ROZDZIAŁ 2
Tom jako prefekt naczelny sprawdzał się w swojej roli znakomicie, tak było od kiedy nim został. Przez pierwszy miesiąc swojej ostatniego roku udowodnił, że wcale się pod tym względem nie zmienił podczas wakacji. Ślizgon lubił to stanowisko, w nocy Hogwart był cichy i spokojny. Nikt wtedy nie zakłócał jego myśli więc mógł w spokoju pozwolić sobie, tak jak każdy normalny człowiek na odważniejsze myśli. Różnica była taka, że Tom zamiast wypełniać swoją głowę najróżniejszymi fantazjami myślał o tym, jakie to jest żyć tak z dnia na dzień, czuć tyle na raz i martwić się. Nie chcecie wiedzieć co jeszcze Tom zobaczył w głowach swoich "wyznawców" o tej porze nocy.
Jego partnerka w patrolach, Druella Rosier patrolowała drugie piętro. Spojrzał na zegar i z ulgą dostrzegł, że było już po piątej nad ranem, schował różdżkę i skierował się w kierunku schodów. Już mu się marzył przyjemny, ciemny pokój wspólny Slytherinu kiedy kątem oka dostrzegł ruch na schodach wieży Astronomicznej. Tom westchnął, wpisywanie szlabanów i odejmowanie punktów nie sprawiało mu już żadnej satysfakcji, jednak jako wzorowy prefekt nie mógł tego zignorować. Uważając na to żeby jego króki były niemal nie słyszalne, poszedł tropem nieszczęsnego ucznia. Tom był mistrzem w byciu niepostrzeżonym, potrafił chodzić bezdźwięcznie i oddychać takim samym sposobem. Musiał się jednak nagle zatrzymać ponieważ ujrzał drobną dziewczęcą sylwetkę odzianą w spódnicę i koszulę, zza kołnierza wystawał jej niebiesko-srebrny krawat, co najdziwniejsze nie miała ubranych butów. Stała u szczytu schodów z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała, chłopak nie wiedząc czemu, nie wyszedł tam ze swoją władczą miną i nie wkleił jej szlabanu. Może dlatego jak już wcześniej wspomniał dlatego, że mu się to znudziło? Z drugiej strony był ciekawy co wyciągnęło krukonkę z łóżka o piątej rano. Po chwili ruszyła dalej w kierunku barierki, Tom także zrobił kilka kroków na przód i przystanął w progu. Dziewczyna miała długie, jasne brązowe włosy z rozjaśnionymi pasemkami od gorącego letniego słońca. Prawie podskoczył kiedy się odezwała, tym bardziej,że był świadomy, że mówiła do niego:
- Nie musisz się ukrywać w cieniu. - Tom się na chwilę zakłopotał ale szybko sobie przypomniał,że jest prefektem. Pewnym siebie krokiem wyszedł na środek wieży i założył ręce za plecami. Zaczął formalnym tonem głosu:
-Minus 10 punktów...
- Jesteś prefektem? - wtrąciła i się w końcu odwróciła, Toma zirytowało, że przerwała mu w połowie zdania.
- Tak. - mruknął pod nosem i przyjrzał się brunetce, miała bardzo intensywne zielone oczy w których były jasne kropki, naturalnie opaloną cerę i średnią ilość piegów na policzkach i nosie. Riddle od razu skojarzył kto to był, Danielle Addington. Na jego zaskoczenie znowu się odezwała.
- A jak masz na imię? - zapytała.Tom stał osłupiały nie będąc pewny czy dobrze usłyszał i czy napewno zna swoje imię. Jakim cudem ta dziewczyna nie znała jego imienia? Króla hierarchii szkolnej. Chodzili razem do szkoły przez siedem lat chociażby, a ona go nie zna? Najlepszego ucznia i prefekta?
- Tom Riddle. - wydusił w końcu odzyskując mowę. Dziewczyna niespodziewane rozpromieniła a Tom się jeszcze bardziej zirytował myśląc, że to jedna z jego fanek, odrzucił tą możliwość bo każda fanka zna jego imię. Każdy zna jego imię.Jak się okazało Danielle Addington do chwili obecnej żyła w błogie niewiedzy o istnieniu tyrana szkolnego.
- To o tobie mówił Sykes pierwszego dnia. - teraz to już Tom kompletnie się pogubił. Rozmawiała z nim jak przypadkowym kolegą spotykanym na korytarzu, kimś totalnie na swoim poziomie. Tom był zniesmaczony, traktowała go jak przeciętną osobę, mimo tego faktu zachował spokój.
-Sykes Nash? - zapytał spokojnie, dziewczyna przytaknęła - Co mówił?
Danielle westchnęła przez co z jej ust wydobył się mało wyraźny obłok pary, chcąc czy nie była połowa października i o tej porze było już dosyć chłodno. Tom zastanawiał się jak można być tak lekkomyślnym i nie ubrać chociażby swetra i butów.
- Mówił, że patrzyłeś w moim kierunku ale nie wiedziałam o kogo chodzi ponieważ patrzyło się kilka ludzi. - powiedziała wzruszając ramionami. Tom gapił się na nią próbując ją zrozumieć; szybko przypomniał sobie słowa Malfoy'a. Była ważną osobą, musiał grać, może się przydać.
-Wiesz kim jestem?-zapytał powoli patrząc uważnie w jej zielone tęczówki.
- Prefektem naczelnym Slytherinu. - powiedziała i się uśmiechnęłam, Tom gapił się na nią tępo. Co z nią było nie tak? Trzeba było być chorym żeby nie znać Riddle'a. Tom ostatecznie postanowił zachować dobre maniery i zdjął szatę zostając w swetrze, wyciągnął rękę z kawałkiem materiału w kierunku krukonki. Wzięła szatę i narzuciła ją na ramiona, kiedy wyglądała na to,że było jej ciepłej podziękowała:
- Dziękuję Tom, jesteś bardzo miły. - nie dał rady, zaczął się śmiać. Był to krew mrożący, mroczny śmiech jednak dało się w nim przez te warstwy wyczuć szczere rozbawienie. Danielle szczelniej owinęła się w płaszcz i zaczęła iść w kierunku wejścia na wieżę, odwróciła się jeszcze i z uśmiechem zapytała:
-Chcesz się zaprzyjaźnić?
Tom nie wiedział co powiedzieć, on przecież nie miał przyjaciół ani ich nie potrzebował.Przyjaciele to słabość a Czarny Pan nie może mieć słabości.
-Może.
Tak inteligentni ludzie będą potrzebni, a on ich zdobędzie.
Danielle długo zastanawiała się nad tym czy powiedzieć swojej czwórce przyjaciół o nowo zawartej przyjaźni z ślizgonem. Ostatecznie zapomniała o całym zajściu na wieży Astronomicznej i żyła tak jak podczas zeszłych sześciu lat. Nie zaskoczyło ją,że nakryła kilka dni temu Cyre która namiętnie gratulowała Louisowi wygranej w meczu quidditcha, mianowicie ten pocałunek który miał miejsce na bocznym korytarzu prowadzącym do biblioteki nie można było określić innym przymiotnikiem niż... namiętny. Dan nie powiedziała o tym reszcie przyjaciół chociaż poczuła coś w rodzaju satysfakcji podejrzewając, że ich znajomość się właśnie tak potoczy.
Dziewczyna ubrała na mundurek wełniany płaszcz i z książką w ręce wyszła na teren błoni Hogwartu. Pogoda w prawdzie nie była bajeczna, niebo nie było jasne, błękitne spowite białymi, kłębiastymi chmurami ale przecież Danielle zawsze sobie to mogła wyobrazić, prawda? Ze względu na wczesną zimę i chłód panujący na zewnątrz było pusto co jej bardzo odpowiadało, w ciszy najlepiej się można było skupić.Dan upatrzyła sobie w sumie małą ławkę z dosyć prymitywnym oparciem, widok który się reprezentował po zajęciu miejsca na niej był warty wszystkich galeonów. Niziny pokryte złotą trawą spaloną od slońca oraz wiecznie zielony Zakazany Las w tle. Danielle szczelniej owinęła się swoim płaszczykiem czując natarczywy chłód wdzierający się pod jej delikatną skórę, otworzyła książkę mając nadzieję, że chociaż ta rozgrzeje ją przy sercu. Kiedy coś, a raczej ktoś obtarł się o bok dziewczyny nie prędko oderwała wzrok od książki, dopiero kiedy usłyszała tłumione prychnięcie. Podniosła jaskrawe zielone oczy i zaskoczona się uśmiechnęła do chłopaka o wielkich, brązowych oczach. Chłopak oczywiście się nie uśmiechnął, on się prawie nigdy nie uśmiechał.
- Cześć Tom. - powiedziała dyskretnie zaginając róg strony, chociaż tego nie lubiła ale nie chciała zapomnieć strony na której aktualnie skończyła. Brunet zmarszczył brwi i coś mruknął, mogło to znaczyć cokolwiek ale Dan wzięła to za "Cześć".
-Coś się stało?-zapytała.Tom się nachmurzył jeszcze bardziej przypominając w tej chwili nadchodzącą burzę.
- Nie. - odparł krótko nawet na nią nie patrząc. Danielle westchnęła i przysunęła się jeszcze bliżej pokonując kilka krótkich centymetrów dzielących ich ciała. Tom widocznie podskoczył i spojrzał na nią z odrazą i szokiem, nie odsunął się jednak tylko nadal gapił się na dziewczynę póki ta patrzyła na krajobraz. Wyczuła po chwili, że się na nią gapi i ofiarowała mu pełne niezrozumienia spojrzenie z pewnego rodzaju wyrzutem, co doprowadziło Toma do konfuzji.
- Możesz mi powiedzieć. - powiedziała nagle a Tom przez ułamek sekundy rozpamiętywał czego dotyczy to zdanie. Oświeciło go, jednak jednocześnie pogrążyło jeszcze bardziej. Nie chciał na razie wdzierać się pomiędzy jej myśli ponieważ nie ma opcji, że by tego nie wyczuła. A jej zaufanie na razie potrzebował. Była tak dziwną osobą. Tom kompletnie nie rozumiał zachowania brunetki nadal patrzącej na krajobraz.
- Nie nazywaj mnie Tom. - powiedział powoli dobierając słowa, starał się żeby to zabrzmiało jak najbardziej...przyjacielsko? - Proszę. - dodał szybko stwierdzajac, że ostatecznie, źle dobrał słowa. Kiedy Danielle Addington uśmiechnęła się ponownie odetchnął niedostrzegalnie z ulgą.
- Mogę więc do ciebie mówić Marvolo jeśli chcesz. - odpowiedziała zaskakująco szybko jakby jej odpowiedź była gotowa przed tym, niż cokolwiek powiedział. Zdumiał się i odpowiedział będąc zaskoczony, że ta opcja mu się szczerze naprawdę podobała.
- Tak, to bardzo dobry pomysł. Tak. - stwierdził i przyłapał się na tym, że kiwa głową przytakując samemu sobie. Do jego uszu dobiegł przyjemny śmiech przez który jemu samemu chciało się zacząć śmiać, kiedy spojrzał w dół zobaczył Dan która zakrywała sobie usta jedną ręką. - Co cię tak bawi? - zapytał głosem przesiąkniętym irytacją, ale i lekkim rozbawieniem, dziewczyna pokręciła głową jednak nagle przeszedł ją dreszcz zimna który próbowała zakryć zaciskając zęby. Tom wydał z siebie pomruk zażenowania jednak patrząc na Danielle jemu samemu zrobiło się zimno. Dziewczyna była porządnie ubrana aż na to, że jej jasna szyja była cała goła. Ślizgon z westchnieniem zdjął swój szalik i ostrożnie okręcił go wokół Addington ignorując konsekwencje.
- Dziękuję T...Marvolo. - dokończyła szybko się poprawiając, Tom tylko uniósł brew i zmienił temat na wygodniejszy dla niego:
- Więc, masz już moją jedną szatę i szalik. Wiesz Addington, zastanawiam się czy kolekcjonujesz moje ubrania. - warknął rozkoszując się wyrazem twarzy Danielle; wyrażał wstyd, złość i oburzenie. Naburmuszyła się i oznajmiła:
- Jeżeli uważasz mnie za swoją fankę to wiedz, że nie próbuję kolekcjonować części twojej garderoby żeby się szczycić, że mam w posiadaniu gacie Toma Marvola Riddle'a. - prychając wstała i zignorowała Toma. Nie odwracając się ani raz, zaczęła iść w kierunku potężnego zamku.
Tom zasiadł do biurka w dormitorium chłopców i otworzył czarny, gruby zeszyt z ozdobnymi złotymi rogami i wygrawerowanym własnym imieniem. Jego humor był bardzo podły a świadczyła o tym chociażby mowa ciała. Jego przystojna twarz była wykręcona w grymasie niezadowolenia. Wziął do ręki pióro i delikatnie zamoczył je w carnym atramencie, starając się nie zrobić żadnego kleksa zaczął pisać krótką notkę w swoim dzienniku:
"Nigdy nie rozumiałem, dlaczego ludzie mają głupkowatych przyjaciół. Nie rozumiałem tego, dopóki też nie znalazłem sobie też takiego głupkowatego przyjaciela. Nie znam za bardzo Danielle Addington ale gdyby coś jej się stało przysięgam, że najpierw zamordowałbym każdego w tej szkole a następnie zabiłbym samego siebie."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro