Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Początek Sprawy.

Jestem Gray. I od dwóch lat, pracuje jako detektyw. Nikt nie bierze mnie na poważnie, ponieważ każdy twierdzi że jestem niedoświadczony... Gdy już dostawałem jakąś sprawę, to nie była jakaś specjalna. A gdy mówię że była "nie była specjalna" mam na myśli jakieś mało znaczące interesy. Ale chciałbym wam opowiedzieć, co wydarzyło się nie dawno. Ta prawda zapewne odmieniła wszystko, co było dotychczas.Był deszczowy dzień.
siedziałem sobie w moim biurze, i przeglądałem różne papiery z starych spraw by zabić moją nudę.
W tym czasie napisała do mnie moja stara przyjaciółka, Lola, ale nie miałem czasu ani nerwów by z nią pisać.
Gdy bawiłem się moim długopisem, widziałem jak krople deszczu spływają po oknie na przeciwko mnie.
Nagle do mojego pokoju w którym "Pracowałem" wbił mój szef który od razu chciał mnie widzieć u siebie w biurze.
Bałem się, ponieważ nie wiedziałem co może być tego przyczyną.
Zrobiłem coś źle? Chce mnie zwolnić?
Kroki które stawiałem idąc tam, były szybkie, ale krótkie.
Gdy położyłem moją dłoń na klamce do pomieszczenia do którego miałem zaraz wejść, modliłem się po cichu żeby to nie były złe wieści.
Gdy pociągnąłem za klamkę, i wszedłem do pokoju, zauważyłem już mojego szefa, który siedział przy swoim biurku.
-Usiądź
Powiedział, po czym chwycił kubek który stał na jego biurku, i napił się swojej kawy.
Na jego żądanie, usiadłem.
Po czym chciałem coś powiedzieć, ale za nim złapałem oddech, ten już zaczął mówić.
-Gray... na pewno zastanawiasz się, po co cię tu dziś wezwałem. Mam rację?
Kiwnąłem głową na znak "Tak"
-Słuchaj, dzisiaj rano, dostaliśmy zgłoszenie, że znaleziono ciało w okolicach wytwórni kreskówek. (NIE WIEM JAK TO SIE NAZYWA GENERALNIE TO GDZIE KIT JEST)
wiedziałem... Znowu jakaś mało znacząca robota, w sumie to już lepsze, od siedzenia na dupie i nic nie robienia...
-To... Ja już pójdę... Zaraz tam pojadę.
Wyszeptałem, i już chcąc wychodzić, usłyszałem szefa.
-Poczekaj, to nie wszystko.
-Nie... Nie wszystko?
-Nie.
Zdziwiłem się, ponieważ cóż oprócz tego co robię na co dzień, mogło to być?
Usiadłem zaintrygowany, i słuchałem do czego miała zmieszać ta rozmowa.
-To nie jest jakieś zwykle zabójstwo...
Czuję... Że tego nie zrobił jakiś zwykły zabójca.
Słuchałem uważnie co to miał mi do powiedzenia.
-Ale... Ale dlaczego ja, dostaje te zadanie? Nie może zrobić to ktoś, kto jest doświadczony?-
Pytałem zdumiony tym, że to właśnie mi, przydzieloną taką sprawę.
-Nie będziesz pracował sam... Piper.
Do pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy, weszła szczupła dziewczyna. W sumie... To nie był pierwszy raz kiedy ją widziałem...
Że tak powiem, była ona GWIAZDĄ naszego posterunku. Zawsze to ona dostawała przeróżne misje, jak i te mało znaczące, i te dużo znaczące.
-Ale przepraszam... Ona sama nie mogła by tego zrobić?-
Zapytałem zdziwiony, właśnie tym że ja, ja mam jestem pomagać!
-Taaa... Jakbym mógł... To bym cię zwolnił... Ale brakuje nam ludzi, więc tylko dlatego będziesz jej pomagał.
Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie, po czym wyszła z pomieszczenia.
-Jedzcie tam, i zbadajcie teren.
-Dobrze...

SKIP TIME SĄ NA MIEJSCU ZDARZENIA.wymień użytkownik·⁠´⁠¯⁠'⁠(⁠>⁠▂⁠<⁠)⁠´⁠¯⁠'⁠·⁠.

Gdy już przyjechaliśmy, zobaczyłem ciało muffinki... ZNACZY GENE (🧁)
Kojarzyłem go, ponieważ często w sklepach widywałem go na działach z muffinkami...
-Kiedy nastąpił zgon?
Piper zapytała od razu gdy zobaczyła najbliższego policjanta.
-Wydaje mi się, że mógł nastąpić wczoraj. Ale to mało ważne, przy tym co znalazłem. Chodzcie, pokażę wam.
Ruszyliśmy za Ruffsem (Czyli policjantem)
Zaprowadził nas do ciała Gene.
Był cały we krwi. Na jego widok zakryłem moimi rękami twarz, by nikt nie zobaczył w jaką panikę wpadłem. Wyglądało to makabrycznie... Co za potwór, mógł to zrobić..?
Piper za pewne nawet nie patrząc na ciało, zapytała
-Jak zginął?
-Wydaje mi się, że przez wykrwawienie.
-...
Dalej milczałem... Piper za pewne widząc w jaką histerię wpadam, przewróciła oczami, i podeszła do ciała, i z kieszeni grubasa, wyciągnęła portfel z dokumentami.
-Muffi... Gene Kowalski, 40 lat. Gray...
-Ta... Tak...?
-Musimy jechać, powiedzieć to jego rodzinie...
Kiwnąłem głową, i ostatni raz popatrzyłem na ciało Muffinki... Tego obrazu, nigdy nie zapomnę...
Gdy już zbliżaliśmy się do wyjścia z tego chorego miejsca, nagle z ciemnego zaułka (niewiemjaksietopisze)
Wyskoczył kit, czyli właściciel tego miejsca.
Gdy wyskoczył, odruchowo wskoczyłem za Piper.
-Jezus idioto... To tylko kit...
Powiedziała po czym popchnęła mnie, i upadłem na podłogę.
-DOBRZE ŻE PRZYJECHALISCIE! JA NAPRAWDE NIE WIEM CO SIE STAŁO! PROSZE ZNAJDŹCIE SPRAWDZE, BO NIE BEDE MÓGŁ DO TEGO MOMENTU SPAC!
Krzyczał kit, jego oczy były zalane łzami.
-Spokojnie.
Piper chwyciła jego łapki (ręce?)
I zapewniła że wszystko będzie dobrze.
Ja leżałem na tej podłodze jak ostatni idiota. Ale nie miałem siły by wstać.
-Gray! Wstawaj! Nie mamy całego dnia!
Wstałem, ponieważ od środka bałem się Piper... Że jak ze mną kiedyś nie wytrzyma, i jebnie mnie tak, że umrę na miejscu...
Wyszliśmy z tego dziwnego miejsca, i udaliśmy się do samochodu. Właśnie mieliśmy pojechać do rodziny Gene, poinformować jego najbliższych o śmierci muffinki...

_____________________
OMG! Dobra teraz historia jak ta książka powstała! ✊🤓
Generalnie, gram sobie w Brawl stars, nic nie zwykłego.
I poszłam sobie Piper na solo, i poszłam do krzaków, ponieważ miałam mało życia  i chciałam je zregenerować.
I nagle z krzaków wyłonił się kit, zabił mnie... Ale po chwili... Zaczął się kręcić z kciukiem w dół...🤕
Więc się wkurwiłam i tak jakoś wyszło.
Aha a Gene jest ofiarą bo go nie lubię:) (w sumie kita też nie lubię)
Aha i dajcie pomysł, kto ma zginąć w kolejnym rozdziale☺️to chyba na tyle... Aha i Piper jest w tym skinie:

Teraz to na tyle! Papa☺️🤙
918 słow:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro