Rozdział 24
POV He Xuan
Chłopak, któremu pomagałem otworzyć drzwi do krążącej po Mieście Duchów energii, był znacznie silniejszy, niż początkowo przypuszczałem.
Nie miałem z nim wcześniej styczności. Dziś pierwszy raz się spotkaliśmy i dowiedziałem się, że tak jak ja uwielbia jeść, więc wspólnie z dość dużą szybkością opróżnialiśmy półmiski podczas obiadu. Wydawał się wesoły jak Shi Qing Xuan, ale bardziej bezpośredni i oderwany od rzeczywistości.
Jak na młodziaka w jego wieku, to biła od niego jakaś dziwna energia. Do tego odniosłem wrażenie, że jest nadzwyczaj silny. Podobnie zresztą jak Feng Xin, obaj mieli w sobie to coś, co charakteryzuje ludzi obytych z walką i stworzonych do niej. To odczucie było dobrze mi znanego i dlatego dziwiłem się, że marne istoty z tamtego świata też mogły takie być.
Jedynym "innym"- zwyczajnym wydawał się Xie Lian, którego Hua Cheng nie odstępował na krok. Był to mężczyzna dość przystojny, taktowny i sympatyczny, ale wyglądał nadzwyczaj krucho i słabo, bez żadnych specjalnych zdolności czy siły. Dlatego ciągle zastanawiałem się nad zachowaniem Władcy wobec tego człowieka. Bo ewidentnie coś musiało się za nim kryć.
Obecnie Quan Yizhen skupiał się na tym, co wcześniej nakazał Hua Chengzhu, więc i ja przerwałem rozmyślania. Poprowadziłem moją jeszcze nie do końca zregenerowaną energię do wnętrza jego ciała. Pochłonął jej małą cząstkę jak gąbka wodę i przez chwilę nie byłem pewien, czy w ogóle coś mu przekazałem. Nic na to nie wskazywało. Spróbowałem więc ponownie, tym razem więcej. Byłem zaskoczony, bo naprawdę chłopak wszystko wchłonął.
Czy to ze mną jest coś nie tak? Czy jestem aż tak słaby?
Wziąłem głęboki oddech i skumulowałem w dłoni sporą część mocy, po czym pchnąłem ją w plecy Quan Yizhena. W końcu zadziałało i blask rozlał się na całe jego ciało. Pod palcami miałem naprężone mięśnie pleców, które zaczęły dziwnie pulsować.
Zaryzykowałam komunikację poprzez szyk.
"Quan Yizhen".
Chłopak drgnął.
"He Xuan?"
"Istotnie. Jak się czujesz?"
"Jakbym mógł zmiażdżyć rękoma skałę. To jest ta wasza energia?"
"To tylko mała jej część. Na razie odblokowałem możliwość jej pochłaniania przez twoje ciało, a z resztą będziesz musiał sobie sam poradzić".
"Czy ty mówisz w mojej głowie?"
Dopiero zauważyłeś?
"En. Hua Cheng poprosił, aby też was tego nauczyć".
"To jest odjzadowe!" - Energia w chłopaku zaczęła szybciej krążyć.
"Nie wiem, co oznaczają te słowa, ale jeśli się nie uspokoisz, to energia rozsadzi cię od środka". - Sam próbowałem teraz zwolnić jej przebieg, ale emocje Quan Yizhena były zbyt silne. - "Musisz się uspokoić" - powtórzyłem.
"Ale mi się to podoba! To świetne uczucie!"
"Jak nie nauczysz się kontrolować mocy, to już więcej nie będziesz się tak cieszył, bo zostanie z ciebie tylko mokra breja".
Jak ja miałem z nim współpracować?
"OK, OK. Już". - Po tych słowach burza w ciele chłopaka ustała. Jak ręką odjął.
Co jest z tym dzieciakiem?!
"Czy kiedykolwiek medytowałeś?" - Nie mogłem się powstrzymać przed zapytaniem go o to.
"Nigdy".
"A co zazwyczaj robisz, żeby się uspokoić?"
"Biję się z kim popadnie" - odparł od razu.
Nie sądzę, żeby od bicia innych można było szybko stłumić w sobie taką ilość energii!
Tym razem powstrzymałem się od powiedzenia czegokolwiek.
Miałem podejrzenia, że musiał być ktoś, kto go tego nauczył, jak perfekcyjnie kontrolować energię, bo to, co zrobił chłopak, nie było normalne. Nikt nie rodzi się z takimi zdolnościami i tak samo nikt nie rodzi się z możliwością wchłaniania takiej mocy. Od lat nie byłbym Demonem Wód, jeśli bym tego nie wiedział. Więc, w takim razie, skąd i jego wziął Hua Cheng?
Przez następne kilka minut Quan Yizhen dostawał ode mnie krótkie informacje o szykach komunikacyjnych i ustawieniu haseł. Oczywiście jego hasło brzmiało "Chcę się z tobą bić". Wcale mnie to nie zdziwiło, a nawet spodziewałem się jak zawsze będzie odpowiadał po nawiązaniu z nim łączności: "Kiedy i gdzie?"
Ten dzieciak był chodzącym przykładem osoby, która w życiu kierowała się tylko jednym - walką. Natomiast jego śmiałość i bezpośredniość wydawały się nawet gorsze od Shi Qing Xuana, który aktualnie nadal grzebał w pudełku z wachlarzami, szukając czegoś dla siebie.
Hua Chengzhu odprowadził wzrokiem Xie Liana, który wyszedł za drzwi. Chwilę przed nim wyszła też ta irytująca para generała i łucznika. Cały czas się kłócili jak pies i kot. Choć obiad był dobry, to ich towarzystwo psuło atmosferę.
Teraz chłopak w szkarłatnej szacie podszedł do mnie i klepnął niezbyt lekko w ramię, elektryzując moje ciało i przekazując część mocy. Zdecydowanie miał jej dużo, bo dla niego była to tylko krótka sekunda dotyku, a dla mnie zregenerowanie moich braków spowodowanych utratą krwi. Ciągle miałem ze sobą prezent od Yushi Huang, tęczową pigułkę z energią, ale wiedziałem, że to bardzo unikatowy przedmiot, więc byłem zadowolony, że nie musiałem jej użyć.
Co prawda sprowadziłem do Miasta Duchów Shi Qing Xuana i na tym moja rola powinna się skończyć, ale byłem winny temu Władcy dług, więc nie mogłem odmówić jego prośbom. Choć zasadniczo on nie prosił, on oznajmiał, czego oczekiwał. A kiedy ktoś nagrabił sobie u niego, tak jak w tym wypadku ja, to nie miał wyboru i musiał mu się podporządkować. Przynajmniej przez jakiś czas.
Zaraz po pacnięciu mnie, także wyszedł.
Zostałem sam z tą dwójką przerośniętych dzieciaków, więc żeby mieć to już za sobą, zacząłem przekazywać podstawową wiedzę o kumulacji i używaniu energii Quan Yizhenowi. Im szybciej się z nim uporam, tym szybciej złoję skórę mojemu Mistrzowi Wiatru.
POV Xie Lian
Nadal nie wiem jak do tego doszło. Naprawdę... I nadal nie wiem, co ja tu robiłem i dlaczego musiałem być tu akurat ja. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że będę się do tego najlepiej nadawał.
Mówiąc "do tego" miałem na myśli bycie sędzią w pojedynku, na którego pomysł wpadli wspólnie, by w praktyce "sprawdzić swoje umiejętności i kontrolę energii".
Nawet sam San Lang powiedział, że to wspaniały pomysł, bo nic tak nie uczy i nie rozwija jak prawdziwa walka. Jednak żeby mi jako sędziemu nic się nie stało, to uprzedził wszystkich, że mój jeden stracony włos z głowy, to jedna złamana kość nieuważnego śmiałka, który byłby na tyle głupi, żeby się do mnie zbliżyć. Dodatkowo sam stanął za mną i objął w pasie, jakby była to najzwyczajniejsza pod słońcem pozycja obronna.
Najzwyczajniejsza... Chyba między osobami, które mają się ku sobie. A przecież my zaledwie... Ja nie... - zerknąłem zrezygnowany na San Langa.
Oczywiście, uśmiechał się swobodnie i za nic miał moje zakłopotanie. Z drugiej strony wiedziałem, że na pewno nic mi się nie stanie, kiedy to on będzie obok i trochę niechętnie zgodziłem się w końcu na jego przytulenie oraz sugestię wszystkich.
Przyszło mi do głowy, że jeszcze dwa kwadranse wcześniej słuchałem niezrozumiałych słów Yushi Huang, a teraz jak gdyby nigdy nic byłem ze wszystkimi. To naprawdę bardzo tajemnicza kobieta. Po rozmowie oddaliła się dosłownie w ostatniej chwili, kilka sekund przed przybyciem San Lang, jakby go wyczuła.
Ciągle nie mogłem zrozumieć, czego dokładnie ode mnie oczekiwała. Jak mogła prosić mnie o coś tak nierealnego i niemożliwego do spełnienia? Lecz nie mogłem odmówić. Jej oczy były szczere i przepełnione troską. Znałem ten wzrok, bo tak samo patrzył na mnie San Lang.
Położyłem dłoń na dłoni chłopaka i uścisnąłem ją lekko.
- To kto pierwszy odbędzie pojedynek? - spytałem.
- A kogo Gege będzie chciał zobaczyć pierwszego? - odpowiedział pytaniem, pozostawiając mi decyzję.
- Generała? - Zaryzykowałem i zerknąłem na niego. Po rumieńcu wywołanym przez Feng Xina nie było nawet śladu, pozostawiając twarz chłodną i skupioną.
Gdybym wcześniej nie widział, co miedzy nimi zaszło, to w życiu bym się nie domyślił, że obaj mogą się naprawdę polubić. Byli jak dzień i noc, jak ogień i woda, ale czasami ta woda potrafiła się zagotować. Tak różni, a jednak tak podobni w swojej upartości i stawianiu na swoim. Nie lubili chodzić na kompromisy. Nie lubili jak ktoś ich pouczał lub wymagał czegoś od nich. Takie indywidualności...
A jednak jak powiadają "uczucia rządzą się swoimi prawami, próżno doszukiwać się tam logiki czy zdrowego rozsądku".
I gdybym ich wcześniej nie widział razem, to nie dostrzegł bym tych subtelnych spojrzeń, które kierował jeden na drugiego. Umknęły by mi drobne gesty dłoni, delikatnie podniesione kąciki ust, wypowiadane w myślach słowa, po których i jeden i drugi zatrzymywali na sobie wzrok na dłużej niż tylko przelotne zerknięcie.
Widząc ich, zdałem sobie sprawę jak wspaniale mieć obok siebie osobę, której nie jest się obojętnym i z którą można się takimi spojrzeniami wymieniać. Jeśli teraz miałbym stracić San Langa, to bardzo trudno byłby mi wrócić do normalności i moich czerech głuchych ścian.
Kiedy ten chłopak zdążył wkomponować się w moje życie tak mocno, że nie chciałem, aby mnie opuścił? Bez niego czułbym pustkę. Bez tego ciepła, bez jego ramion, uśmiechu, który widziałem, ilekroć patrzyłem na niego, bez moich uczuć, które tak chętnie przyjmował i które tak samo chętnie mi ofiarował.
Dlatego nie mogłem odmówić Najwyższej Kapłance. O co by mnie nie poprosiła, jeśli miało to coś wspólnego z San Langiem, to byłem gotowy na każde nawet najbardziej szalone czyny, jeśli miałyby mu pomóc. Bo to, o co mnie poprosiła, było szalone i nieprawdopodobne. A ja byłem jednym, który ma jakiekolwiek szanse, żeby tego dokonać.
- Generale Xuan Zhen - odezwał się San Lang i wyrwał mnie z zamyślenia. Cieszyłem się, że mimo swoich umiejętności, nie czyta mi teraz w myślach. - Masz pierwszy pojedynek. Quan Yizhen - zwrócił się do uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka z kitką - ty będziesz jego przeciwnikiem. Pasuje ci to?
- Walka z Mu Qingiem? - Upewniał się radośnie. - Myślałem o tym odkąd się poznaliśmy, prawda? - Spojrzał na Mu Qinga.
- Racja, młody - odparł i zmierzwił mu włosy, jak dzieciakowi.
Quan Yizhen przytknął dwa palce do skroni i spojrzał w kierunku He Xuana, po czym z uśmiechem kiwnął głową. Widać było, że Czarna Woda Zatapiająca Statki coś mu przekazywał przez szyk komunikacyjny. Odkąd ci dwaj byli zmuszeni, a raczej Wodny Demon był zmuszony do pomocy chłopakowi, to obojgu udało się znaleźć wspólny język.
Mu Qing i Quan Yizhen stanęli naprzeciwko siebie, zachowując odległość 10 metrów. Ja stałem z San Langiem. Do Czernej Wody podszedł Shi Qing Xuan i złapał go pod ramię, na co tamten lekko obrócił twarz w drugą stronę, ale potem wrócił spojrzeniem na "swojego nowego ucznia". Feng Xin stał z boku ze swoim lekkim uśmiechem, który ukazywał zawsze jak zapowiadało się na ciekawe przestawienie.
- Czy walczący są gotowi? - krzyknąłem, jak przystało na sędziego.
- Tak - odparł Mu Qing.
- Jasne - odpowiedział Quan Yizhen.
- Bronie są dozwolone, choć dobrze by było, gdyby nikt nie stracił żadnej części ciała, a tym bardziej życia. - Uśmiechnąłem się.
To było "przyjacielski starcie", a przynajmniej tak powiedział San Lang, więc miałem nadzieję, że wie, co mówi.
- Walczycie, aż któryś się podda lub nie będzie w stanie ustać o własnych siłach. - Nie dodawałem, żeby byli fair, bo nie było mowy, aby któryś z nich mógł odszukiwać. Bardziej zależało im na dobrym laniu, walce z kimś, niż używaniu chwytów poniżej godności wojownika. A obaj nimi niewątpliwie byli.
Początkowo myślałem, że będą walczyli bronią białą, ale po tym jak Quan Yizhen dotknął miecza, który sam zasugerowałem, że może jemu by podpasował, to stwierdził, że jednak wystarczą mu własne pięści. Tajemnicza broń w jego dłoniach także była przerażająco lodowata.
- Gotowi? - Popatrzyłem na jednego i na drugiego. - Walczcie! - rzuciłem hasło i zaraz przy uchu usłyszałam ściszony, głęboki głos San Langa.
- Patrz uważnie, Gege. To będzie dobra walka.
I patrzyłem. Przerażony.
Zaraz po moich słowach obaj mężczyźni w okamgnieniu znaleźli się w połowie drogi do siebie i połączyli ze sobą palce dłoni, już od pierwszej sekundy siłując się i ustalając, który będzie dominował. Mówi się, że najważniejszy jest pierwszy ruch i tu żaden się nie wstrzymywał.
Generał był generałem przez wiele lat, ale ile z tych lat walczył na gołe pięści? I ile razy walczył z kimś takim jak Quan Yizhen? Ksywka chłopaka nie wzięła się z niczego. Szarlatan doskonałe do niego pasowało.
Po złapaniu dłoni Mu Qing siłował się z nim tylko chwilę, oceniając siłę ich obojga. Była bardzo zbliżona, więc teraz wszystko zależało od doświadczenia. Podniósł kolano i wyprostował stopę. Generał puścił jego dłonie i odskoczył w ostatnim momencie, ale nie mógł opuścić gardy, bo dwudziestolatek już był przy nim. Jedna pięść, druga, kopnięcie, obrót i kolejne kopnięcie. Znałem styl chłopaka i wiedziałem, że się rozgrzewa.
Zamarkował cios i błyskawicznie przegonił swoją rękę stopą. Trafił w napięty twardy brzuch. Twarz Mu Qing mówiła, że liczył właśnie na to. Złapał nogę chłopaka i podhaczył mu drugą. Ale... nie z Quan Yizhenem takie numery. Prawie bez wysiłku podskoczył na jednej nodze, obracając się w powietrzu w tył i robiąc salto. Przetrzymywana stopa wysunęła się z dłoni zaskoczonego Mu Qinga i sięgnęła jego brody, zahaczając samymi końcówkami buta, ale dotykając go. Głowa generała podniosła się do góry, a kiedy z powrotem ją opuszczał, zaskoczony i tym razem lekko oszołomiony, zdał sobie sprawę, że chłopaka nie ma przed nim. Szybko przekalkulował, że nie może być też nad nim, a więc... za nim!
W ćwierć sekundy obrócił się o 180⁰, ale dla szalonego młodziaka było to aż nadto czasu, żeby stojąc kilka centymetrów za nim, obrócić się w jego tempie i umknąć wzrokowi mężczyzny ponownie. Dobrze wiedziałem, co się dzieje w umysłach ludzi, którzy myślą, że jak kogoś nie ma przed nimi, to na 100% są za nimi, a potem okazuje się, że tak nie jest.
Chaos.
Ich głowy zalewa strach i wtedy najszybciej tracą grunt pod nogami. I to dosłownie. Quan Yizhen uwielbiał takie chwile i już robił piękny niski zamach piszczelem na jego piszczel, lecz... To nie było wystarczające, by powalić Mu Qinga.
- Nieźle, młody. - Jego stopy twardo stały na ziemi, jakby ktoś je do nich przytwierdził. - Jeśli to nie byłoby w naszym królestwie, to mógłbyś mnie pokonać. Ale nie zapominaj, że tu używamy też innych mocy. - To powiedziawszy, pięścią zamachnął się tak szybko i tak mocno, że Quan Yizhenowi udało się tylko złapać za jego rękę i używając jego własnej siły, odskoczyć kilka metrów w tył. Uśmiechnął się dziko i znów naparł na mężczyznę w czerni.
Obaj wymienili kilka kolejnych ciosów, których żaden nie trafił celu, a potem Quan Yizhen dodał prawą nogę, celując w głowę. Mu Qing w ostatniej chwili ją zablokował, ale ku zdumieniu wszystkich zachwiał się, a jego źrenice niebezpiecznie się zwęziły. Naparł łokciem, ale Quan Yizhen przepuścił go i złapał za ramię. Jednym silnym pociągnięciem sprowadził większe ciało Mu Qinga do parteru i powalił na ziemię.
Nawet nie patrzył, czy generał się podnosi, od razu dobijając go kolanem. Na szczęście leżący mężczyzna zdołał się przekręcić i kolano tylko musnęło jego bok, dość boleśnie rozrywając mu szatę i skórę. Oczy wszystkich skierowały się na pokaźną dziurę w posadzce.
Krew zastygła mi w żyłach, ale inni wydawali się tylko jeszcze bardziej zafascynowani walką, czekając na widowisko.
Mu Qing cicho zaklął, ale szybko wstał na równe nogi. Dopiero w pełni do niego dotarło, że musi wziąć tę walkę na poważnie, bo Quan Yizhen nie był zwyczajnym przeciwnikiem.
Ze swojego miejsca miałem dobry widok na "scenę" oraz na stojącego nieopodal He Xuana. Wydawało mi się, że przed chwilą właśnie się uśmiechnął.
Walka trwała nadal i choć jeden i drugi nie odpuszczali, to wyglądała na dość wyrównaną. Cokolwiek chciał zrobić Mu Qing, to chłopak zawsze parował jego ciosy, zupełnie jakby wszystko przewidywał. Za to Mu Qing wzmocnił swoją czujność i starał się już nie dać zaskoczyć chłopakowi.
Bili się tak jeszcze dobre 15 minut. Ja byłem zmęczony już samym patrzeniem na nich, a oni jakby niczego nie widzieli, zaślepieni chęcią walki i napędzani adrenaliną.
W pewnym momencie San Lang mnie puścił i powiedział:
- Teraz nie posłuchają ani ciebie, Gege, ani nawet mnie, więc ich rozdzielę, zanim naprawdę się pozabijają - Mrugnął mi okiem i niespiesznym krokiem poszedł w ich kierunku.
Wyciągnął ramię równolegle do podłoża i nagle w jego dłoni błysnęło ostrze E-Minga. Rzucił nim niedbale w górę, srebro zakręciło się, czerwone oko otworzyło szerzej i bułat z hukiem wbił się w ziemię pomiędzy biegnących na siebie mężczyzn. Obaj nagle otrzeźwieli i zatrzymali wzrok na misternie wykonanej rękojeści oraz połyskującemu niżej demonicznemu ślepiu.
Mu Qing spojrzał w stronę San Langa, który powoli kierował się po swoje oręże. Przystanął dokładnie pomiędzy Mu Qingiem a Quan Yizhenem i powiedział:
- Bardzo dobra walka, ale obawiam się, że jak dalej z taką zaciekłością będziecie się bić, to przez przypadek pozabijacie się, a plac treningowy zamieni się w istne pole minowe. - Obaj rozejrzeli się na boki. Istotnie. Większość obszaru, gdzie walczyli usłana była różnej wielkości dziurami w podłodze i wyglądały jak po wybuchach.
Quan Yizhen spojrzał na Mu Qinga i ten drugi tak samo na pierwszego. Uśmiechnęli się niezdrowo (coś z tymi uśmiechami było nie w porządku i wyglądali trochę upiornie). Na szczęście nie kontynuowali walki. Podeszli do siebie i podali sobie dłonie.
- Zakończyliśmy - San Lang podkreślił to słowo i dopiero wtedy mężczyźni puścili swoje dłonie - pierwszą walkę, więc możemy przejść do drugiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro