17. Dark Side.
Obudziłam się z lekkim zmęczeniem w oczach i oszołomieniem. Poczułam na sobie mocne więzy wokół moich nadgarstków oraz łydek. Siedziałam na metalowym krześle, wiercąc się niespokojnie.
— ...To nie moja wina. — Usłyszałam podniesiony zdecydowanie męski głos. Był niedaleko. Usiłowałam jak najprędzej się wydostać z tej pułapki, ale moje ludzkie ciało nie było już dłużej obdarzone nadludzką siłą.
Za jakie grzechy, dobry Boże?
— ...no, sprawdźmy co tam słychać u naszej małej demonicy.
Żeby się nie zdziwili. Już ja im pokażę "małą demonicę".
— Witajcie, chłopcy. Wiecie, znudziło mi się w Piekle, ale jak na mój gust, wasze rodzaje tortur są kiepskie. Jesteście jakimiś zawodowcami? Musicie się bardziej postarać — mruknęłam z niezadowoleniem. Mój mały uśmieszek nie schodził mi z twarzy. Tylko to pozostawało mi jako broń, dopóki się stąd nie wydostanę, a na to miałam już zupełnie inny plan.
Ci nie wyglądali na zbytnio zadowolonych. Możliwe, że już osiągnęłam, to co chciałam.
Sięgnęłam palcami do grubej liny wokół moich nadgarstków. Szarpnęłam za nią, tak by tego nie zauważyli. Ani drgnęła. Musiałam się bardziej postarać, a do tego będę potrzebować odwrócenia uwagi. Postanowiłam więc, że podrażnię się z nimi trochę bardziej.
— To nie była moja wina! Chyba nie macie pojęcia z kim macie do czynienia! — krzyknęłam w Niebogłosy, w myślach modląc się jednak o jego nawrócenie i przyjście mi z pomocą. Lucyfer mówił, że u niego zawsze się to sprawdzało. Nie ważne jak skłóceni byliby ze sobą. Rodziny się nie zostawia.
— Niczego nie rozumiesz, głupia dziewczyno! TO się nie może wydać — powiedział ten policjant, którego przyłapałam. Sprawiał wrażenie naprawdę zdesperowanego.
— Czyli... jeśli dobrze rozumiem, macie wtykę w policji, z którą potajemnie handlujecie narkotykami. Tamten człowiek, co zginął w mieszkaniu Lucyfera... zdradził was. — odpowiedziałam dumnie. Ta zagadka nabierała coraz więcej sensu.
— Jakiego Lucyfera? — zdziwił się ten z gangu Smoków. — Nie znam żadnego Lucyfera, chyba, że tego, co czeka na nas wszystkich z otwartymi ramionami tam na dole — dodał, zanosząc się śmiechem.
Ściągnęłam brwi, czując suchość w gardle. Jeżeli nie wiedzieli nic o mieszkaniu Lucyfera, to znaczy, że...
— ...no już nie do końca — mruknęłam pod nosem, jednak nie zwrócili na to w ogóle uwagi. Jak zwykle umykają im najważniejsze informacje.
— Nie. Zabiłem go, bo zdradził mnie i zostawiłem w zacisznej alejce. Wiedział o mojej relacji z jednym z członków gangu. Nie wszyscy są wtajemniczeni w naszą współpracę — dodał, a moje ręce nadal nie próżnowały. Niech no ja tylko dostanę tego człowieka w swoje ręce...
— Nie wiesz, że to bezmyślne ujawniać swój niecny plan przed swoim więźniem? — zapytałam, a na moją twarz wkradł się uśmieszek. Naprawdę, jak na poważnego i niebezpiecznego przestępcę jakoś nieporadnie mu to idzie. — Tacy, jak ty, ledwo dostawali się na listę do Piekła.
Facet o tęgiej posturze podszedł nagle do mnie tak blisko, że był na wyciągnięcie ręki. Wtedy wyjął niespodziewanie nóż z wewnętrznej kieszeni kurtki i skierował jego ostrym końcem w moją szyję. Nie sądziłam, że ludzkie ciało potrafi tak się spocić. Powinnam to kontrolować, ale z każdym dniem czułam się coraz mniej jak istota pochodząca z Niebios, a coraz bardziej jak prawdziwy człowiek. Sądziłam, że takie magiczne przemiany to tylko w bajkach dla dzieci. Myliłam się.
— Myślisz, że jesteś taka sprytna... — Mężczyzna zaczął rechotać. Jego cuchnący oddech dało się wyczuć na kilometr.
Okej, przyznaję, że ostatnio między nami bywało kiepsko, ale proszę cię, Aniołku, przyjdź tu i mnie uratuj.
Potrzebuję cię.
W jego przebiegłych oczach pojawił się błysk. Naprawdę ten typ zaczął mi działać na nerwach. Muszę zapamiętać, by dopisać go do listy "Specjalnych Piekielnych Tortur". Lucyfer byłby ze mnie dumny. Dawno takich nie mieliśmy.
— Myślisz, że jak będziesz się tak uśmiechać, darujemy ci życie — mówił dalej, a temperatura w moim ciele znacznie podskoczyła. — Zaraz skończysz jak mój nieżywy kumpel wczoraj. — Nóż zbliżał się nieuchronnie. Naprawdę starałam się jak mogłam, przywołać tu kogokolwiek z moich pierzastych braci, ale na nic. Widocznie moja nowo kupiona sukienka została skazana na pobrudzenie się krwią.
— Jezebel! — Z tyłu głowy usłyszałam męski głos, w którym rozpoznałam ten, należący do detektywa Espinozy. Szkoda, że nie widział jaka radość zagościła na mojej twarzy, kiedy dowiedziałam się, że to on.
Ostry nóż przeszył jednak szybko mój brzuch, a ja czułam jak z mojego ciała zaczęła powoli uchodzić cała energia.
Zanim zorientowałam się, co tak naprawdę się wydarzyło, moje powieki stały się ciężkie, a w głowie słyszałam tylko nawoływania mojego imienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro