Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

POV Xie Lian

Kąpiel była odświeżająca i moczyłem się w ciepłej wodzie dłużej niż 15 minut. Szkoda mi było wychodzić, bo czułem jak wszystkie problemy tego dnia oraz zmęczenie odchodzą z każdą kolejną minutą, jaką tu spędziłem. Ale nie mogłem pozwolić, żeby z mojego powodu San Lang miał jakieś nieprzyjemności od Yushi Huang oraz nie jadł obiadu. Byłem głodny, więc on na pewno także, tym bardziej musiałem jak najprędzej zakończyć kąpiel.

Powycierałem się miękkim ręcznikiem zostawionym przez chłopaka i przywdziałem tą dziwną szatę, na którą składały się spodnie, o których San Lang powiedział, że są traktowane jak bielizna. Na to nakładało się długą wewnętrzną szatę zakrywającą większość ciała, a potem zewnętrzną. Na nogach miałem skarpetki i miękkie materiałowe buty, ale bardzo wygodne. Czułem się... właściwie to sam nie wiem jak. Najważniejsze, że było mi bardzo wygodnie. Nic nie uwierało, nie cisnęło i chyba miałem większą swobodę ruchu, niż w moich własnych ubraniach.

Wyszedłem z jeszcze parującej łazienki i z wilgotnymi włosami spiętymi w małą kitkę przywitałem się z San Langiem. Siedział przy stole i leniwie wycierał ostrze swojego zakrzywionego miecza. Gdy mnie zobaczył, natychmiast się uśmiechnął i zapytał:

- Jak kąpiel, Gege? Dlaczego tak szybko wyszedłeś? Przecież nigdzie nam się nie spieszy.

- Bardzo przyjemna - przyznałem. - Nie korzystam na co dzień z wanny, więc nie jestem przyzwyczajony do długich kąpieli.

- Rozumiem - powiedział z nutką smutku. - Następnym razem nie krępuj się i posiedź dłużej. To naprawdę odprężające i spodoba ci się.

Następnym razem? To znaczy, że będę mógł jeszcze tu kiedyś wrócić?

- Dobrze. Zrobię jak San Lang radzi. - Chętnie się zgodziłem, o ile będzie ten "następny raz".

Chłopak skończył polerować ostrze i schował bułat do ozdobnej pochwy. Czerwone oko było na wpół zamknięte, jakby odpoczywało.

- Nazywa się E-Ming? - Wskazałem na broń, a oko minimalnie się poruszyło.

- En. Kazałem mu odpoczywać, ale chyba nie chce mnie posłuchać.

Oko zaczęło się otwierać i spoglądać na mnie. Obszedłem stół dookoła, a wzrok miecza podążał za mną. Oko było troszkę większe od ludzkiego, ale całkiem czerwone i odrobinę straszne. Jednak wciąż była to tylko broń, a nie żadna istota.

Przynajmniej tak sobie mówiłem.

Gdy zatoczyłem kółko, dosiadłem się do chłopaka.

- Czy mogę go dotknąć? - spytałem.

Szczerze mówiąc spodziewałem się, że San Lang mi odmówi, ale zgodził się.

- Tylko uważaj, bo jest ostry i to przeklęta broń, więc jak się zranisz, to... - Zawahał się z odpowiedzią.

- To?

Na jego twarzy pojawił się uśmieszek.

- To nie będziesz mógł ode mnie odejść dalej niż na 10 kroków, w przeciwnym razie stanie się coś złego - odpowiedział poważnie, patrząc na mnie.

Przypatrywałem się na zmianę bułatowi i San Langowi, oko patrzyło na mnie i chłopak także. W końcu wziąłem do ręki przeklętą broń i wyciągnąłem z pochwy.

- Jeśli San Lang nie boi się być skazany na moje towarzystwo, to ja też nie mam nic przeciwko i nie mam się czego bać - powiedziałem, delikatnie głaszcząc opuszkami palców rękojeść, potem miejsce nad okiem i lśniące ostrze.

San Lang spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i zaczął się śmiać.

- Żartuję, Gege! I przepraszam - rzekł i położył dłoń na mojej. - E-Ming jest przeklęty, ale jego klątwa jest całkiem inna. - W końcu mówił szczerze. - Tak naprawdę jeśli ktokolwiek zostanie zraniony przez jego ostrze, to rana nawet jak się zaleczy, to w każdym momencie może zostać otworzona. To właśnie jest jego moc. - Delikatnie mnie ścisnął. - Ale cieszę się, że Gege nie miałby nic przeciwko spędzeniu ze mną więcej czasu.

Potarłem kciukiem czoło i zaśmiałem się.

- San Lang przy każdej okazji lubi sobie ze mnie żartować.

- Ależ nic podobnego, Gege.

Nic nie odpowiedziałem na jego żart, ale zdawało mi się, że moja odpowiedź go zaskoczyła. Cóż. Ja naprawdę nie miałbym nic przeciwko pobyć z chłopakiem dłużej.

- Cwany lis - powiedziałem cicho, nadal głaszcząc E-Minga.

- Jak mnie Gege nazwał?

Odchrząknąłem.

- San Lang jest jak lisek... ale to nic, bo nawet przebiegłe listy są słodkie.

Poczułem jak pod moimi palcami miecz zadrżał, a oko odrobinę się przymknęło.

- Czy to normalne, żeby wasza magiczna broń sama się poruszała? - Mimo wyglądu, nie bałem się jej, ale chciałem, żeby osiemnastolatek coś więcej mi o niej powiedział.

- Całkowicie normalne, choć nawet jeśli jakaś broń jest magicznym Orężem, to i tak niewiele jest takich, które samoistnie mogą się poruszać i robić coś wedle własnej woli.

- Czy to znaczy, że one żyją?

- Ciężko to nazwać życiem, ale myślę, że tak, pod pewnym względem żyją. Tylko że są w dużej mierze uzależnione od nas, czyli ich właścicieli. Jeśli Gege chce, to potem możemy pójść do Królewskiej Zbrojowni i pooglądać naszą kolekcję.

- Naprawdę możemy? Czy generałowie zgodzą się tam wpuścić obcych ludzi?

- Oczywiście, nie będą mieli nic przeciwko. - Wypowiedział te słowa z taką pewnością, jakby nie mieli nic do gadania.

Kilka minut później przemierzaliśmy niekończące się pałacowe korytarze, aż dotarliśmy do jednego z pomieszczeń, przy którym stało czterech żołnierzy z mieczami przy pasach. Ich dopasowane skórzane ochraniacze i hełmy od razu rzucały się w oczy i pozwalały stwierdzić kim byli.

Jak na komendę cała czwórka przyklęknęła na jego kolano, a potem dwójka z nich najbliżej drzwi wstała i otworzyła nam wrota.

Widocznie San Lang jest od nich wyżej w hierarchii, że oddawali mu szacunek przez przyklęknięcie.

Razem przekroczyliśmy próg i od razu skierowało się na nas kilka par oczu. Znaleźliśmy się w dość dużym pomieszczeniu z jasnymi ścianami, wysokimi sufitami, ale wyraźnie wyczuwało się tu ciepło i zapach jedzenia. Przy kilkumetrowym suto zastawionym stole siedziała cała znana mi grupa ludzi, czyli dwójka moich przyjaciół oraz Mu Qing z Yushi Huang. 

Kobieta uśmiechnęła się do nas, a Quan Yizhen prawie przeskoczył stół, żeby jak najszybciej znaleźć się przy mnie i chwycić za rękę.

- Tyle na was czekaliśmy! Umieram z głodu! - Ciągnął mnie do stołu. - Mu Qing powiedział, że nie zaczniemy jeść, bez najważniejszej osoby, więc skoro już jesteś, to siadaj szybko i zaczynajmy!

Szedłem posłusznie, niczego nie rozumiejąc, a za mną chichocząc co chwilę, podążał San Lang.

Jaka znowu najważniejsza osoba? O czym on mówi?

Zerknąłem na chłopaka w czerwieni, szukając pomocy, ale tylko lekko wzruszył ramionami i zasłonił dłonią usta.

Nawet San Langa to bawi?

Feng Xin zdawał się nie zwracać uwagi na słowa Quan Yizhena, ale za to z mordem w oczach lustrował generała w czerni. Obaj wyglądali jakby właśnie się o coś pokłócili i teraz żaden nie chciał odezwać się do drugiego.

Usiadłem posłusznie na miejsce, gdzie zaprowadził mnie dwudziestolatek. Stół był kwadratowy i po jednej stronie siedział Mu Qing z Yushi Huang, naprzeciwko Feng Xin i Quan Yizhen, a ja z boku. Po chwili dosiadł się do mnie San Lang i zaczęliśmy jeść.

Potrawy były różnorodne i aromatyczne. Poczułem jak mój żołądek odzywa się, ale wywołane smacznym jedzeniem głośne słowa radości Yizhena całkowicie to zagłuszały i byłem chłopakowi wdzięczny.

- Xie Lian - zwrócił się do mnie z wypchanymi policzkami - masz teraz takie ciuchy jak Mu Qing i ciocia. I pasują ci.

Wszyscy popatrzyli na mnie i przez chwilę, będąc w centrum uwagi, poczułem palącą potrzebę, by się odezwać. Przełknąłem, co miałem w ustach i uśmiechnąłem się.

- Dziękuję. To zasługa San Langa, który pożyczył mi te szaty. Swoją drogą są bardzo wygodne.

Yushi Huang delikatnie i na swój sposób uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, natomiast Mu Qing sięgnął po kolejną porcje mięsa, którego duży kawałek odkroił od pieczeni i nałożył sobie na talerz.

- Xie Lian - w końcu odezwał się do mnie Feng Xin. Nie byłem tym zdziwiony, bo on wiedział z naszej trójki najmniej. - Pani Yushi Huang powiedziała mi mniej więcej, co się stało i dlaczego tu jesteśmy, ale nadal wiem tyle co nic. Jak... jak się w to wszystko wplątaliśmy?

Nie było to może miłe pytanie względem osób, które nas gościły i Władcy tego kraju, który pozwolił nam na przybycie do jego Pałacu (cieszyłem się, że jeszcze go nie spotkaliśmy i że nie słyszy tej rozmowy), ale zważywszy na sytuację, w jakiej się znaleźliśmy należą się jakieś słowa wyjaśnienia. Znaliśmy się z Feng Xinem wystarczająco długo, żeby właśnie mnie o to zapytał, ale na szczęście miałem przy sobie San Langa, który oczywiście wybawił mnie z opresji, sam odpowiadając.

- To moja wina - powiedział na wstępie, a ja jednak pomyślałem znowu, że na pewno nie jego, a mojego antyszczęścia. - Ja pierwszy spotkałem się z Gege i to z mojego powodu, a prościej mówiąc z powodu nieporozumień między mną, a osobą, która mnie zaatakowała na twoich zawodach łuczniczych, zostaliście w to wciągnięci.

- Kto to "Gege"? - zapytał Feng Xin tak samo jak Quan Yizhen przy ich pierwszym spotkaniu z San Langiem.

- Gege to Xie Lian, ale Hua Cheng tak na niego mówi - odpowiedział za wszystkich energiczny chłopak o kręconych długich włosach.

Mój przyjaciel spojrzał na mnie, nadal nie rozumiejąc, więc dopytał:

- A kto to jest "Hua Cheng"? Bo zdaje się, że mówiłeś przed chwilą do swojego kolegi w czerwieni San Lang.

- San Lang to Hua Cheng, tylko Xie Lian tak na niego mówi - odparł znów prawie identycznie jak poprzednio Quan Yizhen.

Twarz Feng Xina wyrażała coraz większe niezrozumienie, aż zaklął pod nosem.

- PROSIŁEM - mocnym akcentem podkreślił to słowo Mu Qing - żebyś wyrażał się w Pałacu Władcy.

- Nie prosiłeś, tylko się darłeś na mnie! - Wyrzucił z siebie chłopak ubrany nadal w swój strój łucznika kyudo. - A to duża różnica. Nikt cię nie nauczył, że jak się o coś "prosi" to się nie "krzyczy", tylko mówi spokojnie?

- MÓWIŁEM SPOKOJNIE, ale miałeś mnie w dupie! - Widziałem jego czerwoną i nabrzmiałą od emocji twarz i zastanawiałem się, czy ktoś nie powinien uspokoić tej dwójki, zanim nie dojdzie do rękoczynów.

Zerknąłem na Yushi Huang, ale nie miała zamiaru interweniować. Natomiast San Lang z Quan Yizhenem ewidentnie i z nieukrywaną ciekawością przyglądali się coraz bardziej kłócącej się dwójce.

Czyżby oni CHCIELI zobaczyć jak obaj walczą?

Ha ha! Nie, to niemożliwe. Źle to odbieram. Na pewno źle to odb....

Mu Qing podniósł się z krzesła, które głośno wylądowało na ziemi i chwycił w dłoń materiał białej koszuli Feng Xina.

- WYJDŹMY i załatwmy to jak mężczyźni - zawarczał Mu Qing.

- Podobno jesteś generałem? - Uśmiechnął się kpiąco mój przyjaciel. - Czy wypada tak wysoko postawionej w twoim cudownym kraju osobie na tak przyziemne zachowania i to jeszcze w stosunku do GOŚCI? - Złapał Mu Qinga za szaty i z głuchym stuknięciem uderzył czołem w jego czoło. - Ale nie mam nic przeciwko złojeniu skóry takiemu dzieciakowi z kompleksem wyższości jak ty.

Nie mogłem uwierzyć, że to działo się naprawdę. Dorośli mężczyźni kłócący się przy jedzeniu i do tego nie przejmując się zupełnie innymi, którzy przecież także tu byli i widzieli wszystko.

Czy to naprawdę małe dzieci? Do tego... o co oni w ogóle się kłócą?

Nie wiem jak by się to skończyło, gdyby nie San Lang, który chrząknął i odezwał się:

- Panowie, zachowujcie się, bo Gege nie może spokojnie zjeść.

Popatrzyłem na niego i się zarumieniłem.

Dlaczego na boga on wspomniał w tym wszystkim o mnie?

Potem wyciągnął coś zza pleców i z głośnym brzęknięciem rzucił na stół przed Feng Xinem.

- Proszę. Jeśli macie zamiar się bić, to nie będę was wstrzymywał, tylko nie róbcie tego w jadalni. - Przed moim przyjacielem leżał miecz.

- ...

Mocno przytknąłem dłoń do rozpalonego czoła, bo znów nie byłem w stanie pojąć, o czym ci niby dorośli mężczyźni myślą. Czy tylko ja byłem inny? Normalny?

- Dokończcie jedzenie albo idźcie od razu. Mu Qing zna wewnętrzny plac treningowy w pałacu, a tam będziecie mogli walczyć do woli i do upadłego. Ale wyjątkowo teraz, NALEGAM, abyście nie walczyli ze sobą TUTAJ.

W jednej chwili kłócący się zamilkli i jak na komendę puścili i usiedli na swoich miejscach. Głos San Langa nie był zły czy wściekły, nie był nawet karcący, ale niósł za sobą takie przesłanie, że nikt nawet nie pomyślał, żeby cokolwiek odpowiedzieć, a już w ogóle, żeby mu się sprzeciwić.

Dobrze było mieć tego chłopaka przy sobie.

- Wracając do twojego pytania, Feng Xin - kontynuował spokojnie San Lang. - to jesteśmy w kraju zwanym Miasto Duchów. Yushi Huang już na pewno ci o tym wspomniała, a także sam tego doświadczyłeś - potrafimy używać magii, ponieważ nasza flora jest nią przesiąknięta. Osobnik, którego spotkaliśmy w waszym świecie również pochodzi z tych terenów i pofatygował się po mnie, ponieważ od wielu lat mamy ze sobą zatarg. Nie przewidziałem, że zaatakuje otwarcie, zwłaszcza w miejscu pełnym ludzi, ale okazał się bardziej nieobliczalny, niż sądziłem. Przez to wy zostaliście wciągnięci w głownie mój wewnętrzny konflikt z nim. Dlatego chciałbym was przeprosić.

Miny kapłanki i generała nie zmieniły się. Quan Yizhen powiedział, że jest zadowolony, bo w końcu nie zapowiada się na nudę, dostaje dobre jedzenie, zwiedza, a może nawet trafi mu się jakaś walka. Ja nic nie mówiłem, choć nadał trzymałem się swoich domysłów, że to ja sprowadziłem nieszczęście na San Langa, a Feng Xin kiwał głową, jakby zaczął już wszystko powoli rozumieć. Nie wiem, co powiedziała mu wcześniej Yushi Huang, ale na pewno Quan Yizhen też coś od siebie dodał, a przynajmniej to, czego się dowiedział w hotelu z opowieści San Langa.

I teraz z kolei ja miałem pytanie, bo dotąd nikt o tym nie wspominał. Nie skierowałem go tylko do San Langa, ale ogólnie do całej trójki mieszkańców Miasta Duchów.

- Czy wasz Władca jest aż tak miłym człowiekiem, że nawet jeśli nas nie zna i nie widział na oczy, to mimo to pozwolił, abyśmy schronili się w jego pałacu, jedli jego jedzenie i dowiadywali się informacji, które nie mogą wyjść poza wasz kraj jak obecność magii i czarów? Aż tak nam ufa i nie obawia się, że po wypuszczeniu nas do domów, nie nagłośnimy tego? - Patrzyli dość zaciekawieni moimi słowami, więc kontynuowałem. - Oczywiście tak nie zrobimy, bo to naprawdę byłoby nie w porządku, no i sami obdarzyliście nas kredytem zaufania. I prawdopodobnie nikt by nam nie uwierzył, jeśli byśmy o tym komuś powiedzieli, ale.... Czy ani wy, ani wasz Władca nie boicie się o to? Nie macie wątpliwości co do nas?

- To chyba oznacza, że ich Władca musi być spoko gościem, skoro robi dla nas to wszystko. Jedzenie jest naprawdę pyszne! - stwierdził uradowany Yizhen.

Kątem oka dojrzałem osiemnastolatka w szkarłacie jak zakrywa dłonią usta, ale nie potrafi ukryć wesołość w oczach. Mu Qing oraz Yushi Huang patrzyli na niego, jakby na coś czekali.

Nagle drzwi z drugiego końca pomieszczenia otworzyły się i wleciała przez nie osoba odziana w białe szaty z elementami oraz wewnętrzną warstwą ubrania w kolorze mięty. Barwa troszkę przypominała poświatę, jaka otaczała Qi Rong, ale była jaśniejsza. Włosy tej osoby były długie i brązowe, z których część spięto w kok, a na samym szczycie głowy umieszczono dziwną sterczącą do góry ozdobę.

Nie wiedziałem czy to mężczyzna czy kobieta, dopóki nie podniósł się z podłogi i nie zawołał w stronę drzwi, przez które wleciał:

- He-xiong! Prosiłem, żebyś mnie nie kopał! Już chyba przeprosiłem za wcześniej! Nie denerwuj się na mnie, bo jak ja się pokaże mojemu Panu? - to ewidentnie mężczyzna. Nie widział nas, bo jego twarz cały czas była zwrócona ku otwartym drzwiom. Zastanawiałem się, kim jest.

- A ja ci obiecałem, że cię tu sprowadzę na kopach i dotrzymałem słowa - odparł z kolei drugi męski głos i przez sekundę wydawało mi się, że już go gdzieś słyszałem.

- OK, OK, nie powinienem się tak zachowywać. Bardzo cię przepraszam, ale czy możesz już się zachowywać normalnie? Zrobić tą swoją minę a'la "mam gdzieś cały świat"? Proszę? Dla swojego małego braciszka?

Osoba, która dotąd pozostawała dla nas niewidoczna przekroczyła próg. Rozejrzała się po pomieszczeniu, taksują wszystkich chłodnym wzrokiem i zatrzymała dłużej na Yushi Huang. Kiwnęła głową i podnosiła za tył szat leżącego mężczyznę, stawiając go na ziemi i obracając za ramiona w naszą stronę.

- Masz swojego kochanego Pana, idź do niego na skargę, że niedobra Czarna Woda przytargała tu twój chudy tyłek cały i zdrowy.

To był nikt inny, a sam He Xuan. Osoba, która walczyła z San Langiem i została zabita przez niego kilka godzin wcześniej!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro