Fragment z " Miłość pełna kolców"
- Dzień dobry Panie Davis. Jestem... - Nie udało mi się dokończyć , bo mężczyzna przerwał mi swoim głębokim i niskim głosem.
- Lily Palmer , moja nowa osobista asystentka. - Kiwam głową potwierdzając. - Na biurku ma pani tableta z godzinami moich spotkań. Proszę się z nimi zapoznać i potwierdzić moje przybycie. Masz w nim również numery telefonów do nich. Obok niego leży służbowy telefon do Pani dyspozycji. Proszę sobie zapisać wszystkie potrzebne numery. Mam nadzieję , że szybko pani się dostosuje do pracy jako moja osobista sekretarka. - Zakończył swój monolog wracając do wypełniania dokumentów. Wzięłam elektronikę z mebla i odblokowałam go. Zaczęłam wszystko sprawdzać i zapisywać potrzebne telefony. Gdy znowu się odezwał jego głos był jeszcze bardziej hipnotyzujący. - Proszę tak nie stać Panno Palmer , a usiąść na przeciwko mnie i zająć się pracą. - Spełniłam jego polecenie i usiadłam na wygodnym staro wyglądającym fotelu. Założyłam nogę na nogę i naciągnęłam na kolana czarną ołówkową spódnicę. Tak jak mówił , zajęłam się swoją pracą czyli potwierdzaniem jego przybycia na spotkania.
- Dzień dobry , nazywam się Lily Palmer i jestem osobistą asystentką Pana Davis'a. Dzwonię w sprawie spotkania. Pan Louis chce potwierdzić swoje przybycie na umówione spotkanie.. - I tak brzmiała każda moja rozmowa z sekretarkami potencjalnych partnerów mojego nowego szefa.
Po dwóch godzinach takiego dzwonienia , przede mną wylądowała filiżanka dobrze pachnącej herbaty. Podniosłam wzrok na mężczyznę. Stał obok biurka i przyglądał mi się. Gdy zauważył , że patrzę na niego uśmiechnął się kącikiem usta i pokazał głową na filiżankę..
- Proszę. Musisz być spragniona po tak długim czasie mówienia. - Odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu. Każdy zajmował się swoją pracą , więc było cicho przez większość czasu jak nie musiałam dzwonić potwierdzając spotkania. Podziękowałam kiwnięciem głowy i wzięłam w dłoń porcelanę z parującą cieczą.. Podmuchałam i upiłam łyk. Skąd wiedział ile słodzę ? - I jak smakuje Panno Palmer ?
- Jest wyborna Panie Davis. - Odpowiedziałam cichym lekko zachrypniętym głosem. Długie używanie go , dobrze nie wpływa na struny głosowe , gdy nie ma się nic do zwilżenia gardła.
- Pij moja droga. Dobrze się spisałaś , jak na pierwszy dzień pracy. - Powiedział i zajął swoje miejsce na przeciwko mnie. - Za 30 minut mam spotkanie z.... - Nie dałam mu dokończyć , bo weszłam mu w słowo.
- Z panem Bruksem. - Powiedziałam już normalnym tonem.
- Dokładnie. Ale na następny raz proszę mi nie przerywać. - To zdanie powiedział ostro. Speszyłam się na tak jawną dezaprobatę.
- P...Przepraszam. - Powiedziałam delikatnie się jąkając. Cholera.
- Nic się nie stało. Ważne , że to się już nie powtórzy. Bo nie powtórzy , prawda? - Spojrzał na mnie groźnie.
- Oczywiście. Nigdy. -Zapewniłam pospiesznie drżącym głosem. Chyba go zdenerwowałam.
- To dobrze. - Kiwnął głową z aprobatą. Spojrzał na zegarek. - Trzeba się zbierać. - Powiedział i wstał. Również to uczyniłam i podążyłam za nim do drzwi. Gdy wyszliśmy na korytarz udaliśmy się do windy. Wcisnął przycisk i czekaliśmy. Po minucie otworzyły się drzwi. Pan Davis przepuścił mnie przodem.. Co za dżentelmen. Pan Louis nacisnął na parter. Bez słowa zjechaliśmy. Gdy dotarliśmy , wyszliśmy z niej i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Aido jeśli ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować , proszę przekierować ich do Panny Palmer. Numer masz w mailu , który do ciebie wysłałem. -Powiedział do swojej głównej sekretarki.
- Oczywiście Panie Davis'ie. - Odpowiedziała jak dla mnie za słodkim głosem. Wyszliśmy z firmy i skierowaliśmy się w stronę jego samochodu. Otworzył przede mną drzwi , a gdy wsiadłam zamknął za sobą i zapiął pasy.
- Zapnij pas Panno Palmer. - Odparł ostro. Zrobiłam jak mi kazał. Racja. Bezpieczeństwo przedewszystkim. Zagryzłam wargę i spojrzałam na tablet. Dwie godziny później ma spotkanie z panem Smith'em.
- Czy coś się stało moja droga ? - Spytał. Spojrzałam na niego.
- Nie. Nic się nie stało. - Powiedziałam wracając wzrokiem na ekran. Rok temu moja starsza o 5 lat siostra zginęła w wypadku samochodowym. Potrącił ją pijany kierowca , który uciekł z miejsca zdarzenia. Złapali go , ale to życia Chloe nie zwróciło. Po jej śmierci zamknęłam się w sobie. Nie wychodziłam z pokoju przez jakiś czas. Ann z rodzicami i bratem martwili się o mnie. Moim przełomowym momentem w życiu, było dostanie tej o to pracy. Chciałam zmienić swoje dotychczasowe życie i mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się to.
- Jesteś tego pewna ? Nie wyglądasz za dobrze. - Stwierdził. - Czy to przez śmierć twojej siostry ? - Spojrzałam na niego zdziwiona. Skąd wiedział ? - Trafiłem. Słyszałem o tej sprawie. Było o niej dość głośno. Przykro mi. - Powiedział i położył na moim kolanie dłoń. Spięłam się. Nikt mnie nigdy nie dotykał. Od jej śmierci. - Nie denerwuj się tak Panno Palmer. Nic Ci przecież nie zrobię. - Odparł z rozbawieniem. Spojrzałam w bok zawstydzona.
- Nie powinno być Panu przykro. W końcu nie znał jej pan. - Odpowiedziałam.
- Racja. - Zabrał rękę i wrócił spojrzeniem za okno.
~*~
Po 15 minutach dojechaliśmy do korporacji pana Bruksa. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę wejścia. Po dotarciu na 7 piętro udaliśmy się do gabinetu naszego potencjalnego partnera. Pan Davis zapukał i gdy usłyszeliśmy pozwolenie, weszliśmy. Pan Bruks, był starszym mężczyzną o już lekko przypruszonej siwizną brązowej czuprynie. Miał na sobie tak samo jak Louis garnitur. Wstał z swojego miejsca i podszedł do niego.
- Witam Panie Davis'ie. Miło mi pana poznać. - Podali sobie dłonie. Miał lekko zachrypnięty głos.
- Mi również Panie Bruks. - Odpowiedział i podeszli do biurka. Usiedli na przeciwko siebie. Stanęłam za fotelem mojego szefa trzymając w dłoniach teczkę z dokumentami, które dał mi przed wejściem do gabinetu. Wzrok pana Roberta spoczął na mnie.
- A kim jest pana piękna towarzyszka ? - Spytał.
- To jest moja nowa osobista asystnetka Lily Palmer. - Odpowiedział spoglądając na mnie kątem oka. Skinęłam panu Bruksowi głową na powitanie.
- Miło mi pana poznać. - Powiedziałam obojętnie. Wolałam w tej pracy nie pokazywać emocji. To tylko obróci się przeciwko mnie. Przestali zwracać na mnie uwagę i zajęli się omawianiem współpracy. Słuchałam ich, by jak najwięcej zapamiętać w razie potrzeby. Gdy pan Davis wystawił w moją stronę dłoń, podałam mu teczkę. Podpisali dokumenty i wstali podając sobie dłoń na potwierdzenie umowy.
- Robienie z panem interesów to sama przyjemność. - Oświadczył Pan Bruks.
- Przyjemność po mojej stronie. - Odpowiedział mój szef. Spojrzał na mnie i skinął głową. Ten znak uznałam jako rozkaz wyjścia. Wzróciłam wzrok na bruneta i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Miło było pana poznać. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy na różnych przyjęciach. - Oznajmiłam, a w myślach dodałam " Jeśli dalej będe jego asystentką. "
- Ależ oczywiście moja droga Lily. - Odparł mężczyzna z szczerym uśmiechem. Przemilczałam to, że zwrócił się do mnie po imieniu, a nie po nazwisku jak powinien powiedzieć. Zauważyłam kątem oka, że Panu Davis'owi również się to nie spodobało.
- Wychodzimy Lily. - Rozkazał Louis. On również ? Czyżby był zazdrosny ? Niemożliwe. W końcu nie znamy się tak długo, by przejść na "ty". Już miałam odpowiedzieć " Tak mój panie " jak to było w jednej z książek, które kiedyś czytałam, ale powstrzymałam się. Kiwnęłam tylko głową i ruszyłam za nim do wyjścia z gabinetu, a później i z korporacji.
~*~
Gdy dotarliśmy do jego gabinetu w siedzibie DavisGroup, rozsiadł się na swoim miejscu. Spojrzałam na zegarek. Miał jeszcze godzinę do następnego spotkania. Zajęłam miejsce na przeciwko niego i zwróciłam wzrok na tablet w moich dłoniach.
- Ma pan jeszcze godzinę do spotkania z panem Parkerem. - Powiadomiłam go obojętnym głosem.
- Dobrze. Zrób nam coś do picia Lily. - Poprosił. Znowu. Znowu użył mojego imienia.
- Oczywiście. Ale proszę zwracać się do mnie po nazwisku. - Również poprosiłam i podeszłam do stolika, gdzie było wszystko do zrobienia herbaty jak i kawy.
- A nie lubisz jak ktoś zwraca się do ciebie po imieniu Panno Palmer ? Robertowi pozwoliłaś. - Zaznaczył.
- Bo nie wypadało mi zganić go za użycie jego. - Zauważyłam. W końcu. Kim byłam, by zwracać mu uwagę jak ma się do mnie zwracać. Był dużo wyżej ode mnie w hierarchi społecznej.
- Masz rację. Ale to nie oznacza, że podoba mi się to jak się do ciebie zwraca Panno Palmer. - Usłyszałam jak podchodzi do mnie i kładzie dłonie na blacie stolika przyszpilając mnie do niego. Wstrzymałam na chwilę oddech. Co on wyprawia ? Czułam jak zniża twarz do mojego ucha i zaciąga się moim zapachem. Słyszałam jak cicho mruczy, jakby podobało mu się to co czuje. Przeszły mnie dreszcze, gdy poczułam jak delikatnie dmucha w moją szyję. - Sądzę, że moglibyśmy przejść na "ty". - Gdy jego zachrypnięty głos dotarł do moich uszu myślałam, że zemdleję z wrażenia. Jak bardzo ten mężczyzna potrafi być pociągający ? Co powinnam zrobić w takim wypadku ? Spławić go ? A może pozwolić na używanie mojego imienia ? - Lily... Pozwól mi na siebie tak mówić. - Mówi wprost do mojego ucha, przez co przechodzą mnie dreszcze. Powinnam ? Przecież to mój pierwszy dzień pracy. Nie mogę pozwolić mu tak się do mnie zwracać.
- Dobrze, jeśli ty pozwolisz mi mówić do siebie Louis. - Więc czemu te słowa wyszły ze mnie tak gładko ? Czuję na swoim uchu jak się uśmiecha. Czyli zdaje sobie sprawę jak na mnie działa ? Cholera. Przeklinam w myślach. Mam wrażenie, że sprawiłam mu tym tylko samą przyjemność. Dociska do mnie swoje biodra, a ja czuję jak jego krocze idealnie pasuje do moich pośladków. Boże. Czemu nagle zrobiło mi się tak cholernie gorąco ? Czuję jak moje policzki delikatnie zabarwiają się na czerwono. Tą sytuację przerywa natarczywe pukanie do drzwi. Louis odskakuje ode mnie jak oparzony i poprawia się lekko. Uśmiecham się pod nosem zadowolona i gdy tylko elektryczny czajnik daje znać, że woda się zagotowała zalewam wrzątkiem torebki herbaty w dwóch kubkach.
( Fragmenty z książki "Miłość pełna kolców" za prośbą Crazy_Shinigami )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro