1. Welcome to Earth.
~Jezebel*~
Urodziłam się gdzieś pomiędzy Słońcem, a pozostałymi gwiazdami na niebie. Może właśnie na nie dziś spoglądałeś? W końcu Niebo znajduje się na Ziemi, jak to śpiewała pewna Ziemianka.
Jestem jednym z Aniołów. Jako jedna z wielu córek Boga zostałam stworzona z misją do wypełnienia. Parę set tysięcy lat temu drugi syn, zaraz po Amenadielu, zbuntował się przeciwko Ojcu, a ten zesłał go, by wykonywał rolę kata, sędziego w Piekle i wymierzał sprawiedliwe kary grzesznym ludziom. Niedawno jednak trochę mu się znudziło wykonywanie tej samej pracy i postanowił wziąć sobie wakacje. Z początku nikt nie wiedział ile one będą trwać, nawet on sam, ale w końcu przeobraziły się już w długie pięć lat. Tyle właśnie Lucyfer spędził czasu wśród zwykłych pustych pionków Boga.
Moim zadaniem było sprowadzić go na właściwy tor. Choćby miało mi to zająć wieczność. W końcu czas to jedynie pojęcie względne. Nie mam pojęcia czemu ludzie przywiązują do niego tak wielką uwagę. Mamy już połowę lipca 2018 roku. I co mnie to obchodzi!? Jestem aniołem, czas jest nie istotny.
Gdy po raz pierwszy zjawiłam się na Ziemi, pomyślałam, że ludzi stać na więcej. Tymczasem stali się zniewolonymi bezcelowo posłusznymi niewolnikami wszelkiego, co elektroniczne. Przeglądałam wszystkie sklepy jakie zbudowali. Królowały w nich modne ubrania oraz malutkie elektroniczne urządzenia zwane Iphone'ami. Postanowiłam kupić jednego. Najwyraźniej żeby cokolwiek tu kupić trzeba użyć czegoś zwanego 'pieniędzmi'. Tylko jak ja je do cholery zdobędę? Jestem aniołem, do siedmiu piekieł! Chyba, że moja misja polegała na tym, bym stała się jedną z nich? Wtedy na pewno pozbędę się tych zdziwionych i osądzających min jakie mi dotychczas posyłali.
Pomodliłam się do Ojca, by ten pobłogosławił mnie i jakimś cudem obdarował mnie czymkolwiek. Nic się nie stało, a przynajmniej takie były pozory. Nagle wyczułam coś ostrego i kanciastego w prawej kieszeni. Wyjęłam to, a moim oczom ukazała się karta w kolorze złota.
Dzięki Ci, Boże.
Znalazłam się w jednym z droższych ludzkich sklepów i poszukałam idealnego stroju, który idealnie pasowałby do mojego charakteru. Wybrałam czarną, obcisłą sukienkę z dekoltem wyciętym w serek i butach na wysokim obcasie. Wyglądały bosko. Tak jak powinny.
Po małych zakupach udałam się coś zjeść. Najwyraźniej ciało ludzkie ubiega się o uzupełnianie węglowodanów częściej niż inne żywe istoty. Nie chciało mi się szukać jakiejś tańszej restauracji czy baru, więc weszłam do pierwszego lepszego nocnego klubu, który zdawał się stać koło mnie. Był to pięciopiętrowy budynek o śnieżno białych ścianach i wielkim świecącym napisem: "LUX" na przodzie. Na zewnątrz czekała długa kolejka ludzi, wyglądających na naprawdę zdesperowanych, żeby się dostać do tego miejsca. Ja tymczasem wypięłam swoje zgrabne ludzkie ciało do przodu i ruszyłam w stronę dwóch wysokich ochroniarzy, pilnujących wejścia. Stuknęłam lekko w ramię jednego, kładąc ręce na biodrach i posyłając mu sympatyczny uśmiech. Drugi też się mną zainteresował. Zaczęli wymieniać się podejrzanymi spojrzeniami.
— Dokąd to panienka się wybiera? Do środka dostają się tylko zaproszeni przez samego "Szefa". Chyba że chcesz dostać się od razu, to możemy do niego zagadać — oznajmił pierwszy, lustrując mnie całą. Trochę mi się nie spodobało to jego całe wyrażenie o szefie. Wcale nie chciałam żadnych kłopotów, a na pewno na takie się zanosiło.
Rozejrzałam się po okolicy, szukając sposobu, by się jakoś niepostrzeżenie wyrwać tej dwójce goryli, ale na nic. Na chodniku znajdował się za duży tłum, bym mogła wykonać jakikolwiek manewr. Przegryzłam wargę w zdenerwowaniu i rzuciłam piorunujące spojrzenie obu mężczyznom w ciemno-niebieskich mundurach. Natychmiast się cofnęli jakby ujrzeli diabła. Co? Przecież nikt nie powiedział o zasadach? Nikt mi nie przekazał przewodnika po ludzkich moralnych czy kulturalnych zasadach To była moja ulubiona sztuczka, której nauczyłam się w Piekle, towarzysząc samemu Lucyferowi.
W końcu kiwnęłam głową, a ci utorowali mi przejście wprost do środka. Na mojej twarzy zawitał zadziorny uśmieszek. Ten wieczór zapowiada się piekielnie gorący.
*Jezebel — imię to jest zupełnie przypadkowe i nie ma nic wspólnego z jej imienniczką z Biblii. Jest to hebrajskie imię, oznaczające pożądanie albo niewyniesiona, nieskalana.
━━☆☆━━
tylko te kilka początkowych rozdziałów będzie krótkich, obiecuję :*
Czekam na wasze opinie, bo bardzo długo się zastanawiałam czy jest sens to w ogóle publikować. Zaczęłam to pisać już z dwa lata temu, ale musiało trochę odleżeć. Dajcie znać co o tym sądzicie. Nawet jak Wam się nie podoba też napiszcie. Będę przynajmniej wiedziała co poprawić.
Także życzę udanego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro