Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

POV Xie Lian

Nie minęło nawet 15 minut, a już odnaleźliśmy hotel, o którym wspominał San Lang. Weszliśmy do przestronnego holu, a osiemnastolatek od razu skierował się do recepcji. Nie słyszałem rozmowy, ale obsługa hotelu była bardzo miła i wkrótce po jego słowach pracownik z uśmiechem wziął słuchawkę telefonu do ręki i gdzieś zadzwonił.

Po minucie San Lang wrócił do nas i powiedział:

- Dobrze trafiliśmy. Mój towarzysz podróży domyślił się, że mogę go tu szukać i dlatego wynajął pokój. Chodźmy wszyscy na górę, przedstawię was.

Byłem zdziwiony tą propozycją, ale moja ciekawość była silniejsza, więc od razu się zgodziłem. Quan Yizhen nie zastanawiał się nad tym, tylko popłynął jak to się mówi "z falą" i już po chwili oraz jeździe 17 pięter w górę staliśmy przed ogromnymi drzwiami do położonego na najwyższym piętrze apartamentu.

Dopiero teraz zwątpiłem, czy wypada mi przychodzić w odwiedziny do takiego luksusowego miejsca, a mój umysł głośno pytał: Kim jest San Lang?

Nie dane mi było dłużej o tym myśleć i się wahać, bo jak tylko stanęliśmy we trójkę, to drzwi się otworzyły i przywitała nas niecodziennie ubrana kobieta. Jej szaty przypominały strój San Langa: miały podobny krój i materiał, ale były bardziej kobiece, mniej praktyczne. Zewnętrza szata miła barwę głębokiej zieleni świeżej trawy, a wewnętrzna była bardzo jasna, prawie biała, ale także miała jadeitowy odcień. Jakby coś ją zafarbowało, ale kolor był naprawdę piękny. Obie tkaniny idealnie ze sobą harmonizowały. W długie, zawinięte przy głowie włosy wpięła dwie ozdobne szpilki zakończone kilkucentymetrowymi sznureczkami z szafirową ozdobą.

- Witajcie - powiedziała miłym dla ucha czystym głosem i uśmiechnęła się przyjaźnie. Gestem dłoni zrobiła ruch, zapraszając nas do środka. - Proszę, wejdźcie.

Apartament był ogromny, jasny i słoneczny. Światło padało z całej ściany, która zapełniona była oknami jedno przy drugim. Dawało to niesamowity efekt, zawłaszcza dla mnie, który większą część swojego życia spędził w ciemnościach. Przez chwilę zastanawiałem się ile moich mieszkań by się tutaj zmieściło, ale po prostu nie mogłem tego zliczyć.

Wszedłem zaraz za Quan Yizhenem, a ostatni - San Lang zamknął za nami drzwi. Starałem się zachowywać kulturalnie, dlatego stałem w miejscu, nie wiedząc gdzie mam pójść i czy w ogóle mogę. Rzadko, a może raczej nigdy nie byłem w tak ekskluzywnym miejscu i nie chciałem jako znajomy San Langa wypaść źle w oczach jego opiekuna, a raczej powinienem powiedzieć opiekunki.

Jednak nauczono mnie, że idąc do kogoś nieznajomego w gości, należy się przywitać, więc od tego zacząłem.

- Dzień dobry, nazywam się Xie Lian - odezwałem się, stając przed kobietą. - Proszę wybaczyć za to niespodziewane najście, ale chcieliśmy się upewnić, że San Lang na pewno bezpiecznie do pani trafi.

Osoba odziana w zieleń patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem. Potem przeniosła wzrok na Quan Yizhena, który bez skrępowania chodził po całym pokoju, szczególnie przyglądając się panoramicznym szybom i widokowi za oknem.

Widząc to, dodałem:

- To mój przyjaciel, Quan Yizhen. Bardzo przepraszam jeśli jego zachowanie panią uraża, ale to chłopak o ogromnej energii i nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu.

- Gege - odezwał się San Lang i stanął koło mnie - nie musisz za nic i za nikogo przepraszać.

- San Lang - wróciłem się do chłopaka - jesteśmy u kogoś w gościach, czasami nie wypada... - Przerwałem, bo poczułem na swoich dłoniach ciepło. Obróciłem wzrok i zauważyłem, że to kobieta chwyciła moją rękę w obie dłonie i uśmiechnęła się w końcu odrobinę szerzej.

- Tak jak mówi Hua Chengzhu, nalegam aby mnie pan za nic nie przepraszał. - Jej głos był serdeczny i w jakimś stopniu poczułem, jak przez nasze złączone dłonie przebiega miły prąd. - Mam na imię Yushi Huang i bardzo miło mi cię poznać, Xie Lianie. Twój przyjaciel w niczym nie przeszkadza. Niech czuje się tu jak w domu. Zaraz coś zamówię do jedzenia i herbatę.

Hua Chengzhu? - Spojrzałem na San Langa. - To chyba inna odmiana nazwy Hua Cheng, tylko ma dodaną końcówkę "zhu". Tak jak już wcześniej mi wspomniał, naprawdę ma wiele imion.

Chciałem coś powiedzieć, ale ubiegł mnie Quan Yizhen.

- Naprawdę może pani coś zamówić do jedzenia? - zapytał prosto z mostu.

- Oczywiście, a na co miałbyś ochotę? - Wydawała się zupełnie nieprzejęta jego bezpośredniością.

- Może jakieś mięso? - Zastanawiał się głośno, gdy podchodził do nas. - Albo... największy omlet jaki tu mają. - Zaśmiał się. - I świeży sok z grapefruitów. I tost i grzanki i dżem. - Nadal wymyślał, a ja potarłem kciukiem miejsce pomiędzy brwiami, zastanawiając się, czy ten chłopak nie ma umiaru.

Yushi Huang jednak nic nie mówiła, tylko z uwagą słuchała. Potem popatrzyła na mnie, ale podziękowałem uprzejmie i powiedziałem, że jedynie napiję się herbaty. San Lang powiedział to samo i zaprowadził mnie do stołu ustawionego zaraz przy oknach.

Obraz za nim był wspaniały. Z siedemnastego piętra widok rozpościerał się na całe miasto. Słońce było prawie w połowie drogi do szczytu, więc wpadało przez szyby i ogrzewało całe pomieszczenie. Stałem chwilę w jego promieniach i rozkoszowałem się ciepłem. Dawno, bardzo dawno nie czułem tego i sprawiło mi teraz nie lada radość.

Poczułem na ramieniu dotyk San Langa i obaj usiedliśmy po jednej stronie stołu, a Quan Yizhen i Yushi Huang po drugiej.

Atmosfera tu panująca wydawała mi się troszkę dziwna. Kobieta o nic nie wypytywała San Langa, a on tak samo nic jej nie mówił. Zachowywali się jak obcy sobie ludzie i jakby każdy był całkowicie samodzielny i żył indywidualnie. Również sposób w jaki Yushi Huang patrzyła i mówiła do San Langa też nie był zwyczajny. Chłopak traktował ją jak każdego, czyli ze swoją młodzieńczą swobodą, a ona jednak wydawała się zważać na słowa i w jej zachowaniu można było wyczuć szacunek.

Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i przeszedł przez nie wysoki mężczyzna ubrany w czerń. Zamknął drewniane skrzydło i zatrzymał się w pół kroku. Zobaczył naszą czwórkę siedzącą przy stole i chyba zastanawiał się, co zrobić.

Miał długie czarne włosy, zupełnie jak San Lang, ale spięte wysoko na głowie w koński ogon jakąś ozdobną spinką. Jego twarz nie wyrażała emocji i wydawał się chłodny. Miał mocne rysy, uważne i bystre oczy oraz białą szyję, która bardzo wyróżniała się na tle jego szat. Każdy z trójki (czyli San Lang, Yushi Huang oraz ten mężczyzna) ubierał się odmiennie od normalnych osób w moim mieście, ale coś w tym człowieku wydawało się jeszcze bardziej dziwne. Zatrzymałem wzrok na jego lewym udzie i zrozumiałem – on nosił broń! Nie znałem się na białej broni, ale niewątpliwie był to jakiś miecz lub coś podobnego do niego.

Razem z Quan Yizhenem wpatrywaliśmy się w nowo przybyłego mężczyznę, zupełnie nie rozumiejąc kim jest i co tutaj robi. Jednak San Lang nawet na niego nie popatrzył, a Yushi Huang uśmiechnęła się i swoim powolnym głosem zaprosiła go do stołu.

Przez chwilę się wahał, ale w końcu podszedł. Nie spuszczał wzroku z osiemnastolatka i kiedy ten, w końcu podniósł głowę, mężczyzna w czerni podszedł do mnie i wyciągnął rękę.

- Nazywam się Mu Qing.

Chwyciłem jego dłoń i od razu zorientowałem się kim jest. Dodałem jedno do drugiego, czyli jego broń, równy, mechaniczny krok i specyficzny uścisk. Był żołnierzem. Jednak w tej samej chwili dowiedziałem się cząstki prawdy o San Langu, ponieważ ich dłonie były bardzo do siebie podobne. Choć powitanie tego było o wiele mocniejsze i bardziej szorstkie, to ich skóra była bardzo podobna i domyśliłem się w końcu, co prawdopodobnie trenował chłopak – walkę białą bronią.

- Miło mi cię poznać. - Wstałem i przywitałem się. - Mam na imię Xie Lian.

Kiwnął mi głową i podszedł z drugiej strony stołu, gdzie siedzieli Quan Yizhen i kobieta w zieleni.

Quan Yizhen natychmiast wstał i pierwszy się przywitał.

- Quan Yizhen - wyciągnął dłoń - jesteś wojownikiem?

- Mu Qing - odparł, chwytając silnie za dłoń młodziaka. - Tak.

Oczy dwudziestolatka zaświeciły się, więc szybko wtrąciłem się do rozmowy.

- Quan Yizhen, proszę, jesteśmy w gościach. Zachowuj się choć raz przyzwoicie - skarciłem go jak dziecko, ale nic innego nie podziałało by na niego.

Obrzucił mnie lekko niezadowolonym spojrzeniem i usiadł.

- Zamówiłam nam śniadanie - odezwała się osoba, którą San Lang nazwał opiekunką. - Usiądź z nami.

Mężczyzna w czerni przez chwilę rozważał propozycję, ale ostatecznie przysunął sobie krzesło i usiadł po stronie, gdzie nikt nie siedział. Nastała cisza, ale szybko przerwał ją Quan Yizhen.

- Wszyscy u was chodzą ubrani w te dziwne szaty? - zapytał trójki, ale ewidentnie czekał na odpowiedź Mu Qinga. Nawet się tym nie zdziwiłem.

- Tak - odparł krótko.

- Nie przeszkadzają w walce?

- Nie.

- Zawsze walczycie mieczami, jak ty?

- Walczę szablą.

- Miecze czy szable, to prawie to samo, ale generalnie walczycie bronią, tak?

- To nie to samo, ale tak. Walczymy głównie bronią białą.

Patrzyłem to na jednego to na drugiego i prawie się zaśmiałem. Oczywiście byłem zafascynowany krajem, gdzie walczy się w tak starodawny sposób, czyli bez pistoletów, bomb itp., ale sama rozmowa była prawie jednostronna.

Mój dwudziestoletni przyjaciel był nie mniej zaciekawiony niż ja i nie potrafił się powstrzymać przed zasypywaniem pytaniami żołnierza. Nawet nie przejmował się jego chłodnym tonem i suchymi odpowiedziami. Mu Qing natomiast wyglądał, jakby nie był osobą zbyt rozmowną, ale ze względu na to, że byliśmy gośćmi, to odpowiadał zachowując minimum słów.

Tymczasem Quan Yizhen szedł za ciosem.

- Od dawna uczyłeś się bić?

- Walczę, odkąd skończyłem 5 lat.

- A ile masz teraz lat?

- 26.

- To jesteś tylko rok starszy od Xie Liana. - Zauważył, a ja w duchu zaśmiałem się, że wspomniał akurat o mnie. - Walczyłeś z Hua Chengiem?

Zerknąłem na San Langa, bo nagle bardzo mnie to zainteresowało. Ten natomiast lekko się uśmiechał, ale nie wydawał się tak zrelaksowany, jak kiedy byliśmy sami we dwoje. Czyżby nie chciał o tym mówić albo nie lubił jak poruszano ten temat?

- Tak - odparł Mu Qing.

Po tych słowach od razu wtrąciłem się do rozmowy, by przerwać potok pytań mojego przyjaciela.

- Yushi Huang - zwróciłem się do kobiety, która spojrzała na mnie - wasze stroje i wydaje mi się, że także zwyczaje tak bardzo różnią się od naszych, więc czy mogłabyś opowiedzieć mi coś o kraju, z którego pochodzicie? Nie zdążyłem zapytać o to San Langa, ale może jak jesteśmy już razem, to opowiesz nam coś w tym temacie?

- Gege, ja ci odpowiem. - Niespodziewanie wtrącił się San Lang, a Yushi Huang skinęła głową. Mu Qing wykorzystał okazję, wstał i przeszedł do pokoju obok, mówiąc, że zaraz wróci.

- Dziękuję, San Lang.

- Ależ to nic, Gege. Zawsze może mnie o wszystko zapytać, chętnie odpowiem. - Wszyscy spojrzeliśmy na młodego chłopaka i nawet Quan Yizhen wydawał się zaciekawiony.

- Miejsce naszych narodzin jest krajem o bardzo starych tradycjach - mówił. - Nie wiemy dokładnie kiedy powstało, ani w jakich okolicznościach, ale początkowo mieszkała tam tylko jedna osoba. Potem zaczęli się osiedlać także inni i każdego roku kilka domków stawało się kilkudziesięcioma. Później rozrosło się do wielkości osady, małego miasteczka, aż w końcu dużego miasta. Jego Władca był potężnym człowiekiem, dlatego mieszkańcy bardzo go cenili. - Położył obie dłonie na stole i kontynuował: - Nie jest pewne, kto tam mieszkał albo precyzując: jakie istoty zamieszkiwały to miasto, ale podobno nie były zwyczajne. Z tego okresu wiemy niestety niewiele, ponieważ nie zachowały się prawie żadne dokumenty. Następnie w chronologii jest kilkusetletnia dziura i kolejne konkretne informacje pojawiają się sprzed mniej więcej tysiąca lat. - Nikt nie przerywał San Langowi i wszyscy uważnie go słuchaliśmy. - Szaty, które nosimy są prawie identyczne jak te noszone przez pierwszych mieszkańców. Co do tradycji to nie wiemy dokładnie, ale na pewno nie zmieniły się od tych tysiąca lat. Nie mamy też dokładnych informacji, kto je ustalił lub jak powstały, ale wydaje się jakby po tej czarnej dziurze, gdzie nikt nie wiedział, co się działo z miastem-państwem, nagle wszystko było już uporządkowane i zapisane. Ktoś na pewno to zrobił, ale kto i jak, do dziś pozostaje dla nas zagadką.

- To niesamowite, nigdy nie podejrzewałem, że istnieje taki kraj jak twój - powiedziałem szczerze zaskoczony i bardzo zaciekawiony.

- A jak nazywa się wasze państwo? - zapytał Quan Yizhen

- Tak samo jak nazwał je pierwszy Władca - Miasto Duchów.

- Miasto Duchów – powtórzyłem na głos. - Czy to znaczy, że dawniej to miejsce zamieszkiwały prawdziwe duchy?

San Lang lekko wzruszył ramionami.

- Historia naszego kraju z tamtego czasu nie jest do końca jasna. Istnieją różne pogłoski, ale nic nie jest potwierdzone. Mamy jedynie pewność, że nigdy nie był napadany. Choć niewielki, to zawsze zamieszkiwali go silni ludzie, których same imiona siały strach wśród sąsiednich państw, więc można powiedzieć, że żyliśmy pokojowo. Sami również nie rozpoczynaliśmy wojen, bo nie zależało nam na ekspansji.

- Czyli cieszyliście się z tego, co mieliście i nigdy nie chcieliście więcej?

- En. Można tak powiedzieć - odparł chłopak.

- San Lang, naprawdę mieszkasz w cudownym kraju i macie wspaniałego Władcę.

Chłopak zaśmiał się i powiedział:

- Dziękuję, Gege - jego głos w końcu był taki, jak podczas naszych rozmów: beztroski i pełen młodzieńczej energii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro