Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39 END

POV Xie Lian

Cały poranek przegadaliśmy w łóżku o tym, co działo się w pałacu i w mieście, kiedy byłem nieprzytomny, więc udaliśmy się na śniadanie dość późno. Na szczęście nie jedyny wszystko przegapiłem i nie pomogłem. Tak samo nieprzydatny jak ja był pijany do nieprzytomności Mistrz Wiatru. Obudził się jak słońce dochodziło do połowy swojej drogi na najwyższy punkt letniego nieba.

Spotkaliśmy się w jadalni i dopiero tam dowiedział się, co zaszło. Dotąd He Xuan, który nad ranem wrócił do jego komnaty, o niczym mu nawet nie wspomniał. Mało tego, przyszykował mu kąpiel i powiedział, żeby się nie spieszył i zrelaksował. Shi Qing Xuan był zdziwiony, gdyż Czarna Woda bardzo często rano miał zły humor, bo budził się głodny, a wtedy prawie wcale nie odzywał do swojego kapłana. Tym razem jednak było inaczej, a Wodny Duch zachowywał się przyjaźnie jak nigdy.

- He-xiong! - zawołał Mistrz Wiatru do He Xuana, kiedy usiedli przy stole w jadalni. Był zły na ducha, bo to ode mnie dowiedział się, że miasto zostało zaatakowane przez Demona Prastarego Lasu oraz Qi Ronga. - Jak mogłeś przemilczeć coś tak ważnego?!

- Nie było sensu mówić o tym, skoro wszystko dobrze się skończyło. - Zbył Mistrza Wiatru, który jeszcze przez kilka minut robił mu wywody, że jest przecież kapłanem i jak teraz wygląda w oczach Władcy i innych kapłanów.

Ten jednak machnął tylko ręką i nadal w spokoju spożywał posiłek. Shi Qing Xuan w końcu zrezygnowany też zaczął jeść, mamrocząc co chwilę pod nosem coś niezrozumiałego.

Przy stole siedziała nasza czwórka. Pozostałe osoby skończyły się posilać prawie dwie godziny wcześniej. Tylko my leniuchowaliśmy i teraz nadrabialiśmy zaległości.

W trakcie posiłku przypomniałem sobie, że jest poniedziałek, a ja nie zjawiłem się w pracy. Jednak nic nie powiedziałem głośno. Jakoś będę musiał się wytłumaczyć w moim normalnym życiu, ale na razie nie zamierzałem opuszczać Miasta Duchów. Prawdę mówiąc, to chciałbym tu spędzić jak najwięcej czasu, choć wiedziałem, że jest to niemożliwe. Nie mogłem cały czas siedzieć na głowie San Langowi. On również miał swoje obowiązki, choć uparcie twierdził, że nie ma nic do roboty, jeśli jego państwu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Z San Langiem siedzieliśmy po jednej stronie stołu, a po drugiej He Xuan oraz Shi Qing Xuan. Mistrz Wiatru nadal miał nadąsaną minę, ale znając go, bardzo szybko się rozpogodzi. Wodny Demon jak zwykle emanował aurą chłodu i spokoju, ale jego złote oczy wydawały się błyszczeć bardziej niż zwykle i dość często zerkał w kierunku moim oraz San Langa. Było to dziwne, ponieważ zazwyczaj nie spuszczał wzroku ze swojego mistrza.

Może jest mu mnie szkoda, bo tyle mówiłem o pomocy San Langowi, a kompletnie nic nie zrobiłem. Na dodatek z pewnością spektakularnie się przewróciłem i sprawiłem swoim zachowaniem tylko więcej problemu. I to jeszcze w tak ważnym momencie! Nie mogłem popełnić większej gafy. Ja i moje antyszczęście znów mieliśmy kumulację.

Jedliśmy, a San Lang, tak jak się spodziewałem, idealnie odgadł całe dzisiejsze menu. Wiedział mój wzrok, kiedy podawano nam po kolei dania i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Sam śmiałem się, bo przecież nie mogło być inaczej, żeby przegrał w jakimkolwiek zakładzie ze mną. Był za bardzo idealny i wszechwiedzący. Nie to co ja.

- Nie martw się, Gege. - Przysunął się do mnie i wyszeptał na ucho. - Pozwolę mu wybrać, gdzie będzie chciał spać. Możemy nawet wrócić do jego mieszkania. Gdziekolwiek będę z Gege, będę szczęśliwy.

- Najwyższy Królu! - niespodziewanie odezwał się Shi Qing Xuan. - Proszę nie szeptać Xie Lianowi na ucho, też chcielibyśmy wiedzieć o czym rozmawiacie. Pewnie śmiejecie się ze mnie, że dzisiejszej nocy byłem tak nietrzeźwy. Naprawdę przepraszam i obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy.

San Lang spojrzał na niego, zbity z tropu. Przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadał, dlatego ja wkroczyłem.

- Mistrzu Wiatru, nikt cię nie obgaduje i nikt się z ciebie nie śmieje! To ze mnie można by się śmiać, bo na oczach wielu osób zrobiłem z siebie pośmiewisko. Nawet przed San Langiem i Demonem Prastarego Lasu.

Cała trójka na mnie spojrzała, a ja nie wiedziałem, gdzie mógłbym się schować lub jak ukryć zakłopotanie.

Nagle Shi Qing Xuan przerwał przeżuwanie tego, co miał w ustach i spojrzał w dół, pod stół. Potem przeniósł wzrok na Wodnego Demona - wzrok pełen niedowierzania i głębokiego szoku. W końcu z trudem przełknął. Spuścił oczy na swój talerz i jakby od niechcenia schował jedną dłoń pod drewniany blat. Po chwili delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy i się zarumienił.

Wyglądał na przejętego, ale jednocześnie bardzo szczęśliwego i mogłem się tylko domyślać, kto był powodem jego radości - zimny, o nieprzejednanym spojrzeniu He Xuan. Nikt inny. Lecz co spowodowało, że pierwszy wykonał ruch w kierunku Mistrza Wiatru? San Lang mówił, że nigdy nic takiego nie robił w towarzystwie osób trzecich. Podejrzewałem, że to mogło mieć coś wspólnego z jego porwaniem przez Qi Ronga. Naprawdę musiał kochać tego mężczyznę i myśl, że mógłby go stracić zmiękczyła jego serce... nie serce, bo był duchem, po prostu jego.

Tylko dlaczego tak uparcie patrzył teraz na mnie?

Postanowiłem się nad tym dłużej nie zastanawiać, bo najważniejsze było, że obaj wyglądali na szczęśliwych. Jeśli oni byli zadowoleni, to ja razem z nimi.

Uśmiechnąłem się i również pod stołem odnalazłem dłoń San Langa. Nie była już ciepła, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. W końcu mogłem poczuć, jak dzięki mnie ten chłód zanika i to był powód, dla którego moje serce się radowało.

- Przepraszam, He Xuanie, że prosiłem cię o rzeczy, o które nie powinienem. Dobrze rozumiem, dlaczego mi odmówiłeś i miałeś racje. Ostatecznie na nic się nie przydałem. - Zaśmiałem się i potarłem czoło.

Za to He Xuan dotąd milczący, odezwał się:

- Nie masz za co przepraszać. Miałeś rację.

Zdębiałem.

O-on... on jest dla mnie miły?!

Coś musiało być nie tak. Zdecydowanie. Co takiego mogło wydarzyć się w nocy, że teraz zachowywał się zupełnie jak nie on?

Powiększając moje zdziwienie do granic, zrobił jeszcze jedną czynność w ogóle nie w jego stylu. Objął niczego niespodziewającego się Mistrza Wiatru za szyję i pocałował.

PO-CA-ŁO-WAŁ!

To już całkowicie utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta noc była wyjątkowa dla wszystkich.

San Lang powinien być nie mniej zdziwiony niż ja, ale tylko uśmiechał się pod nosem.

Co u licha stało się kilka godzin temu?

Do końca śniadania ja i Mistrz Wiatru próbowaliśmy odgadnąć, co kryło się za tym dziwnym zachowaniem Wodnego Ducha, ale nic nie wymyśliliśmy.

O tym, że San Lang jest teraz duchem, Shi Qing Xuan także nie wiedział i znów usłyszał to ode mnie.

W końcu nie wytrzymał. Wziął He Xuana za rękę i ze słowami, że wymaga, aby mu wszystko powiedział, wyszli.

- Zostawmy ich w spokoju - powiedział bez cienia przejęcia San Lang. - Jak sobie porozmawiają, to Mistrzowi Wiatru wróci cały dobry humor, nie martw się o nich.

- Nie martwię się, ale jestem zdziwiony, że He Xuan nic mu nie powiedział. Bo przecież on, Yushi Huang, Quan Yizhen i ten mężczyzna w masce byli jedynymi, którzy to wszystko widzieli z pierwszej ręki. Chyba, że było to tajemnicą?

- Nie. Kapłani i generałowie pierwsi powinni byli się o tym dowiedzieć. Lecz Czarna Woda, to Czarna Woda. Nikt nie wie, o czym myśli, więc pewnie nie chciało mu się nic mówić i wolał, żeby ktoś wyręczył go w opowieściach.

- Ale widziałeś tę zmianę? - Mój szok nie mógł przeminąć. - Jakby był inną osobą.

- Ha, ha! Tak.

- Ciekawe co tak na niego wpłynęło... - głośno się zastanawiałem.

- Tak, ciekawe co albo kto. - Zaśmiał się San Lang.

* * *

Po śniadaniu poszliśmy zobaczyć Królewskie Ogrody. W dziennym świetle wydawały się jeszcze bardziej okazałe i piękne. Wśród kwiatów dostrzegliśmy jakąś osobę. Jak się okazało była to Yushi Huang. Sama zajmowała się całym kwiatowym polem, ale z zadowoleniem powiedziała, że lubi to, bo uwielbia wszystkie rośliny.

Wyraziłem słowa uznania i zażartowałem, że mam tak złą rękę do przygotowywania jedzenia oraz flory, że nikt nawet nie stara się już zbliżać się do moich potraw, a ja gotuję tylko dla siebie. Jedynym wyjątkiem jest San Lang, który zjadł moje śniadanie i jeszcze prosił o dokładkę.

Najwyższa Kapłanka uśmiechnęła się lekko i powiedziała, że jeśli wkładamy nasze uczucia w gotowanie, to nie ma możliwości, aby osoba, która nas kocha, nie mogła tego nie docenić. Potrawy przyrządzane specjalnie dla niej, zawsze smakują inaczej i są wyjątkowe.

Byłem uradowany, słysząc jej słowa. Bo to znaczyło, że gotując dla San Langa z głębi serca, myśląc o nim, to zawsze przygotuję coś, co jemu będzie smakowało.

Zawstydzony podrapałem się w kark.

To by wiele wyjaśniało.

Dotarło do mnie, że w końcu spotkałem kogoś, kto bez omdlenia, chorób żołądka i agonalnych jęków, może spożywać moje posiłki.

Podziękowałem jej za podniesienie mnie na duchu oraz mądrość zawartą w jej spostrzeżeniach i poszliśmy dalej.

Spacerowaliśmy ulicami Miasta Duchów, a ja z ogromną ciekawością oglądałem sklepy wypełnione magicznymi przedmiotami, częściami ciała różnych potworów, które zamieszkiwały ten świat, artefaktami i specyfikami o przeróżnym zastosowaniu.

Mijani ludzie byli z początku zdziwieni odwiedzinami Hua Chenga - Króla Miasta Duchów, ale po chwili uśmiechali się radośnie i pozdrawiali naszą dwójkę. Nie lubiłem być w centrum uwagi, ale wyjątkowa dla mnie osoba była szczęśliwa, więc czego mogłem chcieć więcej?

Nic nie robiąc sobie ze swojej pozycji jako Najwyższy Król, w pewnym momencie San Lang złapał mnie za rękę. Z początku byłem lekko zakłopotany, ale im dłużej szliśmy, tym swobodniej się czułem. Tak przeszliśmy wzdłuż niemal całe miasto.

Podczas tej przechadzki wydawało mi się, że nie jestem tu pierwszy raz, że nie tylko dziś tak chodziłem z kimś za rękę i witały nas uśmiechy ludzi, do których też się uśmiechałem. Było to osobliwe i nostalgiczne uczucie, ale wcale nie było nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. W sercu odczuwałem radość i wracając, uśmiechałem się od ucha do ucha.

Dotarliśmy do pałacu kilka godzin później. Yushi Huang zapytała, czy spacer był miły, a ja przytaknąłem. Potem powiedziała, że cieszy się, że wróciliśmy i jesteśmy w idealnym momencie.

- Zapraszam do ogrodu na obiad - dodała z uśmiechem.

- Będziemy jedli na zewnątrz pałacu?

- En. Mamy piękną pogodę i szkoda, żebyśmy znów tkwili w czterech ścianach.

Zgodziłem się z nią od razu.

Nigdy jeszcze nie jadłem na świeżym powietrzu. Do tego na łonie natury. - Byłem przeszczęśliwy.

Poszliśmy za kapłanką, która prowadziła nas przez Królewskie Ogrody. Im dalej szliśmy, tym bardziej nie mogłem się nadziwić, że będziemy spożywali posiłek w tak pięknej scenerii. To było prawie nie do uwierzenia. San Lang mówił jak cenny jest ten teren. Dodatkowo sama Yushi Huang się nim zajmowała, więc mogłem uznać to zaproszenie za zaszczyt.

Przemierzaliśmy ścieżkę, dziesiątki, prawie setki metrów otoczeni morzem kwiatów. Czułem się jak na ogromnej łące. Tu wszystko rosło tak gęsto i tak kolorowo, że starałem się objąć wzorkiem jak największy obszar, zachowując w pamięci ten szczególny widok czystego nieskalanego piękna.

- Yushi Huang - odezwałem się z przejęciem. - Czy my jesteśmy w raju?

Uśmiechnęła się, zanim odpowiedziała.

- Dawno temu Władca Miasta Duchów poprosił, aby stworzyć to miejsce dla osoby, którą sobie bardzo cenił. Oboje spędzali tu wolne chwile, kiedy nie musieli zajmować się sprawami państwowymi lub sąsiednich krain. Tak przynajmniej prawią starożytne przekazy - dodała, a mi wydało się, że mogło być to prawdą.

San Lang nie miał wspomnień z przeszłości, więc zastanawiałem się, kim mogła być ta ważna dla niego osoba. Musiał ją bardzo lubić, skoro specjalnie dla niej stworzył tak fantastyczną kwiatowa łąkę - zupełnie jakby należała do innego świata.

Ciekawe kim była? Musiała być wspaniała i kochać kwiaty. Trochę jej zazdrościłem. Gdyby mi ktoś podarował taki ogród, to byłbym najszczęśliwszą osobą na świecie i wiedziałbym, że jestem dla kogoś najważniejszy.

Zganiłem się za te myśli. Jeśli poprosiłbym o to San Langa, to na pewno powiedziałby, że może mi podarować całe wzgórza kwiatów, drzew oraz czego sobie zapragnę. Dlatego wolałem nic nie mówić. Ten chłopak cały czas powtarzał, że zrobi dla mnie wszystko, a teraz, kiedy miał jeszcze więcej energii i był duchem, to z pewnością potrafił tworzyć jeszcze wspanialsze rzeczy za pomocą swojej magii.

Szliśmy już od 10 minut i w końcu dotarliśmy do niewielkiego pagórka, na którym dostrzegłem ogromne rozłożyste drzewo. Pod nim stał długi stół i krzątało się kilka osób. Nie mogłem rozpoznać ich twarzy, ale dochodziły do mnie pojedyncze głosy. Rozpoznałem w nich obu moich przyjaciół, a także Mistrza Wiatru. Domyśliłem się, że pozostałymi osobami muszą być Mu Qing oraz He Xuan. Jednak była tu jeszcze jedna dodatkowa postać, która siedziała koło Quan Yizhena, tyłem do nas.

Kiedy nasza trójka znalazła się już blisko drzewa, zauważył nas Czarna Woda i skinął głową w geście powitania. Od razu pozostałe osoby obróciły się w naszą stronę. Feng Xin machnął ręką, Mu Qing skinął jak He Xuan, natomiast Quan Yizhen z Mistrzem Wiatru od razu podbiegli.

- Jak zwykle przychodzicie ostatni! - krzyknął z uśmiechem Quan Yizhen. - Już myśleliśmy, że nie jesteście głodni. Nawet na śniadaniu was nie było.

- Przyszliśmy później. Przepraszam za to - powiedziałam i objąłem ramieniem chłopaka.

Kątem oka zauważyłem, że osoba, która dotąd siedziała, podniosła się i zaczęła iść w naszą stronę. Prawie zaniemówiłem z wrażenia, bo to był Yin Yu! Mój przyjaciel i opiekun Quan Yizhena!

- Yin Yu! - krzyknąłem i ruszyłem w jego kierunku. - Co... co tu robisz? - Jego obecność nie mogła mnie bardziej zaskoczyć.

Może coś się stało Quan Yizhenowi, że ściągnięto tu jego?

- Witaj, Xie Lianie - odezwał się i uśmiechnął, wyciągając dłoń na powitanie.

Od razu ją ścisnąłem i zapytałem:

- Jak to się stało, że też jesteś w tym świecie?

- Dzięki uprzejmości Hua Chengzhu oraz Yushi Huang.

- Ale jak to jest możliwe?

- Okazało się, że kiedyś także moja dusza należała do tego świata i odzyskałem wspomnienia jak pojawił się Demon Prastarego Lasu.

- Rozumiem, czyli tak jak San Lang. To naprawdę niesamowite. Ale cieszę się, że się tu spotkaliśmy. Quan Yizhen na pewno za tobą tęsknił.

- Nie narozrabiał pod moją nieobecność? - zapytał i obrzucił piorunującym spojrzenie swojego wychowanka.

- Wcale! Był bardzo pomocny i nawet pojedynkował się z Mu Qingiem - powiedziałem z uznaniem. - Twój przyszywany syn jest niezwykły i bardzo silny. Będzie musiał ci kiedyś o tym opowiedzieć sam.

- Zawsze był pierwszy do bicia, więc jeśli trafił tu, do kraju pełnego wojowników, to nie wiem jak teraz ściągnę go do ludzkiego świata.

Quan Yizhen, który stało koło nas i przysłuchiwał się rozmowie, nagle się wtrącił.

- Czy to naprawdę konieczne, żebyśmy musieli wracać? Nie możemy tu zostać na dłużej?

Obaj spojrzeliśmy na niego jednocześnie, a potem na San Langa.

- Nie widzę w tym żadnego problemu - odparł. - Nawet Gege już wspominałem, że w pałacu mamy dużo wolnych pokoi, więc możecie zostać. Obaj.

Obaj? - Zdziwiłem się. - Przecież Yin Yu ma pracę, nie mógłby...

- Z chęcią skorzystamy z twojej gościnności, Najwyższy Królu. - Pokłonił się lekko.

- Dzięki, Hua Cheng! - Prawie podskoczył z radości Quan Yizhen. - I tobie również dziękuję, Yin Yu.

Tak po prostu zrezygnowali z życia, które dotychczas prowadzili, żeby pozostać w Mieście Duchów? Nawet jeśli na krótki czas, to i tak nie będzie ich w ludzkim świecie. Nie obawiali się, że ich znajomi zaczną się martwić?

Twarz San Langa była spokojna, jakby się tego spodziewał. Zastawiałem się, co będą robić tu, w Mieście Duchów, którego przecież nie znali, ale może po prostu zostaną wojownikami? Wiedziałem, że obaj potrafili walczyć. Quan Yizhen był bardzo silny, ale jak teraz o tym myślałem, to nigdy nie widziałem, aby ten chłopak pokonał Yin Yu! A to by znaczyło, że mężczyzna mógł być jeszcze silniejszy!

Dopiero teraz do mnie dotarło jak mało wiedziałem o moich przyjaciołach. Zerknąłem na Feng Xina, ale też wydawał się zadowolony, że spędza tu czas.

Czy tylko ja się waham? Czy tylko ja myślę, że muszę wrócić do zwykłego życia? Przecież także nie chcę opuszczać tego miejsca i San Langa.

Król Miasta Duchów nie namawiał mnie do pozostania z nim. Powiedział nawet, że jak wrócę do siebie, to po prostu pójdzie ze mną i tam "zabierze" swoją wygraną w dzisiejszym "jedzeniowym zakładzie". Co prawda przeszło mi przez myśl jak cudownie byłoby tu zostać na dłużej, ale nigdy nie dopuszczałem do siebie tego rozwiązania. Nie myślałem, że jest to możliwe. A przecież jakbym zapytał San Langa czy mogę z nim zostać, to wiedziałem, jak bardzo byłby szczęśliwy. Na pewno przytuliłby mnie, powiedział, że się cieszy i że to wspaniała wiadomość. Niemal widziałem już szeroki uśmiech na jego twarzy i iskrzące się oczy, którym nie potrafiłem się oprzeć.

Więc dlaczego dotąd nie brałem tego pod uwagę?

San Lang przyglądał się mi z zaciekawieniem i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że cały ten czas przypatrywałem się mu. Odwróciłem wzrok i zaśmiałem cicho. Nastolatek w szkarłatnych szatach zbliżył się i objął mnie w pasie ramieniem. Tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu.

- Chodźmy Gege coś zjeść. Potem zadasz mi swoje pytanie.

- Ale ja wcale nie chciałem... - Zaciąłem się.

- Nawet twój przyjaciel Quan Yizhen ci powie, że na pusty żołądek ciężko jest myśleć racjonalnie. Yushi Huang własnoręcznie przygotowała dzisiejszy obiad, więc nie wypada kazać jej czekać.

Obróciłem się w stronę kobiety, która stała już przy stole i ciepło się do nas uśmiechała.

Nic się nie odezwałem i ruszyłem wraz z San Langiem, a po chwili siedzieliśmy przy suto i kolorowo udekorowanym potrawami stole.

Mieliśmy zacząć jeść, gdy wszyscy poczuliśmy mocniejszy wiatr, a kilka metrów od nas w górę wzbiło się tysiące jasnoróżowych płatków kwiatów. Kręciły się w kółko jak w małym cyklonie, a po chwili wyłoniła się z niego postać.

To był... to był Demon Prastarego Lasu!!!

Poderwałbym się od razu z miejsca, gdyby nie uspokajający dotyk San Langa na mojej dłoni. Obróciłem głowę do niego. Uśmiechał się, choć widziałem, że też był zaskoczony.

- Chodźmy przywitać naszego ostatniego gościa - powiedział na głos, ku ogólnemu szokowi tych, którzy wiedzieli, kim ten chłopak naprawdę jest.

Wstałem wraz z San Langiem i podeszliśmy do gościa.

Ubrany był dokładnie tak jak poprzednio, z tym, że jego koszula nie była już poplamiona krwią. Identycznie jak moja szata - była śnieżnobiała. Poza tym nic, łącznie z pustymi czarnymi oczami nie wydawało się w nim inne.

Sięgnął ręką za pas i na raz za swoimi plecami usłyszałem szczęk broni. Przełknąłem strach, bo nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. San Lang natomiast zrobił krok w jego kierunku, jakby się go nie bał. Gość wyciągnął zza pasa kartkę i pokazał ją San Langowi.

- Mhmhm - zamruczał coś cicho i w ogóle go nie zrozumiałem, a potem dodał głośniej: - Jeśli kogoś niepokoję, to odejdę.

Co mnie zdziwiło: na chwilę spojrzał w moim kierunku, ale nie mogłem stwierdzić, czego ode mnie chce. San Lang ujął kawałek papieru w palce, spojrzał na niego i zaraz puścił.

- Nie ma takiej potrzeby - odparł uspokajająco. - To prezent, który należy tylko do ciebie. Nikt nie ma prawa ci tego odebrać. Jesteś od dziś naszym gościem, więc czuj się jak gość i zjedz z nami posiłek.

Jego twarz pozbawiona emocji drgnęła, ale nie byłem nawet pewien, czy dobrze to dostrzegłem. Schował z powrotem świstek i zrobił krok w moją stronę. Przystanął i wyglądał, jakby pod tą maską obojętności bił się z myślami. W końcu wyciągnął do mnie dłoń i rzekł:

- Shen.

Nie byłem pewien, co mam zrobić z jego dłonią, ale nic w niej nie trzymał, więc może... zwyczajnie się witał?

Zaryzykowałem i również wyciągnąłem rękę.

- Xie Lian - wypaliłem.

Chwycił mnie niezbyt mocno, ale też nie za lekko. Był to bardzo przyjemny gest na powitanie i wyczułem w nim dziwną serdeczność, której w ogóle nie spodziewałbym się po demonie. Aż nagle naszła mnie ochota, żeby coś powiedzieć.

Zanim pomyślałem, moje usta opuściły słowa:

- Xiao Shen?

Oczy Shena natychmiast stały się bardziej czujne, a San Lang drgnął.

- Przepraszam - zaraz powiedziałem. - Tak jakoś... pasowało mi do ciebie. Nawet nie wiem, co to znaczy. Ha, ha. Jeśli cię tym uraziłem, to proszę, wybacz mi.

Przyglądał mi się dłużej, niż potrafiłem znieść i pierwszy opuściłem wzrok.

- W porządku - powiedział w końcu. - Możesz tak do mnie mówić. Ale tylko ty. - dodał mocniejszym głosem, tak żeby wszyscy słyszeli.

- Shen! - Usłyszałem niebezpiecznie blisko znajomy głos.

Po chwili stanął koło mnie Quan Yizhen z szerokim uśmiechem i podparł się dłońmi pod boki.

- Twoja walka była świetna! Naprawdę dobrze się bijesz!

Tych dwóch chłopców patrzyło na siebie i zastanawiałem się, o czym teraz myślą. Shen wydawał się niewzruszony, Quan Yizhen za to uradowany.

Puściłem w końcu dłoń demona i mój przyjaciel w kitce od razu wyciągnął do niego swoją.

- Quan Yizhen.

Ten drugi przyglądał się mu jeszcze chwilę jakby go oceniał, a potem ich dłonie się złączyły.

- Shen lub Demon Prastarego Lasu - odezwał się.

- Super jest cię poznać. Może zawalczymy po obiedzie? - wypalił od razu z grubej rury. - Jak mieszkasz w lesie, to na pewno się nudzisz, bo nie masz tam dużo przeciwników.

Demon patrzył na dwudziestolatka i chyba nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Ale się cieszę, że Xie Lian... - dalej mówił Quan Yizhen i nagle przestał. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Cieszę się, że z Hua Chengiem zremisowaliście i nie pozabijaliście się nawzajem, bo teraz bym cię nie poznał. I szkoda, że Xie Lian tego nie widział. Było co podziwiać. Xie Lian, żałuj, że to przegapiłeś!

Ha, ha! Jak zwykle! Nawet Quan Yizhen się ze mnie śmiał! Czy naprawdę wszyscy muszą mi to robić i przypominać przy każdej okazji?

Demon Prastarego Lasu i Quan Yizhen nadal trzymali się za dłonie i wydało mi się to bardzo znajome. Zupełnie jak pierwsze spotkanie tego chłopaka z San Langiem, gdzie musiałem wkroczyć i nie dopuścić, żeby zabili się wzrokiem lub pomiażdżyli sobie nawzajem palce.

- Dobrze - odezwał się niespodziewanie Shen. - Po obiedzie.

- Świetnie! - Ucieszył się przyjaciel w kitce i szybko wrócił do stołu pochwalić się wszystkim, że pierwszy zmierzy się z demonem.

Xiao Shen ledwo się pojawił, a już został wciągnięty w niebezpieczne zabawy Quan Yizhena.

Potarłem czoło zrezygnowany.

- Jeśli nie chciałeś, to mogłeś się nie zgadzać - powiedziałem wprost do Demona Prastarego Lasu i sam nie wiem dlaczego, nie miałem obaw przed rozmową z nim.

Co prawda byłem bardzo zdziwiony jego pojawieniem się tu, ale San Lang chyba coś wiedział na ten temat i prawdopodobnie on był odpowiedzialny za to zaproszenie.

Czyli to miał na myśli, kiedy wspominał, że między nimi był remis i postanowili pogłębić znajomość - pomyślałem. - To bardzo miłe z jego strony, że zaprosił go do wspólnej uczty. Takie drobne gesty na pewno pomogą zacieśnić więzy, a może w przyszłości nawet zbudować przyjaźń?

Szczerze cieszyłem się, że ta sprawa tak się skończyła i nikt nie zginął.

Zaprosiliśmy go do stołu. Skinieniem głowy przywitał się ze wszystkimi. Choć większość wyglądała na spiętych jego towarzystwem, Yushi Huang od razu do niego podeszła i pokłoniła się lekko.

- Witamy cię, Demonie Prastarego Lasu, który chroni nas od wieków przed tymi, których dusze nie mogą zaznać spokoju. Jesteśmy ci wdzięczni za wszystko, co zrobiłeś dla naszego miasta i cieszymy się, że zgodziłeś się zaszczycić nas swoją obecnością.

Patrzyłem na Yushi Huang szeroko otwartymi oczami. Tylko ona potrafiłaby przywitać w taki sposób kogoś, kto wczorajszej nocy wdarł się do Miasta Duchów i narobił takiego zamieszania. Jej słowa niespodziewanie nie wydawały się sztuczne lub przekoloryzowane, więc tym bardziej utwierdzało mnie to w przekonaniu, że Shen jest dobrym demonem.

- Nie dziękuj mi, kapłanko. Nie robiłem tego specjalnie dla waszego małego królestwa - odparł z twarzą bez emocji.

- Niemniej cieszę się, iż los pozwolił nam dziś na to spotkanie.

- En. Los - rzekł z zamyśleniem.

Quan Yizhen wskazał mu miejsce obok siebie, które znajdowało się też blisko mnie. Nie miałem z tym żadnych problemów, ale dostrzegłem jak San Langowi na moment zwęziły się źrenice.

Wszyscy zaczęliśmy jeść. Poza mną, Yushi Huang i Quan Yizhenem, którzy przyjaźnie uśmiechaliśmy się do Shena, to reszta w mniejszym lub większym stopniu wolała zachować czujność i co chwilę zerkała na zupełnie nieprzejętego demona. Nawet San Lang wydawał się bardziej otaczać mnie ramieniem i przyciągać do siebie w opiekuńczym geście.

Jednakże im dłużej siedzieliśmy i kubki z winem były opróżniane, tym bardziej atmosfera się rozluźniała.

Pierwszym, nie licząc Quan Yizhena który odezwał się do demona, okazał się Mistrz Wiatru. Dla odwagi pił za siebie i za He Xuana, więc jego policzki były już różowe, a usta wyginały się w uśmiechu. Wodny Duch obserwował Shena, ale chyba bardziej z ciekawości co chłopak je, a nie z obawy, że rozpęta tu zaraz koleją małą wojnę.

- Demonie Prastarego Lasu. - Głos Mistrza Wiatru nadal był łatwy do zrozumienia, więc jeszcze nie był pijany jak ostatnim razem. Rano zarzekał się, że już nie będzie więcej sięgał po alkohol, ale chyba całkiem na trzeźwo obawiał się jakiegokolwiek kontaktu z istotą, która wcześniej pozbawiła go mocy. - Czy wszechmocny demon mógłby... mógłby zwrócić mi wachlarz? Słyszałem, że zna bardzo silne zaklęcia wiatru, więc chyba moje Oręże nie jest mu potrzebne?

Shen podniósł wzrok znad talerza i odłożył widelce. Część osób przy stole przestała jeść. Przesunął rękę na plecy. Wszyscy przestali jeść i skupili na nim wzrok. Demon udał, że tego nie widzi i spokojnie wyciągnął zza pasa złożony wachlarz Mistrza Wiatru, podając mu go nad stołem. Znów usłyszałem odgłos uderzających o talerze sztućców, aż zaśmiałem się cicho.

Shi Qing Xuan chwycił wachlarz, ale zanim druga strona go puściła, to przez sekundę obaj nachylali się nad potrawami. Po tym Demon Prastarego Lasu usadowił się wygodniej na swoim miejscu i nic nie mówiąc, kontynuował posiłek. Z drugiej strony Mistrz Wiatru rozpogodził się i powiedział głośno:

- Bardzo dziękuję za mój wachlarz oraz za zwrócenie mi wszystkich mocy. Demon Prastarego Lasu naprawdę jest honorowy. Zupełnie tak, jak mówił mój He-xiong. - Zaczął się śmiać. - A ja tak bardzo bałem się do ciebie odezwać, że znów się spiłem. Dla odwagi!

Shen podniósł na niego wzrok i kiwnął delikatnie głową. Nie miałem pojęcia czy jest małomówny, czy może denerwowało go gadulstwo innych. Czarna Woda też tego nie lubił, bo nie był głośna osobą, ale zadawał się z najweselszym kapłanem i zaprzyjaźnił z Quan Yizhenem.

Może Shen także znajdzie wspólny język z tą zawsze roześmianą dwójką?

A jakie nastawienie mieli wobec niespodziewanego gościa Mu Qing i Feng Xin? Generał przez większość czasu miał ściągnięte usta. W nocy razem z moim przyjacielem, z którym łączyła ich dość zażyła relacja oraz innymi generałami pomagali w mieście pozbyć się kreatur stworzonych przez Qi Ronga oraz innych magicznych istot. Walka trwała prawie 2 godziny i wiele budynków ucierpiało. Generałowie byli zmęczeni i ledwo dawali radę stale nadciągającym nowym falom stworów.

Kiedy byli już u kresu swoich sił, pojawił się ten chłopak i wszystkie magiczne byty na raz zniknęły. Ponadto swoją magią doprowadził większość budynków do pierwotnego wyglądu i zabrał szamoczącego się i wściekłe klnącego Qi Rong. Nikt nie wiedział kim jest ta osoba, ale wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy zaciekła walka dobiegła końca.

Dopiero dwa kwadranse później dowiedzieli się, że był to nikt inny, a Demon Prastarego Lasu we własnej osobie. Dlatego byli zdezorientowani.

Feng Xin, inaczej niż Mu Qing, wydawał się być zainteresowany demonem, który jego zdaniem nie był niebezpieczny. Wiele lat znałem mojego przyjaciela i wiedziałem, że nie uśmiechałby się tak swobodnie jak teraz, gdyby czuł przed nim lęk. Myślę, że to także zasługa Quan Yizhena, który siedział bardzo blisko Shena i co jakiś czas zadawał mu pytania, a ten mu odpowiadał. Taka sama sytuacja była już wcześniej z Mu Qingiem oraz Czarną Wodą i można powiedzieć, że mój energiczny i niczym nieskrępowany przyjaciel okazał się magnesem na wydawałoby się, że oschłych i nieprzystępnych ludzi. Po przełamaniu pierwszych lodów, bardzo szybko znajdowali wspólny temat. Oczywiście tematem zawsze była walka, bo cóżby innego! Tym razem także miałem nadzieję, że się zaprzyjaźnią.

Shen przez cały czas zachowywał spokój. Nie miałem pojęcia czy nasze towarzystwo mu odpowiadało, ale nie wydawał się speszony, bo jadł i nakładał sobie kolejne porcje. Również upijał wino, ale w ograniczonych ilościach. Nie spieszył się.

Odkąd pojawił się na obiedzie, Ruoye delikatnie poruszał się po moim ciele. Nie wiedziałem, czy boi się go i jest niespokojny, czy może chodziło o pociesznie mnie.

Kiedy już wszyscy zaspokoiliśmy głód, wysunął się z mojego rękawa i zbliżył do dłoni Shena. Byłem zdziwiony jego zachowaniem, bo nigdy wcześniej się tak nie zachowywał wobec obcych.

Chłopak spojrzał na niego i obrócił dłoń wnętrzem do góry. Ruoye zsunął się z mojego ramienia i błyskawicznie związał demonowi nadgarstek. Jednym silnym szarpnięciem wyciągnął go na siłę w krzesła, a potem zawiesił na grubym konarze nad nami, tak że ten zawisł jak kukła.

- Ruoye! - krzyknęliśmy niemal jednocześnie ja i Shen.

Zamarłem na chwilę, słysząc jak chłopak wypowiada jego imię.

- Ruoye, puść mnie - mówił demon.

Nie złapał jednak za biały materiał, chcąc go siłą przerwać, ale jednym płynnym ruchem wyskoczył w górę. Wylądował i przykląkł na gałęzi, o który obwijał się Rouye.

Wszyscy patrzyli z lekkim przerażeniem oraz zdziwieniem co się dzieje, wszyscy poza Yin Yu, który podniósł kąciki ust, jakby go to bawiło.

- Ruoye... - nie przestawał powtarzać demon. - Dobra, przepraszam za mojego cienistego chowańca. Już nie będę go przywoływać w twoim towarzystwie.

Magiczna wstęga oderwała się od drzewa i zaatakowała go swoim końcem. Chłopak odchylił głowę i swoje ciało, żeby nie zostać uderzonym. Ruoye natarł ponownie i nie odpuszczał, więc Shen w końcu musiał dodać rękę do obrony. Nie wyglądał przy tym na zdenerwowanego lub chętnego na zatrzymanie serii szybkich ataków. Dość delikatnie odpychał koniec białej wstęgi, nie robiąc jej żadnej krzywdy.

Demon Prastarego Lasu chyba tego nie poczuł, ale Ruoye zwiększał swoją długość i już po chwili oplótł całego chłopaka, uniemożliwiają mu ruchy rękoma. Z tego gąszczu bieli wyłoniła się jedna jego końcówka i niezbyt mocno pacnęła w młodzieńczą twarz.

W tej chwili chyba każdy z nas był w szoku i szykował się na tornado, które zaraz w przypływie szału wywoła demon. Jednak nic takiego się nie stało. Jego twarz była niewzruszona jak wcześniej, ale jego usta opuściło jedno słowo, którego nikt się nie spodziewał.

- Przepraszam.

Magiczna wstęga zmusiła Demona Prastarego Lasu do przeprosin!

Po tym Ruoye wyswobodził ciało, skurczył się i oplótł na jego prawym nadgarstku. Chłopak skoczył z drzewa, miękko upadając na zieloną trawę, ale nim zdążył wrócić do stołu, już był przy nim Quan Yizhen.

- Pierwszy raz widziałem, żeby Ruoye kogoś zaatakował - mówił rozentuzjazmowany. - Naprawdę to przez tego stwora? Może to przez to, że wczoraj walczyliście przeciwko sobie?

Poczułem jak dłoń San Langa mocniej zaciska się na mojej.

- Przepraszam... - odezwałem się dość cicho, żeby inni mnie nie słyszeli. - I ty, i Ruoye walczyliście w mojej obronie jak zemdlałem. Dodałem wam tylko powodów do zmartwień.

Zauważyłem, że Shen patrzy w moją stronę i bez dania odpowiedzi Quan Yizhen mija go i podchodzi do nas. Kątem oka dostrzegłem, że San Lang nie spuszcza z niego wzroku.

Stanął przede mną i wyciągnął dłoń. Magiczna wstęga zsunęła się z jego nadgarstka i wleciała do mojego rękawa, oplatając ramię.

- Dawno temu znałem się z Ruoye i jego panem - odezwał się. - Choć jako magiczny przedmiot nie może mówić, to pamięta wszystko i wszystkich. Zawsze trochę się mnie obawiał jak podczas walki moje oczy stawały się czerwone i chyba dlatego mój chowaniec tak bardzo go przestraszył. Ciebie także. Przepraszam. Nie jest groźny.

Skinąłem mu głową i chciałem zapytać, kim był poprzedni opiekun Ruoye, ale nim zdążyłem, odwrócił się i poszedł do Quan Yizhena.

- To co, walka na pięści? - zawołał wesoło Quan Yizhen.

- Ustalmy najpierw swoją moc poprzez siłowanie się na rękę.

Oczy mojego przyjaciela otworzyły się jeszcze szerzej i od razu pobiegł po stojący w pobliżu wycięty ogromny płat pnia drzewa.

Feng Xin widząc to, wstał ze swojego miejsca, chwycił Mu Qinga za nadgarstek i pociągnął w ich kierunku. Generał nie miał szczęśliwej miny, ale bez słów sprzeciwu, jedynie z lekko zaciśniętą szczęką, dał się poprowadzić.

- Będą kibicować? - zawołał wesoło Mistrza Wiatru. - He-xiong, nie możemy tego przegapić. Chodźmy!

Także bezceremonialnie chwycił Czarną Wodę i zaprowadził w tamtym kierunku. Jedyne co He Xuan zdążył ze sobą zabrać, to świeżo nalany pełny kubek wina.

Yushi Huang wstała i podeszła do Yin Yu.

- Pomożesz mi przynieść więcej jedzenie? - zapytała, na co Yin Yu od razu wstał.

Ja również chciałem się podnieść, ale San Lang nachylił się nade mną i szepnął, że poradzą sobie sami.

Najwyższa Kapłanka ukłoniła się nam, Yin Yu jej zawtórował i po chwili oboje rozpłynęli się w powietrzu.

Zaśmiałem się.

- Całkiem zapomniałem, że w twoim świecie jest to możliwe. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że większość osób korzysta tu z magii do różnych rzeczy, a nie tylko walki.

- En. Najwięcej magii posiadają kapłani, a Yushi Huang jest z nich najsilniejsza. Oczywiście zaraz po mnie - dodał i zachichotał. - Zwłaszcza teraz jak zostałem duchem.

- Czy generałowi i kapłani nie byli tym zdziwieni jak Mistrz Wiatru, kiedy się dowiedzieli?

- Byli zaskoczeni, ale obecność duchów w tym świecie nie jest czymś niezwykłym. Wieść rozeszła się już w całym mieście, a jak dziś widziałeś, to żaden z mieszkańców nie był tym bardzo przejęty i witali mnie, jakby nic się nie zmieniło.

- To prawda, ale to na pewno dlatego, że jesteś tak dobrym królem, że bez względu na to, kim byś nie był, to nic nie zmieni twojego wizerunku i tego, kim jesteś.

- Dziękuję Gege za te miłe słowa. Mam nadzieję, że wszyscy tak myślą.

- Oczywiście, że tak jest! - Przyklasnąłem.

- Zwłaszcza ty... - podkreślił. - Bo na twojej opinii zależy mi najbardziej.

- Już to mówiłem San Langowi nie raz. Ja zawsze będę go traktował tak samo.

Choć mina chłopaka siedzącego obok się nie zmieniła, to jego głos posmutniał.

- Zawsze będzie mnie traktował tak samo? Szkoda...

- Szkoda? - Zdziwiłem się. - Dlaczego?

- Miałem nadzieję, że Gege kiedyś pokocha mnie tak mocno jak ja jego.

- Wiesz, że ciebie... kocham - wyszeptałem, jakby ktoś miał podsłuchiwać.

Na szczęście przy stole byliśmy tylko my dwaj.

- A więc... dlaczego Gege nie powie mi pierwszy, że chciałby ze mną spędzać noce? - Zagryzłem wargę i poczułem jak moje serce przyspiesza. - Dlaczego Gege mi nie mówi, że chciałby zasypiać w moich ramionach i budzić się przy mnie? - Był jeszcze bardziej przygnębiony. - Jeśli Gege zawsze będzie mnie traktował jak teraz, to oszaleję, bo nie będę mógł mu udowodnić, jak bardzo go kocham.

- San Lang... Dlaczego mówisz to tak, jakbym tego nie chciał?

- A chce Gege? - Popatrzył na mnie swoimi czarnymi oczami.

- No oczywiście, że chcę! Tylko jak... jak ja mam mówić o takich rzeczach otwarcie?

San Lang zamyślił się.

- Może... niech Gege najpierw powie "San Lang, czy spędzisz ze mną dzisiejszą noc?"

- ...

- Gege powiedział, że też tego chce, więc dlaczego nadal się wstrzymuje?

- Jesteś naprawdę cwanym lisem, San Lang.

Zamknąłem powieki. Potarłem miejsce pomiędzy brwiami i westchnąłem. Rozejrzałem się, czy nikt na nas nie patrzy i nie słucha, o czym rozmawiamy. Pocałowałem go w chłodne, miękkie usta i powiedziałem:

- Chcę spędzić dzisiejszą noc z San Langiem.

Jego źrenice się rozszerzyły, a szeroki uśmiech ozdobił twarz. Zaśmiał się z charakterystyczną dla niego młodzieńczą beztroską. Pocałował mnie także, krótko, ale tak, że moje moje policzki i uszy jeszcze bardziej się zaróżowiły i odparł radośnie:

- Jeśli Gege prosi, to nie mogę mu odmówić.

- ...

- A czy jutro też będę mógł mu towarzyszyć w jednym łóżku? - zapytał, choć ja już wiedziałem, że niema dla mnie drogi ucieczki.

- En.

- A pojutrze? Ma się ochłodzić, więc będę chyba potrzebował ciepła Gege, żeby nie zmarznąć.

San Lang! Jesteś duchem!

- En.

- A za dwie noce? We czwartki podobno jak ktoś spędza samotnie noc, to przez kolejną dobę czuje się nadzwyczaj samotny. - Wymyślał na poczekaniu coraz bardziej absurdalne powody, żebym tylko mu nie odmówił.

- ... En! San Lang, możemy spędzać ze sobą wszystkie noce! Nie musisz mnie pytać o każdą z osobna!

Uśmiechnął się.

- Gege zawsze wie o czym myślę i co powiedzieć, żeby mnie uszczęśliwić. - Nachylił się i zbliżył usta do mojego ucha, mówiąc: - Przypomniałem sobie, że Gege jeszcze wcześniej chciał mnie o coś zapytać.

- Naprawdę? Ja nic takiego nie pamiętam. - Udałem, że nie mam o niczym pojęcia.

- Gege dobrze wie co to i San Lang chyba też.

- W takim razie zapytam cię potem, a teraz chodźmy im pokibicować jak reszta. - Wskazałem na grupkę, która coraz głośniej krzyczała na zmianę imię Quan Yizhen i Shena. - Przyda im się sędzia, żeby się nawzajem nie pozabijali.

Skończyli się po kolei siłować ze sobą na ręce i teraz zaczęli walkę na gołe pięści.

- Jako osobisty ochroniarz sędziego także nie może mnie tam zabraknąć.

Złapał mnie za dłoń i poszliśmy dopilnować, żeby te dziecięce przepychanki dla obu stron skończyły się bez większych ran.

Słońce na niebie nie przestawało świecić, ogrzewając swoimi promieniami nasze ciała. Śmialiśmy się i radowaliśmy. Odkąd poznałem San Lang każdy kolejny dzień przy nim był tylko lepszy i w końcu przekonałem się czego brakowało mi do poznania prawdziwego szczęścia - jednej, jedynej osoby na świcie, która była dla mnie najważniejsza i dla której liczyłem się tylko ja.


The End


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro