13.
W poprzednim rozdziale...
Nie mam zamiaru nigdzie iść , nie ufam Karlheinz'owi. To zły wampir .
Jeszcze będzie powtarzał moje słowa , jak coś mi lub im się stanie , będzie za późno.
********************************************************************************
Wreszcie poszedł...I wyszło na to , że muszę iść na ten głupi bal... No kto by pomyślał , że tatusiek mnie zaszantażuje.... No na pewno nie ja ... A czym mnie zaszantażował ? A to już moja słodka tajemnica ... No , ale może opowiem co działo się przed pójściem mojego ojca... No to tak , zjedliśmy obiad , porozmawialiśmy i Lucyfer zaczął wypytywać się wszystkich jak mnie traktują... Najdziwniejsze było to , że każdy był tak strasznie miły i naskakiwał mi , że aż mdliło... Mówili jaka to ja jestem wspaniała i tak dalej... Błagam niech mi ktoś powie , że to jest jakaś nie śmieszna komedia.. Ale po wyjściu ojca wszystko wróciło do normy... Na szczęście...
- A wam co się stało ?
- Nam ? Nic Bitch-chan... - Posłał mi swój jeden ze zboczonych uśmiechów.. No i to jest Laito którego znam ...
- No jak to nic... Przy moim ojcu , to normalnie zachowywaliście się jak aniołki.... Laito zachowywał się poważnie i ani razu nie posłał mi swojego zboczonego uśmieszku.. Reiji... a on akurat zachowy-
- Wiem , że tęskniłaś za moimi zabójczymi uśmiechami Bitch-chan..
- Nie przerywaj mi gdy wymieniam... I nie , nie tęskniłam i skończ z tym Bitch-chan..
- Ale ty jesteś Bitch-chan...
- Chciałbyś .. Dobrze , na czym to ja skończyłam ? A tak , zachowywał się normalnie jak na niego. Shu był strasznie rozmowny jak nigdy... Normalnie zastanawiałam się , czy przypadkiem nie zaśnie w połowie zdania z tego potoku słów. Kanato , ani razu nie wybuchł ani nikogo nie skrytykował... Subaru.... Hmmm... On akurat był milczący i łypał na Lucka ... Ayato.... No tego to wgl nie rozumiem... Ani razu nie wywyższał się , ani nie puszył jak paw... Nie mówił na siebie Oreo-sama.
- Ore-sama..
- Oreo- Sama.
- Ore-sama , weź nie nazywaj mnie ciastkiem jakimś..
- Ale to bardziej do Ciebie pasuje Oreo-sama..
- Nie prawda... Uważaj co mówisz , jeśli nie chcesz stracić życia...
- Ayato , ja bym radził Ci uważać , bo jej ojciec może się zezłościć gdy mu córkę zabijemy , możemy przypłacić to wojną między piekłem , a światem wampirów. - Odezwał się pan ważniak, znaczy się Reiji i poprawił swoje okulary. Jeśli cały czas mu się zsuwają , to niech je ściągnie uważam , że lepiej by wyglądał bez nich. Ayato tylko prychnął pod nosem i coś tam do siebie mamrotał..
- Właśnie , nie chcecie chyba wojny.. A ja chce żyć puki co. Zmieniając temat , nie uśmiecha mi się pójście na bal do waszego ojca.. Mam złe przeczucia co do tego balu , na prawdę nie chce tam iść..
- Musisz. - Powiedział stanowczo Reiji - Nie masz innego wyjścia , jeśli twój ojciec nie zobaczy Cię na balu , przyjdzie tutaj i zaciągnie cię tam siłą.
- Nie no , nie zrobiłby mi chyba tego.. - Zrobiłam nie pewną minę.
- Bitch-chan , nie byłbym tego taki pewny. Lucyfer jest znany ze swojej nieprzewidywalności. Więc radzę Ci uważać.
- Ty mi coś radzisz ? No proszę.. A w czym jeszcze mi doradzić chcesz ?
- W różnych kwestiach chce Ci doradzić , ale jak położę swoje łapy na tobie , to albo dostanie mi się od Shu , albo od twojego ojca. Więc wolę już je trzymać przy sobie , ale mogę też w ubraniach. Jeśli nie masz kreacji na bal , możemy pójść na zakupy i pomogę Ci coś wybrać. - Na te słowa , aż mi się oczy zabłysły.
- Na prawdę ? Będę Ci bardzo wdzięczna. - Posłałam mu uśmiech.
- Służę pomocą. - Zrobił ten swój Leny Face... Czasami się zastanawiam , czy na prawdę uda mu się utrzymać te rączki przy sobie...
- To idziemy na te zakupy ?
- Już chcesz iść , Bitch-chan ?
- A czy to coś złego ? Im szybciej tym lepiej dla mnie , nie będę musiała się już z tym męczyć.
- Oczywiście Bitch-chan , więc chodźmy. - Złapał mnie za dłoń i wyszliśmy z jadalni. Widziałam jak Shu morduje go wzrokiem. Wyszliśmy z rezydencji. Do moich uszu doszedł cichy chichot Laito. Spojrzał na niego pytająco.
- A nie nic nic Bitch-chan , po prostu śmieję się z tego jak Shu mordował mnie wzrokiem. Na prawdę się w tobie zakochał. - Odwróciłam wzrok i głowę w bok zalewając się rumieńcem. Przez ten gest zostałam nagrodzona śmiechem Laito. Posłałam mu złowrogie spojrzenie.
- Jak ty słodko się rumienisz Bitch-chan. Aż szkoda , że nie jesteś moja.. - Zatrzymał się i przyciągnął mnie do siebie. Swoją jedną rękę trzymał mnie w talii , a drugą ułożył pod moim pod brudkiem , dzięki czemu patrzyłam mu w oczy , w tą piękną zieleń. Nie wiem dlaczego , ale moje policzki aż paliły. - Na prawdę pięknie wyglądasz cała czerwona. - Zmrużył oczy i uśmiechnął się szeroko cicho chichocząc. - Taka niewinna i czysta.. - Wymruczał i podniósł wyżej mój pod brudek. Zgarnął włosy z mojej szyi i powąchał ją.. On chce mnie ugryźć.. A ja nie mogę nic zrobić , bo na prawdę mocno mnie trzyma. - Tak ślicznie pachniesz.. Tak bardzo kusisz swoim ciałem i krwią... Nawet nie wiesz jak bardzo muszę się powstrzymywać , by nie rzucić się na ciebie i nie dobrać się do twojego ciała , Bitch-chan. Ale dłużej powstrzymywać się nie mogę.. Tak ślicznie pachniesz... - Polizał mnie po szyi , przez co przeszły mnie dreszcze.. - Mmm... Tak pięknie smakujesz.. Zobaczmy jak twoja krew smakuje... - Znów wymruczał w moją szyję. Wbił się swoimi kłami w szyję i zaczął sączyć moją krew. Bolało , przez co w kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Położyłam swoje dłonie na jego klatkę piersiową zagniatając pod pięściami jego koszulę.
- Laito...- Wyszeptałam cicho.. - To boli.. - Dodałam. Zachichotał cicho i oderwał się zlizując krew, która spłynęła z mojej rany.
- Wiem Bitch-chan , ale ty lubisz ból , prawda ? Tak jak sądziłem , twoja krew też jest wyborna jak ty.. - Przysunął się do mojej twarzy i językiem przesunął po moich wargach. Otworzyłam oczy , nawet nie wiem kiedy je zamknęłam. Spojrzałam w jego pięknie zielone oczy.
- Tak bardzo kusisz Bitch-chan.. Chcesz mnie doprowadzić do szału , hmmm ? - Zamknął je i swoimi ustami wpił się w moje.. Rozszerzyłam oczy w szoku. Podjęłam walkę , by się wyszarpnąć. Ale i tak dużo to nie dało , bo mocno mnie obejmował w talii. Nie odwzajemniłam pocałunku , nie czułam nic , a nic do niego. W końcu się odsunął ode mnie. Otworzył swoje zielone ślepia i spojrzał mi w oczy. - Twoje usta smakują maliną , mmmm... Są takie słodkie i miękkie.. Doprowadzają mnie do ekstazy , Bitch-chan.
- Laito..- Powiedziałam cicho i odsunęłam od niego głowę. - ....Puść mnie.
- Dlaczego miałbym , Bitch-chan ?
- Mieliśmy jechać na zakupy.. - Odpowiedziałam. Zaczynam się go bać , na prawdę. On jest straszniejszy niż Kanato gdy wpadnie w szał , a byłam świadkiem paru takich ataków.
-Ah , no tak ! - Puścił mnie i odsunął się ode mnie. Stanęłam o własnych siłach i poprawiłam ubranie. Laito poprawił swój kapelusz i ruszył do limuzyny, która już stała na podjeździe.
- Chodź Bitch-chan....
Coraz mniejszą mam ochotę z nim jechać na te zakupy , nie wiem co mu strzeli do głowy w sklepie i jeszcze wejdzie mi do przymierzalni i zgwałci. Brr... Miejmy nadzieję , że nie. Muszę dać radę..
*************************************
Witam moje drogie wampirki , ale dawno nic nie dodawałam. Aż się stęskniłam za pisaniem. Mam nadzieję , że rozdział się wam spodoba. Wena dalej nie wróciła , ale rozdział jest.
Au revoir!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro