Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. A Devil For Job.



    Oczywiście, co mogło pójść nie tak?

    Odpowiedź brzmi: wszystko. A miałam takie głębokie nadzieje, że chociaż ten raz nie spieprzę planu.

    A zaczęło się tak...


piątek, południe...


    Siedziałam sobie spokojnie w barze LUX, sącząc pół słodkiego drinka. Minęło już kilka dni. Sprawa z gangiem Smoków została rozwiązana. Oczywiście, to wszystko dzięki moim zasługom, ale nikt już o tym nie pamiętał. Jedyne, co się od tego czasu dość znacząco zmieniło był sposób w jaki zaczęła mnie traktować detektyw Decker. Stała się bardziej miła i uprzejma dla mnie. Najwyraźniej przebolała już tamten nieszczęsny wypad z jej dzieckiem i wreszcie zaczęła dostrzegać prawdziwą mnie. Coś, czego ja nawet od dawna nie robiłam. Za bardzo byłam zajęta moją misją od Boga. A powinnam była mieć oczy szerzej otwarte.

    — Boo!

    Podskoczyłam i o mało nie wylałam na siebie pomarańczowego napoju. Ta pieprzona demonica nieźle mnie wystraszyła. Jej ręka przez chwilę znalazła się na moim ramieniu.

    — To co tam? Słyszałam, że masz plan jak przekonać Lucyfera, by wrócił z Tobą do Piekła — zagaiła z zainteresowaniem.

    — Może i mam, może i nie. Od kogo to niby słyszałaś? O tym planie wie jedynie... skurkowaniec — przeklęłam pod nosem i zaczęłam stukać nerwowo paznokciami o drewniany blat baru. Prędzej czy później wiedziałam, że Amenadiel mnie wystawi. I gdzie on się teraz podziewa, tak na dobrą sprawę?

    — Po tym tonie, sądzę, że przyda ci się również moja pomoc.

    — Pewnie — rzuciłam obojętnie.

    — W porządku. Kogo mam zabić? — spytała, wyjmując na blat swój ulubiony sztylet.

    — Luzuj, Maze. Na to jeszcze przyjdzie czas. Jeśli mój pierwszy plan nie wypali.

    — Ale pozwolisz mi skorzystać z mojego ostrza?

    Maze i jej zabawki.

    — Ta, ale Lucyfera zostaw mnie.

    Musiałam jej pozwolić, bo inaczej uzna to za nudę i nici z pomocy. Każda się przyda. Dopiero teraz zaczęłam to dostrzegać.

    W końcu Maze uniosła wyżej kąciki ust i chwyciła do ręki swoje ostrze.

    — Nie pożałujesz, że włączyłaś mnie do swojego planu. Kobiety powinny trzymać się razem.

    — Zaczynamy zabawę od Madison's Beer o ósmej wieczorem. Nie spóźnij się — odrzekłam z małym uśmieszkiem. Już cała byłam podekscytowana, a to był dopiero początek.


***


piątek, wieczorem...


    — Lucyfer wie? Czemu mu powiedziałaś?

    Uśmiechnęłam się tylko.

    — Szalona.

    — Preferuję Demonica.

    — Dobra. Idą już — powiedziała Maze, wskazując na dwie blondynki, które właśnie przeszły przez prób pubu niczym dwie zagubione owieczki. Nawet nie wiedzą, jaki piekielny wieczór je czeka.

    — Wspaniale, że jesteście! — krzyknęłam, oczywiście udając radość na ich widok. Gdy tylko ujrzałam Chloe, szybko ją zlustrowałam. Prezentowała się dużo lepiej niż na co dzień. Lekki makijaż podkreślał jej przeciętną naturalną urodę. Ubrana była w elegancką czarną koszulę z lekkim dekoltem oraz ciemne obcisłe dżinsy.

    Nagle telefon Maze się zaświecił. To był sms od Lucyfera. Sprawdzał nas. Najchętniej bym do niego zadzwoniła i mu to rzuciła w twarz o tym, jak to nie powinien wciskać swojego wścibskiego nosa w nieswoje sprawy. Choć z drugiej strony, ciekawość to podobno pierwszy stopień do Piekła, a to mi było akurat na rękę.

    — Tak. Udało mi się ubłagać Dana, by został z Trixie, więc z wielką chęcią tu przyszłam — rzuciła Chloe. Maze szybko podała naszym towarzyszkom po drinku.

    Spojrzałam się po drugiej blondynce, czyli Lindzie Martin. Nie pałałam znowu do niej taką ogromną miłością, bo tak jakby przy naszym ostatnim spotkaniu próbowała analizować moją duszę, co wydało się dla mnie mało komfortowe. Po prostu... nie należałam do osób, które tak łatwo się przed kimś otwierają. Zwłaszcza przed kimś zupełnie obcym.

    — Ten wieczór zapowiada się genialnie, dziewczyny. Dokładnie takiego potrzebowałam po ciężkim tygodniu pracy — westchnęła z ulgą Linda, po czym wzięła łyka swojego napoju alkoholowego i podeszła bliżej Maze.

    Stojąc tak nieco na uboczu miałam szansę dokładnie im się przyjrzeć bez dostania opieprzu za stalking. Najzwyczajniej w świecie próbowałam dobrze się bawić i jak najwięcej wyciągnąć przydatnych informacji z tego wieczoru. Miałam nadzieję, że tym razem moje plany nie pójdą w Diabły. To byłby raczej najgorszy obrót sprawy.

    — Babski wieczór czas zacząć! — krzyknęłam radośnie, unosząc szklankę do wznoszenia toastu. Wkrótce dziewczyny zrobiły to samo i już po chwili żadna z nas nie miała już kontroli nad tym, co się dookoła zaczęło dziać. A był to dopiero początek.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro