Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. The Devil In High Heels.

    Im wyżej się wespniesz, tym mocniej upadniesz, tak mówią.

    Ja szczerze nigdy nie sięgnęłam jeszcze dna, więc nie znałam swojego limitu. Dlatego musiałam go sprawdzić jak najszybciej.

    Siedziałam w barze LUX już od godziny, pijąc drink za drinkiem. Diabła znowu gdzieś wywiało, a ja się nudziłam, oglądając naiwnych ludzi tańczących i pijących w rytm jakiejś rockowej piosenki z głośników.

    — Podobasz mu się. — Z zamyślenia nagle wyrwał mnie głos znajomej demonicy. Szybko odwróciłam się w jej stronę i poczułam, że się rumienię.

    — Nie mam pojęcia o czym mówisz — skłamałam, czując bijące ciepło z wewnątrz mojego ciała. To nie zapowiadało się dobrze. Wzięłam ostatniego łyka bourbona i przyjrzałam się dokładnie Maze, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń.

    — Dan. Dawno nie widziałam, by tak bardzo się kimś zainteresował jak tobą, Jez — odparła bez namysłu, nalewając mi kolejnego drinka, lecz tym razem jej odmówiłam, a ta zmarszczyła brwi.

    — Ah, gdzie, do cholery, podziewa się Lucyfer, gdy go potrzebuję? — spytałam pod nosem, przygryzając dolną wargę ze stresu. Rozejrzałam się wokół i odliczałam w głowie czas. W sumie nie wiedziałam po co. Jak się nie zjawi za minutę, wychodzę.

    Nagle Mazikeen podała mi telefon, a ja wzruszyłam ramionami.

    — Że co niby mam, do cholery, z tym zrobić?

    — Porozmawiać. To do ciebie — powiedziała, a ja zabrałam prostokątny przedmiot z jej dłoni i przyłożyłam do ucha.

    — Słucham — rzuciłam krótko, nasłuchując osoby po drugiej stronie. Poznałabym ten irytujący głos wszędzie. — To Chloe — pisnęłam w stronę Maze, która wyglądała na zszokowaną. — Jasne. Zaraz tam będę.

    — Wszystko w porządku? — spytała zmartwiona Maze, co poważnie mnie zdziwiło. Ta demonica była być może ostatnią osobą, którą bym posądziła o martwienie się o innych. Czy pobyt wśród śmiertelników naprawdę zmienia wszystko?

    — Znowu ma jakieś kłopoty w raju. Tym razem jej pokażę, że można mi ufać. Może wtedy zacznie ze mną współpracować i przekona Lucyfera do powrotu. Ale najpierw... muszę sprawić, by wisiała mi przysługę — odpowiedziałam pewnie, szerząc swój uśmiech, wpatrując się w nie tak odległą już przyszłość, w której to ja byłam królową.

***

    — Witaj mały człowieku. Matka w domu? — spytałam, uśmiechając się na widok dziecka, które otworzyło mi drzwi. W jej małych oczkach było coś... doprawdy szatańskiego. Uwielbiała mnie, choć nigdy nie dałam jej powodu, by tak się czuła.

    Brunetka kiwnęła szybko głową, ukazując rząd zębów.

    — Tatuś przyjechał. Chyba się o coś pokłócili, a mnie muszą zostawić z kimś dorosłym, choć mówiłam już im, że jestem już na tyle duża, że mogę zostać sama w domu — odparła pewnie, wpuszczając mnie do środka. Dom detektyw wydawał się całkiem... przyjazny. Na pewno panowała tu rodzinna atmosfera, ale na ten moment to właśnie tego brakowało. Już w pierwszych sekundach usłyszałam podniesiony głos Daniela, a po chwili oboje wyszli zza zakrętu. Chloe posłała mi nieśmiały uśmiech, jakby chciała mnie za to przeprosić.

    — Jezebel. Wybacz, że tak nagle, ale... szczerze nikt inny nie był w tej chwili dostępny.

    — A Maze?

    — To Dan zdecydował. Wybrał ciebie, bo ci ufa. Ja... w sumie też zaczęłam, więc czemu nie? — wyjaśniła detektyw, podchodząc bliżej. Dan nałożył tylko kurtkę i minął się ze mną w przejściu. Przez parę sekund widziałam w jego ciemnych oczach zwątpienie i poczucie winy. Nie wiedzieć czemu, moje serce razem z nim zaczęło pękać na kawałki.

    — Pozdrów ode mnie Lucyfera. Nie odbiera ode mnie telefonu. Pewnie znów zamówił sobie "Piekielną Przejażdżkę", nie zdając sobie sprawy z poczucia czasu.

    — A czym jest... "Piekielna Przejażdżka"? — spytało dziecko. Ah, zapomniałam, że te ludzkie pomioty są inaczej wychowane.

    — No, jak tam się na to u was ludzi mówi... taka forma rozrywki.

    — Jak telewizja?

    — Coś w tym rodzaju — Najwyraźniej ta odpowiedź ją zadowoliła i dziewczynka w radosnych podskokach wróciła do swojego pokoju.

    — Zachowuj się, Trix! — zawołała jeszcze Chloe, zamykając za sobą drzwi. No to byłam w pułapce.

***

    Udałam się do pokoju dziewczynki chcąc wyciągnąć od niej jak najwięcej się da. Miałam do niej w sumie mnóstwo pytań, ale musiałam zacząć od tych najważniejszych.

    Podeszłam do jej biurka, przy którym siedziała i coś rysowała kolorowymi kredkami.

    — Hej, Trixie, mogę cię spytać o parę rzeczy? — spytałam, siadając obok na jej łóżku. Brunetka odwróciła się w moją stronę i uważnie zaczęła przyglądać. To pytanie ogólnie sprawiło, że czułam się jak na przesłuchaniu.

    — Zastanawiałam się jakiego koloru użyć do twoich włosów — odrzekło dziecko, kompletnie ignorując moje pytanie. Spojrzałam na nią niepoważnie. No tak. Przecież mam w końcu do czynienia z małym dzieckiem, które samo nie wiedziało jak funkcjonować w tym świecie. Musiałam więc jakoś ją przekonać, by mnie słuchała.

    Wreszcie brunetka chwyciła za brązową kredkę i zaczęła nią malować. Pochyliłam się w jej stronę, by podpatrzeć. Na rysunku widniały same patyczaki, ale wciąż dało się rozpoznać kto kim jest. Po środku była ona sama w towarzystwie jak na razie dwóch innych dorosłych. Prawdopodobnie Chloe i Dan, ale wtedy ujrzałam nad jego głową czerwone rogi i skrzydła. To spowodowało wzrost mojej ciekawości.

    — A więc wiesz kim naprawdę jest Lucyfer... — zaczęłam, nie odrywając wzroku od jego postaci. Wtedy Trixie odsunęła swoją rękę, gdy skończyła rysować i ujrzałam coś jeszcze bardziej zadziwiającego. Obok Diabła stałam ja. Może nie do końca wyglądałam jak w rzeczywistości, ale... to zdecydowanie byłam ja. — A gdzie twój tata, co? Też chyba zasługuje być na tym rysunku.

    — To jest rysunek opowiadający inną historię. Mój tata znajdzie się tutaj, gdy skończy pracę, bo wiecznie w niej siedzi.

    — Słuszna uwaga. Tęsknisz za nim czasem? — spytałam z troską, a mała kiwnęła głową.

    — Ja też... — wydukałam całkiem nieświadomie i dopiero po paru sekundach zdałam sobie sprawę z wypowiedzianych słów i natychmiast zakryłam dłonią usta w niemałym szoku.

     — Zostaniesz tu z nami na zawsze? — spytała po chwili mała, wbijając we mnie to błagalne spojrzenie. To samo, które mogłam czasem ujrzeć również w oczach Dana, gdy na mnie spoglądał. To pełne troski i miłości spojrzenie, które przeszywało mnie całą i powodowało paraliż każdej najdrobniejszej komórki.

    — Wiesz, jeszcze nikt wcześniej nie zadał mi tego pytania. Czy chcę tu zostać...

    Być może w głębi znałam już na to pytanie odpowiedź. Ale być może nie byłam gotowa, by wypowiedzieć ją na głos.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro