Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaczynam żyć przyszłością.

Obudziłam się i przeciągnełam. Zrobiłam poranne czynności, zjadłam śniadanie z Sakamakimi i tą nową dziewczyną. Powędrowałam do mojego pokoju i wzięłam piłkę od nogi. Pewnie zastanawiacie się skąd ją mam. Hehe dostałam ją od Subaru, a na jaką okazję lub z jakiego powodu nie pamiętam. Brawo ja. Ale wracając do rzeczywistości. Poszłam na dwór, z patyków zrobiłam sobie dwie bramki. Niestety, chłopcy nie pomyśleli, żeby zrobić boisko... Zaczęłam samotnie grać. Moje, jakże długie i leniwe kopanie piłki, bo grą tego nie nazwę przerwał radosny, jak zawsze głos Kou.
- Ohayo MNeko-Chan! - pod biegł do mnie i mocno przytulił.
- Kou... Duszę się... - powiedziałam, prawie nie dosłyszalnie. Szybko mnie puścił.
- Wybacz - za nim, stali jeszcze jego bracia.
- A co wy tu robicie? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Chcemy, zabrać cię do miasta - wytłumaczył Ruki.
- Do miasta? - powtórzyłam.
- Chcemy spędzić trochę czasu z tobą! - powiedział szczęśliwy Kou.
- Em... Mogę iść - podrapałam się po karku.
- To idź wziąć potrzebne ci rzeczy i wracaj do nas. Czekamy przed bramą - dopowiadział Yuma. Mukami szybko się ulotnili. Teleportowałam się do swojego pokoju. Odstawiłam piłkę, na miejsce i wzięłam pierwszą lepszą torebkę, którą miałam pod ręką. Spakowałam, potrzebne mi rzeczy, lecz gdy chciałam wyjść, drogę zagordził mi Reiji.
- Gdzie wychodzisz? - zapytał, na przywitanie.
- Jadę na miasto z Mukamimi (Nwm czy dobrze napisałam)
- A co jeżeli ci nie pozwolę? - uśmiechnął się chytrze.
- Oj, nie przesadzaj - chciałam go ominąć, jednak on jednym szybkim ruchem, obrócił mnie i teraz stykaliśmy się nosami.
- Hm... I co powiesz? - chciał mnie pocałować.
- Ah... Jak słodko - przed nami znalazł się Laito. Szybko się wyprostowałam i poprawiłam torebkę,którą miałam na ramieniu.
- Czegoś chcesz, bo wychodzę? - zapytałam, podchodząc do niego.
- Tylko twojej krwi - powiedział.
- Masz chodzący bank krwi - wskazałam na przechodzącą, obok nas dziewczynę. Spojrzała na mnie, lekko przestraszona - Z niej se pij, a mi daj spokój - ppowiedziała omijając go.
- Od, kiedy ty taka ostra Bitch-Chan? - skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Od urodzenia - odpowiedziałam i zeszłam na dół. Szybkim krokiem, udałam się do samochodu Mukamich.
- Co tak długo? - zapytał nie cierpliwy Yuma.
- Musiałam załatwić jedną sprawę. Jedziemy?
- Hai - wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę miasta.

*** 20 minut później***

-To gdzie idziemy najpierw? - zapytałam patrząc na braci.
- Hm... Może do sklepu z bielizną? - zaproponował Yuma.
- Ugh... -_-
- No co? - spojrzał na mnie.
- Może, jakiś innym sklep? - teraz Ruki zadał pytanie.
- To może... Chodźmy po sklepach? - Kou zaczął myśleć.
- Jestem...za - odezwał się Azusa.
- Ja tak samo - powiedziałam - To idziemy?
- Uhm - wszyscy przytakneli. Weszliśmy do środka, wielkiego centrum handlowego. Rozejrzałam się z podziwem.
- Nie byłaś tu jeszcze? - zapytał Ruki podchodząc do mnie.
- Tu akurat nie. Byłam w innym miejscu - odpowiedziałam.
- E MNeko-Chan! Chodź tutaj! - Kou zaprowadził mnie do jednego z sklepów. Była tam cała masa, markowych ciuchów.
- Wow - zaczęłam chodzić po sklepie - Jakie tu są piękne rzeczy! - mówiłam sama do siebie.
- Bierz co ci się podoba - Kou uśmiechnął się szeroko. Zdziwiłam się. Te ubrania kosztowały dobre pare tysięcy.
- A-Ale ja nie mogę... - jąknełam się.
- He?
- Te rzeczy są za drogie -wytłumaczyłam.
-Pff... Nie żartuj se pingwinie - Yuma klepnął mnie w ramię.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił?! - krzyknęłam.
- Nie denerwuj się. Jak Kou, powiedział. Bierz co ci się podoba.
- Arigato... - uśmiechnęłam się do nich- Kou pomożesz w wybieraniu? - zapytałam. Chłopakowi od razu poprawił się humor.

*** 5 godzin później***

Była godzina 15.30.
- Chodźmy gdzieś jeszcze! - Kou próbował nas wyciągnąć.
- Może na....lody? - zapytał Azusa.
- Jestem za! - poderwał się na równe nogi Yuma.
- Ja bym się na piła, gorącej czekolady.
- Ja tak samo - powiedział Ruki.
- To wy idźcie na czekoladę, a my na lody.
- Ok - zgodziliśmy się wszyscy na tą propozycję. Poszłam z Rukim do jednej kawiarenki, która znajdowała się blisko nas. Zamówiliśmy po czekoladzie dla naszej dwójki i czekaliśmy na zamówienie.
- Jak u Sakamakich? - zapytał chłopak, przerywając ciszę między nami.
- Nawet dobrze - spojrzałam na niego.
- Dobre masz z nimi relacje?
,,Kuso! To ma być jakiś wywiad?!" - zapytałam samą siebie.
- Tak dobre.... Tylko z nie którymi słabo się dogaduje... - odpowiedziałam niechętnie. Kelnerka przyniosła nam zamówienie. Podziękowałam jej. Ruki dziwnie na mnie patrzył.
- Em... Coś nie tak? - zapytałam i upiłam łyka, ciepłego napoju.
- Tak, tylko....
- Tylko co? - odwrócił głowę na bok.
- Chcesz u nas nocować...? - byłam tym zdziwiona. Ja u nich nocować? Co mam odpowiedzieć...?
- Eeee.... O-Ok - zgodziłam się. Ruki spojrzał na mnie zaskoczony.
-Zgodziłaś się? - mało brakowało, a by zaczął skakać z radość. Jego oczy, iskrzyły się.
- Tylko, będę musiała pojechać do Sakamakich, wziąć potrzebne rzeczy.
- Nie musisz. Wszystko jest przygotowane u nas.
- Haha - zaśmiałam się - Jesteście nie możliwi.
Zaczęłam z Rukim normalną rozmowę.

Po powrocie jego braci z lodów, wróciliśmy do ich domu.
- Tu masz pokój- Yuma pokazał mi jedno z pomieszczeń w ich rezydencji.
- He? A to nie jest pokój Rukiego? - zapytałam.
- Ehg... Nie nie!  - chłopak zaczął zaprzeczać.
- No okey - weszłam do środka i usiadłam na łóżku. Napisałam do Reijiego sms , że nie wracam do domu i rzuciłam telefon w kąt. Wieczorem zjadłam z nimi kolację, a następnie poszłam się wykąpać. Tu chociaż, nikt nie wchodził do łazienki. Ubrałam się w przygotowaną piżame i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam, że materac zaczyna uginać się pod czyimś ciężarem. Otworzyłam powieki i zobaczyłam leżącego, obok mnie Rukiego z książką.

- Co ty tu robisz? - zapytałam chłopaka.
- Kładę się spać w swoim pokoju - odpowiedział spokojnie.
- Ale Yuma powiedział, że... - zasłonił mi usta, swoją ręką.
- Oszukał cię. Jakoś trzeba, było cię przekonać - uśmiechnął się lekko. Zbliżył się nie bezpiecznie blisko mnie.
- R-Ruki...?
- Cii - nagle usłyszałam głośny huk.
- Co jest? - chłopak zszedł z łóżka i otworzył lekko drzwi, od razu dostał cios w twarz. Do pokoju wszedł chłopak, a za nim wilk. Wilk...z przepaską na oku.  Nagle, ten wilk zamienił się w człowieka. Siedziałam na łóżku i patrzyłam na nich zaskoczona.

- To na pewno ona? - zapytał chłopak w szaliku.
- Nie jestem na tyle głupi, żeby ją pomylić - odpowiedział drugi.
- Zostawcie ją... - Ruki próbował się podnieść.
- Eh... Zamknij się - wampir dostał kopa w brzuch. Pod biegłam i chciałam mu pomóc, jednak jeden z tych dziwolągów wziął mnie, jak worek kartofli.
- Ej, puszczaj mnie! - zaczęłam bić go pięściami w plecy.
- Sama przestań! To irytuje jak bijesz! - krzyknął i zaczął kręcić się. Zaraz się zwymiotuje.
- Shin, chodź już. Nie mamy czasu - powiedział pan w szaliku i zaczęło iść w stronę drzwi. Shin...? To imię, kojarzy mi się... Przecież tak miał na imię mój brat!
- E młoda? - zwrócił się do mnie.
-Czego?
- Jaka pyskata się zrobiła przez te lata...hehe- powiedział do siebie- Będziesz grzeczna?
- Hm... Może .
- Jak będziesz grzeczna, to nic ci nie zrobimy. Zgadzasz się?
- Ugh... Tak - postawił mnie na ziemi. Teraz mogłam mu się przyjrzeć
- Masz nigdzie nie uciekać przez czas jazdy - spojrzałam na dwa konie
- Nie lepiej ją uśpić?
- Dobry pomysł - chciałam coś powiedzieć, jednak chłopak do ust przyłożył mi jakąś szmatę i zaraz odpłynełam w krainę Morfeusza.

Nareszcie skończyłam!
Rozdział wyszedł jak wyszedł, ale myślę, że się nadaje ;)
Do zobaczenia:3

Bayo ^-^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro