Rozdział 2
Ayato prowadzi mnie do nowego pokoju. Trawa długa, grobowa cisza. Aż mi się niedobrze zrobiło. Postanowiłam przerwać ten okropny fant.
- Więc... Ile masz lat? - Spytałam niepewnie
- 17. Chodzę do drugiej liceum.
- A w szkole, do której chodzisz, uczą się same wampiry?
- Aaah... Chciałoby się. A co? Ekscytuje cię życie z wampirami? - Uśmiechnął się przebiegle.
- Szczerze mówiąc... Od zawsze się nimi interesowałam. Czytałam o nich strasznie dużo. Na przykład, że boicie się różańca, wody święconej... - Wypowiedź przerwał mi jego śmiech - A ty z czego się śmiejesz?
- Bo to co mówisz to brednie - Zakrył twarz i nadal się śmieje - Nie wierzę, że serio w to wierzycie.
- To nie wierz. Mamy inną teorię. My ludzie nie mamy nawet pojęcia o waszym istnieniu. Za wyjątkiem mnie.
- Czuj się zaszczycona.
Zatrzymał się przy ciemnych, drewnianych drzwiach. Otworzył je, i ujrzałam piękny, niebieski pokój z wielkim łóżkiem i białymi meblami.
- Wow! Jest śliczny!
- Taa... Od kilkunastu lat istnieje.
Weszłam z nim do środka i podeszłam do walizki położonej na łóżku.
- Dziękuję za odprowadzenie mnie do pokoju. Teraz chcę zostać sama.
- Hm? Czemu?
- Chcę się rozpakować, to oczywiste.
- Możesz przecież przy mnie.
- Tak kurczę. Może ci jeszcze wymachiwać bielizną przed nosem.
- Hehe, czułbym się przyjemnie.
- Weź wyjdź! - Zarumieniłam się.
- Nie rozkazuj Ore-Sama!
- Z wielkim szacunkiem proszę... Po prostu wyjść, żeby nie powiedzieć brzydko. Lepiej?
Chłopak przybliżył się do mnie i przygwoździł do ściany. Uśmiechnął się i zsunął mi ramiączko.
Ayato P.O.V
He, zadziorna. Ciekawe co powie, gdy moje kły znajdą się w jej ciele.
Zsunąłem jej ramiączko i przysunąłem do siebie. Zrobiła wielkie oczy i popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami. Próbowała się wyrwać, ale nic z tego. Nikt mnie przecież nie pokona.
- Zostaw mnie ty zboczeńcu! Pytałeś się w ogóle czy możesz mnie dotknąć? Nie? To już ci mówię. NIE DOTYKAJ MNIE.
- Hehe, oj rozłościłaś się? Źle to wpłynie na twoją urodę. - Zaśmiałem się i zbliżyłem usta do jej szyji. He, czuję, że drży. Musi się trochę bać. To mnie najbardziej kręci.
Wgryzłem się, a ona pisnęła. Wziąłem pare zachłannych łyków. Jej krew... smakuje tak wybornie. Czuję, że wracają mi siły.
Yuno P.O.V
Cholernie boli... Gorąco mi... Okropne uczucie. Ayato przestał już pić i dostał jakiegoś laga. Nie kontaktował ze światem.
- Już mnie zostaw i daj mi się rozpakować! - Odsunęłam go od siebie i otworzyłam swoją walizkę, po czym zaczęłam wyjmować ubrania. Ayato nadal tu stoi... Rozpakuję bieliznę jak zostanę sama. O ile nadejdzie taka chwila.
- Ayato? Co jest?
- Hmm, powiem ci, że mam bardzo fajne widoki.
-Ha?! - No tak! Żeby sięgać po ciuchy muszę się schylać! - Nie patrz! Najlepiej to wyjdź!
- Powtarzasz się. - Uśmiechnął się.
- No bo nie rozumiesz!
- Będę tu siedział dopóki nie skończysz - Rozwalił mi się na łóżku! Nie no zajebiście! Ale przynajmniej już się nie patrzy tam, gdzie nie powinien.
*Kilka minut później*
Poukładałam wszystkie ciuchy do szafy. Wreszcie mogę odpocząć. Przez te dziesięć minut nie sprawdziłam nawet co ten wampir robi. Odwróciłam się, a ten co? Gra w moje gry na telefonie!
- Pytałeś się?!
- Nie będziesz mi mówiła jak mam żyć. - W ogóle nie spuszczał wzroku z ekranu.
- Ty słuchasz mnie? Oddawaj telefon.
- Zaraz! Nie widzisz, że zaraz przejdę ci grę?
Bez słowa podeszłam do niego i zabrałam mu swój telefon z jego dłoni i schowałam do kieszeni.
- No! Desko! Nie sprawdzałem ci przecież wiadomości!
- No i prawidłowo, ale i tak ci nie dam. Chyba powinnam założyć hasło w telefonie, jeśli mam z wami mieszkać...
- Tch.
Wkurzył się troszku. Ale mam swoje zasady, których przestrzegam.
- Masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor. Bo jeśli bym go nie miał, to byś dawno była martwa.
-...Nie żartuj
- Nie żartuję. Mieszkasz z sadystami desko.
- I koniecznie musiałeś mnie obrazić?
- Tak. Nie byłbym sobą - Zaśmiał się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro