Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Z daleka widać było wielki dom. Samochód zahamował i zatrzymał się właśnie przy nim. Mój ojciec nakazał mi tu przyjechać. Nawet nie byłam świadoma tego, gdzie mogę być wywieziona. Ale cel sie skończył. Wysiadam z auta i stoję przed wielką brązową bramą. Bez wahania, otworzyłam furtkę i weszłam do ogrodu, gdzie rosły czerwone i białe róże. Wchodząc na kamienną aleję, wpatrywałam się w każdy szczegół posiadłości i jego piękno. Po kilku minutowej przechadce trafiłam na wielkie drzwi. Zapukałam do nich, ale nikt nie otwierał. Chciałam ponownie zapukać, lecz wrota same się otworzyły. W środku "Pałacu" było dość dużo miejsca. Postanowiłam, że odezwę się chociaż słowem tak, aby właściciel domu nie pomyślał, że się włamałam.

-Halo? Dzieńdobry...?

Nikt nie odpowiadał. Postanowiłam powtórzyć słowa- cisza. Szłam przed siebie i zobaczyłam chłopaka leżącego z zamkniętymi oczami na kanapie w salonie. Postanowiłam do niego podejść.

-Hej...?? Przepraszam, że Cię budzę ale nie znam tego miejsca i nie wiem kto się tu znajduje i gdzie. Pomożesz mi?

Chłopak nie odpowiadał. Nawet nie drgnął na mój głos.

-Halo? Słyszysz mnie? - Powiedziałam lekkim głosem.

Zero... cisza. Szturchnełam go lekko z trzy razy, ale nawet to go nie ruszyło. Postanowiłam że sprawdzę, czy jego serce biję. Wyglądał blado oraz był cały zimny. Nie usłyszałam jego bicia serca. Spanikowałam trochę i zaczęłam znowu go szturchać, lecz trochę mocniej. Ponownie nie drgnął. Postanowiłam zadzwonić po karetkę. Wyjęłam telefon, odblokowalam go, i już miałam wybijać numer, gdy nagle chłopiec, zabrał mi go z dłoni.

-Co ty sobie wyobrażasz...? Nie dość, że krzyczysz w nie swoim domu to jeszcze zakłócasz mój spokój. - Powiedział spokojnym, lecz stanowczym głosem.

-Ty, żyjesz? Myślałam, że zatrzymała ci się akcja serca, więc chciałam zadzwonić na pogotowie i...

-Za dużo gadasz... - Przerwał mi i zaczął ściskać mój telefon, gdy nagle udało mu się go zgnieść i zniszczyć.

-Hej! Co ty robisz?!

- Nie będzie ci już potrzebny.

Popchnął mnie na kanapę i zaczął wąchać mi szyję.

-Przestań! Co ty wyprawiasz? -próbowałam wstać.

-bądź cicho... - chciał mnie już ugryźć, gdy nagle pojawił sie Reiji. Tak jakby głowa rodziny.

-Ayato...!

Chłopak miał zapewne imię Ayato. Puścił mnie i syknął na Reiji'ego.

- Co to za maniery? Tak witasz przybyłych gości?! Jesteś niewychowany Ayato. - powiedział z poważną miną.

-Dzieńdobry. Jestem Yui. Tata powiedział, że mam tu zamieszkać przez pewien czas. Ale nie znam tego miejsca i chciałabym się zapoznać z otoczeniem.

-Tssss... - Syknął Ayato. Pomyślał pewnie, że znowu za dużo gadam...

-Tak, słyszałem, że masz tu przybyć. Ale zanim pójdziesz się rozpakować, poznasz całą naszą rodzinę Sakamaki'ch.

-Dobrze.

Wszyscy chłopcy przybyli do salonu. Było ich jeszcze czterech, więc ogółem jest ich sześcioro. Wszyscy są przystojni i mają bladą cerę.

- Są to Subaru, Shuu, Kanato, Laito, Ayato oraz ja. Jestem Reiji. To nasza cała rodzina Sakamaki'ch.

-Miło was poznać. Jestem Yui

- hej, naleśniku. -Powiedział Ayato

- Jak mnie nazwałeś? Czemu naleśnik?!

- Nie dziw się tak naleśniku. Jesteś płaska jak naleśnik.

Zrobiłam oburzoną minę i odwróciłam się w stronę innych nie zwracając uwagi na tego idiotę.

-Ayato odprowadzi Cię do twojego pokoju.

- O-on ze mną?

- Jakiś problem? - wtrącił się Ayato.

- Nie... skąd. - uśmiechnęłam się ironicznie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się spodobało :3 To jest moja pierwsza książka, więc sama nie wiem jakie będą oceny i rezultaty tego opowiadania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro