Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

Dzień doberek. Jak wam mija dzień/wieczór/noc ? Teraz będzie kolejna dawka Akiko. Zapraszam do czytania 

*****************************************************

- Ta wieża jest dla ozdoby i nikt w niej nie mieszka. - Nie wyczułam w tych słowach kłamstwa , ale coś mi tutaj nie pasowało. Wolałam nie informować go , że jednak coś widziałam. - A po drugie ?

- A po drugie , chciałam się spytać czy mogłabym zrobić sobie parę kolczyków.

- Ale masz już ich dość sporo. I tak jesteś za młoda na takie rzeczy.

- Wiem o tym , ale nie zbyt mnie obchodzi mój wiek. Chciałam sobie dorobić dziurek w uchu. Mogłabym się udać do pirsera ?

- Pomyślę nad tym , a czy do tego nie potrzeba zgody prawnego opiekuna ?

- Trzeba i dlatego moje trzecie pytanie jest od nośnie tego czy nie pojedziesz ze mną i nie wyrazisz takiej zgody. - Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.

- Jak już mówiłem pomyśle o tym. Coś jeszcze ?

- Puki co nie.

- To się cieszę , możesz już iść.

- Dziękuję za posiłek. - Odsunęłam krzesło od stołu i wstałam. Skierowałam się do wyjścia. Wyszłam z jadalni głęboko wzdychając.

- Coś się stało panienko ?

- Ah , Marison. Nie nic się nie stało , po prostu rozmawiałam z Karlem i to trochę mnie zmęczyło.

- A czy rozmawiała panienka z nim o czymś konkretnym ?

- Spytałam go na temat tej wieży w ogrodzie ... - Ruszyłyśmy w drogę do mojego pokoju. - Ale powiedział , że to tylko ozdoba i bym się tym nie interesowała. Ale coś mi tutaj nie pasuje , przecież wyraźnie widziałam coś w oknie na górze .

- Widziała panienka ? - Spytała przerażona Marison , a co ją tak przestraszyło ?

- Tak widziałam , ale nie do końca wiem co. Jakiś cień i tyle. ale jednak coś widziałam. - Pokojówka odetchnęła cicho z ulgą , co nie uszło mojej uwadze. Ona coś wie , muszę ją przycisnąć i mi wszystko wyśpiewa.

- Jeśli Pan mówi , że to tylko ozdoba to tak jest panienko. Nic ani nikogo tam nie ma.

- Jeśli nic tam nie ma , to po co ona tam stoi ? Bo nie wierzę , że to tylko ozdoba. Psuje całe piękno ogrodu Marison , coś za tym musi się kryć i ja się dowiem co , obiecuje Ci to. - Na moje słowa pokojówka spięła się lekko. - Coś nie tak ? - Spojrzałam na nią uważnie.

- Nie nic , wszystko w prządku panienko. - Uśmiechnęła się lekko. Weszłyśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam za okno. Błękitne niebo zakryły burzowe chmury , czyli zbiera się na deszcz. Lubię go , wtedy wychodzi mniej ludzi i mogę spokojnie spacerować nie przejmując się , że ktoś zwróci na mnie szczególną uwagę. W takie pogody też lubię rozmyślać nad swoim życiem i co by się stało , gdybym jednak nie zraniła tej wychowawczyni. Czy moje życie potoczyło by się w ogóle inaczej niż teraz ? Zapewne , ale nie mogę niestety tego zmienić ... Może kiedyś wymyślę wehikuł czasu i zmienię swoje życie. Nie zamieszkałabym z dziwnym wampirem i możliwe miałabym szczęśliwą rodzinę. Westchnęłam smutno i przeniosłam wzrok na pokojówkę.

- Coś się stało panienko ?

- Nic się nie stało , po prostu w taką pogodę zawsze nawiedzają mnie ponure myśli. - Odpowiedziałam smętnie.

- Niech się panienka nie zamartwia , teraz panienka jest w dobrym miejscu.

- W dobrym miejscu... - Powtórzyłam za nią głucho. - Jak to śmiesznie brzmi , mieszkam z samymi wampirami. Co w tym takiego dobrego , powiedz mi Marison.

- Dużo rzeczy panienko. Może być panienka bezpieczna i nie martwić się , że ktoś panience zrobi krzywdę.

- Mogę czuć się bezpieczna.. Jak mogę , jak to wy jesteście moim głównym niebezpieczeństwem ? Żywicie się krwią , która płynie w moich żyłach. To , że mnie nie ugryźliście , nie znaczy że tego nie zrobicie. Że Karl tego nie zrobi. Wszystko może się zdarzyć w krótkim odstępie czasu Marison. Nie mogę być pewna , że komuś z was nie odwali i nie rzucicie się na mnie. Jesteście ode mnie silniejsi i szybsi niż nie jedno zwierzę. Pomyśl tylko Marison , co by się stało gdybym się skaleczyła i np. jeden z was by to wyczuł i się tutaj zjawił gdyby Ciebie nie było. Nie udało by mi się uciec , i zabiłby mnie.- Dziewczyna wydała z siebie zduszony pisk.

- Niech nawet tak panienka nie myśli. To się nigdy nie stanie , my jako służba nie możemy pożywiać się nikim bez zgody Pana. Jeśli tak by się stało , zlinczowałby nas. A jakby ktoś pożywił się panienką zostałby zabity , a ja zostałabym ukarana za nie dopilnowanie panienki. Panienka jest tak samo ważna jak nasz Pan , nie moglibyśmy nic panience zrobić . Więc gorąco proszę nawet sobie takich rzeczy nie wyobrażać. Powstrzymywalibyśmy się jak tylko możemy , by panience nic się nie stało. - Odpowiedziała znacząco wymachując z oburzenia rękoma nad swoją głową. Zachichotałam cicho na ten widok. Marison spojrzała na mnie pytającym wzrokiem i opuściła ręce na dół wzdłuż swojego ciała.

- Co panienkę tak śmieszy ? - Spytała w końcu .

- Wiesz.. - Zachichotałam znowu. - ... Tak śmiesznie gestykulowałaś rękoma z taką śmieszną miną , że nie mogłam się powstrzymać od chichotu. Wybacz mi Marison.

- Oh.. - Westchnęła. - Rozumiem , tak musiałam śmiesznie wyglądać. Zawsze gdy z czymś się nie zgadzam z swoim panem/panią , to żywo wymachuje rękoma. Nie masz za co przepraszać panienko , to zrozumiałe. - Uśmiechnęła się szczerze. Zachichotałam cicho znowu. Ta dziewczyna jest taka zabawna. - Dobrze panienko , wystarczy tych śmiechów i chichów. Może chciałaby panienka wyjść na świeże powietrze ?

- Już myślałam , że nie zapytasz. - Uśmiechnęłam się do niej i wstałam z zajmowanego miejsca i ruszyłam żwawym krokiem do drzwi.

- Niech panienka zaczeka. - Odwróciłam się do pokojówki .

- Tak ?

- Musi panienka założyć żakiet i wziąć parasolkę , przecież będzie padać.

- No dobrze .. - Podeszłam z Marison do szafy .

- Jaki panienka by chciała żakiet ? - Spytała i spojrzała na mnie kontem oka.

- Mi to tam obojętnie jaki.. - Mruknęłam obojętnie.

- Dobrze , co powie panienka na ten czarny ? - Podała mi kurtkę . No nie powiem , że głowę urywa , ale na dwór może być.

- Okey .. A właśnie będę musiała porozmawiać z Karlem.

- A o czym że znowu ? - Spytała zrezygnowana.

- O ubraniach , chciałabym mieć coś swojego. Nie zbyt dobrze czuję się w sukienkach , mimo że lubię te wiktoriańskie . Ale wolę spodnie i bluzki , a tutaj widzę same sukienki.

- Rozumiem , dobrze po spacerze odprowadzę panienkę do jego gabinetu.

- Dziękuję Marison. - Uśmiechnęłam się do niej lekko i ubrałam kurtkę . Wzięłyśmy jeszcze parasolkę z parapetu i wyszłyśmy z pokoju. Skierowałyśmy się korytarzem do holu , a z niego oszklonymi drzwiami do ogrodu. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem , a uśmiech sam wpełzł mi na usta. - Uwielbiam tą pogodę. Wtedy natura oczyszcza się z całego świństwa ludzi , którzy tylko ją zaśmiecają. - Zeszłam ze schodków i podeszłam do krzaczków róż. Znów wzięłam je w dłonie tak jak poprzednim razem. Poczułam zimną wodę na opuszkach palców , uśmiechnęłam się szerzej i powąchałam ją. Pachniała intensywniej niż zwykle. - Marison ?

- Tak panienko ? - Podeszła do mnie.

- Mogłabyś zerwać dla mnie trochę róż ?

- Mogłabym , ale po co panience róże ?

- Chciałabym zrobić z nich perfumy , umiem takie rzeczy , a te po deszczu mają intensywniejszy zapach niż zwykle.

- Rozumiem , zaraz poproszę ogrodnika by ściął parę z nich i ułożył w torebce zamykanej , tak dłużej utrzymają taki stan.

- Dobrze , dziękuję Marison.

- Ależ nie masz za co dziękować panienko. To dla mnie przyjemność spełnić panienki prośbę. - Uśmiechnęła się do mnie słodko. Coraz bardziej ją lubię. Trochę posmutniałam.

- Coś się stało panienko ?

- Wiesz Marison , jestem tutaj tylko na rok i nie wiem co się potem ze mną stanie , ale jeśli Karl coś wymyśli i gdzieś mnie wyśle , pójdziesz ze mną jako moja służąca gdziekolwiek to będzie ?- Chyba zdziwiła się na takie pytanie , ale po chwili na jej usta wpłynął piękny uśmiech jakiego jeszcze nigdy nie widziałam.


**********************************************

To by było na tyle.  Jeszcze trochę i znajdziemy się w rezydencji braci Sakamakich ^^. Jakie macie wrażenia po przeczytaniu , co dzieje się z naszą Akiko u Karla ? Jestem ciekawa waszych komentarzy. A teraz....

Au revoir!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro