Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Bliżej Prawdy.

Jechaliśmy do rodziny Gene, żeby przekazać im śmierć tego spaślaka.
Większość drogi przebiegała w ciszy.
Może i to dobrze...?
Zatrzymaliśmy się przed sklepem Tary, czyli jego żony. (Dziewczyny? Przyjaciółki? Siostry? Nw)
-Piper... Możesz im to powiedzieć sama...? Ja... Ja chyba nie dam rady iść z tobą...
Piper popatrzyła się na mnie, i jak zawsze przewróciła oczami.
-Rób co chcesz...
Powiedziała, wysiadła z samochodu, i weszła do sklepu.
I mi szczerze mówiąc, ulżyło... Chciałbym jak najszybciej zamknąć tą prawe... Popatrzyłem w lusterko, i powiedziałem.
-W sumie pójdę zobaczyć jak tam idzie Piper.... Może potrzebuje pomocy...
Wyszedłem z samodu, i skierowałem się stronę tego sklepu.
Pociągnąłem za klamkę, i zobaczyłem Piper która przeszukiwała cały sklep.
-Piper...? Co ty robisz? Nie miałaś przesłuchiwać Tary?
Piper po zobaczeniu mnie, przerwała swoje przeszukiwania, i zwróciła mnie do mnie.
-Tak, miałam, ale jej nigdzie nie ma...
Zdziwiłem się, ponieważ sklep był otwarty. Nagle zauważyłem dziewczynę, która wychodziła z zaplecza.
-Dzien dobry
Powiedziała Piper, po czym podała tarze rękę.
-Dzien dobry
Tara odwzajemniła uścisk dłoni.
-Przyjechalismy tu z moim pomocnikiem, by powiedzieć pani że Pani chłopak? Nie wiem Gene umarł...
Widać było po tarze, że nie przejęła się jakoś tą wiadomoscą, mogę wręcz powiedzieć, że się ucieszyła.
-To... To w sumie dobrze... Bo jak kupiłam jakąs muffinke, to po chwili już jej nie było... To oczywiście była sprawka tej ulanej świni.
Piper i ja, byliśmy w leciutkim zakłopotaniu...
Ale no... Teraz mamy pierwszą podejrzaną.
Zanim zadałem pytanie, odezwała się Piper.
-A Gene, miał jakiś wrogów którzy mogli by chcieć jego śmierci?
Nagle z zaplecza wyszedł jakiś chłopak... To chyba był brat tary.
-Dzien dobry?
Powiedział.
-Coś się stało że przyjechaliście?
-Gene umarł
Powiedziałem prosto z mostu.
-oK.
Powiedział Sandy, po czym wrócił na zaplecze.
-Dobra a wracając... Gene miał jakiś wrogów?
-Tak... Był taki Mortis, któremu Gene ukradł muffinki... I Mortis mógł chcieć się zemścić...
Piper notowała każde słowo Tary w swoim notesie.
-Okej a wie Pani gdzie możemy znaleźć tego Mortisa?
Widziałem że pytanie które zadałem, nie spodobało się Piper ponieważ ona chciała zadać te pytanie (😈)
-Tak... Najczęściej można znaleźć go na cmentarzu.
Powiedziała Tara, po czym wyciągnęła kartkę, i napisała nam dokładną lokalizację naszego podejrzanego.
Podziękowaliśmy i udaliśmy się do samochodu. Piper jeszcze dała Tarze swoją wizytówkę, gdyby coś się jej przypomniało.
Usiedliśmy do samochodu, tym razem Piper prowadziła. Nasza droga znów przebiegała w ciszy...

OMG ZNÓW SKIP TIME BO LENIUSZKIEM JESTEM(⁠・⁠-⁠・⁠)⁠ ⁠\⁠(⁠・⁠◡⁠・⁠)⁠/

Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu co usłyszałem, to były krzyki, i płacz.
W sumie nie tylko ja to usłyszałem, ponieważ Piper po usłyszeniu najmniejszego dźwięku, wybombiła z samochodu, i zaczęła biec w stronę krzyków i płaczu.
Pobiegliśmy w stronę dziwnych dźwięków, i to, co zobaczyliśmy...
Nie tylko mnie zadkało...
Było może trzech karetek, i jeden samochód policyjny.
Piper bez chwili zawahania podbiegła do jednej karetki, a biegłem tuż za nią.
-Co tu się stało?!
-Doszło tu do zabójstwa...-
Po słowach jednego z ratowników, zatkało mnie...
-A... To jest tą ofiarą...?-
Zapytałem, ale odpowiedzi nie chciałem uzyskać...
-Mortis Mordowy.
(fajne nazwisko mała! Dasz pożyczyć?)
Z przerażenia milczałem... Ofiarą okazał się nasz główny podejrzany...
Piper bez chwili zastanowienia, podbiegła do ciała Mortisa...
Po chwili na miejscu byłem też ja.
To co zobaczyłem... Było dla mnie szokiem...
Z czego się później dowiedzieliśmy... Mortis i Gene, mieli dosłownie te samą przyczynę śmierci, i podobną godzinę śmierci...
Piper oblizała usta, i poszła wolnym krokiem w stronę siostrzenicy Mortisa. Ja oczywiście poszedłem za nią!(⁠ ⁠ꈍ⁠ᴗ⁠ꈍ⁠)
Emz była cała we łzach...
Siedziała na ławce i płakała.
-Emz...?-
Powiedziała Piper, po czym podeszła bliżej dziewczyny.
-Dajcie mi spokój...-
Wyszeptała. Po czym zakryła twarz rękoma..

Parę minut ☞później☞

Piper poszła porozmawiać z okolicznymi mieszkańcami, by dowiedzieć się czyżby nie widzieli czegos niepokojącego.
Ja na jej rozkaz, jak kazała, czekałem.
Popatrzyłem sie na ławke, na której siedziała przygnębiona dziewczyna.
Nie mogłem patrzeć na to jak dziewczyna bez silnie walczy z emocjami, więc podeszłam i zapytałem czy wszystko w porządku.
Ona kiwnęła głową, i łzy znów zaczęły napływać jej do oczu.
Z mojego płaszczu z kieszeniami, wyciągnołem paczkę husteczek, po czym podałem dziewczynie.
-Dzie... Dziękuję...-
Wyszeptała, po czym chwyciła za paczkę husteczek.
-Moge się przysiądz?
-Tak...
Powiedziała już trochę bardziej uspokojona dziewczyna.
-Słuchaj Młoda... Nie widziałaś w okolicy kogoś podejrzanego? Kogoś, kto mógł by chcieć to zrobić?
Do oczu dziewczyny znów zaczęły napływać łzy.
-To wszystko moja wina... Jakbym tu była... To Mortis by żył...!
Dziewczyna zaczęła płakać i krzyczeć z bez silności.
-Hej! Nie mów tak! To nie twoja wina.
Przytuliłem dziewczynę, a ta troszeczkę się uspokoiła.
-Może i ma pan rację...
Uśmiechnęła się, na co ja odpowiedziałem tym samym.
-A wracając do mojego poprzedniego pytania... Wiesz kto mógł chcieć to zrobić?
Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, po czym stwierdziła.
-Tak, jest taki jeden, co mógł chcieć dla niego źle...
Słuchałem każdego słowa dziewczyny, i zapisywałem je w notesiku od Piper.
-Nazywa się Berry nerkowy, i pracuje w Candy landzie... A uważam że mógł chcieć dla niego źle... Ponieważ Mortis był dla niego nie zbyt miły.
Słuchałem każde słowo Emz.
-Dobrze, dziękuję że mi pomogłaś. I obiecuję ci, że zrobię wszystko, by złapać tego co zabił Mortisa.
Emz mnie przytuliła, a ja przez jej ramię, zauważyłem gapiącą się na nas Piper.
Na pożegnanie z Emz, dałem moją wizytówkę, i powiedziałem że jakby coś sobie przypomniała, to niech zadzwoni. (Dokładnie jak to mówi Piper◉⁠‿⁠◉)
Razem z Piper, skierowaliśmy się do samochodu. Gdy już wsiedliśmy, Piper pierwszy raz powiedziała coś, co mnie nie uraziło.
-Wiesz Gray, wszystko słyszałam co jej mówiłeś... I myślę, że jednak nie jesteś takim złym detektywem.
Pierwszy raz, zobaczyłem szczery uśmiech Piper.
-Dziekuje że tak mówisz...
Udawałem że jej słowa za bardzo mnie nie ruszają, a tak naprawdę byłem bardzo podekscytowany że taka gwiazda jak Piper, mnie doceniła!
A teraz jechaliśmy do naszego nowego podejrzanego... Berre'go.

/////////////////////////////////////////
OMG WITAM! Wiem że ta książka jest głupia🙂Ale cieszę się że niektórzy ją czytają! Dajcie znać w komentarzach, czy ten rozdział wam się podobał. Aha i kto następny ma zginąć😈
1015 słow(⁠>⁠0⁠<⁠;⁠)

Iprzepraszamzajakiesbledyjakbyły😔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro