15. Hell Time.
Minęło już cholernie dużo czasu od kiedy Lucyfer i ja nie byliśmy sobą. Staliśmy się tymi... kukiełkami w rękach Ojca. To wkrótce miało ulec zmianie.
Starałam się jak mogłam, ale bez skutków. Poczułam się zbędna na miejscu zbrodni, więc zeszłam na dół. Tkwiłam przez jakiś czas w barze LUX'u, który obsługiwała Maze. Naprawdę wykonywała kawał świetnej roboty. Wyglądała jakby już zdążyła się tu przyzwyczaić i ani nie śniła o powrocie do jej gorącej posadki w Piekle.
Obserwowałam jak czyściła kolejne szklanki, co jakiś czas uzupełniając mój drink.
— Jeszcze zmieni zdanie, zobaczysz, Jez — powiedziała pociesznie, a ja uniosłam kąciki ust. — W końcu nie odmawia się takim kobietom, jak my.
I wtedy, jakby ktoś ją tu zmusił, na schodach znalazła się Detektyw Decker.
— Jakie piekielne wiatry przywiały tę wariatkę z powrotem? — Westchnęłam przygnębiona i dokończyłam drinka. — No to się zacznie przedstawienie — dodałam pod nosem i ruszyłam w jej kierunku.
— Możesz mi coś wyjaśnić? — zaczęła prosto z mostu. Nie lubiłam specjalnie jej tonu, zwłaszcza, gdy przeprowadzała jakieś śledztwo. Szczególnie na mnie. Była jednak bardzo przekonująca. Zupełnie jak Lucyfer, kiedy ten odprawiał swoje czary na ludziach i wyciągał z nich ich najskrytsze marzenia. Nie sądziłam, że ta Ziemianka może wywoływać podobny wpływ. Dobrali się. — Czemu właściwie Amenadiel zakazał powiadamiać Lucyfera o tym, co się stało? Co jest zabawne, na miejscu zbrodni nie znaleźliśmy żadnych śladów DNA Lucyfera ani jego brata.
— Nie rozumiem, co w tym zabawnego. Chyba kiepsko z twoim poczuciem humoru — odparłam prześmiewczo. Wtem tuż obok mnie zjawiła się Maze i posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Czułam się jak małe dziecko, którego dorośli nie wtajemniczają.
— Zabawne jest to, że były tam twoje odciski, Jezebel. Masz mi coś do powiedzenia? — spytała, a ja czułam się jak ostatnia idiotka. Wrobił mnie. Ten przebiegły aniołek Tatusia.
— Właściwie to tak. — Rzuciłam jej uśmieszek. — Skąd, do cholery, macie moje odciski?
Chloe nic nie odpowiedziała. Jedynie wzruszyła ramionami, a po chwili wyjęła z kieszeni kajdanki.
— Nie zabierzesz jej stąd, Chloe. Będziesz musiała najpierw przejść przeze mnie — rzuciła stanowczym i dumnym głosem brunetka, stojąc przede mną. Widziałam przez ułamek sekundy to zawahanie w oczach detektyw, ale szybko jej zmysły powróciły do jej głowy.
— W porządku. Mogę przeprowadzić przesłuchanie tutaj.
Kiwnęłam głową. W końcu i tak nie miała racji. No bo ja tego nie zrobiłam. Niby kiedy? Bez świadomości? Wciąż byłam na prowadzeniu.
Detektyw usiadła na stołku przy ladzie obok. Zrobiłam to samo, wciąż ostrożnie się jej przyglądając.
— Zanim zaczniesz to śmieszne przestawienie, którym steruje nasz Ojciec, powiedz mi, czemu właściwie nie powiedziałaś niczego Danowi? Nie powiedziałaś o porwaniu jego córki i narażeniu jej życia?
Ta zagadka wciąż mnie tak samo intrygowała, jak to czy faktycznie nie powinnam przystopować trochę z ziemskim alkoholem, bo ten najwyraźniej wpływał na moje zaniki pamięci.
Blondnynka wyglądała na lekko speszoną. Zawiesiła na mnie swoje posępne i niewinne spojrzenie.
— Ja...
— Co tu się, do jasnej cholery, dzieje?
W samą porę, Diabełku. Impreza się dopiero rozkręca.
Na jego miejscu też bym użyła tego tonu. Ah, czy to było Piekło, czy Ziemia, wszystko było po staremu, prawda?
● ● ●
— Patrz! Detektyw postanowiła zabawić się w nocnym klubie! — Diabeł jak zwykle świetnie się prezentował w swoim czarnym, połyskującym garniturze. Wyglądał o Niebo lepiej niż go widziałam ostatnim razem.
— Daruj sobie, Lucyferze — Detektyw zgromiła go wzrokiem. — Mamy poważną sytuację tutaj.
Mów za siebie.
Diabeł spojrzał na mnie wymownie, jakby to ode mnie oczekiwał wyjaśnień. Maze w tym czasie się zmyła, bo najwyraźniej wyczuła ten przekręt na kilometr.
— Oh, no dobra. — Wywróciłam oczami. — Najwyraźniej zostałam oskarżona o morderstwo jakiegoś faceta z gangu narkotykami czy coś. Znasz mnie, Lucy. Nie jestem mordercą. Powiedz jej — odrzekłam, spoglądając błagająco w ciemne oczy Diabła. Ten wyglądał jakby nie umiał mi pomóc, ale jednocześnie zrobi wszystko, żeby mnie stąd jakoś wydostać bez szwanku.
W końcu razem się wychowaliśmy. Razem przeszliśmy przez Piekło.
Czyżby już o tym zapomniał?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro