8. He's Mine.
Jedyne, czego się nauczyłam przez te wszystkie lata to to, że Diabeł zawsze wygrywa. Nie ważne już nawet w czym.
— Okej. Mogę się zgodzić, żebyś przez jakiś czas ze mną zamieszkała. Wtedy sama zobaczysz i doświadczysz na własne oczy ziemskiego świata pełnego niespodzianek — stwierdził Władca Piekieł, po czym podszedł sam do Maze, jakby chciał to z nią jeszcze omówić. Musiałam przyznać, lepiej iść z nim na ten układ, pomimo iż wszyscy tego mi zawsze odradzają. Ja jednak znam go na tyle długo, że wiedziałam, w co się pakuję. Niczym mnie nie zaskoczy. No może poza jednym. NIĄ. Chloe Decker. Właśnie wkroczyła tu sobie niczym pani tego miejsca, a wszyscy ustępowali jej drogi. Czym ona sobie na to zasłużyła?
— Detektyw! — Jego entuzjazm było słychać aż na kilometr. — Już zaczynałem się bać, że o mnie zapomniałaś — powiedział wesoło, natychmiast znajdując się przy niej.
Blondynka wlepiła w niego swój poważny wzrok. Może jednak sprawy nie układają się między nimi tak dobrze, jak sądziłam.
— Lucyferze. Jest sprawa.
— Kolejna? Myślałem, że należy postępować po kolei. Najpierw jedna sprawa potem druga — zauważył sprytnie, na co ja prychnęłam pod nosem.
— Nie, to nie tak, Lucyferze — westchnęła naprawdę zirytowana. Jeszcze chwila, a nawet nie musiałabym ingerować, by ich do siebie zrazić. Ona robiła to za mnie doskonale. — Chodzi o... Dan musiał wyjechać, a ja nie mam z kim zostawić małej Trixie. Myślałam, że może ty...
Lucyfer zmarszczył czoło, po czym uśmiechnął się do niej szczerze. Już wiedziałam, że nie zanosiło się nic dobrego. Przynajmniej nie na moją korzyść.
— Ja i Jezebel chętnie się nią zajmiemy. Ale chwila... myślałem, że ona chodzi do szkoły.
— Są wakacje, Lucyferze.
— No tak — przytaknął, lecz ja nadal nie ogarniałam. Ten cały świat ludzi nadal wydawał mi się całkiem obcy. Inny.
Chwila. Czy ja usłyszałam swoje imię?
— Lucyferze?! — Podeszłam do niego bardzo blisko zirytowana, posyłając mu piorunujące spojrzenie.
— Myślałem, że chcesz spędzić ze mną trochę czasu.
Miał rację. Spuściłam wzrok i zamilkłam.
— W takim razie życzę miłego dnia — rzucił, ściskając jej rękę na pożegnanie. Detektyw Decker jeszcze przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby chciała się upewnić, że niczego złego nie zrobię. W końcu mnie nie znała, a zgodziła się, bym została czyjąś niańką.
Spojrzałam po Diable, który jeszcze przez jakiś czas patrzył się z uśmiechem na blondynkę i odprowadził ją wzrokiem do wyjścia. Miałam nadzieję, że ta Trixie zajmie się sobą, bo ja miałam zupełnie co innego w zanadrzu.
○ ○ ○
— Tu jesteś, ty mała demonico — rzucił prześmiewczo Lucyfer w kierunku małej dziewczynki, na co ja podniosłam brwi. Znajdowaliśmy się niedaleko centrum tego miasta, w domu tej całej detektyw, wokół której najwyraźniej kręciło się całe życie Diabła.
— Mama mówiła, że ze mną zostaniecie dzisiaj, czy to prawda? — spytała uroczym głosikiem, na co podeszłam do niej bliżej i kucnęłam, by zniżyć się do jej poziomu.
— Detektyw myśli, że jeśli nas odsunie od sprawy, to nas nie zainteresuje. Ja uważam wręcz przeciwnie. Twoja matka coś ukrywa. Jesteś gotowa to odkryć? — spytałam z entuzjazmem, a w jej dużych ciemnych oczach pojawiły się iskierki. Prawdziwa z niej demonica, doprawdy.
— Emm... Jez? Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — stwierdził nagle Lucyfer. Zacisnęłam usta w cienką linię, po czym pokręciłam głową. Jak on niczego nie rozumie. Ona ma nad nim kontrolę.
Podniosłam się i stanęłam dokładnie przed nim.
— Od kiedy jesteśmy od wymyślania DOBRYCH pomysłów? — rzuciłam, po czym na jego twarzy zaczął się malować uśmieszek, za którym tęskniłam już bardzo długo. Nie sądziłam, że uda mi się go tak szybko zobaczyć. To znaczy, że robiłam postępy. Jeszcze chwila, a całkowicie mi się odda i uwolni spod jakiegoś czaru, który na niego rzuciła ta policjantka.
Lucyfer będzie mój.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro