Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spin-off ~ Pierwsza wizyta ~

(Umiejscowienie czasowe - dzień rozpoczęcia akcji w FF)

- Nie, proszę, nie...! - krzyczałem.

Ręce miałem ciasno związane na plecach, głowę swoją dużą dłonią wciskał mi mocno w poduszkę i czułem jak przez to prawie się duszę. Uderzył w moje gołe pośladki. Zapiekło, a on się zaśmiał.

- Proszę, proszę, proszę... - wyłem, czując słone krople łez, które jedna za drugą lądowały w mojej pościeli.

Znów mnie uderzył, trącił brutalnie w jądra i złapał za przyrodzenie. Zakwiliłem i odrzuciłem głowę w bok. Jego złote oczy, które tak kochałem, patrzyły na mnie, jakby mój płacz i moje cierpienie sprawiały mu radość.

Dlaczego, He Xuanie?

*

POV Shi Qing Xuan

Obudziłem się, oddychając głęboko, nadal widząc przed sobą coraz bardziej zamazany obraz jego cudownych oczu. Przetarłem rękawem pidżamy mokre czoło i szyję. Moje całe ciało pokrywał zimny pot. Odsunąłem kołdrę i z przerażeniem odkryłem, że właśnie przeżyłem coś, co zwą "mokrym snem". Przód moich spodni był cały w moim spełnieniu.

Już sam nie wiem czy to był koszmar, czy...  - pokręciłem szybko głową.

Jak mogłem dojść we śnie, widząc i czując tak sadystyczne rzeczy!? To nie byłem ja i tamten to na pewno nie był on!

Nigdy nie lubiłem przemocy, a He Xuan nigdy by mnie tak nie skrzywdził. Nawet jeśli mnie upominał lub na mnie narzekał, to nigdy, poza pstryczkiem w czoło lub jakimś lekkim klepnięciem, nie tknął mnie. W czasie, kiedy dzieliliśmy ze sobą łóżko, także zawsze był miły i czuły.

Więc skąd wziął się ten sen?

Może to ja chciałem czegoś takiego? Może po latach miałem ochotę urozmaicić nasze intymne życie i ten sen miał mi coś podpowiedzieć?

Nie, nie, nie. Niemożliwe. Znam siebie tyle lat i wiem, że moje ciało jest za bardzo wrażliwe na tego typu ekscesy. Zdecydowanie nie jestem osobą, która lubi przemoc, zarówno dawać jak i otrzymywać.

Poszedłem pod prysznic, ale sen nie chciał całkowicie zniknąć z mojej głowy. Jakaś jego część była w pewien sposób podniecająca na tyle, że znów zrobiłem się twardy. Szybko odkręciłem zimną wodę i wyparłem z siebie to, co robiliśmy ze sobą w mojej chorej nocnej wizji.

Na pewno to te złote oczy tak na mnie działały. Tylko one, nic więcej z tego koszmaru.

Na naszym kapłańskim śniadaniu niby od niechcenia zapytałem siedzących przy stole innych kapłanów, co myślą o snach. Jedni powiedzieli, że nie należy na nie zwracać uwagi, bo są czymś całkowicie odbiegającym od rzeczywistości. Inni, że czasami wplecione są tam nasze największe pragnienia. Mój brat, który przysłuchiwał się rozmowie, o dziwo też zabrał głos. Ale jego odpowiedź wcale mnie nie pocieszyła, a tym bardziej zadowoliła.

- Shi Qing Xuan - odezwał się - raz na jakiś czas każdy kapłan miewa sny prorocze. Dla przykładu jeśli w takowym ktoś z tobą jest, to informacje o tej osobie lub o jej prawdziwym obliczu są autentyczne. Jeśli widzisz swoją śmierć, to przypatrz się osobie, która cię zabija, bo ona będzie chciała cię skrzywdzić w rzeczywistości. - Zamilkł, aby upić łyk herbaty i dodał: - Zwłaszcza dziś, bo dziś mamy pierwszy czwartek czwartego miesiąca w roku. To, co przyśni się dzisiejszego dnia, to zawsze okazuje się być prawdą.

Skończył mówić, a po moim karku przebiegł nieprzyjemny dreszcz.

Nie mogłem mu powiedzieć o moim śnie, ponieważ nienawidził Wodnego Ducha, więc tym bardziej nie mogłem opowiedzieć, co tam ze sobą robiliśmy i jakie relacje łączyły nas w rzeczywistości. Rozmowa z nim byłaby najgorszym pomysłem. Powiedziałby o moim duchu same najbardziej wulgarne słowa, które mi nawet nie chciałyby przejść przez gardło. Poza tym nikomu nie przyznałem się, że jesteśmy kochankami, więc ta informacja wywołałaby chaos.

Podziękowałem mu za odpowiedź i pogrążyłem się we własnych myślach. Nie mogłem uwierzyć, że He Xuan mógłby mnie skrzywdzić. 

Niemożliwe... Ale... Dla wszystkich oprócz mnie jest niemiły, więc może... To, że nigdy mnie nie traktował źle, to nie oznacza że może w rzeczywistości nie chcieć mojej krzywdy. - rozmyślałem. 

Nie nie nie. Jestem pewien, że nie. - Przygryzłem wargę. -  A może jednak? - Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, tym bardziej po słowach Shi WuDu.

Czy istniała możliwość, że przez lata był dla mnie dobry i czuły, żeby potem zamknąć mnie w klatce na wyspie i wykorzystywać każdego dnia? - Uderzyłem się dłonią w głowę, co też mój przewrażliwiony umysł wymyśla. - Niemożliwe, to na pewno niemożliwe... 

Rozmowa z sobą była marnym pocieszeniem, ale lepsze to niż nic. Jednak musiałem za wszelką cenę, to przerwać, bo coraz głupsze myśli krążyły mi po głowie. Kiedy wróciłem do pokoju, rzuciłem się na łóżko i cały nakryłem kołdrą.

Sam się przekonam, o co w tym chodzi, bo jeśli nic się nie wyjaśni, to oszaleję!

Pójdę do niego i przekonam się na własne oczy - zdecydowałem, ale po chwili naszły mnie nowe obawy, coraz durniejsze, aż sam się sobie dziwiłem. - Może ma tam harem? I chce mnie w nim umieścić? Zawsze był cierpliwy, to mógł lata czekać, żebym stracił czujność, a potem mnie ubezwłasnowolnić?

Nie. Musiałem uwierzyć w dobro mojego kochanego ducha. Przecież nawet jeśli czymś go czasami zdenerwowałem, to za każdym razem mi wybaczał, więc nigdy nie chciałby mojej krzywdy i nie ukarałby mnie tak jak we śnie. Prawda?

* * *

Dzisiejszego dnia mój Pan kończył 17 lat, ale jak tylko wstał, wydał polecenie, żeby nie szykować mu przyjęcia, bo ma coś ważnego do zrobienia. Nie będzie go przez cały dzień, więc pałac ma wyjątkowo czas wolny, aż do jutrzejszego poranka. To była jedyna taka okazja i nie mogłem jej zaprzepaścić. 

Wykąpałem się jeszcze raz, ubrałem w świeże ubrania i z piknikowym koszykiem wypchanym najrozmaitszym jedzeniem, jakie znalazłem w naszej kuchni, przeniosłem się na wyspę Wodnego Demona położonej w centrum Czarnych Wód.

Tak naprawdę, to byłem tu pierwszy raz i nie wiedziałem, jak mam sobie wyobrazić ten teren. Od He Xuana dostałem kiedyś specjalny wzór szyku, który miał mnie doprowadzić bezpośrednio pod drzwi jego posiadłości. I tak właśnie się stało.

Z duszą na ramieniu stanąłem przed ogromnym, trzypiętrowym budynkiem, a zewsząd otaczał mnie gęsty ciemny las. Choć do zachodu słońca pozostało jeszcze wiele godzin, to wydawało mi się tu jakoś ciemno i ponuro. Niewiele myśląc, wziąłem głęboki oddech i zapukałem do ciężkich drewnianych wrót. Nie usłyszałem, żeby ktoś zbliżył się do nich, ale te, same się przede mną otworzyły.

Wszedłem i rozejrzałem się. Stałem w przestronnym holu. Nie było tu prawie nic prócz szerokich również drewnianych schodów prowadzących na kolejne piętro i które rozchodziły się w prawo i lewo. Pod nimi były co prawda jakieś drzwi, ale czułem, że część mieszkalna znajdowała się wyżej niż parter.

- He Xuanie? - zawołałem, ale odpowiedziało mi tylko echo moich słów.

Posiadłość wydawała się pusta. Co prawda nie uprzedziłem właściciela domostwa, że przyjdę w odwiedziny, ale nie spodziewałem się, że mogłoby go nie być. Nie raz pytany przeze mnie, co zazwyczaj robi, odpowiadał, że przesiaduje na swojej wyspie. Zwłaszcza teraz, kiedy zaczynał się czwarty miesiąc roku i słońce pojawiało się na niebie na przemian z deszczem, mrozem lub wichurami.

Wszedłem do góry. Było tu równie pusto jak poniżej, ale przynajmniej dookoła klatki schodowej dostrzegłem kilka par drzwi. Poprawiłem kosz z jedzeniem na przedramieniu i zapukałem do najbliższych. Nikt nic nie powiedział, więc z lekką obawą nacisnąłem na klamkę. Był to zwyczajny pokój z kilkoma meblami i z wpadającym przez nie do końca zasłonięte zasłony światłem z dworu. Zamknąłem dębowe skrzydło i podszedłem do kolejnego pokoju.

Zapukałem ponownie i tym razem wydawało mi się, że słyszę jakiś pomruk.

Czyżbym trafił?

Zapukałem jeszcze raz dla pewności i tym razem usłyszałem męski głos "Otwarte".

Ha, ha, jak na razie żadne drzwi nie były zamknięte, więc zaśmiałem się cicho pod nosem. Wodny Demon na pewno wiedział, że już od kilku minut jestem na jego wyspie.

Wszedłem. Pokój był jeszcze większy od poprzedniego. Po jednej stronie były szafy, a po drugiej ogromne łóżko skąpane w ciemnych kolorach. Gruba kotara na oknie nie przepuszczała światła i zobaczyłem wnętrze jedynie dzięki nadal otwartym drzwiom na korytarz. W łóżku leżała jakaś osoba, do połowy okryta pościelą, a od połowy naga, a jej białe ciało mocno kontrastowało z czernią wkoło. Zamknąłem drzwi i podszedłem do okna, jednym ruchem przesuwając materiał i wpuszczając promienie popołudniowego słońca.

Postać na łóżku uniosła ramię do twarzy, jakby zasłaniając się przed nagłą jasnością, ale nic się nie odezwała. Usiadłem na skraju materaca i położyłem koszyk na meblu przy łożu. Ramię leżącego mężczyzny wyprostowało się i chwyciło mnie za szyję.

- Dzień dobry, Mistrzu Wiatru - powiedział zaspanym chrapliwym głosem He Xuan, przyciągając mnie do chłodnej piersi. - Co robisz na wyspie?

Leżałem, zastanawiając się czy to na pewno jest mój Wodny Duch, bo był wyjątkowo miły i rozgadany jak na niego.

Obrócił się na bok, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie i nakrywając nas obu pościelą. Dobrze, że zdążyłem zsunąć buty, zanim wylądowałem pod jego okryciem

- C-co...?

- Poleż tak ze mną chwilę. Te wiosenne przesilenia źle na mnie działają - rzekł, pozostawiając na moim karku zimny oddech.

Uśmiechnąłem się i poczułem, jak ulatują ze mnie wcześniejsze obawy co do jego osoby. Moje napięte mięśnie pod jego chłodnym dotykiem uspokajały się i to uczucie nie mogło się równać z żadnym innym. W takich chwilach, kiedy zachowywał się swobodnie, bez żadnego wstrzymywania się, uważania na wzrok innych ludzi lub na ich słowa, taki He Xuan podobał mi się najbardziej. I nie potrafiłem już wątpić w jego prawdziwe uczucia do mnie. 

Wziąłem zimną dłoń i przytknąłem do ciepłego policzka.

Naprawdę... nic tak nie relaksowało mnie jak chłodny dotyk mojego He-xionga. I to właśnie ciebie potrzebowałem, żebym uświadomił sobie, że po prostu dawno się nie widzieliśmy i bardzo się za tobą stęskniłem.

* * *

POV He Xuan

Miałem dziwny sen. W mojej sypialni pojawił się Shi Qing Xuan i zanim się obejrzałem, wciągałem go do mojego łóżka. Od kilku dni czułem się nie najlepiej, ale to przez tę porę roku. Słońce coraz mocniej grzało i pogoda stawała się bardzo zmienna, więc moja głowa pulsowała i starałem się jak najwięcej czasu spędzać w łóżku. Wstawałem tylko raz na kilka dni, żeby coś zjeść, a potem znów się kładłem. 

Tego dnia spałem nadzwyczaj dobrze, ale to chyba tylko przez to, że miałem wrażenie, iż nie śpię sam i mam pod ręką czyjeś ciepłe ciało pachnące tak słodko jak mój Mistrz Wiatru. To z pewnością był jeden z moich najlepszych snów, jakie mnie nawiedziły, odkąd stałem się duchem i był tak wyraźny, jakby był prawdą. 

Starając się doprowadzić mój umysł do całkowitej przytomności, zastanawiałem się, co teraz mój kochanek robił. Nie kontaktowaliśmy się ze sobą od dwóch tygodni. Czasami milczenie trwało dłużej, czasami krócej, ale obecnie nie chciał mi przeszkadzać, bo wiedział, że moje samopoczucie jest dalekie od dobrego.

Obróciłem się na plecy i otworzyłem oczy. W pokoju powinno być całkiem ciemno, ale o dziwo widziałem podsufitkę mojego łóżka i zarys jej krawędzi. Pamiętałem, że kotary były szczelnie zasłonięte, jak kładłem się tu dwa dni wcześniej, więc dlaczego teraz było tu tak widno?

Obróciłem twarz w prawą stronę, skąd wyczuwałem na ramieniu pulsujący w jednym powolny rytmie stukot. Naprawdę tam leżał. Mój Mistrz Wiatru.

Ale co on tu robił?

Dotknąłem lekko jego ramienia, by się upewnić, że naprawdę jest tu ze mną, ale i tak wiedziałem, że nie jest to halucynacja. Nadal byłem w swojej posiadłości, w swojej sypialni, a obok mnie w mojej satynowej pościeli leżała osoba, którą od zawsze chciałem tu widzieć. Tą głośną, roześmianą i często gadającą od rzeczy. Tą ciepłą i patrzącą na mnie ufnie, jak mały szczeniak, który nie widzi świata poza swoim panem. Chodzący za nim krok w krok i trzymający się jego nogi (w moim przypadku szyi lub ramienia).

Uwielbiałem patrzeć w te jasno-szmaragdowe oczy, w których były uczucia nieznane mi przez całe moje życie. Miłości, zaufania, szczęścia, a nawet poczucia bezpieczeństwa. Ja, duch, mogłem dać komuś poczucie bezpieczeństwa? Bestia, której bali się prawie wszyscy mieszkańcy tego świata? Zabijałem bez zmrużenia oka, zgniatałem w dłoni życia innych, topiłem tych, którzy przekraczali granice mojego wodnego królestwa, siałem zniszczenie, tworzyłem tajfuny... I ja, nazywany przy każdej okazji potworem bez serca, miałem mieć u boku kogoś takiego jak Shi Qing Xuan? To było nie do uwierzenia, zarówno przed laty, kiedy pierwszy raz się poznaliśmy i skradł mój pocałunek, jak i podczas naszych kolejnych spotkań, kiedy krok po kroku poznawaliśmy się i stopniowo odkrywaliśmy nasze uczucia do siebie.

Cały ten czas nie mogłem uwierzyć w jego prawdziwe intencje, ale nie dlatego, że był złym człowiekiem, lecz właśnie dlatego, że był za dobrym, za miłym, za szczerym i zdecydowanie za często parzył na mnie z uczuciami, których nie mogłem zrozumieć i przyjąć ich. Nie chciałem nawet myśleć, że ktoś taki może mnie pokochać, chcieć zrozumieć, być przy mnie. Ktoś może lubić moją twarz bez wyrazu, bezlitosne złote oczy, mój zimny dotyk, oschle słowa, zrozumieć moją haniebną przeszłość i czyny, jakich się dopuściłem. 

Nigdy mnie nie oceniał, nie karcił, nie próbował zmienić, on po prostu akceptował mnie w całości i nigdy nie poddał się w walce o mnie i bym mu uwierzył. Ile czasu zajęło zdobycie mojego zaufania? On nigdy się nie poddał i nie zwątpił, że mogło mu się nie udać. Wierzył w swoje uczucia tak mocno, że nim się obejrzałem, to czułem do niego to samo.

Pamiętam jak dziś, kiedy pierwszy raz przemogłem się i zaryzykowałem wzięcie go w moje zlodowaciałe ramiona. Wielokrotnie mówił, że tego chce, że jestem jedynym, którego pragnie i nigdy nie pogodzi się z tym, że nadal się waham. Powiedział, że nie da mi spokoju, nawet po swojej śmierci, że wyryje sobie moje imię w sercu i że zawsze będzie o mnie pamiętał, nawet jak nadal będę go unikał lub starał się go nie dotykać. Oznajmił mi to wszystko bez strachu, patrząc prosto w oczy i sam nie wiedząc kiedy, zamknąłem go w swoim uścisku. Od razu oddał ten gest i wypowiedział moje imię. Był taki ciepły, taki pulsujący życiem, krwią i uczuciami, podczas gdy ja byłem kompletnie zimny i bez serca. A jego głos... wypełniał moje ciało gorącem i uczuciami, przez które nie chciałem go już nigdy wypuszczać.

I teraz, widząc go i czując przy sobie, w moim łóżku i pościeli, nawet nie wiedząc skąd się tu wziął, zrobiłem tą najbardziej znajomą mi czynność - znów go przytuliłem. Przytknąłem chłodne usta do jego gorącej szyi. Przez szaty znalazłem przejściem do jego nagiej klatki piersiowej i przez chwilę, jaką mi dał podczas swojego snu - napawałem się jego osobą i każdym biciem serca, prawie uważając je za swoje i prawie czując się człowiekiem. Prawie, bo przecież byłem tylko duchem.

- Ha ha! He-xiong! To łaskocze! - krzyknął ze śmiechem. - Twoje włosy tak mnie łaskoczą, ha, ha! - Ciągle się śmiał, a moje ciało wibrowało razem z nim.

Nie powiedział "zabierz ode mnie te zimne ręce", nie miał pretensji, że "ledwo się obudziłem, a już się do niego dobieram". Powiedział tylko, że moje włosy go "łaskoczą". Cały Mistrz Wiatru, którego tak kochałem.

- Jeszcze będziesz spał? - zapytał, obracając głowę do mnie.

- Nie - odparłem.

- To może masz ochotę coś zjeść? - Patrzyłem w jego piękne zielone oczy i zastanawiałem się, o czym mówi. - Przywiozłem dla ciebie obiad, ale chyba już wystygł.

Choć byłem tym zdziwiony, nie dałem po sobie nic poznać. Uniosłem się na łokciu i spojrzałem na nieznany mi przedmiot, który stał na szafce przy łóżku. Shi Qing Xuan wysunął się z moich objęć i chwycił za kosz. Usiadł, opierając się o poduszkę i postawił go na kolana.

- Pomyślałem, że może będziesz głodny, bo zawsze jesteś, ha, ha, ale nie sądziłem, że będziesz spał. Myślałem, że lepiej znosisz przesilenie na wyspie i dlatego nie pokazywałeś się w Mieście Duchów, ale chyba nawet tu nie czujesz się za dobrze - oznajmił to zakłopotanym głosem.

Popatrzył na mnie, więc skinąłem głową.

- Siadaj i jedzmy, chyba że wolisz przy stole?

Złapałem go za dłoń. Od razu odgadł moje zamiary, nawet jeśli nie odpowiedziałem i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Kochałem go za to, że rozumiał mnie, patrząc tylko na moje zachowanie i twarz, jakby czytał mi w myślach.

Otworzył kosz i zaczął wyciągać z niego przeróżne dania, którymi zastawił dużą część mojego łóżka. Chyba zabrał obiad kilku osobom, ale nie wyglądał na przejętego, więc najzwyczajniej w świecie zacząłem jeść.

W tym czasie zaczął opowiadać, co ciekawego ostatnio się u niego działo, a całą historię zakończył opowieścią o porannym śnie. Nie powiedział dokładnie, co mu się śniło, ale uroczo się zarumienił i zaczął mnie wypytywać o dziwne rzeczy. Na przykład, czy przypadkiem nie chciałbym go zamknąć w klatce lub czy jest moim jedynym kochankiem, czy myślałem kiedyś o założeniu haremu oraz czy chciałem go kiedyś uderzyć.

Zupełnie nie wiedziałem do czego zmierzają te pytania, ale zapewne coś sobie ubzdurał i bardzo się tym martwił. Na tyle, że pierwszy raz postanowił odwiedzić mnie w moim domu. Zachowywał się trochę niespokojnie, ale sama jego obecność tu była czymś zaskakującym i bardzo miłym.

Zacząłem odkładać pozostałe jedzenie na drugą szafkę, po mojej stronie i w końcu zabrałem z jego ramion pusty kosz. Wydał się tym jeszcze bardziej zaniepokojony, jakby wcześniej ten kawałek zwiniętej wikliny był namiastką ochrony, dzięki której ukrywał prawdziwy powód swojego przybycia oraz te dziwne pytania.

Widziałem, że dotyka swoich łokci i odwraca ode mnie wzrok, uparcie na mnie nie patrząc, a mimo to coraz bardziej się rumienił i coraz szybciej oddychał.

Złapałem za jego dłoń i przyciągnąłem ją sobie do szyi.

- Czy ja byłem w twoim śnie? - zapytałem spokojnie.

Nadal na mnie nie patrzył, ale cicho odparł:

- En.

- Czy ty też tam byłeś?

- En.

- Czy jesteś ze mną szczęśliwy?

W końcu spojrzał na mnie.

- En. Bardzo.

- A jak myślisz, czy ja jestem z tobą szczęśliwy?

- En - dowiedział bez cienia wahania i chyba odrobię się rozpogodził.

Mój głupiutki kapłan.

- Czy kiedyś cię skrzywdziłem?

- Nie.

- A czy teraz mam ochotę?

- Nie.

- Czy nadal będziesz zaprzątał sobie głowę czymś, co na pewno jest tylko wymysłem twojej bujniej wyobraźni?

- Raczej nie... - Zaraz się poprawił. - Nie.

Przyłożyłem mu dłoń do policzka i pocałowałem jego miękkie i ponętne usta. Krótko, ale mam nadzieję, że dając mu tym pocieszenie.

- Nie lubię kiedy się martwisz lub kiedy za bardzo ponosi cię wyobraźnia. Jeśli to coś, o czym nie chcesz mi powiedzieć, to tak jak dziś możesz do mnie przyjść i sam się przekonać, że zawsze będę cię traktował, jak najważniejszą osobę w moim życiu.

Nie byłem pewien czy moje słowa pomogą mu w czymkolwiek, ale nie chciałem go zmuszać do niezręcznej rozmowy.

Chyba troszkę pomogło, bo jego serce przestało tak szybko bić i patrzył teraz wprost w moje oczy.

Oparłem się obok niego o tę samą poduszkę i objąłem go ramieniem. Od razu przylgnął do mojej nagiej klatki piersiowej i westchnął.

- He-xiong zawsze wie jak mnie pocieszyć.

- Niestety, jedynie mogę pomóc ci zawrócić twoje myśli na właściwy tor.

- I tak mi pomagasz. Nawet jeśli milczysz. A jak mówisz tyle co dziś, to pomagasz mi jeszcze bardziej. Dziękuję. - Jego rumiana twarz dotykała mojej piersi i przez skórę czułem rozchodzące się we mnie ciepło.

Zdjąłem mu opaskę z włosów i delikatnie zacząłem rozczesywać je palcami.

- Pozwoliłeś mi sobie zaufać, więc jak możesz pomyśleć choć przez chwilę, że chciałbym cię skrzywdzić? - zapytałem, starając się nadać moim słowom jak najbardziej miękkie i przyjazne brzemienie.

- Bo dziś... - zaczął i nagle urwał.

- Co dziś? Wyrzuć to z siebie - zachęciłem go.

- ... będziesz się śmiał.

- Nie będę.

- Będziesz - powtórzył dobitnie.

- Nie drocz się ze mną. Wiesz, że nie kłamię.

Prawie dwie minuty myślał czy mi powiedzieć i jak. Otwierał usta i je zamykał, by po chwili znów to powtórzyć. W końcu mocniej mnie ścisnął i wytłumaczył:

- Śniło mi się, że mnie biłeś i sprawiło ci to przyjemność.

Tego się chyba po nim nie spodziewałem.

- To tylko sen. Nie sprawia i nigdy mi nie sprawi przyjemności bicie cię.

- Wiem, ale... Ale dziś jest pierwszy czwartek czwartego miesiąca w roku i podobno dzisiejsze sny się sprawdzają...

Faktycznie. Słyszałem w przeszłości taki przesąd, ale nigdy nie traktowałem go poważnie i szybko o nim zapomniałem.

- Sądzisz, że akurat ten się sprawdzi?

- Nie wiem. Chyba nie. - Czułem, że nie jest pewny własnych słów.

- Hmm, a pamiętasz może, dlaczego cię biłem? Miałem jakiś powód, by cię uderzyć?

Znów milczał, ale im dłużej to trwało, tym jego policzka na mojej piersi robiły się gorętsze.

- Shi Qing Xuan?

- Nie powiem! Przepraszam, nie mogę powiedzieć.

Spróbowałem się nie zaśmiać. Co też ten mój Mistrz Wiatru wymyślił? Dodając jego słowa klucze: harem, klatka i bicie tylko jeden chory i zupełnie nieprawdopodobny wniosek nasunął mi się na myśl. Ale nie mogłem tego powiedzieć głośno. 

Jednak... Mogłem zrobić coś innego.

Odsunąłem jego głowę od siebie i pocałowałem. Usta miał gorące, troszkę niepewne, ale jak dotknęliśmy nawzajem naszych języków, a moja dłoń zaczęła dotykać jego szyi, to od razu jego opory zniknęły. Pierwszy zwiększył nacisk swoich miękkich warg i przysunął się jeszcze bliżej, siadając na mnie okrakiem.

Przez materiał jego szat wyczułem, że jest już twardy. Czyżby to przez nasz pocałunek, czy może... Sen?

Włożyłem ręce pod pośladki i uniosłem w górę, aby przysunąć go jeszcze bliżej mojego pasa. Oparł się o moją nagą pierś, na której bezwładnie spoczywały długie czarne włosy i zacząłem ściągać z niego ubrania. Sam nie miałem na sobie niczego, ponieważ zawsze spałem bez ubrań.

Odwiązałem pas Mistrza Wiatru, zdjąłem jego obie szaty i każdą ozdobę z ciała. Jego skóra była coraz bardziej gorąca i dzięki temu moja również. Sam bez skrępowania odsunął z moich nóg pościel i zdjął swoje spodnie.

Usiadł ponownie i nasze męskości się zetknęły. Całowałem jego ciało i dotykałem jego krzyża, zjeżdżając spokojnie dłońmi w dół, coraz niżej jego pośladków, w on obejmował moją szyję, przyciskając nasze klatki piersiowe do siebie. Zaciskałem palce na miękkich partiach ciała mojego kapłana, a co chwilę z jego gardła wydobywał się słodki jęk przyjemności. 

Zsunąłem moje palce niżej jego ud, ale zatrzymał mnie słowami.

- Poczekaj - wyszeptał. - Dziś... Ja sam to zrobię.

Podniosłem głowę, przyglądając się jego na wpół przymkniętym powiekom i radosnemu uśmiechowi. Jego twarz była czerwona od nieukrywanych emocji i ponownie go pocałowałem. Czułem jak unosi biodra i zaczyna mruczeć mi do ust. Przesunął jedną dłoń za plecy i wyobrażałam sobie, co właśnie robi swoimi palcami. Moja męskość drgnęła.

Pierwszy raz zachowywał się aż tak sprośnie i swawolnie, ale podobało mi się to. 

Nie pomagałem mu tym razem się rozluźniać, ale nic nie wspominał o niedotykaniu go. Przytknąłem kciuk do wrażliwego czubka jego męskości i delikatnie potarłem. Widziałem, że chce coś powiedzieć, dlatego od razu zacząłem go całować, jeszcze bardziej go rozpalając. Jego język był coraz bardziej niecierpliwy, zahaczając o mój, a nawet podniebienie. Oddychał coraz szybciej, a gorący oddech mieszał się z moim.

Po kilku minutach zduszanych w moich ustach jęków Shi Qing Xuana złapał mnie nagle za trzon i nakierował na siebie. Otworzył oczy i patrzył wprost na mnie. Powoli opuszczał biodra, coraz niżej i niżej, a ja czułem jak coraz ściślej otacza mnie jego ciepło i miękkość. Puściłem w końcu jego penisa i podtrzymałem za pośladki, pomagając utrzymać równowagę.

Kiedy zanurzył się już cały, obaj spojrzeliśmy w dół. Widzieliśmy tylko nasze złączone ciała i jego nabrzmiały i mokry od mojej wcześniejszej zabawy z nim członek.

- Podoba mi się ten widok. - Zaśmiał się, biorąc kilka głębszych wdechów i przyzwyczajając do czegoś, co miał w środku swojego ciała.

- Mi również. - Obniżyłem się na poduszkach, a on oparł dłonie o moją pierś. 

Patrzyłem w jego zielone oczy oraz na prawie idealne ciało. Na łączeniu lewego ramienia z szyją widniała mała blizna. Przejechałem kciukiem po tym miejscu, nadal dokładnie pamiętając, kiedy ją nabył i dla kogo była ona przeznaczona. Na pewno nie dla niego. Przykrył moją dłoń swoją i uśmiechnął się.

- Zawsze będziesz dla mnie najważniejszy - rzekł, składając na mojej ręce lekki pocałunek.

- A ty dla mnie, mój kapłanie. - Gdybym wiedział, że zasłoni mnie swoim ciałem, pozwoliłbym na rozczłonkowanie mnie i spalenie na stosie, abym tylko mógł zmienić przeszłość. - Ale nigdy więcej nie narażaj swojego ciała na urazy. Od tego masz mnie. Jestem nieśmiertelny.

- Ale obaj czujemy rany tak samo. A ja nie chcę, żeby coś cię jeszcze kiedyś bolało.

Wziął moją rękę i położył na swoje biodro, po czym poruszył się. Na chwilę zacisnął mocniej powieki, ale zaraz znów otworzył oczy, patrząc prosto na mnie ze swoją miłością i pożądaniem. Trzymałem go delikatnie, ale pewnie i pomagałem wspinać się na moje przyrodzenie i powoli opadać. Jego wnętrze z każdym ruchem bioder stawało się coraz bardziej wilgotne i jeszcze przyjemniejsze.

Oparł dłonie o mój brzuch i przyspieszył. Złapałem go za twardą i pulsującą część ciała, ale zabrał moją dłoń ze słowami.

- Już nie mogę wytrzymać. Jak mnie dotkniesz, to dojadę  - Lekko sapał. - Pozwól mi choć raz najpierw doprowadzić ciebie.

Co mu się stało, że dziś tak się zachowywał? Co sprawiło, że to on nadawał tempo naszym intymnym chwilom? 

Lecz cokolwiek to było, po jego słowach zrozumiałem, że z naszego zbliżenia czerpie tak ogromną przyjemność jak ja.

Poruszał się dość szybko, a ja asekurowałem go, ale ciągle było mi mało ciepła jego ciała. Dlatego podniosłem się z poduszek i objąłem jego talię, sam unosząc się w rytm jego pośladków uderzających o moje uda.

Był taki rozpalony, że na jego ciele pojawiły się kropelki potu. Nadal nie przestawał nabijać się na mnie, wydając przy tym coraz rozkoszniejsze odgłosy. Jego pupa była gorąca od ciągłego tarcia i miarowych uderzeń w moje nogi, ale jego wnętrze, które tak ściśle przylegało do mojego wzwodu, pobudzało mnie tak bardzo, że już byłem o krok od spełnienia.

Ja byłem coraz bliżej, ale on tak samo. Jego mokra męskość prężyła się, gotowa w każdej chwili wybuchnąć. Chciał, abym doszedł pierwszy, ale ja także chciałem mu sprawić jak najszybciej przyjemność. Złapałem go za szyję i złączyłem jego usta ze słowami "Dojdźmy razem". Mruknął, a ja złapałem go w końcu za przyrodzenie i już po kilku moich ruchach dłońmi i jego kilku ruchach biodrami oboje doszliśmy w tej samej chwili. 

Obejmowaliśmy się i głośno oddychaliśmy. Mój umysł przez kilka chwil wypełniało tylko ciepło przedostające się z ciała drugiej osoby i odgłos mocnych uderzeń jego serca. Przyciągnąłem go jeszcze bliżej, jakbym chciał zabrać jeszcze więcej ludzkiego gorąca i uczuć, jakimi mnie obdarowywał. 

- Podobało ci się? - zapytał cichym głosem, oddychając z trudem.

- En - odparłem i pocałowałem jego policzek.

Zamruczał i poczułem, że się uśmiecha.

Podniosłem nasze nadal połączone ciała i nieśpiesznie poszedłem do łazienki. Nic nie mówił, ale mocno przytulał się do mnie.

Wypuściłem go dopiero pod prysznicem, gdzie woda zaczęła zmywać z naszych ciał ślady miłosnego aktu. Stanąłem tyłem do Shi Qing Xuana i pocałowałem wrażliwe miejsce z delikatną skórą na bliźnie.

- Może zaleczysz to w końcu? - zagadnąłem.

Jego skóra była gorąca i dotykanie namydlonymi dłońmi jedwabistego ciała, chyba nie tylko mi sprawiało przyjemność.

- W żadnym razie! - odparł od razu z uśmiechem. - To... to cenna pamiątka, że mogłem coś dla ciebie zrobić oraz dowód na to, że cię kocham i nie jestem tak bezużyteczny, jak mówią inni.

- Kto tak mówi? - Podniosłem głowę znad blizny. - Możemy ich obedrzeć ze skóry i polewać wodą z solą, dopóki nie zmienią zdania.

- Wiem, He Xuanie, że sobie żartujesz, żeby mnie pocieszyć, ale dopóki nie poczuję się silniejszy i bardziej przydatny dla ciebie, to chcę aby tak pozostało.

Nie żartowałem, ale cokolwiek bym powiedział, nie zmieni swojego zdania, więc po prostu znów go pocałowałem i objąłem.

- Wiesz... - zaczął mówić - śniło mi się, że mnie związałeś i biłeś po pupie. I... podobało ci się, że sprawiłeś mi ból.

Po części domyślałem się już tego i dlatego od razu odpowiedziałem:

- Nie mam zamiaru cię uderzyć.

- Wiem i dlatego to było głupie, że tak się tym przejmowałem. Choć jeszcze głupsze było to, że...

- Że? - To mnie zainteresowało.

- Że jak się zbudziłem, to byłem bardziej niż podniecony, tym co ze mną robiłeś.

Moje brwi samoistnie się podniosły i cieszyłem się, że mężczyzna przede mną tego nie widział.

- Ale nie wyciągaj błędnych wniosków, nie chcę żebyś mnie krzywdził. To chyba te twoje oczy zawsze tak na mnie działają, kiedy patrzysz na mnie z pożądaniem. - Dokończył, mówiąc coraz ciszej.

- Mmm - mruknąłem przy jego uchu. - Czy to też dlatego dziś chciałeś być na górze?

- Nie śmiej się ze mnie, ale wpadłem na pomysł, że jeśli pozwolisz mi na to, to będzie znaczyło, że nie chcesz mnie zdominować oraz... Nie zamkniesz mnie w klatce w swoim haremie.

- Zamknięcie cię w klatce to nie najlepszy pomysł. Jesteś za głośny i nie można cię wytresować. - Złapałem w zęby płatek rozgrzanego ucha.

- He-xiong! Jak możesz! Przecież jestem naprawdę dobrym człowiekiem! - Oburzył się, ale bez cienia złości w jego głosie.

- A druga sprawa, to nie mam haremu - dodałem. - W tym budynku jesteśmy tylko ty i ja, dlatego gdy następnym razem cię zdominuję, to możesz krzyczeć po pomoc, ale nikt i tak nie przyjdzie - mówiłem to spokojnym i chłodnym głosem, jakbym sam w to wierzył, ale Shi Qing Xuan i tak się zaśmiał. 

Dobrze mnie znał, a ja jego i nawet nasza ogromna różnica charakterów nie przeszkadzała nam, abyśmy się wzajemnie dobrze rozumieli.

*

Poszliśmy spać dość wcześniej, kiedy księżyc dopiero pojawiał się na niebie. Przed samą północą Shi Qing Xuan obudził się i po chwili z nieukrywaną radością w głosie obudził także mnie.

- Nie uwierzysz He Xuanie, to niesamowite!

Obrócił się do mnie twarzą i popatrzyłem na niego.

- Śniło mi się, że mój Pan w końcu był uśmiechnięty i przytulał się z człowiekiem w bieli. Ich złączone dłonie oplatała biała wstęga, a palce u drugiej ręki cienka czerwona nić. - Uśmiechał się wesoło.

- I?

- No jak to? Może to jednak ten sen miał być proroczy, a nie tamten?

- Kto wie - odpowiedziałem krótko i znów przytuliłem go do siebie. - Nie myśl już więcej o tych snach. To co pojawia się w umysłach, a to co jest w rzeczywistości, to dwie różne rzeczy. 

- Masz rację, He Xuanie. Dziękuję ci.

- Nie ma za co, śpij dobrze, Shi Qing Xuan.

- Dobranoc, Wodny Królu Duchów.

Prawie się uśmiechnąłem na to określenie. Z jego ust brzmiało jak zaszczytny tytuł, a nie nazwa kogoś niebezpiecznego. Jeszcze przez chwilę czułem, że śmieje się bezgłośnie i z radością wtula w moją pierś. Potem zaczął zasypiać, a ja naprawdę pomyślałem, że jego Panu przydałby się ktoś, kto by go traktował tak jak mnie mój Mistrz Wiatru. 

Nikt nie powinien być samotny.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro