Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

POV Xie Lian

Wygadałem się. Powiedziałem wszystko, co leżało mi na sercu i poczułem się lepiej. Jakby ktoś zdjął ze mnie wielki ciężar. Nikt mi nie odpowiedział, nikt mi nic nie doradził, ale podczas opowiadania magiczny materiał co jakiś czas wyglądał zza rękawa mojej szaty lub owijał się ciaśniej wokół mojego ciała. 

Zauważyłem, że miał swoją własną wolę i robił to co chciał, choć ewidentnie polubił właśnie mnie. Nie chciał polecieć gdzieś dalej, nawet jeśli uwolnił się już ze swojego szklanego mieszkanka. Potrafił unosić się nad ziemią i wtedy swobodnie tańczył, poruszając swoim ciałem. Jednak najbardziej lubił trzymać się mojego ramienia. Nie narzekałem, bo był ciepły i sama jego obecność była w niezrozumiały sposób pomocna i pokrzepiająca. Do tego uchronił mnie swoimi mocami przed wzrokiem patrolu, więc chwilowo zostaliśmy "towarzyszami zbrodni", razem uwięzieni i skazani na swoje towarzystwo, na które oczywiście nie narzekałem. Mógłbym powiedzieć, że zawiązała się między nami nić porozumienia, ale tylko ja mówiłem, więc materiał to prostu przy mnie był jak dobry znajomy. 

Uznałem to za zabawne i nie mogłem powstrzymać się przed wyobrażeniem sobie jak obaj siedzimy w barze przy piwie i gadamy o głupotach. Taka męska przyjaźń, bo choć kawałek wstęgi nie może mieć płci, to wydawał mi się przyjacielem płci męskiej. Z kobietami rzadko kiedy się spotykałem, by zwyczajnie pogadać i pośmiać się. 

Po moim monologu poczułem zmęczonie, więc usiadłem przy jednej ze ścian, o którą oparłem głowę i plecy. Zamknąłem oczy i dałem się porwać losowo przelatującym w umyśle obrazom.

Wydawało mi się, że siedzę tak minutę, może dwie, gdy poczułem, jak ciepła wstęga zsuwa się z mojej dłoni, a czyjś zdziwiony głos mówi:

- Gege?

Natychmiast poderwałem się na równe nogi, a magiczny przedmiot ustawił się przede mną w obronnej pozycji. 

- San... - zacząłem z przyzwyczajenia, ale poprawiłem się od razu: - Najwyższy Królu. - Spuściłem wzrok, ale zdążyłem jeszcze zobaczyć zbliżającą się postać chłopaka.

- Gege dobrze wie jak mam na imię.

- Jakże bym mógł mówić do ciebie inaczej? Przecież jesteś królem! - Przełknąłem gulę w gardle i nadal nie potrafiąc podnieść na niego wzroku, załkałem: - Przepraszam za wszystko co zrobiłem i jak niepoważnie się zachowywałem. To już się nie powtórzy. 

Przystanął kilka metrów przede mną i nie mogąc powstrzymać ciekawości, na krótką chwilę spojrzałem na niego. Był w luźniej pozycji, a rękami założonymi na piersi i uśmieszkiem na twarzy. Podłapał mój wzrok i jeszcze bardziej się uśmiechnął.

- San Lang nigdzie stąd nie pójdzie, dopóki Gege z nim nie porozmawia. - Usiadł na podłodze tak, że musiałem jeszcze bardziej obniżyć głowę, żeby na niego nie patrzeć. 

- Nie wiem o czym Hua Cheng chciałby z nim porozmawiać. 

- Hm. - Zamyślił się. - Może najpierw zaczęlibyśmy od tego, dlaczego Nieśmiertelny Ruoye przebudził się i tak bardzo chce cię bronić. 

- Nieśmiertelny Ruoye*?

(Nieśmiertelny Ruoye* - to po prostu Ruoye, którego wszyscy znają, ale autorka FF dodała do niego "Nieśmiertelny" z kaprysu lub aby podkreślić jego długowieczność oraz niezwykłość 😉 )

- En. Mówię o tej białej szarfie przed tobą, która nie pozwala mi się zbliżyć - tłumaczył, ale czułem, że gdyby chciał, to podszedł by mimo wszystko. - Nazywamy ją Nieśmiertelny Ruoye. Nie wiem, ile setek lat minęło, odkąd był taki żywy. Niekiedy lekko się poruszał, ale żeby samoistnie stanąć w czyjejś obronie... to się jeszcze nie zdarzyło. Przyznaj się, Gege. Rzuciłeś na niego jakiś czar? Czym zyskałeś sobie jego przychylność? - W głosie chłopaka była wesołość, ale też podziw. 

- Nic nie zrobiłem - przyznałem. - Sam się poruszył, kiedy stałem przed szklaną barierą.

- Gege naprawdę jest niezwykły. - Zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było żartu czy fałszu. - Dlatego San Lang nie mógł się nie zakochać. 

Poczułem jak się rumienię i zastanowiłem się, dlaczego chłopak mówi mi takie rzeczy.

- Niech Gege spróbuje coś nakazać temu materiałowi i nazwać go Ruoye. Magiczne przedmioty bardzo lubią, jak się zna ich imiona i tak się do nich zwraca.

Ucieszyłem się, że nie wrócił do tematu swoich uczuć, aby wprawić mnie w jeszcze większe zakłopotanie i od razu powiedziałem:

- Ruoye. - Magiczna szarfa drgnęła i zaczęła kręcić się wokół mnie jak szalona, co chwilę wlatując do mojego rękawa i wylatując drugą stroną. Łaskotała mnie tak, że trzymałem się za brzuch i śmiałem głośno. - Proszę, przestań już! Ha, ha! Ruoye! - Materiał obwinął się wokół mojego przedramienia, ale jeden koniec wystawił zza mojego rękawa i nadal spoglądał na San Langa. 

- Mówiłem, że się ucieszy. Teraz nie będzie chciał cię zostawić samego. 

- Naprawdę? Jaka szkoda... Bo będę musiał się z nim rozstać. 

- Wcale nie. Możesz zabrać Ruoye ze sobą. On nie należy do nikogo z Miasta Duchów. Jest wyjątkowy. Poza tym, nie jest nawet bronią i nikogo by nie słuchał. Nawet jakby ktoś mu zlecił wykonanie najprostszych czynności, to nic nie zrobi. Wybrał sobie ciebie na swojego Pana, więc zwyczajnie go zatrzymaj.

Patrzyłem na chłopaka z jakimś bólem w sercu i mieszanymi uczuciami. Tak jakbyśmy mieli się już nie spotkać. San Lang widział to i odgadł lub nie moje myśli, ale odezwał się:

- Nie chcę, żeby Gege się mnie obawiał, dlatego San Lang prosi: podejdź Gege do mnie i porozmawiajmy. 

Jego czarne oczy były poważne i wydawało mi się, że najbardziej chciałby teraz zajrzeć do mojego umysłu i wiedzieć, co myślę. 

Odetchnąłem głęboko, pogłaskałem białą wstęgę i usiadłem przed chłopakiem, zachowując bezpieczny dystans metra od niego. 

Ciągle patrzył na mnie i uśmiechał się, a ja nie wiedziałem, gdzie podziać oczy i o czym mógłbym z nim rozmawiać.

- Choć dzisiejszy dzień nie należał do najspokojniejszych - zaczął mówić. - To Gege powiedział mi dziś wiele miłych rzeczy, o których nie mogę zapomnieć. Czy Gege pamięta może, co to były za słowa?

- En - odparłem, choć starałem się, aby ponownie nie wywołały u mnie rumieńców.

- Cieszę się, bo San Lang także je pamięta i nosi teraz głęboko w sercu. - Przytknął dłoń do piersi. - Gege powiedział, że będzie mnie lubił bez względu na to czym się zajmuję i kim jestem. Czy to nadal jest prawdą?

Wiedziałem do czego zmierza i co chce mi uświadomić, ale jak mogłem zaakceptować, że jest Królem, podczas gdy ja byłem zwykłym człowiekiem?

Nie doczekawszy się mojej odpowiedzi, nadal spokojnie mówił:

- Gege mówił też, że mi ufa. - Złączył dłonie na kolanach i wpatrywał się w nie. - Nie chcę usprawiedliwiać swoich czynów, ale... jeśli się mnie boisz przez to, co zobaczyłeś lub czego się dowiedziałeś o mnie, to... chciałbym to usłyszeć z twoich ust.

San Lang bardzo rzadko mówił do mnie w tej sposób i podniosłem głowę, żeby się mu lepiej przyjrzeć. Był poważny, choć kąciki ust miał lekko podniesione, jakby rozmowa na ten temat nie sprawiała mu trudności. Ja jednak wcześniej wielokrotnie go obserwowałem i wiedziałem, że coś jest nie tak i nie zachowuje się tak jak zwykle.

Co miałem zrobić? Co miałem powiedzieć?

Chłopak przede mną był Panem tego Królestwa. Młody, przystojny, charyzmatyczny i silny. Przyszedł spotkać się ze mną wczorajszej nocy w parku, choć pewnie powinien zajmować się w tym czasie swoim krajem. Rano to był mój pomysł, żebyśmy wszyscy poszli na turniej łuczniczy i San Lang po prostu poszedł tam ze mną, bo prawdopodobnie chciał zwyczajnie spędzić wspólnie czas. To, co się stało potem, nie było jego winą, w żadnym razie nie można go o nic winić i wielokrotnie mu o tym mówiłem.

I rozumiem też dlaczego nic mi o sobie nie mówił. Dobrze to rozumiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wita się słowami: "Cześć, jestem Królem, miło mi cię poznać." To oczywiste, że każdy traktowałby go wtedy inaczej, a tego San Lang chciał uniknąć. Chciał być zwyczajny, dać się poznać jako zwyczajny nastolatek. Mogłem go polubić lub nie. Ale polubiłem. Kiedy zaprowadziłem go do mojego mieszkania mógł powiedzieć, że ma gdzie spać, ale wybrał pozostanie ze mną w warunkach, w jakich na pewno nigdy wcześniej nie był ani minuty. Otoczony od dziecka służbą i życiem w luksusie mógł nawet nie wiedzieć, jak żyją inni.

Jednak zrobił to wszystko po to, by spędzić ze mną czas.

Czy ja jestem tak beznadziejny i bez serca, że nie widzę, co on do mnie czuje? Czy specjalnie wstrzymuję się przed prawdą i przed zaakceptowaniem własnych uczuć? Wcześniej miałem wymówkę "nastolatek". Teraz z kolei "hierarchia społeczna".

Wstałem ze swojego miejsca i usiadłem za chłopakiem, tak że opieraliśmy się o siebie plecami. Chyba na razie obawiałem się rozmawiać i jednocześnie patrzeć mu w oczy. Bałem się, co w nich znajdę.

- San Lang jest dobrym człowiekiem - Długo milczałem, zbierając myśli. - Oczywiście, że mówiłem wtedy szczerze i teraz także nie uważam inaczej. Kimkolwiek byś nie był, to nie mógłbym przestać cię lubić. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy nazwano cię Najwyższym Królem - przyznałem. - Tyle wcześniej o nim mówiliśmy, a to okazałeś się być ty. Domyślałem się, że jesteś kimś ważnym, ale nawet mi przez myśl nie przyszło, że możesz być najważniejszy. Widziałem z jakim szacunkiem wszyscy cię traktują oraz jak silny jesteś i dlatego nadal nie mogę pozbierać moich myśli i uczuć do ciebie, ale nie dlatego, że cię nie lubię, tylko wprost przeciwnie - aż za bardzo cię lubię. I mnie to przeraża. Jestem tylko zwykłym szarym człowiekiem, a ty? Spójrz na siebie. Jesteś nadzieją swojego narodu, jesteś ich Władcą i to bardzo dobrym Władcą. Jak... jak mógłbym chcieć cię mieć tylko dla siebie?

- Czyli Gege nadal mnie lubi? - zapytał i poczułem jak opiera tył głowy o mój bark.

- Oczywiście. Gdybym cię nie lubił, to nie pozwalałbym się trzymać za rękę, czy... robić ze mną innych rzeczy.

- Tych nieprzyzwoitych też? - Wracał mu humor.

- Zwłaszcza, San Lang... a może powinienem jednak mówić Hua Chengzhu lub Najwyższy Królu? - Wiedziałem, co mi odpowie, ale chciałem to usłyszeć.

- Gege powinien mnie nazywać San Lang, nie inaczej. To specjalnie zarezerwowane dla niego imię i będzie mi przykro jak usłyszę cokolwiek innego.

- Yhm, a słodki lisek? Może być?

- Słodki lisek... jeśli Gege tak o mnie myśli, to jest mi bardzo miło. Tylko Gege musi pamiętać, że jak nazwie mnie jakimś słodkim imieniem, to potem mogę tak samo się zachowywać.

- Dziękuję za ostrzeżenie, postaram się o tym pamiętać.

- Czyli Gege nie jest na mnie zły, że nie powiedziałem mu wcześniej o sobie?

- Nie, nie jestem. Jak mógłbym być zły? San Lang to nadal San Lang.

- To dobrze, cieszę się. - Wyczuwałem w jego głosie ulgę. - A jak podoba się Królewska Zbrojownia? Jest tu coś poza Ruoye, co by Gege zainteresowało?

- Niestety nie znam się na broniach, tak jak ty, ale widziałem, że jest tu wiele wspaniałych mieczy. Zwłaszcza na tej ścianie. - Wskazałem ręką.

- To wszystko jest magicznym Orężem i większość należy do generałów.

- Swojego E-Minga też tu trzymasz?

- Nie, E-Ming prawie zawsze jest ze mną. No chyba, że chodzę ubrany tak, to wtedy pozostaje w mojej komnacie. - Odsunął się ode mnie i obrócił, a potem zobaczyłem po obu stronach swojego ciała jego nogi i poczułem jak mnie obejmuje. Dotknął mojego przedramienia, gdzie siedział Ruoye i zapytał. - Rozmawiałeś z nim wcześniej, Gege?

- Ha, ha... trochę mu poopowiadałem o tobie. - Przyznałem się.

- Jeśli Gege mówiłby coś złego, to Ruoye nie pozwoliłby mi się teraz do ciebie zbliżyć, więc to chyba były miłe słowa.

Zobaczyłem, jak magiczna wstęga rozwija się i oplata razem nasze przedramiona.

- Widzę, że to musiały być bardzo miłe słowa - Ucieszył się. - Może i mi coś Gege o tym opowie?

- Nie mogę.

- Czy na pewno? - zapytał i wyszeptał mi wprost do ucha: - Gege.

Spróbowałem mu się wyrwać, bo coraz bardziej bawił się moim kosztem, ale nie dość, że on mnie trzymał w pasie, to jeszcze Ruoye nas nie puszczał.

- Przepraszam, Gege. Rozpędziłem się - rzekł troszkę poważniej, ale mocniej mnie przytulił. - Po prostu jak jesteś obok, to nie umiem rozsądnie myśleć. Ciągle chciałbym cię przytulać. Chyba z chęcią zamieniłbym się z Ruoye i cały czas siedział zawinięty wokół twojego ciała.

- Od kiedy San Lang jest aż tak bezpośredni? - Próbowałem uspokoić swoje szalejące emocje.

- Chyba od kiedy Gege mi powiedział o swoich uczuciach i mnie zaakceptował.

- Ale jesteś pewien, że to w porządku, że mogę cię nadal lubić? Czy to nie będzie problemem dla ciebie? Ja nawet nie należę do twojego kraju i marny ze mnie pożytek, choć najlepiej wychodzi mi sprawianie innym problemów.

- Oj, Gege. Chciałbym, abyś codziennie sprawiał mi problemy. Wtedy nie narzekałbym na nudę.

- Czy rządzenie państwem nie jest męczącą i stresującą pracą?

Zastanowił się.

- Nie. Prawie wszystko robią za mnie kapłani lub generałowie. O wiele więcej obowiązków niż ja ma choćby Yushi Huang. Mnie wzywają tylko do nudnych spotkań lub jeśli dzieje się coś naprawdę ważnego. Dlatego większość czasu spędzałem dotychczas na nauce oraz walce.

- A teraz, jak pojawił się Qi Rong i ten... Demon, to chyba nie możesz narzekać na nudę?

- Nie nudzę się tylko jak jestem z Gege.

Podrapałem się po głowie.

- Sam nie wiem, czy częściej zachowujesz się jak prawdziwy nastolatek, czy jednak Król.

- Tylko z Gege mogę sobie pozwolić na bycie zwyczajnym, rozwydrzonym dzieckiem. - Pocałował mnie lekko w kark. - A jak jeszcze mogę robić takie rzeczy, to nigdy nie chciałbym dorosnąć.

Delikatny prąd przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa w dół. Uśmiechnąłem się i pomyślałem: W jakim człowieku się zakochałem?

Dopóki byliśmy sami, to chciałem zapytać go o coś jeszcze. Prawdopodobnie nawet ze swoją rozległą wiedzą nie będzie znał odpowiedzi, ale warto było spróbować.

- Wiesz może kim jest Demon Prastarego Lasu, ten chłopak, który zaatakował nas?

San Lang zastanawiał się.

- Oprócz tego, że jest nieśmiertelną istotą jak He Xuan czy kilka innych istot w moim świecie, to niewiele o nim wiadomo. Prawdopodobnie żyje dłużej niż 1000 lat, ale poza tym nie można być niczego pewnym. Yushi Huang znalazła o nim informacje, że jest biegły w sztuce ognia oraz walce mieczem, ale nie wiemy czy to prawda. Co robił przez ostatnie setki lat pozostaje dla nas zagadką jak również kiedy i jak się narodził oraz stał się taki silny.

- I jak Qi Rong namówił go do pomocy?

- No właśnie. To jest dla nas największą zagadką. Co takiego planuje Qi Rong, że zdołał przekonać do siebie tak niebezpieczny byt?

Na to pytanie nikt nie posiadał odpowiedzi, poza samym Zielonym Duchem i Demonem Prastarego Lasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro