Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

POV Hua Cheng

Cisza, która potem nastała, wydawała się trwać bardzo długo. Bez światła, bez wiedzy gdzie byłem, bez odgłosów dolatujących do mnie ze świata zewnętrznego, mogłem skupić się tylko na otulającym mnie cieple.

Ktoś dotykał moich pleców i gładził je kawałek po kawałku. Twarzą przylegałem do czegoś miękkiego, co łaskotało mnie w nos, ale nadal nie mogłem się poruszyć, by sprawdzić co to jest. Ktoś ujął moje dłonie i przyłożył je do rozgrzanego jedwabistego ciała. Było znajome i doznawałem przy nim poczucia bezpieczeństwa, jak w prawdziwym domu, którego nigdy nie miałem.

Udało mi się otworzyć oczy dopiero po nieskończonej ilości sekund, które odmierzały mój czas, kiedy zamknięty byłem w tej całkowitej ciemności. Jedyne ukojenie dawała mi świadomość, że nie jestem sam.

Wziąłem głęboki wdech i uderzył we mnie słodki zapach mojego Gege, którego nie mógłbym pomylić z żadnym innym. Przysunąłem nos bliżej i dotknąłem tej przyjemnej miękkości, którą poznałem już wcześniej, dzięki swoim dłoniom. Biło z niej ciepło i co sekundę do moich uszu docierał stukot uderzeń. Du-dum, du-dum, du-dum.

Przytknąłem tam usta, chcąc posmakować tą niebiańską woń i wtedy usłyszałem głęboki pomruk. 

- Nie śpisz już, San Lang?

Odsunąłem lekko głowę od aromatycznej słodkości, która otumaniała mnie samym swoim zapachem i spojrzałem w górę na twarz osoby, która zadała mi pytanie. Gege wpatrywał się we mnie, uśmiechając czule i dotykając mojego policzka. Leżałem na boku, w jego objęciach.

Podniosłem się na łokciu, zbliżając do jego ust. Dłoń przesunąłem wyżej, przejeżdżając po jego odsłoniętej klatce piersiowej, mostku, twardej kości obojczyka, zatrzymując na jasnej szyi. W pokoju było jeszcze ciemno, ale biel jego skóry była dobrze widoczna nawet na tle rozsuniętych na piersi śnieżnych szat. 

- Gege... - wyszeptałem i przytknąłem moje stęsknione usta do jego. - Gege... - mamrotałem między jednym pocałunkiem a drugim i jeszcze kolejnymi, których w końcu nie mogłem zliczyć. - Gege, Gege, Gege... 

Nie przestawałem go całować. Smakował jak nigdy wcześniej, był gorący jak nigdy dotąd, a jego oddech przerywały pomruki zadowolenia. Jego usta otulały moje i upajałem się każdym ich najmniejszym dotykiem. Były miękkie i nie mogłem się od nich oderwać.

Przejechałem kciukiem po dolnej wardze mężczyzny, aż cicho westchnął, a na mnie podziałało to, jakby ktoś nalał oliwy do ognia. Wsadziłem dłoń dalej niż jego szyja, niżej niż jego kark. Wodziłem palcami dookoła jednej łopatki i drugiej, wyczuwając napięte mięśnie.

Położyłem się na plecy, przesuwając jego ciało a moją pierś. Uwolniłem drugą rękę, więc miałem pełen dostęp do jego ramion, z których zacząłem zsuwać materiał. Zatrzymał się na zgięciu łokci, nieznacznie krępując jego ruchy, ale Xie Lian nie wydawał się tym przejęty. Opierał się o moją klatkę piersiową i ramiona, pozwalając na wszystko, więc całowałem jego usta, jego policzki, jego brodę, szyję i znów usta. Palcami poznawałem górną część jego ciała, całe plecy i każdą ich nierówność.

Kiedy nauczyłem się ich, tak że mógłbym narysować je z pamięci, powędrowałem dłońmi na jego bok. Wyczuwałem każde pojedyncze twarde żebro. Liczyłem: 1, 2, 3... zatrzymując się i kciukiem poznając jego grubość i ułożenie. W ogóle nie wzbraniał się przed moim dotykiem, jeszcze bardziej napierając ciałem na mój tułów.

Chciałem całować każdy skrawek jego skóry, ale na razie byłem tak zajęty jego ustami i jękami jakie wydawał, że nie mogłem ich zostawić choćby na chwilę. Te dźwięki wirowały w mojej głowie, a ja pragnąłem, żeby się nie kończyły, więc całowałem go bez opamiętania. Przygryzałem po kolei jego wargi, jego skórę, płatki uszów, opanowując się na tyle, żeby nie zrobić mu krzywdy. Zawsze jednak kończyłem, zatapiając się w tych aksamitnych wargach, sunąc moim językiem po jego, mając świadomość, że drży z pragnienia jak ja. Wcale nie był mniej wygłodniały tych pieszczot ode mnie i czułem jego stale narastającą żądzę.

Moje chłodne opuszki palców w końcu zahaczyły o twarde, gorące sutki i wydał ten cudowny przeciągły jęk, od którego do reszty straciłem rozum. 

Usiadłem, sadzając go na swoje nogi. Jego głowa była wyżej niż moja, więc bez chwili zwłoki, językiem wyznaczyłem sobie drogę od jego obojczyków, do piersi i sutków. Dłońmi nie przestawałem pieścić jego ciała, jego brzucha, jego bioder. Zatknąłem palec o luźne spodnie i dopiero wtedy wypowiedział moje imię: San Lang. Złapałem go za kark i przyciągnąłem, mocno całując. 

- San Lang... - nawoływał mnie, wyswobadzając na krótką sekundę swoje usta. - San Lang... - Nie przestawał wypowiadać moje imię, a na mnie działało to jak afrodyzjak. - San Lang... - Ile żaru, ile emocji mogło się znajdować w tych dwóch prostych słowach? - San Lang... 

W końcu złapał mnie za policzka i odsunął od siebie. Otworzyłem oczy, szukając tych ust, które pragnąłem nadal całować i spotkałem się ze wzrokiem, który był głęboki jak moja miłość do niego, spokojny jak leniwe chmury w pogodny słoneczny dzień, czuły jak to, co właśnie robiliśmy i skrywający w sobie ocean uczuć, jakimi się darzyliśmy. 

- San Lang - powiedział ponownie i dał mi lekkiego buziaka, który nie starczył, bym chociaż go zapamiętał, ale znów odsunął się ode mnie. - Wiesz, że uwielbiam twoje imię? Kocham je wymawiać. Te dwa piękne słowa. San. Lang. - Zaśmiał się i zaraz dodał miękkim, pełnym uczuć głosem: - Tak bardzo za tobą tęskniłem.

- Gege... - zdołałem powiedzieć. Zbliżyłem usta do bieli jego ciała i delikatnie pocałowałem miejsce nad lewą piersią. 

- Jesteś taki kochany. - On mówił, a ja słuchałem, ale nie przestawałem całować jego gorącej skóry. - I najchętniej wykorzystałbym pozostały mi czas właśnie w ten sposób, właśnie z tobą, przyjmując i dając ci całą moją miłość, ale nie mogę być tak zachłanny. - Jego głos był niższy niż zazwyczaj. - Muszę ci powiedzieć o kilku sprawach, ale nie będzie mi przeszkadzało, że moje ostatnie chwilę spędzę właśnie tak: w twoich ramionach.

Ostatnie chwile?

Przerwałem naznaczanie jego ciała i powoli się odsunąłem, żeby spojrzeć w jego oczy.

- Nie patrz tak na mnie. - Moje lewe oko wyrażało bezradność, którą czułem. - Nie martw się, nie zniknę całkowicie. - Zachichotał cicho. - Już mówiłem, że to tylko "ten ja" z przeszłości zniknie, pozostawiając ci twojego znanego i kochanego Gege - tłumaczył spokojnie tak, żebym zrozumiał i nie miał żadnych wątpliwości. - Jesteś teraz prawdziwym duchem, z prawie nieograniczoną mocą. Przepraszam, że tak nagle się to stało i nawet nie zapytałem cię o zdanie, ale im dłużej przebywalibyśmy ze sobą, tym silniej odczuwałbyś te wszystkie tłumione przez setki lat uczucia. Jedynym wyjściem było przywrócić cię do twojej prawdziwej formy.

Położył dłonie na moich ramionach. Jego ciągle były nagie, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi, jakby w ogóle nie krępował się moim pożądliwym wzrokiem. 

Mocniej ująłem jego smukłą talię, ponieważ poczułem kolejną falę gorąca.

Spokojnie, nie daj się ponieść emocjom. To jest twój Gege, ale jednocześnie... jest bardziej tym "drugim" Gege. Bardziej śmiały, bez żadnych zahamowań i bezgranicznie we mnie zakochany. Znający mnie przez lata i mam wrażenie, że niejednokrotnie dzielący ze mną to samo łóżko, tę samą kołdrę... - Przełknąłem smak jego ciała i starałem się wyprzeć przelatujące mi przed oczami bezwstydnie obrazy. Spróbowałem skupić się na tym, co chciał mi powiedzieć.

Musiałem pamiętać, że on z przeszłości i on, którego poznałem 8 lat temu, to mentalnie różne osoby. "Ten" Xie Lian zdawałoby się, że gotów jest pozwolić mi na wszystko, bo dobrze mnie znał. Ale na pewno musiało minąć trochę czasu, zanim uwierzył we mnie i pozwolił na przekroczenie tej ostatniej bariery, która pojawiała się w każdym związku. Byłem stroną dominującą, więc tym bardziej musiałem sobie zasłużyć na jego zaufanie. 

Natomiast Xie Lian z teraźniejszości lubił mnie, ale nie znał długo, więc nie mogłem zrobić nic głupiego i pośpieszyć się z moimi coraz bardziej lubieżnymi czynami. To nie byłoby w porządku, choć będzie mi ciężko, bo po poznaniu tych wszystkich wspaniałych emocji, tego ciepła, jego dotyku, miękkości jego ciała, smaku jego ust i aksamitnej skóry, moje pragnienia tylko się spotęgowały. Do samej niemal granicy mojej samokontroli. Zwłaszcza teraz, kiedy ja byłem zimny, a on tak gorący.

Patrzył na mnie, więc powiedziałem całkiem szczerze:

- Obecnie... chyba będzie mi ciężko zachować spokój.

- Ha, ha! Oczywiście, że tak. Kochasz mnie, a na dodatek wszystkie twoje zmysły się wyostrzyły, więc nawet twoje emocje odczuwasz intensywniej niż wcześniej. Poza tym twój tatuaż, który wyraża miłość do mnie jest kompletny, a E-Ming, który blokował część twojej mocy został wyswobodzony i dlatego to, co przez lata gromadziło się w twojej duszy, nagle mogło zostać uwolnione.

Tak naprawdę, to dopiero teraz dotarło do mnie, co Xie Lian mówił mi już wcześniej, a teraz powtórzył. Nie byłem już człowiekiem. Byłem duchem.

Dotknąłem swojej szyi, klatki piersiowej, zwinąłem palce w pięść i spróbowałem ocenić swoją siłę. Krążyło we mnie niewyobrażalnie dużo energii. Wypełniała mnie po brzegi i gdybym chciał, jednym uderzeniem mógłbym przebić metrową pałacową ścianę. To było coś... potężnego i obezwładniającego. Nigdy się nie czułem tak dobrze, tak "żywy", pełni życia. Nie odczuwałem zmęczenia, a mój umysł przetwarzał wszystko szybciej niż dotychczas. Jednakże w tym wszystkim było coś niepokojącego. Byłem zimny. Moje serce nie biło, krew nie krążyła. Nawet nie musiałem oddychać.

Czy ja byłem jeszcze w jakiś sposób ludzki? Wiedziałem już, że to co się ze mną stało, musiało się w końcu stać. I gdybym posiadał pamięć z kiedyś, to wiedziałbym co robić, jak myśleć i jak powinienem się czuć. Ale w tej chwili przejmowała  nade mną kontrolę niepewność. Bałem się, że kiedy "kochające mnie takiego, przeszłe ja Xie Liana" zniknie, to obecny mężczyzna, może mnie nie zaakceptować. Mój charakter się nie zmienił, moje myśli i uczucia do niego też nie, a nawet się zwielokrotniły, ale czy on będzie w stanie uznać mnie za kogoś, kogo może lubić? Kogoś, kto nie był już człowiekiem, kto nie był żywy?

- San Lang. - Usłyszałem przy samym uchu jego ciepłe słowa i przywołałem swój umysł na ziemię. - Widzę, że znów niepotrzebnie się zamartwiasz. Już ci powiedziałem po mojej walce z Demonem Prastarego Lasu, którego zwę Xiao Shen, że Xie Lian nie przestanie cię kochać, a nawet nie przejmie się tym, że jesteś duchem. Uważasz, że jesteś teraz gorszy? Że nie będziesz jego godny? Że jesteś jakąś kreaturą, zimną istotą bez uczuć? - zapytał i od razu odpowiedział: - Tak bardzo się mylisz! Pamiętaj, że prawdziwa miłość nie bierze się z serca, ale z duszy. A twoja dusza jest najlepszym dowodem na to, że mimo upływu lat, mimo że nie pamiętałeś o mnie, to nosiłeś zawsze przy sobie. Gdyby nie to, że darzyłeś mnie i nadal darzysz silnym uczuciem, to nie byłbyś w stanie mnie odnaleźć i zakochać się we mnie ponownie. Miej więcej wiary i zaufania w siebie oraz w Xie Liana. Przecież powiedział ci na trybunach, a potem w Królewskiej Zbrojowni, że nieważne kim jesteś, bo "San Lang to San Lang". Gdyby cię nie kochał, to by nie poszedł cię ratować przed tak potężnym demonem! Kto normalny porywa się z motyką na słońce. - Zamilkł. - No tak, to oczywiście ja. Ha, ha, ha!

Ten człowiek, który siedział mi na kolanach był taki pewny siebie i silny, szczery, tak otwarty i cały czas tak wesoły, że i ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Wydawał się bardzo dojrzały życiowo, jakby przeszedł wiele i nauczył się czerpać radość ze wszystkiego, co go otacza, z każdego małego sukcesu, niepowodzenia. Uczył się na własnych błędach i nigdy nie poddawał. Podczas walki z Demonem Prastarego Lasu był się taki wolny, taki szczęśliwy, zupełnie nieprzejęty wygraną czy przegraną, ale po prostu zadowolony ze wszystkiego, co ofiarowuje mu życie.

Nadal nie wiedziałem, o co się naprawdę założyli i właśnie miałem pytać, ale sam poruszył ten temat.

- Przepraszam, że zaryzykowałem nasze wspaniałe miasto jako element zakładu w pojedynku. Nie miałem pewności, czy wygram, choć Xiao Shen już na samym początku zdradził mi swoją słabość i dlatego pomyślałem, że to wykorzystam. - Przytulił się do mnie.

- Zdradził swoją słabość?

Nic takiego nie pamiętałem, a przysłuchiwałem się wszystkim ich słowom.

- En. Xiao Shen powiedział, że zawsze był sam. Sam trenował walkę mieczem oraz magię. W magii i tworzeniu własnych niepowtarzalnych zaklęć nie musiał mieć pomocników, ale jak jest z treningami fechtunku? Nawet jeśli trenujesz go latami, to nawet jak zmierzysz się z jakimś nowicjuszem, to czego będzie ci brakować?

Myślałem przez chwilę, po czym odpowiedziałem.

- Doświadczenia.

- Dokładnie. Brak doświadczenia w prawdziwej walce, z osobą, która też potrafi walczyć. Można sobie ćwiczyć do woli, ale nic nie zastąpi prawdziwych pojedynków i wyćwiczenia swoich ciał do samoistnego działania. Czasami nasze oko nie nadąża za ostrzem, ale nauczone ciało, samo potrafi reagować. I właśnie tego obycia z prawdziwym przeciwnikiem zabrakło małemu demonowi. 

- Gege, dlaczego mówisz o nim cały czas jako o "małym demonie"? On jest naprawdę potężnym demonem.

- Ha, ha! Wiem, ale jak go poznałem, to był takim słodkim zagubionym młodym chłopcem i po prostu nie potrafię myśleć o nim inaczej. Myślę, że nazwanie go Shen zamiast Gui też jest trafne, bo ma naprawdę dobre i szczere serce, tylko nikt nie potrafił mu nigdy okazać dobroci i ciepła. - Zamyślił się. - Kiedyś wygadał mi się, że nie chciałby być już dłużej samotny i wolałby żyć blisko mnie. Oczywiście po to, żeby się pojedynkować, ale te jego słowa, jeszcze wypowiedziane przez tego dumnego dzieciaka naprawdę mnie poruszyły. Po tym rzecz jasna nigdy nie wracał do tematu, a jak mu proponowałem, żeby zamieszkał w Mieście Duchów, to się denerwował. To chyba taki jego urok.

Kiedy to mówił, złapał w dłoń mój warkoczyk z koralikiem na końcu. Przyciągnął go na wysokość swoich oczu i znów się uśmiechnął, jakby coś sobie przypomniał.

- Kocham San Langa i chcę dla niego jak najlepiej. Jako Władca Miasta Duchów wiele przeszedłeś, wielu wrogów pojawiało się na twojej drodze i nie raz na pewno było ci ciężko. Wiem, że tego nie pamiętasz, bo z każdym kolejnym życiem traciłeś wspomnienia z poprzedniego, ale mimo to na pewno się nie oszczędzałeś. Jesteś Władcą, ale nie ty jeden jesteś odpowiedzialny za wszystkich. Masz pod sobą Yushi Huang, generałów, kapłanów. Wszyscy mieszkańcy staną za tobą murem i cię wesprą jak będzie taka potrzeba. Poza tym masz nawet obok siebie Czarną Wodę Zatapiającą Statki, a od teraz możesz także liczyć na Demona Prastarego Lasu.

Podniosłem brwi ze zdziwieniem.

Demona Prastarego Lasu? Dlaczego akurat jego?

- Postawiłem w tym pojedynku to, co było dla mnie cenne, ale jeszcze cenniejsze dla ciebie. Twoje miasto, dla którego poświęciłeś życie Króla Duchów. W zamian jednak zdobyłem ci silnego sojusznika. - Gładził moje plecy, dokładnie tak jak wcześniej, gdy spałem. - Myślę, że nareszcie będziesz mógł trochę odpocząć od tego królowania i udać się na zasłużone wakacje. Od zawsze chciałem, żebyś nie musiał dźwigać na swoich barkach tej odpowiedzialności za wszystkich. A teraz w końcu nie jesteś sam, nie jesteśmy tylko my dwaj. - Jego głos był troszkę bardziej cichy, jakby był zmęczony. - Nigdy nie mogłeś liczyć na innych, bo wiedziałeś, że nikt nie jest dostetecznie silny. Martwiłeś się o Miasto Duchów, martwiłeś się o mnie. A niepotrzebnie. Widziałeś dziś, że jestem silny i zawsze możesz na mnie liczyć. Nie zapominaj o tym...

- Gege? - Przestraszyłem się i odsunąłem od swojej piersi. - Gege, popatrz na mnie.

Miał lekko przymknięte powieki, jakby zasypiał.

- Gege, jeszcze nie powiedziałeś mi wszystkiego, prawda?

- Mój Król Duchów nadal się o mnie martwi, jakie to słodkie. - Uśmiechnął się. - Przecież ci mówiłem, że nie umrę. Wprost przeciwnie, dopiero teraz zacznę żyć. Nie myśl sobie, że tylko tobie wróciła ta nieśmiertelność. Twój Xie Lian również nie będzie taki słaby i w końcu odzyska całą swoją moc. Kiedy wrócą wam wspomnienia, to znowu się spotkamy, więc wystarczy, że będziesz cierpliwy. 

Chciałem powiedzieć, żeby jeszcze został i nie odchodził, żeby powiedział mi więcej, że jest jeszcze tyle rzeczy, których nie wiem, których mi nie wyjaśnił. Tak naprawdę, to powiedział niewiele, a obiecał, że mi powie, co będę chciał.

Chwyciłem za jego dłonie i przyłożyłem je do mojej szyi, oparł czoło o moje i rzekł:

- O wszystko możesz zapytać Yushi Huang, powie ci to, co wie. A teraz pozwól mi odpocząć, bo dziś była tak emocjonująca noc, że nie mam już sił nawet prosto siedzieć. - Zaśmiał się już prawie bezgłośnie. - Miałbym jeszcze jedną egoistyczną prośbę - mówił coraz wolniej. - Mógłbym poleżeć w twoich ramionach? Naprawdę za nimi tęskniłem. 

Przełknąłem ogromną gulę, która zbierała mi się od kilku minut w gardle.

- En - odparłem. - Nie puszczę cię nawet na chwilę.

- Wiem, że tak będzie. Nigdy mnie nie okłamałeś. - Wtulił się we mnie - Dopilnuj, żeby pierwszą rzeczą, jaką zobaczę po obudzeniu, była twoja uśmiechnięta twarz.

- Dobrze - odpowiedziałem cicho i lekko ucałowałem jego skroń. 

- I nie mów, że to ja pokonałem demona. Najlepiej powiedz, że to ty, albo że był remis... San Lang...

Objąłem go i ułożyłem ostrożnie na łóżku. Przypatrywałem się jego bladej twarzy i powoli zanikającemu uśmiechowi na ustach. Usypiał, a ja nie mogłem powstrzymać się przed myślami, że właśnie ktoś ode mnie odchodził. 

Przetarłem powieki wierzchem dłoni. 

Nie mogę czuć smutku. Nikt nie umarł, nikt nie zostawiał mnie samego. 

Skóra Xie Liana była ciepła. Słyszałem jego oddech i każde uderzenie serca. Przytuliłem go mocniej, wsuwając moje chłodne ramię pod jego głowę. Dotknął mnie przez sen i ostatni raz wyszeptał moje imię.

Nakryłem nas miękkim materiałem i przywołałem w pamięci wszystko co padło z ust Yushi Huang i Xie Liana z ostatnich kilku godzin.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro