ROZDZIAŁ 3
Dwa dni po ich małej sprzeczce, Danielle była nadal trochę nachmurzona co zauważyli wszyscy którzy przebywali w jej towarzystwie. Louis był najbardziej zmartwiony i kilkukrotnie usiłował porozmawiać z zaciętą brunetką, która za nic na świecie nie chciała powiedzieć co tak postrzępiło jej nerwy oraz codzienny, rozmarzony uśmiech którego od dawna nie widzieli. Hazel z kolei stwierdziła, że Dan w końcu zaczyna dojrzewać i to normalne, że ma swoje humorki. Najbardziej w to nie chciał wierzyć Sykes który będąc wraz z Cyrą (która była nieprzytomna przez zauroczenie w Louisowi) najbliżej dziewczyny, wiedział, że to co się dzieje z Dan to najzwyklejsze na świecie obrażenie się. Tylko pytaniem pozostawało, na kogo się obraziła? Chłopak wziął do ręki kopię "Baśnie Barda Beedle'a" która należała do brunetki i opuśćił wieżę krukonów w celu odnalezienia właścicielki. Tak naprawdę książka była tylko pretekstem do zbliżenia się do dziewczyny, oczywiście nie w tym sensie. Po prostu trudno było z nią porozmawiać od tych nieszczęsnych 48 godzin, w dodatku przez napady Louisa cały czas się gdzieś zaszywała uciekając od całego świata Merlina. Sykes w prawdzie też nie za bardzo wiedział gdzie szukać drugiej krukonki, mogła być wszędzie. Blondyn przystanąłw miejscu próbując na logikę swojego domu stwierdzić najbardziej prawdopodobne miejsce. Biblioteka była zbyt oczywista, nie wspominajmy o Wielkiej Sali, w wieży krukonów też nie... nagle przyszło mu do głowy, że Dan uwielbiała przesiadywać na wieży Astronomicznej. Wziął głęboki wdech i wydech ulgi po czym truchtem zaczął zmierzać ku schodom. Po kilku minutach znalazł się na odpowiednim piętrze, był niemal pewny, że znajdzie tutaj Danielle. Z nadzieją wypisaną na twarzy szedł długim korytarzem kiedy dostrzegł jasną, brązową grzywę, cofnął się i zauważył schody prowadzące w dół na mały taras przylegający ciasno do ściany zamku. Powoli zaczął nimi iść w dół nie chcąc spłoszyć dziewczyny, siedziała na przedostatnim schodku czytając książkę. Usiadł obok niej i przeczytał pierwszą linię, z radością stwierdził, że była to książka którą jej pożyczył jeszcze we wrześniu. Danielle się zorientowała, że ma towarzystwo aż kilka minut później kiedy lekko odchrząnął, zamknęła książkę z trzaskiem i wstała. Sykes postanowił użyć asa z rękawa i pomachał baśniami nie patrząć na jej minę która mogła wyrażać mieszankę złości i ulgi. Usiadła na swoim jeszcze ciepłym miejscu i podsuwając kolana pod brodę oparła na nich głowę obejmując je ramionami jednocześnie. Zanim zdążył coś powiedzieć burknęła:
- Nic mi nie jest. - Nash się zaśmiał swoim charakterystycznym melodyjnym głosem, z kolei ona fuknęła cicho wlepiając wzrok w krajobraz przed nią. Położył cienką książkę obok niej na schodach i siadając w tej samej pozycji co ona zaczął:
- Obydwoje dobrze wiemy, że to nie przez twoje pokręcone hormony jak twierdzi Hazel. -dziewczyna prychnęła najwidoczniej oburzona - Dan ja wiem, że coś jest nie tak. Powiedz mi proszę, martwię się o mojego małego jednoroża. - dokończył. Brunetka spojrzała na niego kątem oka co błyskawicznie zauważył, zrobił minę zbitego psa. Sykes ją od dawna nazywał swoim małym Jednorożcem, cytując po prostu "[...] Danielle jest po prostu jak jednorożec; nie stąpa po ziemi, jest wyjątkowa, nieschwytalna co dotyczy chłopaków i ma cudną grzywę.". Postanowiła się mu odgryźć w ten sam sposób i odpowiedziała:
- Nashie to naprawdę nic, takie rzeczy się dzieją. - stwierdziła. Na zmianę to Sykes prychął.
-Dan u ciebie nawet nie wiadomo kiedy masz okres więc sobie odpuść. -tym razem to obydwoje wybuchnęli szczerym, ale przyjemnym śmiechem chociaż Danielle uważała, że niektóre żarty Sykesa są nie na miejscu. Ale nigdy nie mogła się powstrzymać i śmiała się jak głupia. -Pókłóciłam się z kimś. - powiedziała i znowu ją ogarnął smutek-Chyba.
Blondyn uważnie się przyjrzał dziewczynie, jednak wyraz jej twarzy był nieodgadniony. Addington z kolei obwiniała się za całą sytuację z błoni, była teraz pewna tego, że zareagowała zbyt przesadnie, wierzyła w to, że Tom się na nią obraził z tego powodu. Chociaż wiedziała, że często na nią patrzył w Wielkiej Sali, zamiotła tą myśl do najgłębszego zakątku myśli tłumacząc to sobie, że był na nią może nawet wściekły. Sykes patrząc na dziewczynę był coraz bardziej zaniepokojony. Przysunął się bliżej i zaczął ponownie gderać starając się ją nakłonić do wylewnego wytłumaczenia tego co się jej stało:
- Dan nikt się nie dowie o tym, co mi powiesz ani o tym, że wiem. Powiedz mi co się stało a ja mogę nawet zadbać o to, że ten drań będzie bał się wyjść z własnego dormitorium. - Dan zważając na to, że wiedziała, że blondyn mówi poważnie zawahała się. Od czasu poznania Toma wyłapywała o nim wątki z rozmów innych starajc się zrozumieć dlaczego wszyscy darzyli go takim szacunkiem. Okazało się, że sławny Tom Marvolo Riddle miał po swojej stronie prawie cały Slytherin który stał za nim jednym murem, był pewnego rodzaju ich nieformalnym przywódcą a Danielle słyszała nawet parę razy jak kilka osób zwracało się do niego orzeczeniem "panie" co wydawało jej się naprawdę przesadne. Nie był jednak jakimś zwykłym łajdakiem napadającym na mugolaków ale i zasłużonym uczniem oraz prefektem naczelnym. Dla dziewczy nie robiło to żadnej różnicy, dla niej to był po prostu Tom Riddle.
- Sykes obiecaj mi, że nic z tym nie zrobisz. - powiedziała stanowczym, ale i poważnym tonem. Chłopak z niezadowoleniem przytaknął przeczuwając, że usłyszy o jakiejś katastrofie.
- Masz moje słowo, Addington.
- Pokłóciłam się chyba z Tomem. - wyznała póki z jej ust wyrwało się mimowolne westchenie. Sykes powoli rozszerzył oczy nie będąc pewny co myśleć, do głowy nasuwała mu się tylko jedna osoba o imieniu Tom.
- Jakim Tomem? - zapytał zniżając ton glosu niemalże do szeptu, Danielle przekręciła głowę na bok, patrząc mu w oczy i powiedziała dwa słowa które sprawiły, że serce mu stanęło:
-Tomem Riddle'm.
Danielle wytłumaczyła Sykesowi całą sytuację ponieważ jej przyjaciel zareagował tak eruptywnie, że w jednej chwili się naprawdę bała, że pobiegnie poszukać Toma i zrzuci go z jakichś schodów. Najpierw Nash krzyczał, że jest w śmiertelnym niebiezpieczeństwie, pytał (chyba Merlina ponieważ użył jego imienia aż kilkanaście razy) o co mogła się pokłócić "tak dobra duszyczka z tym tyranem", na końcu nadeszła ta faza w której po prostu trzymał się za głowę i mamrotał różne pojdeńcze zdania typu "O Merlnie", "Zabije go jeśli to będzie konieczne" lub "Moja mała biedna Dan". Kiedy był właśnie w ostatniej fazie, Dan wzięła się za tłumaczenie a on stopniowo zaczął rozumieć o co chodzi. Całą historię skwitował tym, że Riddle to arogancki idiota któremu przydał by się porządny kop w ten jego arystokratyczny tyłek. Dziewczyna starała się nie śmiać słysząc wszystkie kreatywne nazwiska, które gdyby Tom usłyszał, sprawiłby, że Sykes "bałby się wyjść z własnego dormitorium.".
W Wielkie Sali usiedli na swoich rutynowych miejscach przy stole krukonów, Dan w milczeniu jadła warzywa póki rozgadany Sykes niemalże dławił się żeberkami w miodzie. Danielle nie była zbytnio głodna, dlatego więc zaczęła się rozglądać po Wielkiej Sali obserwując otoczenie. Hazel siedziała otoczona wianuszkiem swoich adoratorów opowiadając coś tak pewnym siebie tonem, że Dan zastanawiała się jak dziarski jest jej ton głosu w skali od jeden do Sykes Nash. Z kolei Cyra siedziała przy stole puchonów obok Louisa który będąc prefektem musiał dawać dobry przykład i siedząc z własnym domem. Jeśli Dan miałaby być szczera, miała już trochę dosyć ich migdalenia ale nie odzywała się. To było cudowne, że nie zwracali na nią uwagi, tak doskonale wtapiała się w chwili obecnej w środowisko. Wtedy napotkała parę orzechowych oczu z naprzeciwka, Tom Riddle nawiązał kontakt wzrokowy ale Danielle po chwili po prostu spojrzała na swój talerz udając, że tego nie zauważyła.
Na prawie wszystkich zaskoczenie wstał profesor Dumbledore, tak zdziwiło to ponieważ podszedł do miejsca w którym przemawia dyrektor, Armando Dippet.
Rozłożył ramiona w geście powitalnym, a w Sali zapadła prawie niezmącona cisza.
-Prefekci zapewne wiedzą co chcę ogłosić. - oświadczył z uśmiechem - A więc w marcu tego roku szkolnego odbędzie się bal pożegnalny dla klas ostatnich... - mówił dalej jednak Danielle straciła dalsze zainteresowanie jego przemową.Nie lubiła żadnych balów, biesiad, przyjęć czy innych większych zdarzeń niż urodziny. Wyciągnęła więc książkę którą miała ze sobą i zaczęła czytać.
Po kolacji Addington udało się uciec Sykesowi sprytnie go gubiąc w tłumie wychodzących osób. Dziewczyna w sumie nie wiedziała dokąd pójść, z książką przyciśniętą do klatki ruszyła pustym, bocznym korytarzem prowadzącym do biblioteki. Miała tylko nadzieję, że Louis ponownie nie wznowi próby porozmawiania. W pomieszczeniu było o wiele cieplej niż na korytarzu, Dan ściągnęła szatę i pozdrawiając pani Price skinięciem głowy zaczęła szukać jak najbardziej oddalonego stolika od pozostałych uczniów. Dotarła pod dział o różnych grzybach, był tam jeden stolik. Danielle niewiele myśląc usiadła przy nim rozkoszując się widokiem na jezioro.
Wyciągnęła dobrze ukryty zeszyt w którym pisała wiersze i wzięła się za kolejny mając świetną inspirację.
Flowers have
Done nothing
Wrong
Yet we rip them
From their
Homes
And give them
To people who
Don't love
Us
D.A.
Danielle nie była zachwycona nowym utworem, był taki zwykły. Ale była dumna z jego przekazu. Czując lekką radość usiadła prosto i spojrzała przed siebie, w tej chwili jakby została spetryfikowana, orzechowe oczy wpatrywały się w nią z ciekawością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro