę nic nie robi tylko posługuje się innymi grożąc im niewybaczalnymi zaklęciami.  Ale czy tleniony blondyn miał pewność, że Tom Riddle naprawdę był w stanie rzucić Avadę Kedavrę lub Cruciatusa? Nawet Imperio? Czy miał pewność, że on zabił kogoś? Nie, Abraxas nie miał pewności i to było rzeczą która trzymała go w niepewności. Już wiele razy kiedy Riddle wydał mu rozkaz chciał się sprzeciwić ale brunet wyglądał naprawdę groźnie, więc Ab widząc to bez słowa go słuchał. Rzeczą której nie mógł mu odpuścić była sprawa Danielle. Abraxas mógł przemilczeć to, że potraktował go jakimś dziwnym zaklęciem przez które nie mógł opanować bolesnego zgrzytania zębów, nakaz zostania w szkole przez święta w ciągu dwóch lat, rozkaz zaproszenia Cressidy Rosier na ten bal...chociaż Tom nikomu nie mówił z kim idzie na bal, Malfoy domyślał się, że zaprosił Addington. Był pewny tego, że Dan nie wie o tym co robi jego Pan, znał Dann i  był świadom tego, że brunetka często była ślepa na różne rzeczy. Obiecał sobie, że znajdzie jakiś dowód i pokaże dziewczynie, że Tom Riddle ukrywa coś mrocznego.

Z dniem nadejścia balu wśród uczniów wybuchł masowy zachwyt i ekscytacja, na śniadaniu rozmawiali żywo o całym zajściu i chwalili się swoimi szatami wieczorowymi. Wyglądało na to, że z całego tego podniecenia nie byli w stanie nawet zjeść posiłku.
Zamiast talerzy na stole leżały różne pakunki, pary gruchały migdaląc się po kątach a nauczyciele nie zwracali uwagę na cały zgiełk ponieważ sami byli pochłonięci powtarzaniem między sobą wyznaczonych roli. Pośród tego całego zamieszania znalazło się także miejsce dla Dan, siedziała na swoim miejscu za stołem krukonów jedząc powoli dwa tosty z szynką i serem.
Leniwo machała nogami pod stołem czasem kopiąc w blat od dołu lub trafiając w kolano osób na przeciwko, posyłano jej za to wrogie spojrzenia którego niezawstydził by się sam legendarny Bazyliszek. Ale Addington nie zwracała na to uwagi; nie zwracała uwagę na wymieniającego się ślinami Sykesa i Dacię, rozćwierkaną Clare, nachmurzonego Charlusa który nie odrywał od niej wzroku, Cyry rozmawiającej z Hazel i Toma który próbował przyciągnąć jej uwagę.
Chciał z nią szybko porozmawiać w cztery oczy jednak Dann patrzyła tępo w talerz targana przez sprzeczne emocje, słowa Sykesa jednakże dały jej z niewidomych przyczyn dużo do myślenia. Była świadoma tego kim jest Tom i co mniej więcej robi, z jej obserwacji i wniosków robił się z niego drugi Grindewald. Chciał tępić osoby pochodzenia mugolskiego przez własną przeszłość. Wiedziała też, że nie powinna zadawać się z tym człowiekiem, nie powinna kontynuować znajomości która rzeczywiście ukształtowała się w coś na wzór przyjaźni. Tak, Danielle była tego w pełni świadoma od rozmowy w Hogsmeade. Zaoferowała mu swoją przyjaźń tak z ciekawości, nie wiedziała kim był Tom Riddle do tamtego feralnego poranka na Wieży Astronomicznej. Żyła w błogiej niewiedzy, nie miała zielonego pojęcia o tym, że w szkole odbywa się na co dzień terror a uczniowie obawiają się szczególnej grupy ślizgonów. Ponieważ dlaczego miałaby się przejmować resztą szkoły kiedy ona miała idealną rodzinę i wspaniałych przyjaciół? Danielle Addington była wielką egoistką dla reszty świata nie wliczając tamtych ludzi. Zaczęła się interesować osobowością bruneta tak dla czystego sportu chcąc się dowiedzieć czegoś o nowym przyjacielu. Pierwsze informacje uzyskała nieprędko, nikt nie chciał mówić o ślizgonie chociaż wydawało się, że wszyscy doskonale rozumieją się bez słów co do jego tematu. Z odpowiedziami przyszła drugo roczna gryffonka, Danielle podobobnie jak przy każdej innej osobie od razu zyskała jej zaufanie a dziewczynka bez dalszego nakłaniania opowiedziała jej o tym jak Mulciber użył na niej na rozkaz Riddle'a zaklęcia Ursa. Powodowało one niewyobrażalne bóle żołądka przez jego skurczenie. Od wtedy dowiadywanie się o jego działalności stało się jej obsesją; wiedziała już o ponad dwudziestu atakach na szlamy. W pewnej chwili zrobiło jej się niedobrze kiedy tak nad tym myślała pewnego wieczoru, poczuła się tak zdruzgotana, że chciała spakować walizkę i uciec z Hogwartu zostawiając za sobą w przeszłości wysokiego bruneta z orzechowymi oczami i niezwykle okrutnymi ambicjami.  
 Ale Danielle nie potrafiła odejść,  zrozumiała dlaczego długo jeszcze siedziała w bezruchu na niezaścielonym łóżku z nieprzytomnym wzrokiem wlepionym daleko za okno. Bo przez całe swoje życie liczące siedemnaście wiosen doskonale rozumiała samą siebie oraz swoje myśli, żyła w harmonii ze swoją osobą. Jej myśli, uczucia, zachowanie jakby całe oprogramowanie działało bez skazy a teraz nagle ktoś wpuścił wirusa który wszystko zmieniał. Danielle przełknęła ciężko tosta który zrobił się zadziwiająco suchy, jakby żuła kawałek jałowitej ziemi obsypanej piaskiem. Sięgnęła po pucharek z sokiem dyniowym i wypiła go aż do dna starając się przy tym nie przyciągnąć uwagę innych osób, gdyby nie oni na pewno łapczywie wlała by sobie zawartość do gardła oblewając się przy tym. Rozejrzała się dookoła, nikt nie zwracał na nią uwagi. Była niewidzialna dla otoczenia.  
- Danielle! - powiedział ktoś bardzo głośno, on nigdy nie krzyczał. W Wielkiej Sali zrobiło się nienaturalnie cicho. Brunetka odstawiła pucharek na miejsce i powoli podniosła wzrok, wszystkie pary oczu były skierowane na nią, nawet osób które szeptały do kogoś innego prawdopodobnie jakiś uszczypliwy komentarz. Tom stał na środku wejścia do Sali, jego wyraz twarzy jak zwykle; nie wyrażał nic. Danielle przełknęła ciężko, tym razem nie kęs kanapki ale porcję nerwów którą się zaczynała dławić. Wstała od stołu przez co znalazła się między stołem krukonów i puchonów. - Chodź.-rzucił nieco ciszej i spokojniej. Pomimo tego jego głos był głośny i wypełniał całe pomieszczenie jak echo piorunu. Dann złapała pełną torbę książek, jak zwykle pękającą w szwach i ruszyła w jego kierunku. Opuścił Wielką Salę, zanim poszła w jego ślady obejrzała się i spojrzała na Sykesa. Pokręcił nieznacznie głową, jego spojrzenie przepełnione było złością i zmartwieniem. Zielonooka przełknęła raz jeszcze i ruszyła w ślady bruneta. Nie miała zielonego pojęcia czego mógł od niej chcieć, widzieli się ostatnio ponad trzy dni temu, żeby pospacerować razem po błoniach. Uważała, że Tom był jak małe dziecko; musiała mu tłumaczyć życie przeciętnej osoby, ich zachowywanie i dlaczego tak postępowali. Był jak nie z tej ziemi - pomyślała z wzrokiem wbitym w jego wyprostowane plecy. Zatrzymał się i odwrócił do niej, jego twarz była tym razem uwolniona, jednak Dann nie mogła odczytać emocji panujących na niej. Pzrypomniała sobie o myślach które miały miejsce w jej głowę jeszcze chwilę temu. Przestanie z nim utrzymywać kontakt. Do końca szkoły zostało tylko sześć miesięcy. Ale jak przetrwa ten bal? Danielle pierwszy raz od bardzo długiego czasu zachciało się płakać.
Tom obracał w dłoniach swój pierścień rodzinny który prawowicie do niego należał.      

- Addington chciałem cię po - urwał. Spojrzał na brunetkę, stała z wzrokiem utkwionym w jego klatkę, prawą dłonią zakrywała sobie usta póki łzy ciurkiem spływały po jej policzkach. Rozejrzał się po korytarzu, postanowił odłożyć swoją prośbę na kiedy indziej i schował pierścień Gauntów do kieszeni spodni. Złapał Addigton za lewy łokieć i pociągnął ją do płytkiego zaułka w ścianie, żeby ich rozmowa była chociaż trochę bardziej prywatna.- Coś się stało?                        

Zapytał nie bardzo wiedząc co robić. Brunetka odsłoniła usta, po chwili wyrwał się z nich głośny szloch a dziewczyna zakaszlała przechylając się nieco do przodu. Stał jak sparaliżowany, widział przed tym płaczące dzieci w sierocińcu, nawet tutaj w pierwszej klasie raz czy dwa razy dostrzegł płaczącego ucznia. Nigdy jeszcze jednak nie widział z bliska takiego płaczu.                    

- Dann... - dziewczyna przełknęła głośno, pociągnęła nosem i wyminęła popychając go niecelowo ramieniem. Rzuciła się biegiem w kierunku Wieży Krukonów jeśli dobrze myślał, patrzył jak jej rozwiane, jasne włosy znikają wraz z wysoką sylwetką tuż za rogiem. Odwrócił się nie wiedząc zbytnio co począć. Czy on był powodem jej wybuchu? Patrzył na nią przez dłuższy moment w Wielkiej Sali;  wyglądała inaczej niż zwykle, brak rozmarzonego uśmiechu i blasku w oczach. Wyglądała na wręcz przestraszoną. Odwrócił się w stronę korytarza prowadzącego w kierunku Wielkiej Sali i dostrzegł całkiem wysoką postać z tlenionymi blond włosami, dobrze zbudowaną sylwetką, czekoladowymi oczami i niebiesko-srebrnym krawatem.


Danielle wzięła głęboki wdech i przygładziła materiał kremowej sukni obydwoma rękami i raz jeszcze zmierzyła swoje odbicie w lustrze pokoju wspólnego surowym spojrzeniem szukając błędu który zmusiłby ją do zostania w Wieży Ravenclawu. Na nogach miała czarne zamszowe buty na sześciocentymetrowym obcasie, do sukienki nie ubrała żadnej ozdoby w postaci naszyjnika lub bransoletki. Jasne włosy miała po części spięte u góry w małego koka przyozdobionego czarną kokardką z tego samego materiału co buty. Makijaż Danielle wykonany kosmetykami pożyczonymi od Carrie, składał się jedynie z lekko pomalowanych tuszem rzęs i ust przeciągniętych czerwoną szminką którą, jak Abott wyjawiła, ukradła mamie zostawiając jej w zamian dwa galeony, żeby ją nie gryzło sumienie. Po schodach zszedł akurat Sykes, miał na sobie ciemny szary garnitur który był mu o ciut za duży, prawdopodobnie po ojcu. Atticus Nash zginął kiedy jego syn miał zaledwie cztery lata, został zamordowany przez ludzi Grindewalda uznany za zdrajcę krwi. Ludzie Czarnoksiężnika zawsze zabijali jednego członka rodziny przeciętnych zdrajców, żeby posiali wśród reszty członków ból i smutek. Chociaż Sykes słabo pamiętał ojca, darzył go wielką czcią. Dlatego też z dumną ubrał jego najnowszy wyjściowy garnitur; jak wyjawił Dan w drodzę do Wielkiej Sali.

-Oh! -powiedziała rozczulona kiedy oczom ukazała się wspomniana sala. Kolor ścian był zmieniony na błękitnymi i został pokryty szronem, setki świec unoszących się nisko pod sklepieniem zastąpiły białe kule emanujące zimnym światłem, wzdłuż ścian stały poustawiane w równe rzędy misternie ozdobione choinki a szkło w oknach zmieniło się w kolorowe witraże.
Danielle usłyszała pisk i się nie śpiesznie odwróciła, Sykes właśnie obejmował w talii pannę Berkhart która unosiła się kilka centymetrów nad ziemią; prawdopodobnie skoczyła w jego ramiona z rozbiegu.Miała na sobie ładną, ale zdaniem Dan przesadnie ozdobioną suknię koloru koralowego. Dacia odwróciła się do niej i przywitała się z nią; uściskała ją i pocałowała w obydwa policzki. Dann przełknęła zdumienie i razem podeszli do otwartych wrót Sali, stał tam profesor Kettleburn, w ręcę trzymał długą listę. Widząc ich uśmiechnął się i gestem zaprosił do siebie.

- Państwo razem? - zapytał wskazując na Dacię i Sykesa.

Blondyn nerwowo się zawiercił i skinął głową, brunetka posłała mu pytające spojrzenie i skinęła lekko podbródkiem w kierunku panny Berkhart. Nash wymownie spojrzał w bok a Dan wiedziała już wszystko.

- A pani z kim przyszła? - zapytał uprzejmie jednak jego wzrok pozostał badawczy.

- Z Tomem Riddle'm. - powiedziała spokojnie. Dacia wybuchnęła gromkim śmiechem i teatralnie oparła się o Sykesa udawając brak tlenu. W pewnej chwili ucichła a Dan miała ochotę przewrócić oczami.- I akurat przyszedł. - dodała pod nosem. Profesor uczący herbologii odznaczył to na liście i przepuścił czwórkę dalej. Dacia była widocznie nadal "zatkana"W pewnej chwili ktoś zabrał rękę Dan i zasunął ją sobie za rękę zgiętą w łokciu tak, że wyglądali jak reszta.
Danielle spojrzała na Toma; ten się na jakże wielkie zdziwienie uśmiechnął.

-Teatrzyk.-mruknęła i pociągnęła go w stronę Sykesa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro