Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX - "Wszystkiego najlepszego, słoneczko"


- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat... – Aneta i Hubert, mimo usilnych protestów Pauliny, wpadli do jej mieszkania, zdzierając sobie gardła.

Nic nie pomogły tłumaczenia, że zdenerwują sąsiadów, którzy w końcu zrobią jej awanturę. Musieli odśpiewać swoje.

- Dobrze już, dobrze! Ciszej, błagam was – roześmiała się polonistka.

- Żadne „ciszej", moja droga, my się dopiero rozkręcamy! Niech cały blok wie, że masz dzisiaj urodziny – stwierdziła dziarsko Leśniewska.

- Dokładnie – poparł ją Hubert. – Jak już świętować, to porządnie.

- Szanowna pani profesor, chciałabym ci życzyć mnóstwa rzeczy... Ale tym razem ograniczę się chyba do jednego i najważniejszego – zaczęła nieco poważniej Aneta. – Zatem życzę ci dużo szczęścia i miłości. A z kim, to już ty sama najlepiej wiesz... No i może jeszcze, żeby te twoje bachory za bardzo nie rozrabiały.

- A ja ci życzę spełnienia wszystkich marzeń i żebyś wreszcie dorobiła się własnego samochodu – dodał wesoło Hubert.

- Dziękuję wam, jesteście kochani – Paulina uściskała przyjaciółkę, po czym rzuciła się na szyję Hubertowi.

- Czekaj, czekaj, jeszcze obejrzyj prezent, bo się zniecierpliwi i sam wyskoczy z pudełka – Zakrzewski podał jej kolorowy karton.

Miał sporo dziur po bokach, co w pierwszej chwili wydało się Paulinie nieco dziwne. W dodatku miała wrażenie, że to coś w środku się rusza. Spojrzała podejrzliwie na przyjaciół, którzy w odpowiedzi jedynie wyszczerzyli zęby w uśmiechu. Westchnęła więc z rezygnacją i podniosła wieczko. Zobaczyła przed sobą malutkie, rudo-białe stworzonko, z przewiązaną na szyi czerwoną kokardą. Niebieskie oczka wpatrywały się w nią z zaciekawieniem, a końcówka ogonka zawiniętego wokół tylnych łapek drgała nerwowo, zdradzając przejęcie nowym otoczeniem.

- Jejku, jaki śliczny! – zachwyciła się Paulina, biorąc kotka na ręce.

- Wiedzieliśmy, że ci się spodoba – uśmiechnęła się Aneta. – Narzekałaś, że nie masz towarzystwa, to teraz będziesz miała drugiego domownika.

- Cudny jest – polonistka rozwiązała zwierzakowi kokardę i postawiła go na ziemi. – Tylko muszę jeszcze wymyślić mu imię.

- Przy twojej kreatywności nie zajmie to dużo czasu – uśmiechnął się Hubert. – A, w tej drugiej paczce masz jeszcze miseczkę, karmę i kuwetę. Uznaliśmy, że może ci się przydać.

- Dziękuję wam bardzo jeszcze raz – odpowiedziała z wdzięcznością Paulina. – Zaraz się tym zajmę, tylko przyniosę ciasto i szampana. Siadajcie sobie.

Przyjaciele rozgościli się w salonie, rozprawiając na temat ewentualnego imienia dla nowego lokatora. Było dopiero po piątej, więc zapowiadał się naprawdę długi wieczór. Paulina kupiła w cukierni ich ulubiony sernik, ciasto z truskawkami i oczywiście niezawodnego przy takich okazjach szampana. Czas pędził nieubłaganie szybko, jak to się zwykle zdarza w dobrym towarzystwie i zanim się obejrzeli, dochodziła już ósma. Właśnie dyskutowali zawzięcie o nowym filmie z Jamesem Bondem, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Cała trójka jak na komendę umilkła i spojrzała na siebie ze zdziwieniem.

- Spodziewasz się jeszcze kogoś? – spytała Aneta.

- Nie – Paulina pokręciła głową. – No cóż, pójdę otworzyć.

Podniosła się z kanapy i udała do przedpokoju. Przekręciła zamek w drzwiach, nacisnęła klamkę i ku swojemu zdumieniu ujrzała Brzezińskiego z bukietem róż i butelką czerwonego wina.

- Dobry wieczór – uśmiechnął się rozbrajająco, tak jak tylko on jeden potrafił. – Mogę wejść?

Polonistka przez kilka sekund nie była w stanie wydusić słowa. Odsunęła się więc tylko, wpuszczając go do środka.

- I co, Paula? Kto to? – dobiegł ich z salonu głos Anety.

Zanim jednak Paulina zdążyła jej odpowiedzieć, przyjaciółka z ciekawości sama przybiegła do przedpokoju.

- O... – bąknęła na widok wicedyrektora. – Dzień dobry, panie profesorze.

- Eee... Dzień dobry, Anetko – odparł niepewnie Brzeziński i spojrzał przepraszająco na polonistkę. – Wybacz, nie wiedziałem, że masz gości.

- Nic się nie stało, naprawdę – zapewniła Paulina, odzyskując nieco rezon.

- A poza tym my już wychodzimy – dodała pospiesznie Leśniewska. – Hubert! Idziemy! – wrzasnęła w stronę salonu.

- Co takiego? – nie zrozumiał Zakrzewski.

Wszedł do przedpokoju i zatrzymał się wpół kroku.

- Ymm... Tak, my właśnie... Wychodzimy – potwierdził, kiwając głową Anecie.

Czym prędzej chwycił kurtkę i podał przyjaciółce płaszcz, po drodze jeszcze w pośpiechu zakładając buty.

- Dzięki za miłe popołudnie, Paula. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Do widzenia – Hubert z uśmiechem skłonił się Brzezińskiemu, wziął Leśniewską za rękę i zanim zdążyła się odezwać, wyprowadził ją z mieszkania.

W przedpokoju zapanowała niezręczna cisza, ale już po chwili Paulina i Wiktor równocześnie wybuchnęli śmiechem.

- Zdaje się, że ich przestraszyłem – stwierdził Brzeziński. – Przepraszam, myślałem, że jesteś sama.

- Nic nie szkodzi, oni zrozumieją... Cieszę się, że przyszedłeś – powiedziała cicho polonistka. – Prawdę mówiąc, już myślałam, że zapomniałeś...

- O twoich urodzinach? Jakże bym mógł – oburzył się Wiktor. – Tylko nie chciałem tak z pustymi rękami, więc pomyślałem, że wpadnę wieczorem.

Spojrzał czule na Paulinę i podał jej kwiaty.

- Wszystkiego najlepszego, słoneczko – szepnął.

Polonistka wzięła od niego bukiet, po czym obdarzyła profesora namiętnym pocałunkiem.

- Dziękuję – mruknęła. – Daj to wino, zaniosę do kuchni, a ty zdejmij płaszcz.

Zostawiła Wiktora w przedpokoju i poszła odłożyć butelkę na stół. Kolejne urodziny... Przecież było ich już dwadzieścia pięć. A jednak te wydawały jej się najbardziej wyjątkowe od dawna. No, może poza osiemnastką. Uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie tamten dzień. I to jedno zdanie, niby banalne, a tak wiele dla niej znaczące...

~~~

- To jak, ktoś na ochotnika? – zapytał wesoło Brzeziński, zerkając na zapisane na tablicy zadanie.

Był w wyjątkowo dobrym nastroju, co tylko wzmagało jego wrodzoną, acz skąd inąd sympatyczną, złośliwość. To nie tak, że był niemiły i lubił się znęcać nad uczniami. Nic z tych rzeczy. Jego poczucie humoru czyniło z tych kąśliwych uwag raczej coś na kształt przyjacielskich docinków, o które nikt nie miał powodu się obrażać. Ot, zwykła chęć podroczenia się trochę z – jakby nie patrzeć – inteligentną młodzieżą.

- Może Paulinka? – Wiktor zerknął znacząco w stronę trzeciej ławki.

- Ja? Ale panie profesorze, mam dzisiaj urodziny – dziewczyna spojrzała prosząco na wicedyrektora.

- To świetnie, w ramach prezentu ode mnie rozwiążesz ładnie zadanko na tablicy – odparł z zadowoleniem Brzeziński. – A jak zrobisz je dobrze, to może nawet ci jakąś piątkę postawię...

- Piątkę? – powtórzyła Paulina, kręcąc głową z dezaprobatą. – Panie profesorze...

Matematyk przez chwilę wpatrywał się w oczy swojej uczennicy, starając się zmusić ją do kapitulacji, ale bezskutecznie. Cały czas uparcie wytrzymywała jego spojrzenie.

- No dobrze, postawię ci szóstkę, ale w takim razie dostaniesz trudniejsze zadanie. To ostatnie, z gwiazdką – Wiktor uśmiechnął się zadziornie i postukał piórem w jej podręcznik.

Po klasie przeszedł cichy szmer. Wszyscy z napięciem czekali na decyzję koleżanki. Paulina tymczasem szybko przekalkulowała w myślach bilans ewentualnych zysków i strat.

- Zgoda – powiedziała w końcu, podnosząc się z miejsca.

Chwyciła podręcznik, przemaszerowała przez salę i wzięła do ręki kredę. Wśród uczniów zapanowało lekkie poruszenie, lecz Brzeziński nawet nie zwrócił na to uwagi. Wciąż obserwował Paulinę, która z gracją damy z gronostajem rozpisywała równanie z parametrem na tablicy. Przez ułamek sekundy poczuł wyrzuty sumienia, że dał jej za trudne zadanie... No, ale przecież jest zdolna, na pewno sobie poradzi. Z jakiegoś powodu lubił się z nią sprzeczać. Oczywiście tylko tak żartobliwie, z sympatią, nie naprawdę. Chociaż może w jej urodziny powinien był sobie to darować...

Po jakichś dziesięciu minutach pełnych napięcia i oczekiwania, Paulina zapisała na tablicy ostateczne rozwiązanie i zamaszystym ruchem podkreśliła wynik. W rzeczywistości jednak nie była taka pewna poprawności swojego toku rozumowania. Rozwiązanie było dziwne. Bo czy można nazwać „normalnym" wynik wynoszący 1/5 (12 + v109)? Spojrzała wyczekująco na profesora, lecz ten nadal śledził wzrokiem poszczególne etapy obliczeń na tablicy. Wreszcie pokiwał głową i zerknął na nią z uznaniem.

- Wszystko pięknie, tylko jedna mała rzecz mi nie pasuje... – mruknął, marszcząc brwi.

Podszedł bliżej i wskazał palcem trzeci warunek równania.

- Czemu skróciłaś to przez różnicę pierwiastków?

Paulina jeszcze raz przyjrzała się działaniu. Faktycznie, powinna była przenieść ten nawias na drugą stronę równania i rozważyć jeszcze jeden przypadek... Wprawdzie nie wszedłby on do dziedziny rozwiązań, ale formalność formalnością. Pominięcie czegoś takiego skutkowałoby na maturze utratą przynajmniej dwóch punktów.

- Cholera – jęknęła Paulina, natychmiast reflektując się, że przecież stoi obok nauczyciela. – Znaczy... Rzeczywiście, panie profesorze. Nie zauważyłam tego.

Brzeziński o mało nie wybuchnął śmiechem, udało mu się jednak zapanować nad sobą. Zupełnie niespodziewanie rozległ się dzwonek na przerwę i uczniowie jak na komendę zaczęli się pakować. Wiktor postanowił być wspaniałomyślny i nie zadał im pracy domowej na następny dzień. Spojrzał natomiast ciepło na swoją ulubioną uczennicę, która nadal nie ruszyła się z miejsca, kontemplując popełniony błąd.

- Już się tak nie stresuj, słoneczko. To było wyjątkowo wredne zadanie – uśmiechnął się pocieszająco. – Mogę ci za nie postawić piątkę z plusem, jeśli chcesz.

Paulina westchnęła z rezygnacją, ale kiwnęła głową na znak zgody.

- Dobrze, dobrze – przytaknęła machinalnie. – Ech... Wie pan, że nienawidzę robić takich głupich błędów...

Wiktor roześmiał się na te słowa.

- A kto lubi? – spytał przekornie, wpisując ocenę do dziennika.

- Pewnie nikt – dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła po plecak do swojej ławki.

Klasa zdążyła już opustoszeć, wszyscy czym prędzej udali się na przerwę, nie chcąc tracić nic z tych cennych dziesięciu minut swobody. Paulinie specjalnie to nie przeszkadzało. Wyciągnęła z plecaka torebkę z cukierkami i podeszła jeszcze na moment do Brzezińskiego.

- Tak w ramach urodzin – wyjaśniła.

- Ach, no oczywiście, ale najpierw życzenia – stwierdził stanowczo Wiktor. – Jeśli dobrze liczę, to od dzisiaj jesteś już dorosła, tak?

Blondynka uśmiechnęła się do profesora i potwierdziła skinieniem głowy.

- Jak ten czas szybko leci... - szepnął z niedowierzaniem Brzeziński. – Cóż, w takim razie życzę ci przede wszystkim dobrze zdanej matury i dostania się na wymarzone studia. Bądź dalej taką mądrą, zdolną, sympatyczną dziewczyną, jaką jesteś i pamiętaj, że dorosłe życie nie jest łatwe... Ale wierzę, że na pewno świetnie sobie w tym życiu poradzisz.

- Bardzo dziękuję – odparła z uśmiechem Paulina.

Wiktor poczęstował się cukierkiem i serdecznie ją uściskał.

- Każda okazja, żeby cię przytulić, jest dobra – powiedział cicho, zaskakując tym nawet samego siebie.

„Może pan mnie przytulać i bez okazji, panie profesorze" – chciała odpowiedzieć Paulina, ale w porę ugryzła się w język. Dopiero po chwili dotarł do niej sens tych słów i serce zabiło jej nagle jakimś dziwnym, niespokojnym rytmem. W oczach Brzezińskiego jednak nie dostrzegła nic nadzwyczajnego...

- To... Pójdę już, Aneta pewnie czeka przed klasą – odezwała się niepewnie. – Do widzenia.

- Do widzenia – pożegnał się Wiktor, odprowadzając ją wzrokiem do drzwi.

Miał wrażenie, że tym razem powiedział o dwa słowa za dużo, ale było już za późno na takie rozważania. Nie miał pojęcia, co Paulina sobie pomyślała i chyba nawet nie chciał tego wiedzieć. Bardziej natomiast przestraszył się tego, co on sam w tamtej chwili pomyślał...

~~~

Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś dłonie obejmujące ją od tyłu w talii.

- O czym tak myślisz? – szepnął jej do ucha Wiktor.

- O moich osiemnastych urodzinach – uśmiechnęła się Paulina. – I twoim wrednym zadaniu...

- Oj, no przecież wiesz, że to był wyłącznie przejaw mojej sympatii do ciebie.

- Tak, tak, oczywiście.

Brzeziński wyczuł nutkę kpiny w jej głosie i pokręcił głową.

- Nie wiedziałem, że wciąż przyjaźnisz się z Anetą – powiedział. – A ten chłopak... Mam wrażenie, że też go skądś kojarzę.

- Byłam z nim na studniówce, to mój dobry przyjaciel – wyjaśniła Paulina. – A z Anetą... Wiesz, czasem czuję się jakbyśmy ciągle były w liceum. Ona jest niezawodna.

- Wiedzą o nas?

Paulina odwróciła się przodem do Wiktora i spojrzała mu w oczy.

- Tak. Ale spokojnie, nikomu nie powiedzą – odparła, uprzedzając kolejne pytanie.

- Wiem, po prostu byłem ciekawy, czy im powiedziałaś, bo tak szybko uciekli na mój widok – roześmiał się Brzeziński.

Paulina też się uśmiechnęła, ale nagle raptownie zmarkotniała. Niby już pogodziła się z tym, że muszą się ukrywać, a jednak zdarzały się momenty, kiedy ta świadomość jakoś bardziej ją przytłaczała. Szczególnie, gdy przypominała sobie, że o ile w jej mieszkaniu ryzyko było znikome, o tyle w mieszkaniu Brzezińskiego...

- Wiktor... – zaczęła niepewnie.

- Co, słoneczko? – spytał cicho, odgarniając jej włosy z czoła.

- Czy... Co powiedziałeś żonie? Gdzie teraz jesteś?

Brzeziński momentalnie się spiął, a ciepły błysk w jego oczach jakby nieco przygasł.

- Nic nie powiedziałem. Ma dyżur w szpitalu, wróci o szóstej nad ranem. Nie myśl o tym, proszę.

Paulina westchnęła i odwróciła wzrok. Chwilami przygniatała ją świadomość, że gdzieś tam jest kobieta, która nosi nazwisko Wiktora i obrączkę na palcu, kobieta, która jako jedyna ma prawo do bycia z nim... Czuła się wtedy jak oszustka, co bynajmniej nie ułatwiało sprawy. Ale czy to coś złego, że chciała być z jedynym na tym świecie mężczyzną, którego kochała? Czy taka właśnie jest cena za miłość?

Brzeziński ujął ją delikatnie pod brodą i zmusił, by na niego spojrzała.

- Proszę cię, nie przejmuj się tym – szepnął. – Masz dzisiaj urodziny, nie pozwolę ci się martwić. Chodź, otworzymy to wino.

- No dobrze – zgodziła się Paulina.

Zdobyła się nawet na uśmiech i postanowiła wyrzucić z myśli żonę Wiktora. Przynajmniej na dzisiejszy wieczór.


-------
Oczywiście w wyniku powinien być pierwiastek ze 109, ale Wattpad nie zna się na matmie...
Pozdrawiam!
Pisarka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro