Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

POV Xie Lian

Zostaliśmy z San Langiem sami. 

Quan Yizhen poszedł do jadalni, bo stwierdził, że po walce strasznie zgłodniał i musi uzupełnić niedobory energetyczne żołądka. Natomiast co do par Mu Qinga i Feng Xina oraz He Xuana i Shi Qing Xuana nie dało się nie zauważyć, że mają sobie wiele do wyjaśnienia i chyba właśnie na taki moment jak ten czekali: żeby wyjść i spokojnie ze sobą porozmawiać.

- Jak się Gege podobało? - zapytał San Lang, kiedy drzwi za ostatnimi wychodzącymi zamknęły się i poza słabnącym już deszczem, który uderzał w okna, otoczyła nas cisza.

- Było troszkę strasznie - przyznałem. - Bałbym się mieć któregokolwiek z nich za przeciwnika.

- Ha, ha! Nie ma się czym martwić. Jeśli Gege będzie ze mną, to nigdy nie dopuszczę, żeby ktokolwiek się nawet zbliżył. Poza tym cała ta czwórka jest przyjaciółmi lub znajomymi Gege, więc z takimi ludźmi można się czuć bezpiecznie. I na pewno nie powtórzy się sytuacja z turnieju. - Zawiesił głos.

- Masz na myśli He Xuana i jego atak? Obroniłeś mnie wtedy i dzięki temu jestem teraz cały i zdrowy - odparłem, zerkając na najbliższą dziurę w podłodze. - Czy to miejsce da się jeszcze naprawić? Naprawdę wygląda jak pole minowe.

San Lang złapał mnie za rękę i popatrzył na wnętrze mojej dłoni.

- Mówiłem o... Jak Gege zatrzymał Demona Prastarego Lasu? - zapytał mnie poważnym tonem.

...Całkiem o tym zapomniałem.

- N-nie wiem. - Moja odpowiedź była prawdziwa, ponieważ nie miałem pojęcia, jak to zrobiłem.

Powoli, jakby zapamiętując i w umyśle rysując sobie obraz mojej dłoni przejeżdżał po niej kciukiem. Intensywnie o czymś myślał, a dotykanie mnie chyba przychodziło mu samoistnie.

- Przepraszam, że nie byłem wtedy w  stanie zareagować szybciej. To już się nie powtórzy.

- Ależ San Lang nie musi nic dla mnie robić.

- Przeciwnie - podniósł głowę - San Lang zrobi wszystko.

Nakryłem jego dłoń swoją.

- Jestem starszy, więc nie wypada mi zawsze liczyć na twoją pomoc. Sam powinienem być w stanie się bronić, a póki co wychodzi na to, że jestem dla ciebie tylko kulą u nogi. 

- Gege nigdy nie był dla mnie żadną kulą. - Patrzył na mnie. - Wspomniałem już, że nawet jeśli sprawi mi czasami jakiś problem, to będę szczęśliwy, że będę w końcu potrzebny.

- Ale tak nie może być!

- Może, bo jestem od Gege silniejszy.

Choć powiedział to pół żartem, doskonale wiedziałem, że ma też rację.

- To prawda, ale też chciałbym ci się na coś przydać. 

- Dla mnie wystarczy, że Gege jest przy mnie, nic innego się nie liczy.

Westchnąłem. Wiedziałem, że tym sposobem nigdzie nie zajdziemy.

- A jakbym nauczył się walczyć? Może wtedy choć trochę czułbym się bardziej przydatny.

Był zdziwiony moimi słowami.

- Naprawdę Gege chciałby się nauczyć władać jakąś bronią? - Skinąłem głową. - Oczywiście nie miałbym nic przeciwko nauczeniu podstaw, ale musiałby mi Gege obiecać, że nie zrobi w przyszłości nic niebezpiecznego ani nierozsądnego i zawsze pozwoli San Langowi mierzyć się z silnymi przeciwnikami bez jego pomocy. 

- Ale nie po to chciałbym się uczyć, abym nadal był bezużyteczny! 

Nie to miałem na uwadze, prosząc cię o pomoc!

Patrzyłem na niego, ale wzrok chłopaka był uparty i czułem, że mi nie odpuści. 

- Dobrze, jeśli zrobi się niebezpiecznie, to nie będę miał nic przeciwko, żeby tobie pozostawić moją obronę. 

Uśmiechnął się zwycięsko.

- Dla mnie bezpieczeństwo i dobro Gege jest priorytetowe - nadal się tłumaczył. - Gege ufa mi, a ja jemu. 

- Zrozumiałem. W niektórych sprawach nie dasz sobie nic powiedzieć i jesteś strasznie uparty. 

- Tylko w niektórych - odparł i mrugnął mi okiem.

Przez następne kilka minut rozmawialiśmy o broni, aby dowiedzieć się, jaka by do mnie najlepiej pasowała. Wybór padł na jednoręczny miecz. San Lang wziął dwa ćwiczebne ze stojaka i po kolei pokazywał mi jak trzymać rękojeść w najwygodniejszym chwycie, jak można wyprowadzić cios, a w jakiej pozycji się bronić. 

Słuchałem go bardzo uważnie, próbując naśladować jego ruchy, ale broń była ciężka, a ciało chłopaka doskonale wyćwiczone i obeznane z walką, więc nie potrafiłem za nim nadążyć. Jednak okazał się bardzo cierpliwym nauczycielem i powtarzał mi w kółko to samo, aż załapałem. Na koniec pochwalił mnie i zapytał, czy może zgłodniałem, bo nie zjadłem za dużo na obiad.

Ha, ha, zdecydowanie nie zjadłem wiele. - W myślach przyznałem San Langowi rację. bo naprawdę zgłodniałem. 

- Czy to jedna z tych lisich sztuczek, że zawsze wiesz, co chodzi mi po głowie?

- W żadnym wypadku, to tylko domysły. Moje "lisie sztuczki" dotyczą innych spraw, ale jeśli Gege koniecznie chce wiedzieć, co mi one w tej chwili podpowiadają, to chętnie podzielę się tą wiedzą. - Oczy miał wesołe, a głos psotny. 

Już ja dobrze wiem, co ci chodzi po głowie, ale nie dam ci znów tej satysfakcji, abyś widział moje zmieszanie. 

- W takim razie, co takiego jest dziś na kolację? 

W jego oczach coś błysnęło i zaśmiał się.

- Wspominałem też, że jestem jasnowidzem? - Pewny siebie spojrzał mi głęboko w oczy i odpowiedział: - Naleśniki z owocami leśnymi, świeżo zerwanymi malinami oraz truskawkami. Dla osób, które nie przepadają za słodyczami i owocami: pieczona kaczka nadziewana żurawiną, zupa z cukinii, świeżo pieczony ciemny chleb i sos grzybowy. Jeśli się mylę, to pozwolę dziś Gege spać w moim łóżku, a sam zajmę podłogę - mówił z uśmiechem, a potem zbliżył się i dodał ciszej. - Mogę sobie być królem, ale zawsze dotrzymuję słowa i nie raz spałem na gołej ziemi, więc jeśli Gege myśli, że coś uwłaszczy mojej dumie, to na pewno nie będzie to spanie na podłodze.

Uśmiechnąłem się, gdyż dobrze przewiedział, co sobie pomyślę o jego "spaniu na podłodze". 

- A jeśli San Lang ma rację? - Chłopak był strasznym łobuzem i domyślałem się, że może mieć rację co do kolacji. Dlatego zastanawiałem się, jaki był rzeczywisty cel naszego zakładu. 

- Hmm. - Udawał, że mocno o tym myśli. - To wtedy Gege pozwoli mi spać w jego łóżku i dopilnuje, żebym nie zmarzł. Tak jak dzisiejszej nocy. 

- Masz na myśli, że będę mógł wrócić do siebie... z tobą? - Byłem szczerze zdziwiony i to z wielu powodów, ale zanim zacząłem głębiej się na tym zastanawiać, to wyjaśnił:

- Niestety, nie mogę pozwolić ani Gege ani jego przyjaciołom wrócić do normalnego świata. Dopóki nie uporamy się z Qi Rongiem i demonem, rozdzielenie się, a tym bardziej pozostanie bez opieki, jest niemożliwe. - odpowiedział. - Nawet Mistrz Wiatru dał się wywieźć w pole i został uprowadzony spod naszego nosa. To silny Kapłan i wcale niegłupi, choć może na takiego trochę wygląda. - Uśmiechnąłem się, lecz ani przez chwilę nie pomyślałem o nim źle. - Dlatego mimo, że będzie to uciążliwe, to nalegam, aby na razie pozostać w pałacu, który jest najbezpieczniejszym miejscem w Mieście Duchów. Cały ten budynek chroni silna bariera i nikt nie może jej przekroczyć bez mojego pozwolenia. 

- Więc skoro mówiłeś o spaniu dziś ze mną, miałeś na myśli...

- Właśnie tak. W komnacie przygotowanej dla Gege!

- Kiedy San Lang zdążył już o tym pomyśleć? - Byłem nieco zdziwiony, choć znając chłopaka, nic nie było dla niego niemożliwe. 

- Dużo wcześniej zleciłem jej przygotowanie. To była komnata, gdzie Gege zażywał kąpieli i się przebierał. 

- Czy... to znaczy, że będę mieć tak duży pokój tylko dla siebie? I z taką ogromną łazienką? Z wanną? - Nie mogłem w to uwierzyć. 

- Ha, ha! Tak, Gege. Dlaczego jesteś aż tak zdziwiony? Mamy tu bardzo dużo wolnych pomieszczeń, więc jeśli coś by się nie podobało w tym pokoju: był za mały, za ciemny, za zimny, to znajdziemy coś bardziej odpowiedniego.

- Nie, nie! Nie miałem nic takiego na myśli. Wprost przeciwnie. Uważam, że to za dużo dla mnie i San Lang jest dla mnie za miły. - Żyjąc dotychczas otoczony tylko niezbędnym do przeżycia minimum, nie byłem w stanie zaakceptować tak wielkiego prezentu.

- Gege nie musi być taki skromny. Jeśli podoba mu się ten pokój, to dlaczego miałby w nim nie zamieszkać? I będę spokojniejszy, mając go koło siebie. - Podniósł moje obie dłonie i złączył nasze palce razem. - Moją i Gege sypialnię będzie oddzielała tylko ściana, więc jeśli Gege będzie miał zły sen, to zjawię się od razu i pomogę mu znów zasnąć. 

- San Lang - zmierzyłem go spojrzeniem - nie miewam koszmarów i ty jesteś młodszy, więc to ja przyjdę do ciebie, jeśli będziesz będziesz w nocy niespokojny. 

Po moich ostatnich słowach oczy chłopaka się zmieniły. Stały bardziej błyszczące, a wzrok zatopił w moich tęczówkach i czułem jak mój oddech przyspiesza. Ścisnął mocniej moje dłonie i ucałował po kolei palce. Nie przestawał na mnie patrzeć i ten prosty gest, wydał mi się bardzo intymny. Po jego twarzy błądził lekki uśmiech i nim się spostrzegłem, obejmowałem oba policzki San Langa i przyciągałem go do siebie. Jego usta były miękkie jak za pierwszym razem, kiedy się całowaliśmy i zdałem sobie sprawę, że tęskniłem za nimi, ilekroć patrzyłem na jego twarz lub ten lisi nicpoń mnie przytulał. 

San Lang otoczył mnie w pasie ramionami i też przysunął bliżej swego ciała. Jego uścisk był silny, a ciało napięte i twarde. Był wyższy, więc zadzierałem głowę do góry, on natomiast nachylał się i po chwili pogłębił pocałunek.

Ciepły język chłopaka przywitał się z moim, jakbyśmy myśleli dokładnie o tym samym. Spuściłem dłonie na jego pierś i czułem jak mocno i szybko bije mu serce. Dokładnie wiedziałem, co do mnie czuje i jak na niego działam. Jak obaj na siebie oddziałujemy. 

Jedna z jego dłoni oddaliła się od moich pleców i świat zawirował wokół nas, a my razem z nim. Po chwili znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Aura się zmieniła i na chwilę otworzyłem oczy, by zobaczyć jedynie otaczającą nas czerwień. 

Czyżby przeniósł nas gdzieś swoją magią? Czy to była... jego komnata?

Pod naporem niespokojnych ust, mając przed oczami tylko młodzieńczą twarz, nie mogłem się zwyczajnie rozejrzeć i stwierdzić, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Ale jedno było pewne - to miejsce należało do San Langa, bo tak jak on było przesycone jego zapachem i wszechobecnym szkarłatem. 

Ponownie zamknąłem oczy, a chłopak przechylił moje ciało w tył i delikatnie ułożył na czymś miękkim. Domyśliłem się, że to łóżko. Nie był w swojej formie z opaską na oku i rozpuszczonymi włosami, ale mimo to ich część, która nie była związana w niedbały kucyk, opadała na mnie i łaskotała w twarz. Jedną ręką odsunąłem niesforny pukiel, a potem zdjąłem wstążkę, pozwalając włosom opaść. Wplotłem palce, tuż przy jego skroni, a drugą ręką objąłem jego szyję. 

Na chwilę przerwał pocałunek i spojrzał na mnie. Nic nie mówił, ale wiedziałem, że szuka w moich oczach najmniejszego cienia wątpliwości lub obawy, ale nic takiego mu nie dałem. Znów zamknął powieki i przysunął swoje usta do moich, a ja chyba czekałem na to, jakby ta krótka chwila, kiedy nie byliśmy połączeni wydawała się odległym czasem. Mruknąłem zadowolony. Usta San Langa na chwilę się zatrzymały i poczułem jak się uśmiecha. 

Moją klatkę piersiową przygniótł większy ciężar. Położył się na mnie, ale zaraz znów uniósł na łokciach, które ułożył z dwóch stron mojej głowy. Jego kolano znalazło się na szacie pomiędzy moimi nogami i już wyraźnie czułem, że tym razem pierwszy raz w życiu jestem tak bardzo świadomy i zażenowany zachowaniem mojego ciała. Jednocześnie wiedziałem, że nie jest to nic złego.

Nie mniej niż ja był podniecony San Lang i dokładnie czułem to, jak wcześniej dotknął mnie biodrami, choć szybko potem uniósł je w górę. Pragnął mnie, ale nadal nie chciał zrobić nic za szybko. To było aż za słodkie i za bardzo niewinne z jego strony. Mówił mi tak dwuznaczne rzeczy, droczył się ze mną przy każdej okazji, całował z takim pożądaniem, a jednak nadal się wstrzymywał. W przeciwieństwie do mnie. 

Może to, co robiłem było złe, ale kto jak nie on tak bardzo na mnie działał i rozpalał do czerwoności moje ciało? Kto tak bardzo chciał, abym był bezpieczny i szczęśliwy?

Napięcie między nami było nie do zniesienia. Dyszałem, mruczałem, ale emocje coraz bardziej mnie otumaniały. Przyciągnąłem jego biodra do siebie i prawie doszedłem od samego dotyku jego wrażliwej części ciała na swojej. On chyba czuł to samo, bo schował swoją twarz w mojej szyi i naznaczał ją powolnymi pocałunkami, jakby chciał się uspokoić. Za to ja jeszcze bardziej go zapragnąłem i moja dłoń samoistnie powędrowała w dół jego szat.

- Gege... - wychrypiał.

- Mn. - Ja nie byłem w stanie nawet wypowiedzieć jego imienia. Gardło miałem ściśnięte, a mój umysł już całkowicie przestał racjonalnie funkcjonować. 

Złapałem Go, a San Lang uniósł biodra, jakby chciał mi się wymknąć, lecz było już za późno. Dotykałem wypukłości przez luźny materiał - drżał pod moimi palcami. Po chwili poczułem jego dłoń na sobie i wiedziałem, dlaczego się odsunął. To uczucie wywołało u mnie nową falę gorąca i od razu odszukałem ust chłopaka. Były słodkie i tym razem od razu bez skrępowania połączyliśmy wilgotne języki, które niestrudzenie tańczyły w naszych ustach, powodując, że z każdą chwilą stawaliśmy się jeszcze bardziej twardzi. Poruszaliśmy dłońmi, oddychaliśmy ciężko, uciskaliśmy sobie nawzajem i wydawaliśmy dźwięki, jakie słyszy się czasami w filmach dla dorosłych.

W końcu napiąłem całe ciało i wygiąłem w łuk. Zdusiliśmy jęki w swoich ustach. Mój umysł przez chwilę był całkiem pusty, jakbym stracił zdolność myślenia. San Lang włożył rękę pod moje naprężone plecy i jeszcze mocniej podciągnął je w górę. Moje podbrzusze płonęło i oddychałem z trudem, ale poczułem jakąś błogość i nie mogłem przestać się uśmiechać. 

San Lang ucałował moją dolną wargę, potem górną, potem znów obie i odsunął się, zatapiając spojrzenie w mojej twarzy. Miał rumieńce, których jeszcze nigdy u niego nie widziałem. Jego wzrok... O Boże... Patrzył na mnie tak, jakbym był najważniejszą osobą w jego życiu, jakby chciał mi powiedzieć wszystko, ale nie mógł rzec nawet słowa. Jakby był zagubiony, a ja byłbym jego azylem, miejscem które szukał od zawsze i w końcu je znalazł. Gdyby otworzył usta i coś mi powiedział, to dokładnie wiedziałem jakie byłyby to słowa.

A on tylko się uśmiechnął i znów pocałował.

Minuty albo kwadranse później (straciłem poczucie rzeczywistości) opadł na łóżko obok mnie i wziął w ramiona, mocno przyciskając do swojej pulsującej od emocji klatki piersiowej. Ja zrobiłem to samo, wsłuchując się w jego serce. Nasze twarze były rozpalone, ciała nadal się trzęsły, a w szatach był istny "bałagan", ale w tej chwili po prostu cieszyliśmy się swoją bliskością. Jak nigdy wcześniej, nie czułem się tak "mokry", ale i tak szczęśliwy i jeszcze dobitniej dotarło do mnie, ile bym stracił, gdybyśmy nie spotkali się tamtego dnia i nie byli teraz razem. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro