9. Only You.
Tak jak myślałam, nie wszystko da się tak łatwo załatwić. Niektóre relacje są trudniejsze niż inne. Niektóre są nierozerwalne. Tak jak moja i Lucyfera. Chciałam, żeby tak zostało na zawsze i żadna Chloe Decker w tym nie przeszkadzała, ale najwyraźniej w świecie ludzi obowiązywała zasada: "Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz", jak to często lubił podśpiewywać Diabeł. Nawet nie wiedziałam w sumie dlaczego. Często lubił śpiewać. Zmienił się od tamtego czasu.
— Chloe wie? — spytałam nagle, wyrywając chyba Władcę Piekieł z zamyślenia, kiedy prowadził auto z bardzo dużą prędkością. Dziecko siedziało z tyłu, niczego nie komentując.
— O czym? O nas? Raczej nas widziała — odrzekł. Pokręciłam natychmiast głową.
— Nie. Nie to miałam na myśli. Czy wie, że jesteś Diabłem? — spytałam w końcu.
— Powiedziałem jej z jakieś pięćdziesiąt razy, ale chyba nie należy do tych, co wierzą w cokolwiek.
Pomiędzy nami powstała niezręczna cisza.
Wtedy przypomniałam sobie o obecności tego dziecka z tyłu. Ona może być kluczem do wszystkiego. Obróciłam głowę do tyłu i spojrzałam po tajemniczej twarzy małego człowieka.
— Dziecko — powiedziałam z małym uśmieszkiem. — Teraz zacznie się zabawa.
● ● ●
— Wyjaśnisz mi, co tu robimy? Gdzie w tym jest zabawa? — spytałam, gdy zaparkowaliśmy pojazd na jakimś wielkim placu. Wokół znajdowało się mnóstwo metalowych ogromnych pudeł, a powietrze śmierdziało morzem. Trochę dziwne miejsce na spotkanie.
Diabeł wyprowadził dziecko z pojazdu i zaczął iść przed siebie aż zatrzymał się za jednym z tych pudeł, jakby się ukrywał przed kimś.
Podążyłam za nim, chcąc wreszcie go dorwać i wypytać o to wszystko. Myślałam, że postępujemy według mojego planu.
— Detektyw... — zaczął, gdy nagle znikąd rozbrzmiał głośny dzwonek. Lucyfer drgnął zestresowany, po czym wyjął z kieszeni spodni małe urządzenie i przyłożył je do ucha. — To naprawdę nie jest dobry moment, Detektyw — mruknął cicho. Dopiero wtedy zrozumiałam o co chodziło. Ona była tu niedaleko. Ale dlaczego? Wtedy dziecko podeszło do mnie, robiąc naprawdę duże oczy, które po prostu mnie rozklejały. Nagle dziewczynka chwyciła za moją dłoń i ją ścisnęła, trzęsąc się lekko ze strachu. — Rozumiem. W porządku. Trzymaj się, Detektyw — odparł z przerażeniem w oczach. Jego głos brzmiał jak załamany. Pierwszy raz widziałam jak Diabeł się czegoś boi. Bał się JĄ stracić.
— Co jest? Czyżby Władca Piekieł miał jakąś słabość?
— Musisz tu zostać z Trixie. Zaraz wrócę. Nie ruszajcie się stąd pod żadnym pozorem — rozkazał, kładąc rękę na moim ramieniu. Obserwowałam dokładnie jak jego oczy wpatrywały się w moje ufnie. Ścisnęłam mocniej dłoń dziecka i kiwnęłam zgodnie głową, po czym Diabeł zniknął za zakrętem. Wtedy zaczęłam się czuć dziwnie. Moje ciało przebiegła gęsia skórka, a ja spojrzałam w dół w oczy dziewczynki.
Czy to był strach? Czy ja pierwszy raz odczuwałam jakąś ludzką emocję?
Niemniej jednak martwiłam się o niego. Długo nie wracał.
Po upływie kolejnych pięciu minut zaczęłam iść w kierunku, gdzie się udał. Zaczaiłam się z małą za kolejnym pudłem, gdy nagle padł strzał. Huk rozbrzmiewał w moich uszach aż wszystko inne przestało dla mnie istnieć. Dziecko zaczęło mnie ciągnąć za rękaw w stronę tego hałasu, a ja stałam jak słup soli. Przecież nic złego nie może się mu stać. Jest w końcu niezniszczalnym Diabłem we własnej osobie. Nic go nie może pokonać. Tak przynajmniej myślałam.
● ● ●
W końcu dziecko samo wyrwało mi się z rąk i zaczęło szybko biec przed siebie. Moje nawoływania nic nie dały. Wszystko działo się z zawrotną prędkością, choć na początku miałam wrażenie, jakby było na odwrót. Nic nie miało sensu. Znalazłam się po środku jakiegoś placu z drugiej strony, gdzie było pusto. A przynajmniej tak mi się wydawało. Dopiero potem dostrzegłam Chloe siedzącą przy czyimś ciele, a dziecko stało z boku i się temu przyglądało ze łzami w oczach. Podeszłam bliżej, by się przyjrzeć kim była ta postać. Prawie zmiotło mnie z nóg, gdy ujrzałam wykrzywioną z bólu twarz Lucyfera.
— To niemożliwe. On nie może być... — wyszeptałam, obejmując się rękami, siadając bezradnie na ziemi. Blondynka posłała mi współczujące spojrzenie. Jak Boga kocham, jeszcze raz tak na mnie spojrzy albo coś powie to z chęcią dopilnuję, by następnym razem ta kula trafiła właściwą osobę.
Jak ona mogła? Naraziła jego życie... ale jak?
Nawet nie zauważyłam, kiedy z mojego gardła zaczęły wydobywać się dziwnie znajome dźwięki. Brzmiały trochę jak wtedy, gdy torturowaliśmy wraz z Luckiem ludzi w Piekle.
Dlaczego to tak bardzo boli?
Dlaczego czułam się tak strasznie?
Oh, Lucyferze, czego ja dla ciebie nie zniosę.
━━☆☆━━
dedykacja: chciałam was zaprosić na świetnie zapowiadające się opowiadanie u -personal_heroine- "Where the Devil Don't Go" --> zdecydowanie zasługuje na więcej ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro