25. Devil's Advocate.
Szłam niespokojnie po korytarzu, kilkakrotnie już upewniając się, że znalazłam się we właściwym budynku. Mazikeen była na tyle uprzejma i podała mi ten adres.
Wciąż zadawałam sobie pytania: po co mi to w ogóle? czy naprawdę potrzebuję czyjejś pomocy?
Wiedziałam jedno. Potrzebowałam chociaż jednej osoby, która by mnie wysłuchała i nie uznała za wariatkę. Jedna z najlepszych przyjaciółek Diabła świetnie się do tego nadawała.
Zatrzymałam się przed czarnymi drzwiami z białą etykietką z jej nazwiskiem. Moje pukanie nic nie dało, więc musiałam się pofatygować i zadzwonić domofonem.
W progu stanęła kobieta o blond potarganych włosach. Jej żakiecik był nieco przekrzywiony, a guziki od koszuli źle poprzypinane. Nie wyglądała tak, jak ją zapamiętałam.
— Witaj, wybacz, nie pamiętam, żebyśmy się umawiały na jakąś wizytę — powiedziała nerwowo, obciągając niżej czarną mini.
— Myślałam, że dla mnie zrobisz ten wyjątek... — sarknęłam, przygryzając dolną wargę. Sprawiłam, że nie potrafiła się oprzeć mojemu urokowi i natychmiast skinęła głową i zaprosiła do środka.
— Masz może ochotę na cukierka? — zaproponowała, wskazując ręką na miskę wypchaną kolorowymi cukierkami po środku niskiego stołu. Machnęłam ręką i usiadłam na skórzanej kanapie. Terapeutka po chwili usiadła w swoim fotelu naprzeciwko mnie i złożyła razem dłonie na kolanie. — Co cię tu sprowadza, Jezebel?
— Po prostu... chciałabym to wszystko zrozumieć. Chciałam się po prostu móc komuś zwierzyć. Komuś, kto... w to wszystko uwierzy.
— Rozumiem — odpowiedziała prawie natychmiast z lekkim uśmiechem. — Pewnie próbowałaś już rozmawiać z Chloe. Ma... trudny charakter.
— Jest niewierząca — poprawiłam ją.
— Ooo, wręcz przeciwnie. Wierzy i to głęboko, ale dopiero po tym, jak znajdzie twardy dowód. Nie bez powodu pracuje w policji.
— Czemu przyszłaś akurat teraz? Coś się zmieniło?
— Owszem — zaczęłam, zastanawiając się nad tym głęboko. — Potrzebuję logicznego wyjaśnienia na to, co się ze mną dzieje.
— Opowiedz mi zatem.
Zjeżyłam się cała na samą myśl przed odkrywaniem swoich sekretów przed nią. Choć wiele razy mi powtarzano, że mogę jej zaufać, to jednak nie potrafiłam się przekonać. Wypuściłam nerwowo świst powietrza, gdy ta chwyciła mnie nagle za dłoń i usiadła obok mnie.
— Hej, możesz mi zaufać. Pomogę ci, cokolwiek by to było. Lucyfer mi ufa — powiedziała wesoło, a ja zmarszczyłam mocno brwi. — Słuchaj, to nic złego, jeśli się boisz. Każdy z nas posiada słabości, do których z początku boi się przyznać. Jednak, gdy pokona się ten strach, staniesz się o wiele silniejsza i odważniejsza. Zaufaj mi — poradziła, posyłając mi zapewniający uśmiech, a mnie przeszła jakaś energia. Musiałam jej w końcu pozwolić sobie pomóc, bo była moją jedyną i ostatnią nadzieją.
— Jesteś w tym dobra, muszę przyznać. Masz w sobie pewien dar... — rzuciłam, puszczając już jej rękę. Blondynka spojrzała na mnie podejrzliwie.
— Nie musisz się już chować za tymi gierkami. Wiesz, Lucyfer zaczynał podobnie, Boże, jesteście tak do siebie podobni pod względem charakteru, dopiero teraz zauważyłam — odparła w niemałym szoku i wstała, by podejść z powrotem do swojego drewnianego biurka. Obserwowałam jedynie jak szuka czegoś po szufladach i nareszcie wyjęła butelkę czerwonego wina oraz dwa kieliszki. — Masz ochotę? Na rozluźnienie, oczywiście.
Przytaknęłam w odpowiedzi i już po kilku sekundach siedziałam z kieliszkiem alkoholu w ręku. Nie tak spodziewałam się, że będzie wyglądać ta wizyta. Sądziłam, że będzie bardziej... sztywna. Cóż, to przynajmniej było miłe zaskoczenie, a bardzo mi takich ostatnio brakowało.
— Jesteś osobą pełną niespodzianek, Lindo. Czymś jeszcze zamierzasz mnie zaskoczyć? — spytałam, oblizując dolną wargę i wzięłam w końcu łyka.
— Zadaj mi lepiej właściwe pytanie. To, które kłębi się w twojej głowie już od kilku tygodni.
Skąd wiedziała?
— Zarabiasz na pomaganiu ludziom z ich problemami, bo ci się z nich zwierzają, a tak naprawdę wszystkich oszukujesz. Oszukujesz ich z prawdy. Czują się niedowartościowani, bo wmawiasz im, że coś jest z nimi nie tak. I wiesz co jeszcze? Tak, mam problem, ale sam pobyt tutaj przekonał mnie, że tylko i wyłącznie ja sama jestem w stanie go naprawić. Nie potrzebuję żadnych terapii czy pogadanek. Sama jestem panią mojego życia i nic mnie nie powstrzyma — powiedziałam szybko zdenerwowana i opróżniłam do końca kieliszek. Blondyna wpatrywała się we mnie jakby z dumą. Jakby to była jej sprawka. Wstałam w końcu z miejsca i przed wyjściem chwyciłam jeszcze za całą butelkę. — To za zmarnowany czas. Wielkie dzięki za nic, Lindo — dodałam i cmoknęłam w jej stronę na pożegnanie, po czym zamknęłam wściekle za sobą drzwi.
Cholera.
Ta cholerna terapeutka miała rację. Wpadłam w jej zasadzkę, a może ona była zastawiona przez samego Diabła? Może przez ten cały czas to był jeden cholerny spisek przeciwko mnie, bym sama się wypchała i wróciła tam, skąd przylazłam?
Jedno było pewne. Diabełek długo nie będzie żył w tej pewności, że ma nade mną przewagę. Jeszcze ich do siebie przekonam. A jak to zrobię, nawet on nie będzie w stanie mnie powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro