Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Hallowed Ground.




    Ostatecznie nie byłam najgorszym wśród Aniołów. O dziwo, to Lucyfer, ulubiony syn, dopuścił się największego grzechu i rozczarował wszystkich, którzy pokładali w nim nadzieje. W tym mnie.

    W tym momencie, jednakże, stojąc ze szklanką whiskey w jednej ręce, a drugą wyciągając w stronę blondynki, czułam się jakbym to ja była największym rozczarowaniem całej rodzinki. Nie znalazłoby się nikogo gorszego ode mnie.

    Potrzebowałam się napić, ale reakcja Chloe była znacznie ważniejsza. Momentalnie otrzeźwiałam i nie miałam innego wyboru jak kłamać.

    — To jest... to wszystko to tylko...

    Problem polegał na tym, że nie mogłam się wysłowić. Obserwowałam jak jej warga zaczyna drżeć, jakby chciała coś powiedzieć, a może się rozpłakać?

    W żadnym wypadku jednak nie było to dla mnie zbyt korzystne.

    — Mogę wyjaśnić — wyjąkałam, chowając już skrzydła i odstawiłam szklankę alkoholu na bok. Co było zaskakujące Decker wcale nie wyglądała na zszokowaną. Ani przestraszoną. Widocznie przeżyła już tyle w swoim życiu, że nic już nie było w stanie ją zaskoczyć. W końcu na co dzień już od ponad pięciu lat miała do czynienia z Lucyferem. Co się dziwić.

    — Nie. Wszystko jasne — mruknęła, wycofując się w stronę wyjścia. Chrząknęła lekko, posyłając mi zapewniające spojrzenie. — Ty i Lucyfer podchodzicie do życia w inny sposób. Odgrywacie role, macie swoje kostiumy... Już wszystko rozumiem — odparła, gestykulując przy tym. Po chwili potknęła się o butelkę pustego alkoholu, gdy się wycofywała, ale podparła się na drewnianym instrumencie z klawiszami. W takim stanie nie może stąd wyjść. Co to, to nie. Już ja tego dopilnuję.

    — Czekaj, pomogę ci chociaż dojść do łóżka — zaproponowałam, podchodząc do niej.

    — Chwila, co? — wymamrotała, kręcąc głową na boki. — Nie mogę. Lucyfer będzie...

    — ...w siódmym niebie, jeśli tu zostaniesz. Zwłaszcza w jego łóżku — powiedziałam już nieco ciszej, zwieszając smutno głowę. Blondynka jednak była w takim stanie, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Chwyciłam ją w końcu pod ramię i tak razem udało nam się przejść przez fragment salonu apartamentu Diabła wprost do jego sypialni. Po ostatnim "incydencie" wszystko zostało oczywiście wymienione. Lucyfer nie szczędził pieniędzy.

    Chloe wczołgała się pod jego pościel i oparła wygodnie głowę na poduszkę. W tych ciemnościach ledwo widziałam koniec swojego nosa, a za cholerę nie wiedziałam, gdzie znajdował się włącznik, ale mimo to odnalazłam twarz detektyw i posłałam jej lekki uśmiech.

    — Dokąd idziesz? — zapytała, gdy już zaczęłam się wycofywać z pokoju. — Zostań tu ze mną — poprosiła, wyczerpanym głosem.

    Stanęłam przez chwilę w miejscu i spojrzałam w jej kierunku. Musiałam wykrzesać w sobie moje pozostałości człowieczeństwa i naprawdę zrobiło mi się jej żal. Nagle wszystkie złe myśli, które jej życzyłam... przestały istnieć i ustąpiły miejsca tym dobrym.

    — Prześpię się na kanapie. W końcu Lucyfer nie będzie zadowolony, jeśli dowie się, że spałam w jednym łóżku z jego dziewczyną — odparłam, prychając ze śmiechu pod nosem i po raz ostatni spojrzałam na policjantkę. — Miłych snów, Chloe.

    Nie odpowiedziała. Po prostu odpłynęła w głęboki sen, a ja za moment miałam pójść w jej ślady.


***


    — Pobudka, mój słodki Aniołku — Usłyszałam, wciąż mając zamknięte powieki. Tylko jedna osoba mogła mnie obudzić w tak bezczelny sposób.

    — Lucyfer... — wyszeptałam, gdy otworzyłam szeroko oczy i ujrzałam bruneta na wprost mojej twarzy, oddalony zaledwie o kilkanaście centymetrów. Poczułam na sobie jego świeży oddech o zapachu mięty.

    — Proszę, nie bądź zły, ale... — zaczęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy poczułam ból pleców, ale na szczęście tylko przez ułamek sekundy. Czyli moje umiejętności szybkiego leczenia powróciły.

    — Upiłaś wczoraj dziewczyny i zaprosiłaś tu detektyw, trochę się zabawiłyście i poszłyście spać? Nic, czego bym już nie przerabiał. Mam nadzieję, że chociaż zaczerpnęłaś z tego jakąś przyjemność — odpowiedział z uśmieszkiem, malującym się na jego przystojnej twarzy, a ja zmarszczyłam brwi.

    — Że co? Ale... — wybełkotałam, zastanawiając się, o co mu mogło chodzić. Zamierzałam go też spytać skąd wie, co się wczoraj odjebało, ale domyśliłam się, że musiał rozmawiać już o tym z detektyw. Po chwili już wszystko zrozumiałam. — Nie zamierzam tu zostać. I nie znajduje się w tym świecie żadna rzecz, która by mnie do tego przekonała — odrzekłam uparcie, splatając ramiona na piersi. Promienie słoneczne zza okna idealnie padały na twarz Diabła, przez co prezentował się jeszcze bardziej rozpromieniony. Pragnęłam dotknąć jego policzka i zjechać palcami aż do jego zarośniętego podbródka. Już prawie czułam go, rozkoszowałam się nim całym, ale wtedy jego niski, zachrypnięty głos przywrócił mnie do rzeczywistości i tylko uświadomił, że to wszystko było jedynie moją chorą wyobraźnią. Czasami może zbyt bujną.

    — Chloe — odparł tylko, a moje włosy na rękach zjeżyły się. Nie sądziłam nigdy, że jedno krótkie słowo może wywołać tyle emocji. — Musisz znaleźć sobie kogoś takiego, kto będzie ci przypominał ciebie, ale z twoimi najlepszymi cechami. Kogoś, dla kogo warto zostać.

    — Ale Lucyferze, co z nami?

    Ten spojrzał się na mnie niepoważnie i zaśmiał nerwowo.

    — To przecież oczywiste — zaczął, wwiercając we mnie swoje ciemne oczy pełne wdzięku. — Jesteśmy nieśmiertelni. Ty i ja, Jezebel. Tkwimy w tym razem po wsze czasy.

    Przygryzłam policzki od wewnątrz i przytaknęłam w końcu, zadowalając się jego odpowiedzią. Może nie do końca takiej oczekiwałam, ale tylko taką otrzymałam.

    — A teraz, spójrz na to miejsce! — podniósł głos, wskazując ręką na cały jego apartament. Możliwe, że wczoraj z Chloe trochę przesadziłyśmy i zostawiłyśmy go w niezłym bałaganie. Bywało jednak gorzej, gdy sam wyprawiał tu imprezy, więc nie powinien tak narzekać. Wtedy przeszedł się po salonie, skrzywiając przy tym twarz. — Na litość mojego Ojca, Ziemia nie jest twoim burdelem, Jez. Spróbuj traktować to miejsce jak święte.

    Zaśmiałam się pod nosem, bo już wiedziałam, że w końcu wszystko wróciło do normy. I przez pewien czas czułam się jakbyśmy w ogóle nie opuszczali Nieba.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro