Rozdział 6
POV Xie Lian
Prysznic pomógł mi się uspokoić i wrócić do mojego zwykłego "ja". Czysty i ze świeżym umysłem wyszedłem z łazienki. Na głowę narzuciłem ręcznik, którym wycierałem już lekko przydługie włosy. Na co dzień nosiłem kitkę, ponieważ włosy sięgały mi już prawie do ramion, ale teraz pozwoliłem im swobodnie opadać na moje barki.
- Pasują ci rozpuszczone włosy - powiedział komplement San Lang, kiedy przestałem wycierać głowę i przerzuciłem ręcznik przez kark i oba ramiona.
- Dziękuję - odparłem. - Ale tobie rozpuszczone i takie długie pasują zdecydowanie lepiej. Ile czasu je zapuszczasz? - zapytałem, przysiadając się do stołu i patrząc na chłopaka.
- Odkąd pamiętam. - Rozejrzał się po pokoju. - W mojej rodzinie przyjęte jest, że włosy są oznaką piękna, siły i męstwa, więc zazwyczaj tylko raz na kilka lat podcinamy same końcówki. Są dla nas bardzo ważne.
Nie spuszczałem wzroku z jego kruczoczarnych lśniących pasemek i wyciągnęłam rękę, by ich dotknąć. San Lang nie cofnął się, więc i ja nie cofnąłem dłoni i w trzy palce chwyciłem luźno opadający na jego pierś pukiel. Naprawdę były delikatne. Pod palcami czułem wyraźnie każdy pojedynczy włos i jego grubość. Były mocne, a jednocześnie miękkie.
- Piękne. - Nie mogłem się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć.
San Lang zaśmiał się głośno.
- To tylko włosy. Jeśli miałbym je poświęcić w wyższym celu, to bym tak zrobił.
- Ale byłoby ich bardzo szkoda! - jęknąłem niezadowolony. Przesunąłem palce w dół do końca pasemka i puściłem. - Wolałbym, aby pozostały takie jak teraz. Oczywiście, gdyby należały do mnie - dodałem, żeby chłopak nie odniósł błędnego wrażenia, że mam coś do gadania w sprawie czyjejś własności.
Wstałem i poszedłem po kolejny zestaw ubrań. Wyszukałem największą koszulę i spodnie od pidżamy, ale i tak spodziewałem się, że będą za małe.
- Proszę. - Podałem mu i gestem poprosiłem, aby za mną poszedł do łazienki. - Tu są kosmetyki i nieużywana szczoteczka do zębów. Korzystaj z czego tylko będziesz miał ochotę i nie krępuj się.
- Dziękuję za wszystko. Obiecuję, że postaram się nie sprawiać więcej problemów.
- San Lang, nawet tak nie mów! W ogólnie nie sprawiasz mi kłopotu. - Nie mogłem uwierzyć, że znów mnie za to przeprasza. - Posłuchaj, jeśli bym cię nie lubił, to bym cię do siebie nie zapraszał, nawet jeśli byś mnie poprosił. - Wiedziałem, że to nieprawda, bo mam za miękkie serce, ale chciałem, aby wiedział, że na pewno mi nie przeszkadza. - Więc jeśli nie chcesz, żebym żałował mojej decyzji przenocowania cię, to już mnie nie pytaj o takie rzeczy. Czuj się jak u siebie, o ile moje mieszkanie mogłoby ci przypominać jakąś namiastkę "domu". Jest małe, ciemne i zimne, ale nie pada na głowę i można się wyspać. No i możesz mnie odwiedzać za każdym razem jak najdzie cię na to ochota lub będziesz w okolicy.
San Lang początkowo nic nie powiedział. Obserwowałem go i chyba dostrzegłem zdziwienie, które przerodziło się w wahanie, a na końcu w szeroki uśmiech.
- Dziękuję, Gege.
Po tych słowach wszedł do łazienki, a ja zamknąłem za nim drzwi, żeby dać odrobinę prywatności. Wróciłem do pokoju i rozejrzałem się, kładąc otwartą dłoń na karku.
No dobrze, a teraz pytanie dnia - gdzie oboje będziemy spać?
Zarówno chciałem jak i nie chciałem, aby tak to wyglądało, ale po pięciu minutach rozmyślania jak zwykle w kącie upchałem stolik, poduszki do siedzenia i rozłożyłem futon. Miałem tylko jeden. Zresztą... kołdrę miałem też tylko jedną.
Popatrzyłem na "łóżko" i znów założyłem dłoń za kark. Zastanawiałem się, co chłopak sobie pomyśli, jak to zobaczy. Futon był szeroki dla jednej osoby, ale dla dwóch już nie. Poza tym, jedna kołdra... Westchnąłem.
Cóż, obaj jesteśmy mężczyznami, wiec nie powinno być z tym problemu.
Podszedłem do lodówki i zajrzałem do niej, myśląc, co mógłbym przygotować kolejnego dnia na śniadanie. Wędlina, ser żółty, biały, jakaś zielenina, a w chlebaku bułki. Powinny się jeszcze nadawać do jedzenia.
Zamknąłem drzwiczki i zauważyłem obok siebie San Langa. Mokre długie włosy opadały na koszulkę, przemaczając ją. Jedną ręką trzymał ręcznik i wycierał sobie głowę. Ubranie oczywiście było dla niego za małe, ale na szczęście niewiele. Uśmiechał się do mnie.
- Bardzo przyjemny prysznic, dziękuję.
Zdecydowanie za często mi dziękował, ale nic na to nie powiedziałem.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że ci posłużył. Nie zużyłem ci całej ciepłej wody? Czasami mamy z tym problem w kamienicy, jak to w starych budynkach bywa.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z niezrozumiałym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, co powiedziałem źle, ale jak dotknąłem jego ramienia, to od razu odgadłem. On nie wiedział, że mam ciepłą wodę!
Podreptałem do łazienki i odchyliłem wajchę. Z prysznica poleciała lodowata woda. Przekręciłem włącznik w prawo i zaczęła lecieć ciepła. Zamknąłem zawór.
- Naprawdę cię przepraszam, San Lang. Nawet mi do głowy nie przyszło, że u was nie używacie takich kranów. Nie wytłumaczyłem ci tego wcześniej. Bardzo mi przykro, że musiałeś się tak męczyć.
- Ha, ha! - Zaśmiał się młodzieniec za moimi plecami. - To nic, nic się nie stało. To prawda, że u nas zawsze mamy dwa kurki - jeden do zimnej, drugi do ciepłej wody. Dlatego nie pomyślałem, że można używać tylko jednego i kręcić go w prawo lub w lewo. Ale Gege, wielokrotnie kąpałem się w lodowatych źródłach lub stałem godzinami pod wodospadem, więc jestem zahartowany.
- Może i jesteś, ale u mnie w nocy jest zimno. Nie wybaczę sobie jeśli się rozchorujesz. Chodź natychmiast do łóżka!
Chwyciłem go za lodowaty nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Odchyliłem połowę kołdry i nakazałem głosem nie znoszącym sprzeciwu:
- Kładź się.
San Lang patrzył na mnie z wesołym błyskiem w oczach, ale bez gadania położył się z lewej strony futonu. Nakryłem go aż po same uszy i spojrzałem czy przypadkiem nie wystają mu stopy. Jednak kołdra okazała się w sam raz. Zgasiłem światło przełącznikiem, który znajdował się na ścianie przy wyjściu z mieszkania i w całkowitych ciemnościach wróciłem do miejsca spoczynku.
Dotknąłem kołdry, pod którą leżała osoba.
Świetnie, że mi nie uciekłeś.
Położyłem się po drugiej stronie japońskiego materaca na kołdrze i ręką objąłem San Langa.
- Jeśli... jeśli będzie ci niewygodnie, to mi powiedz, ale póki nie upewnię się, że jest ci ciepło, to cię nie puszczę!
* * *
POV Hua Cheng
W słowach Xie Liana kryło się tyle ciepła i serdeczności, że nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś traktował mnie jak dziecko i słabszego od siebie. Przez chwilę poczułem się trochę dziwnie, bo przecież obiecałem sobie, że to ja stanę się silny i będę Go chronił. A teraz... on sam opatulił mnie kołdrą, jak jakiegoś niemowlaka i jeszcze pilnuje, żebym na pewno nie marzł.
Mówił, że w mieszkaniu jest zimno, a sam położył się bez okrycia z mokrymi włosami.
Chciałem się zaśmiać, ale starałem się powstrzymać. Było mi przyjemnie ciepło, a do tego jeszcze leżał koło mnie On. W pomieszczeniu nie było żadnych okien, przypadkowych świateł z latarni ulicznych, żadnych świec i w tej całkowitej ciemności ciężko mi było dostrzec jego twarz, jednak wiedziałem, że patrzy na mnie. Cieszyłem się na każdy rodzaj zażyłości jaki ze mną tworzył oraz za każdym razem jak krok po kroku zbliżał się do mnie, poznawał i sam dawał się poznać.
Na razie nic mi o sobie nie powiedział, ale to jak traktował innych ludzi i jakim był człowiekiem pokazywało, jak bardzo był wartościowy i niezwykły. O wiele bardziej niż ja. To dało mi do myślenia. Miałem siłę, miałem władzę, ale porównując się z nim, doświadczyłem braku czegoś - serca i empatii. Zawsze robiłem, co do mnie należało, słuchałem czego mnie uczono. Przede wszystkim jednak podążałem własną ścieżką, jaką wcześniej wybrałem i większość rzeczy robiłem wyłącznie dla siebie.
Xie Lian był prawdziwym altruistą, więc czy kiedykolwiek spojrzy na mnie, tak jak ja na niego? Jeśli bym porzucił swoje obowiązki i całe dotychczasowe życie, przestał być Hua Chengiem, a pozostał tylko San Langiem - czy mógłby się we mnie zakochać?
Nie. Wiedziałem w głębi duszy, że nie mógłbym tego uczynić. Choć byliśmy sobie przeznaczeni, to nie miałem prawa zapomnieć kim jestem.
Ja nie miałem prawa zapomnieć, ale on nie miał o niczym pojęcia. Jeśli się dowie... a na pewno w końcu się dowie, co wtedy o mnie pomyśli? Co zrobi?
Przekręciłem głowę i znów spojrzałem na ciało mężczyzny obok. Na twarzy czułem wilgotny chłód, więc Xie Lian miał rację, jak wcześniej mówił, że jest tu zimno. Wyciągnąłem rękę spod kołdry, z drugiej strony niż leżał Gege i teraz to ja złapałem go za nadgarstek. Oczywiście był tak zimny jak ja po kąpieli.
- Gege - odezwałem się. - Nie możesz martwić się o kogoś, podczas gdy sam nie robisz nic dla siebie. - Uniosłem jego rękę i wsunąłem pod kołdrę, przyciągając go siłą do swojego ciała i okrywając nas obu.
Miałem silne przeczucie, że natychmiast się wyrwie, odsunie na drugi koniec pokoju i zacznie na mnie krzyczeć "co najlepszego robisz?!", ale tylko zapytał niepewnie:
- Nie masz nic przeciwko, żebyśmy dzielili się jedną kołdrą? Wiem, że nie jesteśmy dziećmi i ledwo się znamy, a tak naprawdę wcale... - Zachichotał, jakby chciał ukryć zmieszanie i zawstydzony głos.
- W ogóle mi to nie przeszkadza - odparłem pewnie, ale tym razem to ja ukrywałem moją radość, maskując ją poważnym i rzeczowym tonem. - W pokoju jest zimno, tak jak mnie wcześniej ostrzegałeś, więc lepiej, żebyśmy spali razem, tak jak teraz. O ile oczywiście Gege czuje się z tym dobrze?
Zastanawiał się. Użyłem jego własnych słów, więc powinny go przekonać i nie będę ukrywał, ale to, co powiedział chwilę wcześniej, wzbudziło we mnie nadzieję. Choć czuł się skrępowany bliskością, to nie uciekał ode mnie i starał się wytłumaczyć, dlaczego obaj znaleźliśmy się w takiej sytuacji. To było miłe. Nie traktował mnie jak kogoś gorszego lub kogoś lepszego. Martwił się o mnie i starał się, abym czuł się komfortowo, mimo że nie mógł zapewnić mi takich warunków, jakie by chciał lub uważał, że powinienem mieć. Wspominał, że jego mieszkanie jest małe, zimne i przypomina norę, ale ja czułem się tu świetnie. Nie było zbyt dużo przestrzeni do życia, ale będąc tu zaledwie kilka godzin, czułem się jakbym znał to miejsce od zawsze, Przyznam, że bardziej mi ono odpowiadało od mojego własnego domu.
Dziwiłem się, dlaczego o innych martwi się bardziej niż o siebie i co to spowodowało. Przecież nie był w niczym gorszy od innych, więc dlaczego miał być tym, któremu się "nie należy"?
- Jasne, tak jest dobrze - wymamrotał, ale zaraz dodał również jak ja poważnie: - Ale San Lang, jeśli byłoby ci niewygodnie, to od razu mi powiedz.
- Dobrze, powiem - zgodziłem się od razu, choć wiedziałem, że mógłbym tak spać nawet 12 godzin i ciągle byłoby mi mało. - I tak samo Gege, jeśli będzie ci niewygodnie, to też mnie poinformuj. Znajdziemy inny sposób, żeby spokojnie przespać pod jedną kołdrą do rana.
- En - odparł słabo i już więcej się nie odezwał.
Nasza rozmowa wydawała się zwyczajna, ale pod tymi wszystkimi grzecznościami i staraniem się uszanowania przestrzeni osobistej drugiej osoby było ukryte drugie dno. Żadne z nas nie chciało tego przyznać głośno i prawdopodobnie żadnemu nie przeszłoby to teraz przez gardło, ale prawdą było, że dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie i czerpaliśmy z tego radość. Czy była to zwykła rozmowa, czy prowadzenie się za rękę, wspólny posiłek lub leżenie tak jak teraz. Nie jestem w tych sprawach ekspertem, ale prowadziłem rozmowy z niezliczoną ilością osób i odbywałem różnego rodzaju spotkania, więc wiedziałem jedno: nie byliśmy sobie obojętni i coś do siebie czuliśmy.
Xie Lian zasnął już kilka minut po tym jak skończyliśmy naszą krótką rozmowę. Poczułem dreszcz, który przeszedł mu ciało, a na ramieniu, o które opierała się klatka piersiowa mężczyzny, jego serce wybijało powolny rytm. Oddychał głęboko, ogrzewając mi swoim oddechem bark.
Dotąd starałem się leżeć bez ruchu, ale w końcu odważyłem się odwrócić do niego. Przytrzymałem bezwładne ramię i zarzuciłem sobie na plecy, przysuwając się jeszcze odrobinę i obejmując go łagodnie w talii. Jego ciało było chude, ale w jakiś sposób silne. Pod palcami rysowały się mięśnie i nie byłem w stanie oprzeć się pokusie, żeby nie przejechać opuszkami palców wyżej. Idealne plecy, wyczuwalne żebra, proste łopatki. Przesunąłem dłoń jeszcze wyżej i w końcu natknąłem się na jeszcze wilgotne włosy. Nie wysuszył ich tak samo jak ja.
Uśmiechnąłem się i bawiłem się końcówkami, ogrzewając je w dłoni. Zastanawiałem się, czy rano będą się kręciły, czy jednak pozostaną proste jak moje.
Myśląc o tym, przypomniałem sobie energicznego chłopaka - Quan Yizhena. Miał uścisk wojownika, ale twarz prawdziwego szaleńca.
Ciekawe jak by się zachował na polu walki?
Xie Lian wspominał, że często brał udział w walkach, więc spodziewałem się, że widok krwi by go nie zaskoczył, ani nie osłabił jego siły. Może jeszcze wzmocnił? Myślałem nad bronią, jaka by do niego pasowała. Gołe pięści, nóż? Wyobraziłem to sobie i byłem pewien, że cokolwiek dostanie do ręki, będzie to śmiertelna broń. On sam właśnie taką bronią był. Dlatego naprawdę spodobała mi się perspektywa pojedynku z nim, ale nie mogłem sprowadzić na Gege oraz na to miejsce zniszczenia. Jednakże tak jak obiecał Quan Yizhen - kiedyś na pewno stoczymy pojedynek.
Miałem 18 lat i mimo mojej spokojnej postawy wobec Xie Liana i podczas wykonywania moich codziennych obowiązków, to jak dostawałem broń do ręki i udawałem się na plac treningowy lub pole bitwy, to stawałem się innym człowiekiem. Czułem jak przepełnia mnie euforia i zatracałem się całkowicie w walce. Byłem narwany nie mniej niż Quan Yizhen, ale lepiej to ukrywałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro