Zaczynam żyć przyszłością.
Obudziłam się i przeciągnełam. Zrobiłam poranne czynności, zjadłam śniadanie z Sakamakimi i tą nową dziewczyną. Powędrowałam do mojego pokoju i wzięłam piłkę od nogi. Pewnie zastanawiacie się skąd ją mam. Hehe dostałam ją od Subaru, a na jaką okazję lub z jakiego powodu nie pamiętam. Brawo ja. Ale wracając do rzeczywistości. Poszłam na dwór, z patyków zrobiłam sobie dwie bramki. Niestety, chłopcy nie pomyśleli, żeby zrobić boisko... Zaczęłam samotnie grać. Moje, jakże długie i leniwe kopanie piłki, bo grą tego nie nazwę przerwał radosny, jak zawsze głos Kou.
- Ohayo MNeko-Chan! - pod biegł do mnie i mocno przytulił.
- Kou... Duszę się... - powiedziałam, prawie nie dosłyszalnie. Szybko mnie puścił.
- Wybacz - za nim, stali jeszcze jego bracia.
- A co wy tu robicie? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Chcemy, zabrać cię do miasta - wytłumaczył Ruki.
- Do miasta? - powtórzyłam.
- Chcemy spędzić trochę czasu z tobą! - powiedział szczęśliwy Kou.
- Em... Mogę iść - podrapałam się po karku.
- To idź wziąć potrzebne ci rzeczy i wracaj do nas. Czekamy przed bramą - dopowiadział Yuma. Mukami szybko się ulotnili. Teleportowałam się do swojego pokoju. Odstawiłam piłkę, na miejsce i wzięłam pierwszą lepszą torebkę, którą miałam pod ręką. Spakowałam, potrzebne mi rzeczy, lecz gdy chciałam wyjść, drogę zagordził mi Reiji.
- Gdzie wychodzisz? - zapytał, na przywitanie.
- Jadę na miasto z Mukamimi (Nwm czy dobrze napisałam)
- A co jeżeli ci nie pozwolę? - uśmiechnął się chytrze.
- Oj, nie przesadzaj - chciałam go ominąć, jednak on jednym szybkim ruchem, obrócił mnie i teraz stykaliśmy się nosami.
- Hm... I co powiesz? - chciał mnie pocałować.
- Ah... Jak słodko - przed nami znalazł się Laito. Szybko się wyprostowałam i poprawiłam torebkę,którą miałam na ramieniu.
- Czegoś chcesz, bo wychodzę? - zapytałam, podchodząc do niego.
- Tylko twojej krwi - powiedział.
- Masz chodzący bank krwi - wskazałam na przechodzącą, obok nas dziewczynę. Spojrzała na mnie, lekko przestraszona - Z niej se pij, a mi daj spokój - ppowiedziała omijając go.
- Od, kiedy ty taka ostra Bitch-Chan? - skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Od urodzenia - odpowiedziałam i zeszłam na dół. Szybkim krokiem, udałam się do samochodu Mukamich.
- Co tak długo? - zapytał nie cierpliwy Yuma.
- Musiałam załatwić jedną sprawę. Jedziemy?
- Hai - wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę miasta.
*** 20 minut później***
-To gdzie idziemy najpierw? - zapytałam patrząc na braci.
- Hm... Może do sklepu z bielizną? - zaproponował Yuma.
- Ugh... -_-
- No co? - spojrzał na mnie.
- Może, jakiś innym sklep? - teraz Ruki zadał pytanie.
- To może... Chodźmy po sklepach? - Kou zaczął myśleć.
- Jestem...za - odezwał się Azusa.
- Ja tak samo - powiedziałam - To idziemy?
- Uhm - wszyscy przytakneli. Weszliśmy do środka, wielkiego centrum handlowego. Rozejrzałam się z podziwem.
- Nie byłaś tu jeszcze? - zapytał Ruki podchodząc do mnie.
- Tu akurat nie. Byłam w innym miejscu - odpowiedziałam.
- E MNeko-Chan! Chodź tutaj! - Kou zaprowadził mnie do jednego z sklepów. Była tam cała masa, markowych ciuchów.
- Wow - zaczęłam chodzić po sklepie - Jakie tu są piękne rzeczy! - mówiłam sama do siebie.
- Bierz co ci się podoba - Kou uśmiechnął się szeroko. Zdziwiłam się. Te ubrania kosztowały dobre pare tysięcy.
- A-Ale ja nie mogę... - jąknełam się.
- He?
- Te rzeczy są za drogie -wytłumaczyłam.
-Pff... Nie żartuj se pingwinie - Yuma klepnął mnie w ramię.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił?! - krzyknęłam.
- Nie denerwuj się. Jak Kou, powiedział. Bierz co ci się podoba.
- Arigato... - uśmiechnęłam się do nich- Kou pomożesz w wybieraniu? - zapytałam. Chłopakowi od razu poprawił się humor.
*** 5 godzin później***
Była godzina 15.30.
- Chodźmy gdzieś jeszcze! - Kou próbował nas wyciągnąć.
- Może na....lody? - zapytał Azusa.
- Jestem za! - poderwał się na równe nogi Yuma.
- Ja bym się na piła, gorącej czekolady.
- Ja tak samo - powiedział Ruki.
- To wy idźcie na czekoladę, a my na lody.
- Ok - zgodziliśmy się wszyscy na tą propozycję. Poszłam z Rukim do jednej kawiarenki, która znajdowała się blisko nas. Zamówiliśmy po czekoladzie dla naszej dwójki i czekaliśmy na zamówienie.
- Jak u Sakamakich? - zapytał chłopak, przerywając ciszę między nami.
- Nawet dobrze - spojrzałam na niego.
- Dobre masz z nimi relacje?
,,Kuso! To ma być jakiś wywiad?!" - zapytałam samą siebie.
- Tak dobre.... Tylko z nie którymi słabo się dogaduje... - odpowiedziałam niechętnie. Kelnerka przyniosła nam zamówienie. Podziękowałam jej. Ruki dziwnie na mnie patrzył.
- Em... Coś nie tak? - zapytałam i upiłam łyka, ciepłego napoju.
- Tak, tylko....
- Tylko co? - odwrócił głowę na bok.
- Chcesz u nas nocować...? - byłam tym zdziwiona. Ja u nich nocować? Co mam odpowiedzieć...?
- Eeee.... O-Ok - zgodziłam się. Ruki spojrzał na mnie zaskoczony.
-Zgodziłaś się? - mało brakowało, a by zaczął skakać z radość. Jego oczy, iskrzyły się.
- Tylko, będę musiała pojechać do Sakamakich, wziąć potrzebne rzeczy.
- Nie musisz. Wszystko jest przygotowane u nas.
- Haha - zaśmiałam się - Jesteście nie możliwi.
Zaczęłam z Rukim normalną rozmowę.
Po powrocie jego braci z lodów, wróciliśmy do ich domu.
- Tu masz pokój- Yuma pokazał mi jedno z pomieszczeń w ich rezydencji.
- He? A to nie jest pokój Rukiego? - zapytałam.
- Ehg... Nie nie! - chłopak zaczął zaprzeczać.
- No okey - weszłam do środka i usiadłam na łóżku. Napisałam do Reijiego sms , że nie wracam do domu i rzuciłam telefon w kąt. Wieczorem zjadłam z nimi kolację, a następnie poszłam się wykąpać. Tu chociaż, nikt nie wchodził do łazienki. Ubrałam się w przygotowaną piżame i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam, że materac zaczyna uginać się pod czyimś ciężarem. Otworzyłam powieki i zobaczyłam leżącego, obok mnie Rukiego z książką.
- Co ty tu robisz? - zapytałam chłopaka.
- Kładę się spać w swoim pokoju - odpowiedział spokojnie.
- Ale Yuma powiedział, że... - zasłonił mi usta, swoją ręką.
- Oszukał cię. Jakoś trzeba, było cię przekonać - uśmiechnął się lekko. Zbliżył się nie bezpiecznie blisko mnie.
- R-Ruki...?
- Cii - nagle usłyszałam głośny huk.
- Co jest? - chłopak zszedł z łóżka i otworzył lekko drzwi, od razu dostał cios w twarz. Do pokoju wszedł chłopak, a za nim wilk. Wilk...z przepaską na oku. Nagle, ten wilk zamienił się w człowieka. Siedziałam na łóżku i patrzyłam na nich zaskoczona.
- To na pewno ona? - zapytał chłopak w szaliku.
- Nie jestem na tyle głupi, żeby ją pomylić - odpowiedział drugi.
- Zostawcie ją... - Ruki próbował się podnieść.
- Eh... Zamknij się - wampir dostał kopa w brzuch. Pod biegłam i chciałam mu pomóc, jednak jeden z tych dziwolągów wziął mnie, jak worek kartofli.
- Ej, puszczaj mnie! - zaczęłam bić go pięściami w plecy.
- Sama przestań! To irytuje jak bijesz! - krzyknął i zaczął kręcić się. Zaraz się zwymiotuje.
- Shin, chodź już. Nie mamy czasu - powiedział pan w szaliku i zaczęło iść w stronę drzwi. Shin...? To imię, kojarzy mi się... Przecież tak miał na imię mój brat!
- E młoda? - zwrócił się do mnie.
-Czego?
- Jaka pyskata się zrobiła przez te lata...hehe- powiedział do siebie- Będziesz grzeczna?
- Hm... Może .
- Jak będziesz grzeczna, to nic ci nie zrobimy. Zgadzasz się?
- Ugh... Tak - postawił mnie na ziemi. Teraz mogłam mu się przyjrzeć
- Masz nigdzie nie uciekać przez czas jazdy - spojrzałam na dwa konie
- Nie lepiej ją uśpić?
- Dobry pomysł - chciałam coś powiedzieć, jednak chłopak do ust przyłożył mi jakąś szmatę i zaraz odpłynełam w krainę Morfeusza.
Nareszcie skończyłam!
Rozdział wyszedł jak wyszedł, ale myślę, że się nadaje ;)
Do zobaczenia:3
Bayo ^-^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro