Rozdział 26
Krótka notka od autorki: Aby uniknąć przez Was uczucia jakiegokolwiek dyskomfortu na treści jakie mogą pojawić się mniej więcej od tego momentu w przód, pragnę ostrzec, iż delikatnie może się zatrzeć granica między tym co "w umyśle", a tym co bohaterowie "robią w rzeczywistości". Wczoraj jedna z osób, która przeczytała rozdział napisała, że jeden z bohaterów jest "horny boi", więc może wczoraj już powinnam była napisać takie małe ostrzeżenie i jeśli ktokolwiek poczuł się źle przez niezbyt poprawne myśli Feng Xina, to przepraszam, że Was tak późno ostrzegam.... ale tak, mogą trafić jakieś lekko zabarwione erotycznie sceny, lecz w dalszym ciągu jeszcze tylko bardzo delikatnie ^_^
Życzę miłego czytania i dziękuję, że tyle już ze mną wytrzymaliście ^-^
Asimarek
POV Shi Qing Xuan
Jak tylko drzwi na wewnętrzny plac treningowy się zamknęły, He Xuan zmienił chwyt z mojego nadgarstka na moją dłoń. Lubiłem tą jego stronę, w której nie chciał przy innych pokazywać prawdziwych uczuć. W końcu tylko ja dobrze o nich wiedziałam i tylko mi pozwolił poznać tę swoją drugą stronę - bo w rzeczywistości był bardzo troskliwą osobą. Na co dzień zimny i obojętny, a tylko ja potrafiłem wkurzyć go do granic wytrzymałości, więc wiedziałem, że jestem dla niego kimś wyjątkowym.
Drugą sprawą było, jak postrzegali go inni mieszkańcy Miasta Duchów. Choć niekiedy był gościem Hua Chengzhu, to jednak w większości przypadków, kiedy odwiedzał nasz nieduży kraj, to był tu na moją prośbę. Mnie i Władcę różnił status społeczny i jeśli traktowali jego gości z należytym szacunkiem, to moich już nie w takim stopniu. Byłem ogólnie lubiany, ale mimo to, kiedy He Xuan był ze mną, to ludzie bardziej się go obawiali, niż uważali za gościa, którego należy traktować z serdecznością.
Nie było to dziwne, bo od wieków rządził wodami i sprawował tam pieczę nad wszystkim co pływało, ale sam He Xuan nie czuł się z tym zbyt dobrze. Lub mówiąc prościej - spacerując w moim towarzystwie przed innymi mieszkańcami nie chciał, aby ktokolwiek mówił o mnie coś złego. Dlatego nigdy nie zmieniał wyrazu swojej twarzy i nigdy nie pokazywał mi uczuć publicznie. Nigdy. Nie powiedział mi dlaczego tak się zachowywał, ale wiedziałem, że robił to ze względu na mnie, żeby nie zszargać mojego imienia i żeby nikt nie łączył nas ze sobą.
To było słodkie i kochałem tę jego stronę, ale przez to tak często rzucałem mu się na szyję, dotykałem go, zaczepiałem przy pierwszej lepszej okazji i pokazywałem, że nie przeszkadza mi, co pomyślą o nas inni. W końcu obaj byliśmy w swoim towarzystwie szczęśliwi, więc co nas obchodziła opinia często zupełnie obcych ludzi?
Jednak cokolwiek bym nie robił, He-xiong zawsze zachowywał się tak samo.
Nawet teraz - złapał mnie za rękę, dopiero jak byliśmy już sami. Najwyższy Król na pewno o nas wiedział, bo nie było wielu rzeczy, o których by nie miał pojęcia, ale moja miłość zachowywał się tak samo zimno. Jakby korona miała mu spaść z głowy, gdyby zwyczajnie przytulił mnie lub pocałował, co czynił wielokrotnie, jak już byliśmy sami.
Ha, ha! - Powachlowałem się zastępczym wachlarzem i uśmiechnąłem. I tak byłem już zadowolony, że chwycił mnie od razu jak tylko straciliśmy resztę z oczu.
Moja energia regenerowała się 10 razy szybciej niż w świecie ludzi, ale nadal miałem jej niewiele. I widziałem, że Czarnej Wodzie też jej brakowało, bo nadal nie zasklepił swojej rany na barku.
Przyspieszyłem kroku, ciągnąc go za sobą, ale po kilku krokach zrównał się ze mną i wziął na ręce.
- Gdzie się tak spieszysz? - Jego smukłe silne ciało trzymało mnie, jakbym nic nie ważył. Przysunąłem się bliżej do chłodnej klatki piersiowej, która studziła moje rozpalone policzki nawet przez jego ubranie.
- Tęskniłem za tobą - przyznałem i dotknąłem miejsca, gdzie kiedyś miał serce. - Siedziałem wiele godzin na tym łóżku z zielonymi sługusami Qi Ronga i ciągle myślałem tylko o tobie.
- Naprawdę myślisz, że ci uwierzę? - Nie patrzył na mnie, jak przemierzaliśmy kolejne dziesiątki metrów korytarzy. - Mówisz to teraz tylko po to, żeby uniknąć mojej obietnicy.
- Chodzi ci o "złojenie mi skóry"? - zapytałem.
Nie odpowiedział.
Oczywiście, że pamiętałem o jego słowach, ale przecież... nie mógłby być dla mnie tak okrutny tylko za jeden głupi żart...? Przecież to ja byłem tym pokrzywdzonym, którego porwano. Może i z mojej winy, ale to niczego nie zmienia.
Kiedy He Xuan i Feng Xin walczyli ze sobą, mój Pan poprosił mnie bym w końcu zdał mu relację, co dokładnie zaszło. Po drodze jak wracaliśmy do Pałacu to nie wytrzymałam i opowiedziałem o tym Czarnej Wodzie, ale w ogóle nie przeszkadzało by mi odpowiedzieć o tym więcej razy, bo to była naprawdę zabawna historia.
Wczorajszego poranka przyszła do świątyni, którą akurat odwiedziłem grupka dzieci. Zobaczyły mnie, sławnego Mistrza Wiatru i poprosiły o pomoc, mówiąc, że w ich wiosce u podnóża murów Miasta Duchów pojawiła się jakaś bestia i porywa wszystkie zwierzęta hodowlane. Nie dość, że zabiera je biednym mieszkańcom, to nie robi tego z głodu, ale dla jakiejś chorej, znanej tylko bestiom przyjemności - porywając je, po prostu zabija i wraca po kolejne.
Jako znany Kapłan nie mogłem pozostawić tych biednych ludzi bez pomocy i od razu ufnie za nimi podążyłem. Kiedy dotarłem do mieściny, okazało się, że to nie bestia łakoma trzody mnie przywitała, ale sam Qi Rong z tym dziwnym chłopakiem, który okazał się być Demonem z Prastarego Lasu.
Dalej już wiadomo co się stało oraz jak znalazłem się tu w ramionach mojego xionga.
W tamtym baraku może troszkę przesadziłem, ale nie spodziewałem się, że Najwyższy Wodny Duch aż tak bardzo przejmie się moim losem. On jednak wydawał się szczerze dotknięty, widząc, że nie zdaję sobie sprawy, co się dzieje wokół mnie, że jestem tu siłą przetrzymywany i mam problemy z pamięcią. A on tyle dla mnie zrobił, żeby tu dotrzeć. Oczywiście nie chodziło mu o niego samego lub co dla mnie przeszedł, ale głównie o mnie i o moje zdrowie oraz bezpieczeństwo.
Więc teraz czułem troszkę wyrzuty sumienia. I postanowiłem sobie, że jak dotrzemy do mojej komnaty, to go należycie przeproszę. Może przygotuję mu relaksującą kąpiel? Albo pyszną kolację? Lub odstresowujący masaż pleców? Nie powinien odmówić swojemu małemu braciszkowi, jeśli ten ładnie go przeprosi.
Po drodze do mojej komnaty nikogo nie spotkaliśmy. Większość kapłanów była na zewnątrz i starała się zrobić coś z szalejącą burzą, a przynajmniej ochronić budynki od porażających błyskawic. Trochę się cieszyłem, że jeszcze nie byłem w pełni sił, bo na pewno mókł bym tam teraz ze wszystkimi. Tymczasem mogłem spędzić czas z osobą, z którą nie widywałem się codziennie. Dlatego każdą minutę, kiedy byliśmy razem, starałem się wykorzystać, tak żeby niczego nie żałować.
Po przejściu krętymi korytarzami, które zarówno ja jak i mój przyjaciel dobrze znaliśmy, dotarliśmy do mojej komnaty (He Xuan miał chyba w głowie wyznaczony azymut jak tu trafić i mało co go więcej interesowało). Miał zajęte ręce, więc ja nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, które on po wejściu kopnął i zatrzasnął. Nie silił się na uprzejmości.
Podszedł do łóżka i rzucił mną jak kłodą na materac.
- Aj, aj, aj - zawyłem. - Mógłbyś być delikatniejszy.
- Mógłbym, gdybyś mnie tak dzisiaj nie zdenerwował.
- Jeszcze się złościsz o tamto? - spytałem z uśmiechem i już gramoliłem się z łóżka.
He Xuan nie odpowiedział, więc wstałem i złapałem go za ramię.
- Naprawdę przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz. Spodziewałem się, że razem pośmiejemy się z tego żartu.
Mężczyzna nadal się nie odzywał, ale widziałem jak znów zaciska szczękę.
- Dobrze, już dobrze, naprawdę przepraszam. Powiedz mi proszę, co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? Nie chcę, żebyś dalej był na mnie zły.
- Nie mogłeś o tym pomyśleć wcześniej? - Oj, nadal był wściekły. - Wiesz na co mam teraz ochotę? - Jego wzrok przeszywał mnie wskroś i poczułem dreszcz. Bałem się mu odpowiedzieć. - Dać ci takiego klapsa, żebyś nie mógł siedzieć przez kilka dni. Najlepiej tyle, ile będę zły na ciebie.
- Nie, He-xiong. - Uniosłem dłonie w obronnym geście - Wiem, że nie chcesz tego zrobić. - Jego kąciki ust się uniosły. - Nie patrz tak na mnie i proszę, nie uśmiechaj się w ten sposób. - Zrobiłem krok w tył i usiadłem na brzegu łóżka.
He Xuan złapał mnie w pasie, przerzucił sobie przez ramię i dał mi tak solidnego klapsa, że zakwiliłem. Tyłek zaczął mnie piec, mimo, że chroniły go 3 warstwy materiału, ale bałem się powiedzieć cokolwiek.
Zerknąłem na niego i widziałem, że znów podnosi rękę, więc zamknąłem mocno powieki, szykując się na kolejną falę bólu, ale on tylko położył dłoń na mych pośladkach i rzekł poważnie:
- Nigdy więcej tak nie rób.
Od razu odpowiedziałem:
- Obiecuję, że to już się nie powtórzy.
- En. - Odetchnął. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Nic? - Nie mogłem nic poradzić na pretensje w moim głosie. - Chyba poza bolącymi czterema literami! Weź teraz za to odpowiedzialność!
- Wezmę - odparł, nieprzejęty.
Usiadł na mojej seledynowej pościeli i posadził mnie na swoich kolanach przodem do siebie. Tyłek mi pulsował bólem i czułem jego gorąc. He Xuan uniósł i rozsunął moje szaty. Patrzył na mnie i nie do końca rozumiałem, co chciał zrobić, dopóki nie dotknął brzegu mojej bielizny i nie przejechał lodowatymi palcami po plecach. Wstrzymałem powietrze, ale nadal nie przerwałem z nim kontaktu wzrokowego. A potem zsunął mi spodnie do połowy ud i przyłożył chłodne duże dłonie do gorących pośladków.
Zamknąłem powieki i oparłem czoło o jego obojczyk. Już sam nie wiem co było gorsze, czy ten ból od klapsa, czy ten chłód.
- To nie było miłe - powiedziałem cicho.
- Nikt nie powiedział, że kara ma być miła. Z założenia jest stosowna po to, żeby wskazać komuś błąd oraz dać do zrozumienia, żeby już tak więcej nie zrobił. - Zamyślił się i dodał: - Kara jest też rodzajem lekarstwa, więc może wyleczy cię z tej twojej chronicznej głupoty.
- Didi* zrozumiał i już więcej nie zdenerwuje aż tak swojego xionga.
(Didi* - młodszy brat, jeśli ktoś zna lepsze słowo, może bardziej jak "młodszy braciszek" to proszę o info ♥️)
- Czyli sugerujesz, że nie przestaniesz sobie drwić ze mnie, ale "nie aż TAK bardzo"?
Jak zwykle powiedziałem za dużo!
- Będę grzeczny, tylko już mnie nie bij! - Trzymałem za materiał jego czarnej szaty i zastanawiałem się, jaką ma teraz minę.
Czy nadal był zły, czy w końcu mu przeszło.
Nic nie mówił, więc sam to sprawdziłem. Odsunąłem głowę i spojrzałem na jego twarz. Nie uśmiechał się, ale nie był zły.
Uff. Nareszcie będę mógł odetchnąć. Nie przypuszczałem, że potraktuje mnie jak dziecko i uderzy.
Uspokoił się, ale nadal pozycja, w której byliśmy nie była najwygodniejsza. Ruszyłem się, chcąc zejść z jego kolan, ale on tylko mocniej chwycił mnie za pośladki i przyciągnął bliżej swojego brzucha.
- Nawet nie myśl, że mi uciekniesz.
- N-nie zamierzałem! Chciałem tylko ulżyć trochę twoim nogom. Jestem ciężki. - Próbowałem się wykpić i uciec od niego, kiedy jeszcze mogłem.
- Shi Qing Xuan, popatrz mi w oczy i powtórz to, co powiedziałeś. Wiesz dobrze, że nie lubię jak się mnie oszukuje.
- Ja... - zacząłem, a on zabrał dłonie z moich pośladków. Przełknąłem lekki strach. - J-ja... - Chłód pojawił się na moich plecach i wędrował coraz wyżej. Nie mogłem się skupić na tym, co chciałem powiedzieć. Dłonie He Xuana dotknęły mojego boku, a potem brzucha i wstrzymałem powietrze w płucach. Jego długie lodowate palce wspinały się pod ubraniami po moich żebrach do piersi i delikatnie musnęły sutki. Od razu zrobiły się twarde. Opuszkami palców gładził je i lekko naciskał. Przysunął swoje usta bliżej mojej szyi, składając tam niespieszny chłodny pocałunek. Było mi gorąco i tym bardziej różnica temperatur naszych ciał dawała o sobie znać.
- Chodź do łazienki - wyszeptał mi do ucha.
- Doo-brze - odpowiedziałem trochę niezrozumiale.
Zaczynałem już lekko dyszeć, ale jeśli He Xuan chciał TO zrobić w łazience, to nie miałem nic przeciwko.
Zszedłem z jego kolan, a on podciągnął mi spodnie, żebym się nie przewrócił. Mój umysł powoli odlatywał i nawet bym na to nie zwrócił uwagi, ale duch pamiętał o wszystkim. Nie było drugiej tak kochanej osoby jak on.
Podał mi dłoń i razem poszliśmy do pomieszczenia obok. Zastanawiałem się jak będzie chciał mnie wziąć. Czy w wannie podczas kąpieli, czy pod prysznicem jak razem będziemy bardzo dokładnie myć swoje ciała?
Błogi uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy.
He Xuan podszedł do wanny i odkręcił wodę.
A więc wanna. - Oczy mi się zaświeciły. - Marzyłem o niej, odkąd siedziałem w tym baraku. Jak mój kochanek dobrze mnie zna i wie czego mi potrzeba.
Stanął przy niej przodem do mnie i powiedział.
- Rozbierz mnie. Tylko powoli.
- En - odparłem od razu i zabrałem się do zdejmowania wierzchniej szaty.
- Pozwoli, nigdzie nam się nie śpieszy.
Kiwnąłem głową i już bardzo powoli, lekko drżącymi z podniecenia dłońmi zacząłem ściągać z niego warstwę po warstwie.
W końcu stanął przede mną zupełnie bez niczego, a czarne włosy spływały na jego ramiona, plecy i klatkę piersiową.
- Zwiąż mi włosy. Nie chcę ich zamoczyć - rzekł rozkazująco, a ja bez słów sprzeciwu spełniłem jego prośbę.
- Już.
- Dobrze. A teraz zakręć wodę i idź po mydło.
Oczywiście nie sprzeciwiałem mu się. Tak jeszcze się ze mną nie bawił przy grze wstępnej, ale to oczekiwanie samo w sobie już mnie rozpalało i z coraz większą niecierpliwością czekałem na dalszą część. Coś między moimi nogami też nie mogło się tego doczekać i wiem, że He Xuan poczuł to już wcześniej jak opierałem się o jego brzuch, a teraz widział przez luźną szatę.
Zawsze podnieca go taki widok, więc myślę, że długo nie wytrzyma bezczynnie.
Wróciłem z jaśminowym mydłem, choć He Xuanowi było obojętne jakie dostanie, to ja lubiłem ten zapachu na jego ciele.
Wszedł do wanny, a ja położyłem mydło na podstawce i zacząłem się rozbierać.
- Co robisz? - zapytał, patrząc na mnie.
- No... rozbieram się, żeby do ciebie dołączyć. Czy nie chciałeś, żebyśmy razem się wykąpali? - odparłem, zupełnie zbity z tropu.
- Nie - odpowiedział chłodno. - Dziś ja się myję, a ty co najwyżej możesz mi umyć plecy.
Popatrzyłem na niego, zastanawiając się czy mówi poważnie. On natomiast zamknął oczy i obniżył się w wodzie, tak że wystawała mu tylko głowa.
Więc to ma być dalsza część kary? Czy to naprawdę nie za dużo? Najpierw TAK mnie dotykając, a potem wysługując się mną jak pachołkiem?
Zaciągnąłem z powrotem moją wierzchnią szatę i obróciłem się na pięcie. Wychodząc oburzony, zatrzasnąłem za sobą głośno drzwi.
Jak on mógł mnie potraktować w taki sposób? Jak? Ze wszystkich ludzi, których znam...akurat on? Agh! - wrzasnąłem i wyrwałem sobie w z głowy garść włosów.
Rzuciłem się na łóżko i otworzyłem wachlarz, poruszając nim szybko przed twarzą.
Ależ jestem wściekły!!!
Zamknąłem oczy i położyłem na nich przedramię.
He Xuan naprawdę się dziś dziwnie zachowywał.
W myślach postawiłem się w jego pozycji i dopiero po kilku minutach zrozumiałem, dlaczego mógł być tak zły. Gdybym to ja przeszedł tyle dla niego, a potem on zrobiłby sobie ze mnie jaja, to byłbym wściekły. Nawet ja byłem strasznie wkurzony tylko dlatego, że zrobił mi ochotę i nie pozwolił kontynuować, a nawet dołączyć do kąpieli.
Przełknąłem wstyd i złość. Zawaliłem. Dziś totalnie zawaliłem. Westchnąłem i odrzuciłem zastępczy wachlarz na szafkę nocną.
Pójdę do niego i go przeproszę. Tym razem całkiem szczerze. Mam nadzieję, że mi uwierzy, bo w końcu zrozumiałem, że on się o mnie poważnie martwił, a ja potraktowałem go w taki sposób.
Wstałem z łóżka i ponownie poszedłem do łazienki. W wannie nadal była woda, ale nie dostrzegłem He Xuana. Rozejrzałem się, ale nigdzie go nie było.
Nie mógł chyba zniknąć tak nagle! Czyżby wrócił do siebie?
Podszedłem do wanny i nagle rzuciłem się do niej biegiem. He Xuan leżał na dnie!
Kto wie ile czasu?!
- He Xuanie! He Xuanie! Proszę, nie umieraj! Proszę!!
Jak to się stało?!
Nie przyglądałem się wcześniej jego ciału, lecz teraz widziałem dziurę po strzale Feng Xina. Rana w dalszym ciągu była otwarta.
Wiedziałem, wiedziałem, że coś jest z tobą nie tak! Jeszcze nie doszedłeś całkowicie do siebie po starciu z Hua Chengzhu, a potem z tym człowiekiem!
Trzymałem jego ciężkie ciało ponad powierzchnią wody i zastanawiałem się, jak mam go stamtąd wyjąć i jak się robi reanimację, o której tak często mówiono w ludzkim świecie.
Ledwo o tym pomyślałem, a czyjeś silne ramię chwyciło mnie za kark i wciągnęło całego do wody. Wynurzyłem się, kaszląc i krztusząc. Ciepła dłoń dotknęła mojego policzka, a druga wyciągnęła z włosów ozdobę, pozwalając im swobodnie opaść.
Podniosłem głowę i moje oczy spotkały się ze złotymi oczami He Xuana.
- Nie powinienem ot tak ci wybaczyć, ale twój głos i te psie oczy tym razem były szczere.
Przyglądałem się mu, nie wiedząc co mam powiedzieć.
- Jakie to uczucie martwić się o kogoś? - zapytał i dostrzegłem ten rzadko widziany na jego twarzy uśmiech.
- Straszne - rzekłem i przybliżyłem trzy palce do jego rany.
- En.
- Nie udawaj więcej umarłego.
Zaśmiał się.
- Ja już nie żyję. Co może mnie bardziej zabić? Nawet nie muszę oddychać.
- Ale jak zobaczyłem cię w tej wodzie, to nie myślałem o niczym, tylko żebym zdążył cię uratować. - Moje serce nie chciało się uspokoić. Ciągle biło szybko i mocno. Chyba za nas oboje.
Pstryknął mnie w czoło.
- Naprawdę jesteś głupiutki. Przecież jestem Czarną Wodą, Wodnym Demonem, jak mógłbym umrzeć w wodzie? - Naprawdę byłem głupi, że od razu o tym nie pomyślałem. - Zapamiętaj to uczucie i nigdy więcej nie waż się martwić swojego He-xionga. - Kiwnąłem głową. - I wyskakuj w końcu z tych ciuchów, bo woda nam wystygnie. Nie po to moczyłem się dla ciebie tyle czasu, żeby znów cię dotykać zimnymi rękoma. A, i jeszcze jedno, jak odwdzięczysz się za ratunek?
- Może słodycze z ludzkiego świata? - Spróbowałem, bo to pierwsze przyszło mi do głowy.
- Mmm, to też...
Zaśmiałem się tym razem i ja. Kochałem tego mężczyznę od lat. I mimo że znaliśmy się już tyle czasu, to nadal potrafił mnie zaskakiwać i wiedziałem, że też nigdy nie przestanie mnie kochać.
*
Burza oddalała się od nas, przynosząc w zamian chłód, który przez okna wdzierał się do wnętrza pałacu. Ale ja już tego nie czułem. Siedziałem w ciepłej wodzie, oblepiony rozgrzanym ciałem mojego ukochanego Wodnego Króla Duchów i pomyślałem, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro