Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Mijają godziny, minuty, sekundy... Tak bardzo mi się nudzi. Dodatkowo jeszcze ta cisza. Aż chcę się skoczyć z dywanu i się zabić.

- Yuno! - No może jednak nie. Do pokoju wparował Subaru.

- Słucham?

- Czemu nie byłaś na obiedzie?!

- ... Że co

- Był już kilka minut temu.

- Aha, nawet nie byłam poinformowana, więc jak miałam się dowiedzieć?

- To już twój problem.

- Ta, oczywiście. - Prychnęłam i odwróciłam się do niego tyłem.

- Ej! Nie odwracaj się ode mnie! - Pojawił się przy mnie, i złapał za ramiona.

- Czemu niby?

- Bo to irytujące. Gadasz z kimś, a ten ktoś odwraca się od ciebie dupą.

- "To już twój problem". - Powtórzyłam jego słowa, a ten nieco się zdziwił.

Subaru P.O.V

Tch. Czy ona wie z kim zadziera? Na pewno nie. Głupia dziewczyna. Widać, że z niej to niezła masochistka. Prowokuje tylko, aby któryś z nas ją ugryzł. Haha. Serio jest idiotką.

- Jeszcze masz coś do przekazania? - Spytała.

Popchnąłem ją na łóżko, a ta pisnęła cicho. Jej włosy ułożyły się dosyć nieartystycznie na jej twarzy.

- Subaru! - Poprawiła swoje włosy i zrobiła minę niewiniątka. Pochyliłem się, po czym zawisłem nad nią. Polizałem jej szyję, a ta wzdrygnęła się.

- Przestań! - Próbowała mnie odepchnąć, więc złapałem jej nadgarstki i przygwoździłem nad jej głową.

Moje kły dzieliły milimetry od jej szyji, gdy nagle poczułem odepchnięcie. Tch. Mój błąd. Powinienem ją uciszyć. Sprawcą tego zajścia był nie kto inny niż debil Ayato.

- Tykasz moją własność?! Debil!

- Twoją własność?! Nie rozśmieszaj mnie idioto!

- Przestańcie oby dwaj! Przecież jesteście braćmi! - Krzyknęła dziewczyna.

Yuno P.O.V

Nienawidzę, gdy ktoś się kłóci! Muszę się wtrącić, bo już tego nie zniosę!

- Przestańcie oby dwaj! Przecież jesteście braćmi!

- Żadnego z nich nie uważam za braci. - Warknął i zniknął

- Tch. Co za ułomne dziecko. - Powiedział Ayato.

- Ayato... - Powiedziałam cicho.

- A ty co? Dajesz się tak innym? Jesteś idiotką.

- Wiesz co ci powiem? Nie umiem się przed wami bronić. A, jestem tylko człowiekiem, a nie idiotką - Zmarszczyłam brwi i odwróciłam wzrok. On staję się coraz bardziej zazdrosny. Zaczynam się niepokoić.

- Daj się ugryźć. - Czy on w ogóle mnie słuchał?

Przybliżył się do mnie i przyciągnął do siebie, po czym wgryzł się w moją szyję.

- Ał! - Syknęłam i złapałam się jego bluzy. Chłopak wgryzał się coraz mocniej i mocniej. Tak strasznie boli, że nie mogę złapać wdechu. Jest mi coraz słabiej. Puściłam jego bluzę, a moje ciało jest już bezwładne. Usłyszałam tylko jego ostatnie słowa:

- O cholera, chyba przesadziłem. - I straciłam przytomność.

Ayato P.O.V

Nie mogę się opanować. Jej krew jest taka słodka, że nie widzę końca. W pewnym momencie puściła mnie i zamknęła oczy. Podtrzymałem ją i przestałem spożywać jej krew.

- O cholera, chyba przesadziłem. - Powiedziałem obojętnym głosem i położyłem ją na łóżku. Jej ciało jest prawie tak samo zimne jak moje. Ah, ta czerwona substancja działa jak narkotyk.

Yuno P.O.V

Moja głowa... Nie mogę wstać. Czuję się, jakbym ważyła tonę.

Otworzyłam oczy i mruknęłam z niezadowolenia. Usłyszałam dobrze znany mi głos:

- Obudziłaś się. - Ayato, oczywiście.

- Mmmm, co jest...? - Podniosłam z trudem głowę i spojrzałam na wampira.

- Siedziałem tu przez cały czas. Powinnaś podziękować.

- Tak Ayato, dziękuję ci, że doprowadziłeś mnie do takiego stanu. - Pomyślałam.

- Hm? Więc? - On serio tego oczekuję? Ale no dobra. Niech mu będzie.

- Dziękuję. - Powiedziałam bez uczuć, i z trudem wstałam z łóżka.

- Leż.

- Co?

- Leż. Chyba nie chcesz się poobijać.

- A co? Martwisz się o mnie? - Podniosłam jedną brew.

- To nie tak. - Zmarszczył brwi. - Ta rozmowa zmierza w złym kierunku. Po prostu leż.

- Ale...

- Leż powiedziałem! - Popchnął mnie na łóżko i przecisnął. - Jak się stąd ruszysz, to ci zrobię coś niewyobrażalnie złego.

Przekręciłam oczami i uśmiechnęłam się lekko. Odepchnęłam trochę jego rękę z mojego czoła i patrzyłam w soczyście zielone oczy. On tylko uśmiechnął się podejrzliwie (czyli jak zawsze) I usiadł koło mnie.

- O, zapomniałbym.

- Tak?

Ten podszedł do szafy i wyciągnął jakiś czarny, elegancki strój, po czym rzucił tym pod moje nogi.

- Mundurek. Będziesz chodzić z nami do szkoły.

- O nieee, tylko nie szkoła!

- Praktycznie mamy taki sam tok myślenia. A, i jest to szkoła nocna.

- Czemu nocna?

- Nie chcę mi się już mówić. Pomyśl, a znajdziesz odpowiedź.

- Co ty... - Wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego.

- Ej!

- Sory, chciałam mocniej. - Zaśmiałam się i wziełam drugą poduszkę w celu jej przytulenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro