Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5


POV Xie Lian

W dość pokojowych humorach weszliśmy do kamienicy i skierowaliśmy się w dół - do piwnicy, w której mieszkałem.

- Już cię ostrzegałem, San Lang, że to może nie być miejsce, do którego chciałbyś się zapuszczać - powiedziałem ponuro.

- Gege - natychmiast się odezwał - gdziekolwiek to nie będzie, to jest twój dom, więc skoro ty tu mieszkasz, to wszystko jest w porządku.

Quan Yizhen uśmiechnął się i dodał:

- Zawsze mu to powtarzam, a on zawsze mnie przeprasza, że to taka nora. - Szedł pierwszy, niosąc w dłoni kilka pudełek, z których wydobywał się zapach jedzenia.

Zaburczało mi w brzuchu i zdałem sobie sprawę, że naprawdę jestem głodny. To spotkanie z gangiem w parku, a później bieg całkowicie mnie wykończyły.

Chłopak w kręconych włosach podszedł do jednych z najbardziej przyzwoicie i solidnie wyglądających drzwi i otworzył swoim kluczem, po czym pierwszy przekroczył próg.

- Mieszkacie razem? - zapytał zdziwiony San Lang.

- Nie, nie - od razu zaprzeczyłem. - Ale Quan Yizhen tak często mnie odwiedza, że dorobiłem mu zapasowy klucz. Wygodniej jeśli czeka na mnie w mieszkaniu, niż przed budynkiem i zaczepia przypadkowych ludzi. - To akurat było prawdą.

Mój najnowszy znajomy uśmiechnął się i kiwnął głową.

- Bardzo rozważnie, Gege. Naprawdę lubisz łagodzić wszelakie spory i nieporozumienia - mówił to dość cicho i domyśliłem się, że słowa skierowane były tylko do mnie.

Kolejnym, który przekroczy próg był San Lang. Jednym spojrzeniem obrzucił wnętrze pomieszczenia, zdjął buty i usiadł na podłodze, gdzie stał niski kwadratowy stolik.

Moje mieszkanie składało się z małej łazienki, prowizorycznej kuchni, a raczej powinienem powiedzieć: mojego jedynego pokoju, który służył mi jednocześnie za pokój gościnny, sypialnię i kuchnię. W dzień na podłodze, na której wyłożone były specjalne ocieplane panele, stawiałem stół i małe płaskie poduszki, na których można było usiąść. Natomiast, gdy szedłem spać, zabierałem poduszki, przewracałem stół na bok, żeby zajmował jak najmniej miejsca i wyciągałem z szafy materac do spania.

Jeśli moje minimalistyczne mieszkanie z niskim stołem i poduszkami na podłodze można było w minimalnym stopniu porównać do wystrojów mieszkań w Kraju Kwitnącej Wiśni, tak futon naprawdę okazał się bardzo japoński. Było to najprawdziwsze łóżko, które dopadłem gdzieś na "second hand" za niewygórowaną cenę i to był jeden z moich najbardziej udanych zakupów, bo był bardzo, ale to bardzo wygodny. Nawet nie wyobrażam sobie teraz, żebym mógł spać na czymś innym niż mój materac.

Po tym jak wszyscy znaleźliśmy się w środku, zamknąłem drzwi i zostawiłem obok nich swoje buty. Mieszkanie było małe i jakbym miał chodzić po nim w tym, w czym chodzę po dworze, to musiałbym też w tym spać, dlatego zawsze chodziłem wewnątrz boso. Quan Yizhen znał zasady panujące u mnie i jego buty leżały niedbale rzucone w kącie, natomiast San Lang, który był u mnie pierwszy raz, od razu domyślił się co robić i teraz odnalazłem jego obuwie schludnie ułożone w wyznaczonym do tego miejscu. Ten chłopak naprawdę był za dobrze wychowany i ciągle głowiłem się, skąd się wziął.

Nasza trójka w końcu zasiadła wokół stołu. Quan Yizhen przyniósł ze sobą 4 porcje i cieszyłem się w duchu, że każdy z nas naje się do syta. Rozdałem drewniane pojemniki wielokrotnego użytku i widelce. Otworzyłem swoje pudełeczko i od razu otoczył mnie zapach jeszcze ciepłych smażonych kuleczek z dodatkiem kilku sosów, kiełków, szczypiorku oraz suszonych płatków tuńczyka bonito.

Życząc wszystkim smacznego, zabrałem się do jedzenia. Quan Yizhen od razu poszedł w moje ślady i upychał do ust po 2 kulki naraz, nie przejmując się zupełnie etykietą przy stole.

Uśmiechnąłem się i spojrzałem na siedzącego cicho San Langa. Nasze oczy się spotkały i wyraz jego twarzy natychmiast się rozjaśnił, uraczając mnie uśmiechem. Odwdzięczyłem się tym samym, ale zauważyłem też, że nadal nie tknął swojego posiłku.

- San Lang, czy coś się stało? - zapytałem. Może nie był nauczony jeść takoyaki i nie wiedział jak się za to zabrać?

Przez chwilę milczał, po czym położył jedną dłoń za sobą i odchylił się w tył.

- Myślałem, że spróbuję potrawy przygotowanej przez Gege. - Choć się uśmiechał, to jego głos był odrobinę zawiedziony.

Quan Yizhen zakrztusił się, a ja klepnąłem go kilkukrotnie w plecy. Zbierałem myśli jak delikatnie poinformować go o moich iście wybitnych umiejętnościach kulinarnych. Na szczęście wyręczył mnie w tym przyjaciel.

- On nie powinien gotować - powiedział i sięgnął po kolejną kulkę z kawałkiem ośmiornicy w środku. - Nikt nie jest w stanie przełknąć jego potraw.

Uśmiechnąłem się trochę niepewnie. Zastanawiałem się, jak na słowa Quan Yizhena zareaguje gość. To, co powiedział dwudziestoletni chłopak, było prawdą, tylko w sposób w jaki to powiedział, nie stawiał mnie w dobrym świetle przed San Langiem.

Jednak uśmiech młodzieńca tylko się pogłębił i powiedział wprost:

- W dalszym ciągu chciałbym spróbować. Nie sądzę, aby coś, co wyszło spod jego ręki, było naprawdę niejadalne.

Dziękuję ci, San Lang! - pomyślałem wewnętrznie uradowany jego słowami. - Chociaż jedna osoba na świecie nie stawia na mnie krzyżyka.

Jednak byłem pewien, że jak sam skosztuje moich potraw to będzie myślał jak reszta ludzkości. Mimo to jego słowa były bardzo miłe i poczułem się lepiej.

- Obiecuję, że coś ci wkrótce przygotuję. Ale póki mamy gotowe jedzenie, to nie marnujmy go. Nie wstydź się, San Lang. Jedz, ile chcesz. Została nam jeszcze dodatkowa porcja.

- Dziękuje, ale to, co mam, będzie na pewno wystarczające. Smacznego - powiedział, po czym naprawdę otworzył pudełko i zaczął jeść. Robił to bardzo powoli, ostrożnie przeżuwając każdy kęs i nic nie mówiąc.

Obserwowałem jego dłoń jak nadziewała kolejną kulkę na widelec i przyciąga ją do ust. To był intensywnie hipnotyzujący widok, od którego nie mogłem oderwać wzroku.

Wyrwał mnie z tego dopiero głos Quan Yizhena.

- Xie Lian, jak to się stało, że przyszliście dziś razem? Znaliście się już wcześniej? - Chłopak nie potrafił odpuścić. Byłem pewien, że jest tego ciekawy tylko dla celów stoczenia z nastolatkiem w najbliższym czasie walk. Jednak postanowiłem odpowiedzieć zgodnie z prawdą.

- Jakiś czas temu uratował mnie przed rozpędzoną ciężarówką. Zawdzięczam mu życie. - Niby nie powiedziałem nic złego, ale kątem oka dostrzegłem jak twarz San Langa na chwilę znieruchomiała. Spuścił wzrok na pusty pojemnik po jedzeniu i odłożył widelec. - Dziś spotkaliśmy się przypadkiem w parku, gdy natknąłem się na gang dręczący dzieciaki. - wypowiedziałem ostatnie słowo i dopiero wtedy ugryzłem się mocno w język. Nie powinienem tego mówić przy tym nieobliczalnym dwudziestoletnim chłopaku.

Ten jak na komendę wstał i uśmiechnął się dziko.

- Gang? Park? - mówił podekscytowanym głosem. - Gdzie to dokładnie było? - Czułem jak drży z niekontrolowanego podniecenia.

- Jakieś dwa kilometry na północ stąd - dokończył za mnie San Lang, a ja aż jęknąłem w duchu.

Quan Yizhen jednym susem doskoczył do drzwi i z niezawiązanym butem na jednej nodze, a drugim jeszcze w dłoni, wybiegł za drzwi. Tyle go widzieliśmy.

Przytknąłem dłoń do czoła i potarłem je lekko.

- Mogliśmy mu tego nie mówić - wyszeptałem zrezygnowany.

- Myślisz Gege, że pobiegł do tego parku? - San Lang uśmiechnął się. Oparł łokieć o stolik i podparł brodę wyciągniętą do góry dłonią, patrząc na moją zakłopotaną minę.

- Jestem tego pewien. - Głos miałem słaby, ale nic nie mogłem poradzić na zachowanie młodziaka.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer.

- Przepraszam na chwilę, tylko wykonam telefon - powiedziałem.

- Nie śpiesz się, Gege. Ja w tym czasie pozmywam po posiłku.

- Wcale nie musisz... - zacząłem, ale chłopak już zbierał wszystkie brudne naczynia i szedł z nimi w kierunku zlewu, podczas gdy rozmówca po drugiej stronie telefonu odebrał połączenie.

- Słucham - odezwał się męski głos.

- Cześć, Yin Yu - przywitałem się z przyjacielem. - Bardzo cię przepraszam, ale twój niesforny syn właśnie pakuje się w kolejne kłopoty.

- Kto tym razem? - mężczyzna wydawał się w ogóle nie zaskoczony.

- Jakiś gang w parku niedaleko mojego mieszkania. Ten przy szklanym apartamentowcu.

- Rozumiem, zajmę się tym. Dzięki za informację - rzekł i od razu po tych słowach rozłączył się.

Yin Yu pracował w policji, a Quan Yizhen był naprawdę synem jego brata, który wraz z żoną zmarli 10 lat temu. Policjant od tego czasu opiekował się chłopakiem i nie pozwalał mu siać zbyt dużego zamieszania w mieście. Cóż, prawdą jest, że nie zawsze udawało mu się wszystko dopilnować i załagodzić sytuację. Plus obecnego stanu rzeczy to brak kamer w parku, więc nikt nie złoży zażalenia, jak zostanie pobity przez młodego Quan Yizhena, a na pewno tak się stanie.

- Gege, czy wszystko w porządku? - zapytał San Lang, który stał przy zlewie i płukał pierwsze pudełko.

- Tak, nie martw się - odparłem i postanowiłem nie wyręczać się chłopakiem w pracach domowych. W końcu był tu gościem.

Wstałem od stołu i podszedłem do niego.

- Pozwól mi się tym zająć, a ty sobie usiądź.

- Jestem kłopotem dla Gege, zjawiając się dziś niespodziewanie, a i tak Gege mnie ugościł i dał jeść. Mogę przynajmniej w ramach podziękowania umyć pudełka.

Popatrzyłem na chłopaka i nie umiałem mu powiedzieć "Nie". W zamian jednak zaproponowałem:

- W takim razie może przynajmniej je powycieram?

- Jeśli Gege bardzo chce mi pomóc, to nie będę się kłócił, ale z chęcią zrobię to wszystko sam.

- Już postanowione, podaj mi ściereczkę, która leży... - Nie skończyłem mówić, a San Lang już trzymał w dłoni białą szmatkę, którą podał mi z uśmiechem, jakby dokładnie wiedział, co gdzie jest i czego chcę.

- Dziękuję, San Lang.

Tym razem nic nie odpowiedział, tylko z uśmiechem powrócił do mycia i płukania kolejnego drewnianego opakowania, a ja opowiedziałem mu co nieco o Quan Yizhenie, żeby przestrzec go przed zachęcaniem chłopaka do walki.

- San Lang - odezwałem się. 

Obaj staliśmy ramię w ramię i kończyliśmy mycie.

- Tak, Gege?

- Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego przedstawiłeś się Quan Yizhenowi "Hua Cheng"? - Nie dawało mi to spokoju, odkąd usłyszałem, jak wypowiadał tamte słowa.

- Oczywiście, Gege. W moim kraju mamy wiele imion, przydomków, czasami nawet pseudonimów. W zależności od tego, kto nas tytułuje i komu my się przedstawiamy, używamy tych nazw, które sami wybieramy na daną okazję, bądź dla danej osoby. - Słuchałem jego melodyjnego głosu, gdy nadal mi tłumaczył: - Hua Cheng, to moje oficjalne imię. Wszyscy znają mnie właśnie pod tą nazwą. Jednak mam też imię zarezerwowane tylko dla szczególnych w moim życiu osób - przerwał na chwilę i zerknął na mnie z ukosa - San Lang.

San Lang, San Lang, San Lang - powtarzałem w myślach. - Czyli to imię jest zarezerwowane dla "szczególnych" osób. Ha, ha... szczególnych... - powtórzyłem, wpatrując się w pojemnik, który wycierałem już po raz któryś z rzędu.

Naprawdę nie wiem dlaczego, ale jego słowa mnie poruszyły. To jasne, że nie było w nich nic niezwykłego, ale z jakiegoś powodu poczułem jak mała cząstka mnie ucieszyła się. A więc San Lang to specjalne imię. Nie przedstawił się tak Quan Yizhenowi, w którym mógł widzieć silnego przeciwnika, ale właśnie mi!

Wiedziałem, że moje myśli są dziecinne, ale nie mogłem przestać się uśmiechać, a im więcej o tym myślałem, tym bardziej pogrążałem się w swoim chorym świecie fantazji.

- Wielu osobom przedstawiałeś się wcześniej imieniem San Lang? - Prawie zakląłem w myślach. To pytanie było nie na miejscu i już chciałem go przeprosić i powiedzieć, żeby zapomniał o tym, co właśnie zapytałem, ale chłopak odparł.

- Bardzo niewielu.

Moje serce chyba na chwilę się zatrzymało, bo potem poczułem jak zaczyna szybko bić, a ciepła krew dopływa do mojej szyi.

- Rozumiem - rzekłem dość cicho, na wydechu, ale wcale nic nie zrozumiałem.

- Tak naprawdę, to tylko jednej - dodał.

Nie powiem, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale nie przypuszczałem, że ją usłyszę oraz że tak bardzo mnie ona ucieszy! Nie! "Ucieszy" to nie było dokładnie to, co wtedy czułem. Bardziej zbliżone było do "byłem szczęśliwy". Tak. W tej właśnie chwili byłem bardzo szczęśliwy.

I dopiero po chwili dotarło do mnie jak reagowałem na tego młodzieńca. Był od mnie o 7 lat młodszy, w dodatku jeszcze nastolatek. Zachowywał się jak dorosły, to prawda, ale w dalszym ciągu był jeszcze dzieciakiem! No dobrze, może nie całkiem dzieciakiem... ale ta luka siedmiu lat między nami to kawał czasu. Kiedy ja szedłem do szkoły, on dopiero przyszedł na świat. Różnica między nami była spora, ale.... - zastanawiałem się - Jak będę mieć 30 lat, to on będzie miał 23. Hmm. Więc czy faktycznie ta różnica wieku była tak duża i znacząca? - Powoli zaczynałem wątpić, żeby było to problemem.

- Gege? - Usłyszałem przy uchu zmartwiony głos. - Czy coś się stało? Czy nie czujesz się dobrze?

- Yyy - wyrwał mnie z fantazji i przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem oraz co się dzieje wkoło. - Nie. Tak, tak, czuję się dobrze. A co się stało, że pytasz?

- Wołałem cię kilka razy, ale nie odpowiadałeś. Wydawało mi się, że bardzo intensywnie o czymś myślisz. Mogę ci jakoś pomóc?

Patrzyłem na chłopaka, który patrzył na mnie, a nasze ciała prawie się stykały ze sobą. Stał odwrócony przodem w moją stronę z zatroskaną miną i bacznie mi się przyglądał. Uparcie wpatrywał się w moje oczy, jakby chciał z nich coś wyczytać, w mój nos, zaczerwienione policzka (piekły mnie od gorąca!), moje minimalnie otwarte usta. Czułem jak całe moje ciało pulsuje oraz jak gorące jest jego ciało.

Wtem rozległ się huk i oboje w tej samej chwili odwróciliśmy wzrok. W zlewie leżało drewniane pudełko, które nieświadomie wypuściłem z dłoni i spadło teraz na dno metalowej armatury.

- Przepraszam - wypaplałem, przywracając mojemu umysłowi odrobinę świadomości. - Nie chciałem cię przestraszyć.

- Nic się nie stało. - Zaśmiał się i umieścił upuszczony pojemnik na pozostałych. - Widzę, że Gege bardzo mocno o czymś myślał, więc dobrze, że już wrócił do siebie.

- En - odparłem, szukając szybko w głowie jak najkrótszego słowa. Czułem jak moje ciało drży, moje gardło drży i głos także. Nie mogłem sobie pozwolić na taką słabość przed nastolatkiem!

- Co teraz, Gege? Chcesz już iść spać? Jesteś zmęczony? - zapytał niespodziewanie, odwijając rękaw swojej koszuli.

Wróciłem w końcu na Ziemię i zastanawiałem się przez chwilę.

- Chyba najpierw powinniśmy wziąć kąpiel - zaproponowałem. - Jeśli nie masz nic przeciwko niskiemu i małemu prysznicowi, w którym możesz poczuć się niekomfortowo.

- Myślę, że to świetny pomysł. Kąpiel brzmi bardzo dobrze. - Wyminął mnie i usiadł przy stole. - Gege pierwszy, a ja tu poczekam.

Nie myślałem długo nad jego słowami i nawet nie zastanowiłem się, czy kulturalnie będzie jeśli to domownik wykąpie się przed gościem. Otworzyłem szafę, wziąłem pierwszy lepszy komplet T-shirta oraz spodni dresowych i pognałem do łazienki.

Dopiero tam odetchnąłem głęboko i zastanowiłem się: Co ja najlepszego wyprawiam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro