Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Witajcie moje drogie , wreszcie dodaje rozdział... Mam nadzieję , że i ten wam się spodoba... Wybaczcie mi , że tak długo mnie nie było , ale byłam przeziębiona... Dalej trochę jestem , ale czuję się już lepiej. A teraz zapraszam was do czytania dalszych przygód naszej Akiko ^^.

**********************************************************

.... Zdziwiłam się na jej widok i na chwilę przystanęłam.

- Oh , witaj Akiko. Czekaliśmy na Ciebie.. Poznaj proszę Christie , moją żonę. - Powiedział Karl i ręką wskazał na kobietę po swojej prawej. Kiwnęłam jej głową na przywitanie. Widziałam w jej oczach ból , radość i strach. Co tej kobiecie się stało , że miała taki zraniony wzrok ?

- Witaj Akiko , mogę tak na Ciebie mówić ? - Kiwnęłam głową na tak. - Dobrze , chciałam Cię poznać od kiedy Karl powiadomił mnie , że zamierza zaadoptować jakieś dziecko. Nie wiedziałam , że przyprowadzi taką piękną dziewczynę. - Uśmiechnęła się do mnie serdecznie , ale jednak zauważyłam , że ten uśmiech był wymuszony po części.

- Siadaj proszę Akiko. - Wskazał na siedzenie po jego lewej. Nie wiem czy chce być tak blisko niego.. Jeszcze coś mi zrobi.. Usiadłam nie chętnie przy stole i spojrzałam na Christię ... Dlaczego ta kobieta tak mi kogoś przypomina ?

- Można jeść.. - Powiedział poważnym tonem i zaczął spożywać jedzenie. Wzięłam z niego przykład i sama zaczęłam jeść. Muszę przyznać , jedzenie jest tutaj wyśmienite.Nie to co w sierocińcu , mimo że już się przyzwyczaiłam , to i tak ohydnie smakowało. Zrobiłam rozmarzoną minę i uśmiechałam się jak szalona.

- Smakuje Ci jak widać. - Odezwał się Karl.

- Tak , bardzo. W sierocińcu było okropne jedzenie , ledwo można było to jeść .. Jeśli wgl przechodziło przez gardło. - Powiedziałam lekko oburzona. Karl zachichotał , chyba musiałam śmiesznie wyglądać , ale muszę przyznać ma bardzo ładny śmiech. Uniosłam jeden kącik ust w imitacji uśmiechu. Kontynuowałam jedzenie już mniej rozmarzona niż wcześniej. Po jakiś 10 minutach skończyłam swój posiłek. Upiłam czerwonego napoju myśląc , że to sok wiśniowy. Oh , jak bardzo się pomyliłam , w kieliszku była krew. Nie grzecznie by było , gdybym to wypluła , więc przełknęłam z wielkim trudem. Karl widząc moją zniesmaczoną minę , zachichotał cicho.

- Wybacz koteczku , zapomniałem wspomnieć żeby nie nalewali Ci krwi , bo wampirem nie jesteś. - Powiedział chichocząc dziko. Zrobiłam obrażoną minę i prychnęłam cicho. - Oj nie obrażaj się na mnie koteczku , każdy mógłby zapomnieć.. Zaraz poproszę służbę , by zamieniła Ci to na sok wiśniowy.

- Ile razy mam powtarzać , że nie jestem koteczkiem... - Prychnęłam raz jeszcze. Jak ten facet mnie wnerwia..

- Tak tak .. Wiem.. - Znów zachichotał cicho , co skomentowałam kolejnym prychnięciem. Chyba to będzie moje główne zajęcie , gdy będę rozmawiać z tym wampirem. Karl poprosił służbę o wymienienie mi napoju , po niespełna 5 minutach miałam nowy napój który na pewno był sokiem wiśniowym. Ostrożnie wzięłam kieliszek w palce i powąchałam uważnie napój , przez co byłam nagrodzona śmiechem Karla.. Na prawdę kiedyś go zabije za te śmiechy.. Upiłam powoli napoju , teraz rzeczywiście smakował wiśnią za co byłam wdzięczna. Wzięłam parę łyków i odstawiłam na miejsce.

- Dobrze , można odejść od stołu... - Wstałam z tymi słowami ze swojego miejsca i skierowałam się do drzwi którymi weszłam. Gdy tylko je pchnęłam , przywitała mnie Marison z swoim wesołym uśmiechem , przez co widziałam jej kły , ostre i długie. Na samą myśl , że one mogłyby być w mojej szyi przeszły mnie ciarki. Dziewczyna spojrzała na mnie pytającym wzrokiem , zaprzeczyłam głową , że to nic takiego. Bo przecież to nic , prawda ?

- Witam znowu panienko , jak smakował obiad ?

- Cześć Marison , był wyśmienity lepszego nie jadłam .

- Jestem z tego uradowana , kucharki będą zachwycone gdy im powiem. - Znów się uśmiechnęła szczerze. Aż się czasami boję , czy ona przypadkiem nie dostanie zmarszczek gdy będzie się tak uśmiechać , ale to chyba nie możliwe by wampir dostał zmarszczek , jak przecież one się nie starzeją. - Zaprowadzę teraz panienkę do pokoju. - Odwróciła się do mnie plecami i zaczęła się kierować w stronę mojego pokoju.

- Marison! - Podniosłam lekko głos , jakbym się bała że mnie nie usłyszy.

- Tak , panienko ? - Odwróciła się do mnie i splotła palce ze sobą z przodu.

- Wiesz... - Zakłopotałam się , nie no dlaczego nagle stałam się taka płochliwa ? -... Chciałam zaczerpnął świeżego powietrza , jeśli jest to możliwe.. - Dlaczego pytam ją o pozwolenie ... Jest moją służką , więc powinna wykonywać to o co ją poproszę.. Przeklęty instynkt samozachowawczy...

- Oczywiście panienko. Możemy się przejść do ogrodu , jest świetna pogoda. Co panienka na to ? - Spojrzała na mnie z swoim uśmiechem.

- Może być , chciałam też przy okazji zwiedzić trochę tą rezydencję.

- Rozumiem , ale w nie które części posiadłości nie można się zapuszczać. To jest rygorystyczny zakaz dla wszystkich którzy tu mieszkają.

- Nawet dla Pani Christy ?- Spojrzałam na nią zaciekawiona.

- Pani Christy ? - Zrobiła zdziwioną minę i na chwilę zamilkła jakby coś chciała sobie przypomnieć. Gdy wreszcie na coś wpadła , jej oczy rozszerzyły się w szoku. - To Pan ją wypuścił ? - Spytała się sama siebie cicho.

- Jak ją wypuścił ? Skąd ? - Zapytałam zaniepokojona. Marison spojrzała na mnie zawstydzona .

- Ah , tak tylko powiedziałam . Niech się panienka tym nie przejmuje.. Dobrze , chodźmy już do tego ogrodu panienko. - Zaczęła iść w sobie tylko znanym kierunku. Zastanawiałam się o co jej chodziło , że ją wypuścił... Czyżby Pani Christia , była gdzieś zamknięta ? Nie no , to chyba nie możliwe prawda ? Jak ktoś mógłby zamknąć kogoś w czterech ścianach. Przecież to nie ludzkie , nawet jak na wampira. Zamyśliłam się na tyle , że nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do ogrodu. Dopiero głos Marison wybudził mnie z transu.

- Już jesteśmy panienko. - Pokazała ręką na ogród. Rozejrzałam się i aż zaniemówiłam. Ten ogród był piękny. Wszędzie były białe róże , altanka i piękne oczko wodne. Podeszłam do róż i kucnęłam przy krzaczku. Dotknęłam jej płatków i zachwycałam się ich miękkością. Przybliżyłam się nieco do niej i zaciągnęłam się jej zapachem. Taki piękny upajający zapach. Odsunęłam się i uśmiechnęłam lekko. Wstałam z klęczek i otrzepałam sukienkę. Uśmiechnęłam się do Marison. Podeszłam do altanki i usiadłam na ławce odchylając głowę do tyłu i patrzyłam na niebo. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciszą i spokojem. Słuchałam śpiewu ptaków i szumu liści. To mnie uspokajało lepiej niż bieganie w postaci tygrysa. Uśmiechnęłam się lekko co i tak rzadko mi się zdarzało w sierocińcu. Tam zawsze byłam poważna , ponura i odpychałam od siebie ludzi jak się tylko dało... I kto by pomyślał , że jeden incydent mnie tak zmieni. Uśmiech znikł z mojej twarzy , gdy tylko przed oczami stanęło mi tamto wydarzenie sprzed 9 lat. Otworzyłam oczy i usiadłam normalnie. Marison stała obok mnie przy ławeczce , spojrzała na mnie gdy tylko usiadłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro