Rozdział 6
- A-ale o co ci chodzi? - Powiedziałam lekko drżącym głosem.
Chłopak jedynie rzucił mnie na łóżko, a następnie zawisł nade mną.
- Pytasz się "co"? - Jego ton nabrał mocnego dźwięku. - Jesteś tylko moja. Nikogo więcej. Masz patrzeć tylko i wyłącznie na mnie.
- Dlaczego decydujesz za mnie?
- Milcz. - Przybliżył twarz do mojej i patrzył na mnie tymi swoimi jasnymi, zielonymi oczami. Wzdrygnęłam się lekko i przekręciłam głowę w bok. - Teraz się boisz? - Zadrwił, a następnie polizał mi szyję. Wiem, że nie dam rady go odepchnąć, czy też namówić go, aby nie sprawiał mi bólu. Jego kły są bardzo ostre. Shu z kolei nie były takie, jak Ayato. - Trzeba zrobić tak, abyś zapamiętała na kolejny raz. - Po tej wypowiedzi, wbił się w moją szyję. Syknęłam i zacisnęłam pięści.
*kilka minut później*
Chłopak zniknął... zrobił mi sporo ran i malinek, które strasznie bolały. Nie wiem co go napadło. Bo przecież... mam prawo robić co chcę.
Prawda...?
Wstałam delikatnie i zmierzałam w kierunku łazienki. Kiedy miałam już otwierać drzwi, zaczęło mnie strasznie kłuc w sercu. Położyłam dłoń na klatce piersiowej i zsunęłam się na podłogę.
Mój oddech nieco spowolnił, a ciało przeszywał ból. Dlaczego to pojawiło się tak nagle? Przecież nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją.
- Już nie długo... - Usłyszałam w głowie kobiecy głos, a następnie chichot. Tak jak przybył, tak też szybko zniknął.
Ból ustał. Lekko przestraszona wstałam i wytrzepałam ubrania z kurzu. Co się dzieję?
Może... Może powinnam komuś o tym powiedzieć? Chociaż nie... domyślam się, że nie będą tym zainteresowani.
Weszłam do łazienki, zamknęłam się w niej i oparłam plecami o ścianę. Zastanawiałam się nad słowami, które pojawiły się w mojej głowie.
"Już nie długo..."
Przebrałam sie szybko w wygodne ubrania i pochlapałam twarz zimną wodą.
*Kolacja*
- Jedz. - Rozkazał Ayato.
- Nie.
- Chyba powiedziałem wyraźnie. - Jednym z takoyaków dotykał moich warg.
Odepchnęłam jego rękę i zmarszczyłam brwi.
- Ja również! - Westchnęłam. - Nie mam ochoty w tej chwili jeść!
- Zachowuj się przy stole panienko. - Zwrócił uwagę okularnik, wycierając chusteczką swoje usta. - Ciebie też to dotyczy Ayato.
- Tch. Nie rozkazuj mi. A ty... - Zwrócił się do mnie. - W takim razie nie będziesz jadła NIC. Do czasu, kiedy ci pozwolę.
- Jasne... nie strasz.
- Poważnie. Sądzisz, że tego nie zrobię? To się mocno zdziwisz.
- Ale wie... - Nie dokończyłam, ponieważ czerwonowłosy włożył mi takoyaka do buzi.
- Delektuj się, póki jeszcze możesz. - Powiedział i odszedł od stołu.
Popatrzyłam jak odchodzi, a następnie zaczęłam jeść to, co mi wepchnął.
Zdążyłam zauważyć, że stał się wredny. Znaczy... był wcześniej, ale teraz bardziej. Wkurzyła go sytuacja, która przydażyła mi się z Shu? W sumie, po co zadaję sobie to pytanie. To oczywiste, że ta myśl go obciąża. Sądzę, że powinnam go przeprosić, choć to nie będzie należało do łatwego zadania.
- Ayato ma rację. - Odezwał się Laito. - Musisz coś jeść, bo nabawisz się naprawdę poważnej choroby Bitch-chan.
- Ayato nie obchodzi, czy zachoruję, czy też będę zdrowa. - Odpowiedziałam z poważnym tonem, wstałam z miejsca i poszłam do swojego pokoju naprawdę szybkim tempem.
Kiedy doszłam do moich czterech ścian, od razu walnęłam się na łóżko, a głowę wtuliłam między poduszki. Czuję, jak moje serce ciągle zmienia swój rytm. Raz bije szybko, a raz wolno. Oddech przyśpiesza i zwalnia.
"Już nie długo..."
To zdanie ciągle odbija się echem w mojej głowie. Nie uwierzę, że to jedynie moja wyobraźnia. Gdyby tak było, to przynajmniej bym coś poczuła.
A tu czuję totalną pustkę. Ewentualnie strach, a zarazem ciekawość.
Kobiecy głos był przepiękny. (Przynajmniej ja tak uważam). Wydaje mi się, że kiedyś go słyszałam, tylko nie mogę sobie przypomnieć kiedy, gdzie, i czyj on konkretnie jest. Gdybym miała jakikolwiek kontakt z ojcem, to może bym się dowiedziała czegoś więcej.
Niestety mój telefon został zabrany, a chłopcy pilnują, abym nie dzwoniła z jakiegoś innego. Na przykład z budki telefonicznej.
- Yuno. - Usłyszałam głos, który należał do Kanato. Eh ta teleportacja. Pojawiają się i znikają kiedy tylko chcą.
- Tak? - Spojrzałam na niego, a następnie usiadłam.
Chłopak przysiadł się i spojrzał prosto w moje oczy.
- Dlaczego jesteś taka rozdrażniona? Ukrywasz coś?
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - Wyprostowałam się.
- Na przykład to, co teraz robisz wydaje się podejrzane.
- W sensie?
- Chodzi o chociażby twój wygląd. Źrenice w twoich oczach są mniejsze, dłonie ściśnięte w pięść, serce bije ci szybciej, a same twoje ruchy są sztuczne.
Jak mogłam zapomnieć o spokojnej postawie? Przez to z pewnością będzie naciskać o powiedzenie prawdy.
- Kanato... - Zaczęłam. - Wszystko jest w jak najlepszym pożądku. Naprawdę.
- Kłamiesz
Tak myślałam...
- Może, żebyś mi uwierzył, zrobię ci ciasto? Takie jakie lubisz?
- Co? - Zdziwił się.
- No tak. Nie chcesz?
- Chcę.
- To dlaczego masz taką minę? - wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi. - W takim razie chodź.
Kanato podążył za mną, a następnie po kilku minutach doszliśmy do kuchni.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób oddale się od tego tematu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro