Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

POV Xie Lian

Drzwi otworzyły się i uderzył w nas mocny podmuch wiatru pomieszany z gęstym deszczem.

- San Lang! - Przekrzykiwałem huk grzmotów, które rozświetlały niebo. - Czy to normalna pogoda w Mieście Duchów?

Chłopak puścił moją rękę i stanął przede mną, tworząc zasłonę przed najgorszymi uderzeniami zimna.

- Myślę, że teraz nawet twoja ładna parasolka na nic by nam się nie przydała. Ha, ha! - Śmiałem się i ramionami ochraniałem głowę

- To nie jest zwykła burza - odpowiedział San Lang.

Po części się tego domyślałem, bo to dziwnie, żeby pierwszą rzeczą, jaka spotyka mnie w tym na pozór spokojnym Mieście Duchow, gdzie zgodnie z opowiadaniami San Lang nie było wojen, a wszyscy ze sobą żyli w zgodzie, była tak widowiskowa burza z piorunami. Choć nie. Po sobie mógłbym się spodziewać wszystkiego, a raczej po moim szczęściu.

Cofnęliśmy się o kilka kroków do wnętrza jaskini, która nadal była za naszymi plecami i zamknęliśmy drzwi, na które cały czas napierał deszcz. 

- Poczekaj chwilę, Gege - rzekł i znów poruszał dłonią. 

Zobaczył, jak przyglądam mu się zaciekawiony i pokazał mi, co trzyma - 2 kostki sześciościenne do gry - białe z czarnymi oczkami. Zastanowiłem się, po co nimi porusza w dłoni, ale gdy po chwili ponownie otworzył drzwi, to chyba pojąłem ich znaczenie. Te kostki działy jak szyk, o którym wspominał chłopak, tylko nic nie musiał rysować, a jedynie poruszał tymi dwoma małymi przedmiotami. Nie wiedziałem, jak to mogło funkcjonować i zastępować skomplikowane malunki, które inni musieli wykonywać, a San Lang nie. Ale działało.

Po ponownym otwarciu drzwi naszym oczom ukazał się długi hol. Na pewno byliśmy nadal w Mieście Duchów, bo zewsząd słyszałem stłumione grzmoty.

Na obu ścianach i po prawej i po lewej stronie zawieszono różne rodzaje broni: od dużych halabard (tak mi się wydawało), aż po małe noże do rzucania i jakieś żółte karteczki z napisami. Zastanawiałem się, po co wiszą na ścianie. Ale skoro resztę stanowiły bronie, to może na tych skrawkach były jakieś zaklęcia?

Przez chwilę im się przyglądałem, a San Lang w milczeniu stał za mną i przyglądał się mi.

- Przepraszam, Gege, że nie mogłem pokazać ci prawdziwego wejścia do Miasta Duchów, tylko od razu zabrałem cię do głównego pałacu, ale pogoda nam dzisiaj nie sprzyja.

Uśmiechnąłem się i machnąłem ręką.

- Nic nie szkodzi. To na pewno z mojej winy pada u was, bo to za mną zawsze podąża to fatum.

- Wiesz dobrze Gege, że to nieprawda.

- Niestety wiem dobrze, że to prawda.

- Prawdą jest, że to z mojej winy byłeś dziś narażony na niebezpieczeństwo, bo to mnie ścigał Qi Rong.

- Więc moją winą było, że się o mnie martwiłeś, bo jestem za słaby, żeby walczyć ramię w ramię z tobą i cię wspomóc, chociażby w walce - nie odpuszczałem.

San Lang zaśmiał się i przytknął dłoń do połowy twarzy, gdzie nadal miał założoną przepaskę na oko. Dotknął jej i jego uśmiech przygasł, ale nie znikł całkowicie. Opuścił rękę na rękojeść swojej broni i zapytał:

- Może chciałbyś spotkać się ze swoimi przyjaciółmi? Powinni być gdzieś w pobliżu.

- To świetny pomysł. - Przyznam, że przez ostatnie wydarzenia prawie o nich zapomniałem. - Ale wcześniej chciałbym cię jeszcze o coś zapytać...o ile oczywiście mogę i zechciałbyś mnie posłuchać... - Nie zamierzałem go wprawiać w zakłopotanie, ale musiałem się upewnić co do pewnej sprawy.

- En. Pytaj śmiało, Gege. Odpowiem na każde pytanie, o ile będę znał odpowiedź. - Patrzył na mnie krótką chwilę i powiedział jeszcze: - Albo poczekaj chwileczkę.

- Na co dokładnie? - Nie wiedziałem, co chłopakowi chodzi po głowie, ale okręcił się o 360° wokół własnej osi i już przed mną stał chłopak, którego spotkałem przed rokiem i wczorajszego dnia.

- Kiedyś, ktoś mi powiedział, że łatwiej się ze mną rozmawia, kiedy tak wyglądam. Więc jeśli Gege czuł się wcześniej niepewnie, może teraz będzie mu łatwiej wyrzucić z serca wszystkie zmartwienia i podzielić się nimi z San Langiem?

Utkwiłem wzrok w jego przystojnej i młodzieńczej twarzy, niepoprawnie związanemu luźno kucykowi na głowie, zadziornemu błyskowi w oczach, radosnemu uśmiechowi i nie mogłem sam się nie roześmiać głośno. San Lang chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, ale to właśnie tak bardzo w nim lubiłem. Ilekroć robił coś z myślą o mnie, to cieszyłem się jak małe dziecko z prezentu pod choinkę.

- Dziękuję ci, San Lang. Myślę, że teraz będę spokojniejszy o moje pytanie - Nadal uśmiechałem się szeroko. - Ale na przyszłość nie musisz zmieniać wyglądu lub chować broni. San Lang będzie zawsze dla mnie tym samym San Langiem bez względu na to jak wygląda i jak się zachowuje. Nie musi specjalnie dla mnie zmieniać siebie, bo lubię go całego.

Wsadziłem dłoń w kieszeń, by zaledwie po sekundzie ją wyjąć. Chyba się trochę denerwowałem, ale w końcu zapytałem:

- C-czy San Lang mnie lubi?

Czułem stres, ale mimo to patrzyłem chłopakowi w oczy. Musiałem być pewny, że odpowiada mi szczerze, a nie tylko chce mnie miło pocieszyć jak miał czasami w swoim zwyczaju. Obawiałem się, co zobaczę w jego ciemnych tęczówkach i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że byłem w nich ja sam. Musiałem mieć jakieś halucynacje, bo wydawało mi się, jakbym patrzył oczami chłopaka na siebie. Przyglądałem się swojej postaci, jak robię jeden krok w przód i drugi, nadal nie spuszczając z siebie wzroku. To było bardzo dziwne, ale i elektryzujące uczucie, dlatego przybliżyłem jeszcze bardziej twarz do niego. San Lang natomiast obniżył głowę, tak że nasze nosy się zetknęły i dopiero wtedy dotarło do mnie co się dzieje!

Szybko postawiłem stopę za siebie, ale jak to ja zaczepiłem się o coś (zagaduję, że o moją drugą stopę). Jak długi zacząłem lecieć na ziemię, prawie z płaczem, że znów najbardziej ucierpi mój tyłek, ale tym razem zostałem ocalony przez silne ramiona nastolatka.

- Niech Gege uważa na siebie, bo podłoże jest czasami nierówne i można się przewrócić - powiedział, pomagając mi stanąć prosto, ale jego oczy bardziej się śmiały niż martwiły. Poza tym podłoga była prosta, więc wiedziałem, że swoimi słowami chce mnie trochę pocieszyć, że nie jestem jednak takim ślamazarą.

Również się zaśmiałem i z przyzwyczajenia dotknąłem miejsca pomiędzy moimi brwiami, a San Lang zapytał już bardziej poważnie:

- Czy Gege na pewno chce znać odpowiedź?

- Oczywiście! Dlaczego miałbym nie chcieć? - Byłem zdziwiony, że w ogóle mnie o to pyta. - Ja już wcześniej ci powiedziałem o tym, ale do teraz nie wiem, co ty myślisz? To krępujące pytanie, ale jak nic nie powiesz, to...

- To? - powtórzył po mnie niższym głosem i jego wzrok pogłębił się.

Uciekłem na chwilę spojrzeniem w bok, ale jego ręce mocno mnie trzymały i wiedziałem, że nie zdołam mu uciec całkowicie. Zamknąłem powieki i otworzyłem je, tym razem odważnie patrząc na chłopaka.

- Będę się czuł niepewnie - odpowiedziałem.

Zastanawiałem się, jak zinterpretuje moje słowa.

- Myślę, że Gege nie jest świadomy, co pociągnie za sobą moja odpowiedź - rzekł tajemniczo, a mi coraz bardziej robiło się gorąco, prawie zapominając, że jeszcze kilka minut temu trząsłem się z zimna. 

- San Lang... - Chciałem powiedzieć, żeby więcej się ze mną nie droczył, ale nie dał mi dokończyć.

Przyłożył dłoń do mojego rozpalonego policzka i kciukiem przejechał po delikatnej skórze pod moim okiem. Z moich ust prawie wydobyło się jakiś nieartykułowane słowo. San Lang miał długie palce i jeden z opuszków dotykał wrażliwego miejsca za moim uchem. To był chłodny, ale przyjemny dotyk. Moje serce się zatrzymało, a w zamian w brzuchu zapłonął ogień.

Zamknął oczy i oparł czoło o moje czoło i nos o mój nos. Czułem jego ciepły oddech i delikatnie drżące ramię, które oplotło mnie w tali i przyciągnęło do siebie. Nasze ciała się stykały i naprawdę nie wiem, co wydarzyło by się za chwilę, gdyby nie znajomy głos, który wyrwał nas z tego stanu. 

- Xie Lian? - To był Quan Yizhen.

Odskoczyłem od San Langa, jakby przyłapano mnie na kradzieży gumy do żucia z osiedlowego sklepiku. Stojąc trochę bokiem do Yizhena, tak żeby nie widział mojej czerwonej twarzy, zapytałem:

- Quan Yizhen, co tu robisz? Właśnie mieliśmy was szukać z San Langiem. 

- Ciocia Huang powiedziała, że już jesteście i prosiła, żeby po was pójść - tłumaczył i wydawał się nieprzejęty sytuacją, w jakiej nas zastał.

Podszedł do mnie i dotknął materiału koszulki.

- Jesteś cały przemoczony. Chyba nie udało wam się ominąć tej burzy. - Zaśmiał się. - My na szczęście od razu pojawiliśmy się tu, więc nikt nie zmókł. - Przyjrzał się mi, a potem San Langowi. - Xie Lian, jesteś cały czerwony, przeziębiłeś się?

Pokręciłem głową i zaśmiałem się niepewny jak mu odpowiedzieć.

- Czyli Hua Cheng próbował cię ogrzać i dlatego cię przytulał i sprawdzał czy masz temperaturę. - Wywnioskował i zaczął zdejmować swoją koszulkę. - Rozbierz się i włóż moje ubrania. Są suche i ciepłe, więc może jeszcze zdążysz się nie rozchorować. Zaraz powiem cioci, żeby przyszykowała coś rozgrzewającego dla ciebie.

Złapałem chłopaka za nadgarstek, w ostatnim momencie przerywając mu rozbieranie się prawie do naga na środku jakiegoś holu w obcym kraju. Mój mózg pulsował i zastanowiłem się, czy faktycznie nie mam gorączki.

- Quan Yizhen - odezwał się w końcu San Lang.

Dziękuję ci San Lang, jak zwykle ratujesz sytuację!

- Nie musisz Gege pożyczać swoich ubrań. Właśnie miałem zaprowadzić go do komnaty i dać coś na przebranie. - Mówił swobodnie i w przeciwieństwie do mnie, chyba od razu po tamtym przytuleniu uspokoił się. Uznałem to za trochę niesprawiedliwe, bo mi jego zachowanie prawie odjęło mowę, a na pewno zdrowy rozsądek. 

Jednak nic nie powiedziałem, bo to przecież nie była jego wina... No może trochę była. Odważyłem się zerknąć na niego, ale nadal patrzył na dwudziestolatka z gęstą falowaną kitą na głowie i kontynuował.

- Trochę nas zmoczył deszcz i obaj przemokliśmy.

- Nie mogło być inaczej. Leje w waszym mieście jakbyście samemu bogu deszczu nadepnęli na odcisk. Ha ha!

- To prawda. - San Lang także się zaśmiał. - Zazwyczaj mamy tu piękną pogodę, ale dziś jest wyjątkowo deszczowy dzień. 

- Mu Qing mówił to samo. Jak się tu pojawiliśmy, to już zaczynało padać i generał był zdziwiony. 

- Czy Yushi Huang jest teraz razem z wami, czy gdzieś poszła?

- Jesteśmy w jakiejś dużej sali i ciocia jest cały czas z nami. Rozmawiała z jakimiś dziwnie ubranymi ludźmi, ale nigdzie nie poszła.

- Możesz do niej wrócić i przekazać, żeby przygotowała coś ciepłego do jedzenia i picia dla wszystkich, a ja zaprowadzę Gege, żeby zmienił ubrania i potem dołączymy do was?

- Ciocia już się tym zajęła i też właśnie po to poprosiła mnie, abym po was przyszedł. Dokładnie wiedziała, gdzie będziecie, dlatego nie zgubiłem się w tym labiryncie. - Podrapał się po głowie. - Bardzo ładne macie domy, tylko trochę duże. Nie przeszkadza wam to?

Jak zwykle starałem się nie śmiać ze słów Yizhena, ale jego myślenie wykraczało daleko poza skalę normalności.

- A "ciocia" Huang mówiła wam, co to za miejsce? - zapytał San Lang.

- Hmm. - Zastanowił się. - Chyba jakiś pałac.

- En. Zgadza się. 

- Mu Qing trochę sprzeczał się przez to z Feng Xinem, że nie powinien zachowywać się tu wulgarnie, bo zbezczeszczy najważniejsze miejsce w królestwie, ale Feng Xin nie bardzo się tym przejął. 

- Ha, ha! Mu Qing tak powiedział? - Wyglądał jakby śmiał się z jakiegoś żartu. - Mu Qingowi możesz powiedzieć ode mnie, żeby "pamiętał o swoich słowach".

- Dobra, przekażę. - Odwrócił się na pięcie i oglądając z uwagą każdą broń na ścianie, poszedł wzdłuż holu. 

Znów zostaliśmy sami. Dzięki Quan Yizhenowi zdołałem już trochę ochłonąć, ale nie wiem czy na tyle, by bez kolejnego rumieńca na twarzy spojrzeć na San Langa. No cóż. Sam tego chciałem i sam zadałem wcześniejsze pytanie, więc mogłem mieć pretensje jedynie sam do siebie.

Westchnąłem, bo nie mogłem teraz nie wziąć za to odpowiedzialności. Tylko nie spodziewałem się, że krok na jaki odważy się ten pewny siebie młodzieniec, aż tak bardzo rozgrzeje moje dziewicze serce. Nie byłem dotąd z nikim - w sensie fizycznym i może tylko dlatego reagowałem tak na czyjś delikatny i ciepły dotyk, przez który czułem, że ktoś mnie... pragnie. 

Nie. Nie pomyślałem właśnie o tym słowie. Ja nie myślę o takich rzeczach! Nie mówię, że przeszkadza mi, że obaj jesteśmy tej samej płci, więc nie mógłbym nic do niego czuć, albo nasz wiek, albo... Kogo ja chciałem oszukać? Wynajdywałem sobie najróżniejsze powody, dla których "nie powinienem" nic czuć, ale to było prawie tak samo, kiedy San Lang chciał powiedzieć, że zostawi mnie w spokoju, bo "powinien", dla mojego dobra.

Dlatego teraz uniosłem głowę i starając się na mój zwykły, niezawstydzony uśmiech, zapytałem:

- Naprawdę będzie w porządku, jeśli pożyczysz mi swoje ubrania?

- Oczywiście. I nie musisz mi dziękować. Ty dla mnie cały czas coś robiłeś i dawałeś mi, a ja dotąd niczym się nie odwdzięczyłem. 

- San Lang jest dla mnie za miły. Ale nie robiłem tego, żebyś ty teraz też musiał czymś się odwdzięczać!

Uniósł brwi i zaraz się roześmiał. 

- Wiem, dlatego San Lang tak bardzo lubi Gege. - Objął moją szyję i przysunął do niej usta. - I San Lang zrobi wszystko, żeby Gege był szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro