Rozdział 5
Yuno P.O.V
Otworzyłam lekko oczy, po czym złapałam się za głowę. Już drugi raz chłopak doprowadził mnie do takiego stanu.
Wstałam szybko z łóżka i wybiegłam z pokoju. Nie wiem, jaki mam w ogóle cel. Po prostu chcę być sama.
Po chwili, potknęłam się i upadłam na ziemię. Odwróciłam głowę i zauważyłam śpiącego blondyna. To przez niego przytuliłam podłogę. Złapałam się za kolano i syknęłam z bólu.
- Hm...? - Otworzył oko i zdjął jedną słuchawkę. - Co ty wyprawiasz.
- Co ja wyprawiam? Chciałam spytać o to samo ciebie...
- Przecież tylko leżę...
Westchnęłam tylko, wstałam z podłogi i otrzepałam się.
- Krwawisz... - Powiedział.
- Huh? - Spojrzałam w dół i zobaczyłam skaleczone kolano. No tak... przejechałam kilka metrów po korytarzu.
Shu uśmiechnął się lekko i popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Stałam jak głupia i tylko patrzyłam, a z rany coraz bardziej leciała krew. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. O dziwio nie przeszkadzało mi to. Nawet posłusznie usiadłam na przeciwko niego.
- Ta woń tak bardzo kusi - Uśmiechnął się szerzej i zlizał z kolana czerwoną substancję.
- Wiem. - Odpowiedziałam szybko - Jestem świadoma.
- Hmm, jesteś pierwszą ofiarą, która jest taka spokojna.
- A co? Mam krzyczeć jak pojebana i każdemu psuć humor? Nie jestem taka.
Blondyn popatrzył na mnie ze zdziwieniem, lecz po chwili zaczął się cicho śmiać.
- Skończ to co zacząłeś Shu... - Spojrzałam na niego.
- Zrobię to, o co prosisz. - Przyssał się do mojego kolana i zaczął pić.
Po paru minutach Shu postanowił się odezwać:
- Ukrywasz, że jesteś słaba.
- Ha?
- Widzę to. Jesteś bledsza niż zwykle. A chód masz bardziej niezdarny.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Pytasz się skąd? Nie zauważyłaś mnie, kiedy leżałem na środku korytarza.
W sumie to prawda. Nie ogarniam co się wokół dzieję. Ale winna jestem sama ja.
- Wybacz... - Wstałam z podłogi i odeszłam.
***
Idę przed siebie. Nadal nie mam konkretnego celu. Patrzę na swoje kroki, i nasłuchuję ich. Co ja mogę innego robić?
Kiedy ciągle słuchałam tylko dźwięki swoich czynności, nagle wpadłam na jakąś wysoką postać. Uniosłam głowę do góry, i zobaczyłam Ayato z dosyć poważną miną.
- Gdzie byłaś.
- Tutaj... w rezydencji.
- Chcę konkretnej odpowiedzi.
- Ehhh... Ayato. A ty nadal swoje.
- Hm? Skąd ta rana?
- Słuchasz mnie?
- Kto ci ją zrobił?
- Ayatooo... - Zmarszczyłam brwi. - Eh... przewróciłam się, to wszystko.
- Pokaż. - Złapał moją nogę, ukucnął i podniósł ją trochę wyżej. Oczywiście, było mi widać majtki, ponieważ nie przebrałam się z mundurka. Zawstydziłam się i starałam się jakoś zakryć, ale nic z tego. Widać, że chciał zobaczyć tylko te miejsca...
- Ayato! Zostaw mnie no!
- Byłaś z Shu, prawda?
- T-tak... i co?
- Czuję jego zapach na tobie... - Wziął mnie przez ramię i przeteleportował nas do jego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro