EPILOG
Danielle poprawiła kołnierzyk błękitnej koszuli i pomalowała usta neutralną, różową pomadką. Była gotowa do wyjścia. Z westchnieniem przeczesała włosy, widząc kilka nitek srebra na czubku głowy, zmrużyła oczy. Z prawie trzydziestką na karku nie powinna chyba jeszcze siwieć. Odwróciła się i złapała za serce, przeżywając mały zawał. Uśmiechnął się uradowany faktem, że udało mu się ją wystraszyć. Wykorzystał to, że przymknęła oczy, żeby się uspokoić, i krótko złączył ich wargi. Wiedział, że momentalnie mu przebaczyła, kiedy jej chude dłonie jak u pianistki zwarły materiał jego białej koszuli na plecach. Z uśmiechem zacisnął zęby na jej dolnej wardze, nie zostając mu dłużna, po chwili zrobiła to samo. Nie mogąc się już powstrzymać, parsknął krótkim śmiechem.
- Spóźnimy się, jeśli tak dalej pójdzie. - upomniał ją, wzruszyła ramionami. Jej brzoskwiniowe usta rozciągnął przyjemny dla oka, uroczy uśmiech. - Danielle.
- Dobrze, no chodźmy już. Nie zapomnij prezentu dla Alpharda!
Pokręcił głową, widząc, jak jej jasne włosy znikają w drzwiach. Podniósł trochę ciężkie pudełko zapakowane w ładny, zielony papier i wielką kokardę na wierzchu. Z paczką w jednej ręce, a płaszczem w drugiej zszedł na dół. Brunetka machnęła różdżką, przez co światełka na choince powoli zgasły. Złapał jej rękę, kiedy się rozpłynęli w kolorowej smudze pod wpływem teleportacji.
- No i są nawet państwo zagadka!
- Możesz sobie przestać żartować z mojego nazwiska, czarny?
Obrzucili się smętnymi spojrzeniami, po chwili jednak przywitali się braterskim uściskiem, a na ich twarzach ponownie zagościły lekkie uśmiechy. Obserwował, jak do jego żony podbiega syn brata Charlusa Pottera, James oraz kilka innych dzieciaków. Oczywiście, że wszystkie uwielbiały Dan. W końcu to ona była tą stereotypową ciotką, którą zawsze się chciało mieć za matkę, gdyż czytała przed snem bajki, piekła najlepsze ciasteczka, dawała najlepsze prezenty i stawała w obronie przed rodzicami.
- James ją kocha bardziej niż mnie. - westchnęła Euphemia, stając obok niego. - Powiedz, a wy, kiedy w końcu przywitacie w domu takiego małego szkraba?
Roześmiał się na to pytanie, Danielle oderwała się na chwilę od dzieci, żeby na niego spojrzeć i się uśmiechnąć.
- Za dziewięć miesięcy. - odparł, patrząc jak kobieta obok, podnosi szczękę z ziemi.
- Czy ja dobrze słyszałem? - zapytał Weasley z kieliszkiem w ręce, wszyscy zainteresowali się małym rozruchem. Jedynie Alphard wiedzący o wszystkim usiadł obok na oparciu kanapy i patrzył jak krukonka siedząca na ziemi, pozwala małej Molly bawić się swoimi włosami.
- To dobry pomysł? - Danielle podniosła na niego swoje wielkie, zielone oczy. Rudowłosa dziewczynka wyrwała jej przypadkiem kilka włosów, Dan w duchu poprosiła Merlina, żeby były to właśnie te siwe. - A jeśli dziecko będzie miało takie zapędy jak on?
- Tom będzie dobrym ojcem, nie martw się.
- Ktoś o mnie coś mówił? - pojawił się, poprawiając białą koszulę. Black pokręcił głową, ślizgon objął ją jednym ramieniem, wykorzystując to, że mała Prevett pobiegła do swojej matki. Danielle oparła głowę na jego ramieniu, patrząc z rozbawieniem na krzywy wyraz twarzy swojego przyjaciela. Alphard się zdrowo napił swojego czerwonego wina i znowu pokręcił głową.
- A płeć dziecka to też zagadka?
- Możesz przestać sobie już żartować? - zapytał brunet zmęczonym głosem, po dziesięciu latach zrobiło się to już denerwujące.
- No nie wiem, Riddle.
Dla mniej zrozumiałych: riddle to po angielsku zagadka. Powiem tak, decyzję o zakończeniu podjęłam trzy dni przed dopisaniem opowiadania. Najpierw miało być naprawdę tragicznie, w sumie nie trudno zauważyć, że mordowałam wszystkich po kolei. Pisanie tej książki trwało dłużej niż którykolwiek z moich związków, haha nieśmieszne.
Jeśli komuś się podoba moja twórczość, to zapraszam do mojego nowego, drugiego opowiadania z Regulusem Black'iem.
Chciałabym podziękować za wszystkie gwiazdki, komentarze i odczyty. Najbardziej dziękuję tym którzy byli od początku i przetrwali wszystkie moje czteromiesięczne kryzysy, przy których rzucałam tę książkę w kąt. Szczerze was podziwiam i jestem wam wdzięczna.
Kocham was wszystkich, dobrego zakończenia roku wam życzę x
Arctus przeciera oczy i prostuje nogi, wdycha z ulgą i sięga po herbatę. Jest zimno. Chwila zadowolenia trwa krótko, po chwili dociera do niej, że to koniec. Zapala niedobrego papierosa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro