5.
Dzień doberek. Jak wam mija dzień/wieczór/noc ? Teraz będzie kolejna dawka Akiko. Zapraszam do czytania
*****************************************************
- Ta wieża jest dla ozdoby i nikt w niej nie mieszka. - Nie wyczułam w tych słowach kłamstwa , ale coś mi tutaj nie pasowało. Wolałam nie informować go , że jednak coś widziałam. - A po drugie ?
- A po drugie , chciałam się spytać czy mogłabym zrobić sobie parę kolczyków.
- Ale masz już ich dość sporo. I tak jesteś za młoda na takie rzeczy.
- Wiem o tym , ale nie zbyt mnie obchodzi mój wiek. Chciałam sobie dorobić dziurek w uchu. Mogłabym się udać do pirsera ?
- Pomyślę nad tym , a czy do tego nie potrzeba zgody prawnego opiekuna ?
- Trzeba i dlatego moje trzecie pytanie jest od nośnie tego czy nie pojedziesz ze mną i nie wyrazisz takiej zgody. - Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
- Jak już mówiłem pomyśle o tym. Coś jeszcze ?
- Puki co nie.
- To się cieszę , możesz już iść.
- Dziękuję za posiłek. - Odsunęłam krzesło od stołu i wstałam. Skierowałam się do wyjścia. Wyszłam z jadalni głęboko wzdychając.
- Coś się stało panienko ?
- Ah , Marison. Nie nic się nie stało , po prostu rozmawiałam z Karlem i to trochę mnie zmęczyło.
- A czy rozmawiała panienka z nim o czymś konkretnym ?
- Spytałam go na temat tej wieży w ogrodzie ... - Ruszyłyśmy w drogę do mojego pokoju. - Ale powiedział , że to tylko ozdoba i bym się tym nie interesowała. Ale coś mi tutaj nie pasuje , przecież wyraźnie widziałam coś w oknie na górze .
- Widziała panienka ? - Spytała przerażona Marison , a co ją tak przestraszyło ?
- Tak widziałam , ale nie do końca wiem co. Jakiś cień i tyle. ale jednak coś widziałam. - Pokojówka odetchnęła cicho z ulgą , co nie uszło mojej uwadze. Ona coś wie , muszę ją przycisnąć i mi wszystko wyśpiewa.
- Jeśli Pan mówi , że to tylko ozdoba to tak jest panienko. Nic ani nikogo tam nie ma.
- Jeśli nic tam nie ma , to po co ona tam stoi ? Bo nie wierzę , że to tylko ozdoba. Psuje całe piękno ogrodu Marison , coś za tym musi się kryć i ja się dowiem co , obiecuje Ci to. - Na moje słowa pokojówka spięła się lekko. - Coś nie tak ? - Spojrzałam na nią uważnie.
- Nie nic , wszystko w prządku panienko. - Uśmiechnęła się lekko. Weszłyśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam za okno. Błękitne niebo zakryły burzowe chmury , czyli zbiera się na deszcz. Lubię go , wtedy wychodzi mniej ludzi i mogę spokojnie spacerować nie przejmując się , że ktoś zwróci na mnie szczególną uwagę. W takie pogody też lubię rozmyślać nad swoim życiem i co by się stało , gdybym jednak nie zraniła tej wychowawczyni. Czy moje życie potoczyło by się w ogóle inaczej niż teraz ? Zapewne , ale nie mogę niestety tego zmienić ... Może kiedyś wymyślę wehikuł czasu i zmienię swoje życie. Nie zamieszkałabym z dziwnym wampirem i możliwe miałabym szczęśliwą rodzinę. Westchnęłam smutno i przeniosłam wzrok na pokojówkę.
- Coś się stało panienko ?
- Nic się nie stało , po prostu w taką pogodę zawsze nawiedzają mnie ponure myśli. - Odpowiedziałam smętnie.
- Niech się panienka nie zamartwia , teraz panienka jest w dobrym miejscu.
- W dobrym miejscu... - Powtórzyłam za nią głucho. - Jak to śmiesznie brzmi , mieszkam z samymi wampirami. Co w tym takiego dobrego , powiedz mi Marison.
- Dużo rzeczy panienko. Może być panienka bezpieczna i nie martwić się , że ktoś panience zrobi krzywdę.
- Mogę czuć się bezpieczna.. Jak mogę , jak to wy jesteście moim głównym niebezpieczeństwem ? Żywicie się krwią , która płynie w moich żyłach. To , że mnie nie ugryźliście , nie znaczy że tego nie zrobicie. Że Karl tego nie zrobi. Wszystko może się zdarzyć w krótkim odstępie czasu Marison. Nie mogę być pewna , że komuś z was nie odwali i nie rzucicie się na mnie. Jesteście ode mnie silniejsi i szybsi niż nie jedno zwierzę. Pomyśl tylko Marison , co by się stało gdybym się skaleczyła i np. jeden z was by to wyczuł i się tutaj zjawił gdyby Ciebie nie było. Nie udało by mi się uciec , i zabiłby mnie.- Dziewczyna wydała z siebie zduszony pisk.
- Niech nawet tak panienka nie myśli. To się nigdy nie stanie , my jako służba nie możemy pożywiać się nikim bez zgody Pana. Jeśli tak by się stało , zlinczowałby nas. A jakby ktoś pożywił się panienką zostałby zabity , a ja zostałabym ukarana za nie dopilnowanie panienki. Panienka jest tak samo ważna jak nasz Pan , nie moglibyśmy nic panience zrobić . Więc gorąco proszę nawet sobie takich rzeczy nie wyobrażać. Powstrzymywalibyśmy się jak tylko możemy , by panience nic się nie stało. - Odpowiedziała znacząco wymachując z oburzenia rękoma nad swoją głową. Zachichotałam cicho na ten widok. Marison spojrzała na mnie pytającym wzrokiem i opuściła ręce na dół wzdłuż swojego ciała.
- Co panienkę tak śmieszy ? - Spytała w końcu .
- Wiesz.. - Zachichotałam znowu. - ... Tak śmiesznie gestykulowałaś rękoma z taką śmieszną miną , że nie mogłam się powstrzymać od chichotu. Wybacz mi Marison.
- Oh.. - Westchnęła. - Rozumiem , tak musiałam śmiesznie wyglądać. Zawsze gdy z czymś się nie zgadzam z swoim panem/panią , to żywo wymachuje rękoma. Nie masz za co przepraszać panienko , to zrozumiałe. - Uśmiechnęła się szczerze. Zachichotałam cicho znowu. Ta dziewczyna jest taka zabawna. - Dobrze panienko , wystarczy tych śmiechów i chichów. Może chciałaby panienka wyjść na świeże powietrze ?
- Już myślałam , że nie zapytasz. - Uśmiechnęłam się do niej i wstałam z zajmowanego miejsca i ruszyłam żwawym krokiem do drzwi.
- Niech panienka zaczeka. - Odwróciłam się do pokojówki .
- Tak ?
- Musi panienka założyć żakiet i wziąć parasolkę , przecież będzie padać.
- No dobrze .. - Podeszłam z Marison do szafy .
- Jaki panienka by chciała żakiet ? - Spytała i spojrzała na mnie kontem oka.
- Mi to tam obojętnie jaki.. - Mruknęłam obojętnie.
- Dobrze , co powie panienka na ten czarny ? - Podała mi kurtkę . No nie powiem , że głowę urywa , ale na dwór może być.
- Okey .. A właśnie będę musiała porozmawiać z Karlem.
- A o czym że znowu ? - Spytała zrezygnowana.
- O ubraniach , chciałabym mieć coś swojego. Nie zbyt dobrze czuję się w sukienkach , mimo że lubię te wiktoriańskie . Ale wolę spodnie i bluzki , a tutaj widzę same sukienki.
- Rozumiem , dobrze po spacerze odprowadzę panienkę do jego gabinetu.
- Dziękuję Marison. - Uśmiechnęłam się do niej lekko i ubrałam kurtkę . Wzięłyśmy jeszcze parasolkę z parapetu i wyszłyśmy z pokoju. Skierowałyśmy się korytarzem do holu , a z niego oszklonymi drzwiami do ogrodu. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem , a uśmiech sam wpełzł mi na usta. - Uwielbiam tą pogodę. Wtedy natura oczyszcza się z całego świństwa ludzi , którzy tylko ją zaśmiecają. - Zeszłam ze schodków i podeszłam do krzaczków róż. Znów wzięłam je w dłonie tak jak poprzednim razem. Poczułam zimną wodę na opuszkach palców , uśmiechnęłam się szerzej i powąchałam ją. Pachniała intensywniej niż zwykle. - Marison ?
- Tak panienko ? - Podeszła do mnie.
- Mogłabyś zerwać dla mnie trochę róż ?
- Mogłabym , ale po co panience róże ?
- Chciałabym zrobić z nich perfumy , umiem takie rzeczy , a te po deszczu mają intensywniejszy zapach niż zwykle.
- Rozumiem , zaraz poproszę ogrodnika by ściął parę z nich i ułożył w torebce zamykanej , tak dłużej utrzymają taki stan.
- Dobrze , dziękuję Marison.
- Ależ nie masz za co dziękować panienko. To dla mnie przyjemność spełnić panienki prośbę. - Uśmiechnęła się do mnie słodko. Coraz bardziej ją lubię. Trochę posmutniałam.
- Coś się stało panienko ?
- Wiesz Marison , jestem tutaj tylko na rok i nie wiem co się potem ze mną stanie , ale jeśli Karl coś wymyśli i gdzieś mnie wyśle , pójdziesz ze mną jako moja służąca gdziekolwiek to będzie ?- Chyba zdziwiła się na takie pytanie , ale po chwili na jej usta wpłynął piękny uśmiech jakiego jeszcze nigdy nie widziałam.
**********************************************
To by było na tyle. Jeszcze trochę i znajdziemy się w rezydencji braci Sakamakich ^^. Jakie macie wrażenia po przeczytaniu , co dzieje się z naszą Akiko u Karla ? Jestem ciekawa waszych komentarzy. A teraz....
Au revoir!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro