Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DESZCZOWA PRZYGODA

W pewnym małym miasteczku, położonym w cudownej, malowniczej okolicy, nieustannie padał deszcz. Wielkie, ciężkie krople, spadały z nieba bez chwili wytchnienia, pozostawiając ślad swojego pocałunku na wszystkim- od czerwonych dachów domostw, szarych ulic, ogromnych drzew, po wiecznie smutnych ludzi, próbujących ciągle schronić się przed deszczem. Trudno się zatem dziwić temu, że ludzie ci byli bardzo nieszczęśliwi. Działo się tak od wielu już lat... Jedynie najstarsi pamiętali blask wschodzącego słońca- jego przyjemne ciepło, rozgrzewające najbardziej nawet oziębłe serca. Mieszkańcy miasteczka, nie znając tego uczucia, byli ponurzy i markotni. Zajmowali się tylko własnymi sprawami, pędzili z domu do pracy i z pracy do domu, wygrażając niebu zaciśniętymi pięściami.

Okolicę tą zamieszkiwał również pewien chłopiec, który uwielbiał czytać książki. Pewnego razu, napotkał w jednej z nich opisy wspaniałych, słonecznych krain, tak żywych i pięknych, że jego serce wzruszyło się bardzo i zapragnęło poznać i poczuć słońce, odnaleźć je i obdarować nim wszystkich mieszkańców. Tego dnia zapytał swoją mamę:

- Mamusiu, czy widziałaś kiedyś słońce?

- Oh! Słońce! - Odparła mama, a na jej twarzy zagościł najpiękniejszy z uśmiechów. 
- Tak, widziałam je kiedyś, ale bardzo krótko. Bardzo bym chciała, abyś również je zobaczył. (Mamy bowiem zwykle chcą dla dzieci tego, co dla nich najlepsze.)

Od tej pory, jedynym marzeniem chłopca było sprowadzić do miasteczka słońce. Wieczorami wyobrażał sobie jego blask i ciepło. Zamykając przed snem oczy, próbował dostrzec jego promienie muskające delikatnie twarze przechodniów. A kiedy troszeczkę podrósł, postanowił wreszcie wyruszyć na jego poszukiwanie. I stało się tak, że młodzieniec, osiągnąwszy wiek dojrzały, pożegnał się ze swym tatą, ucałował mamę w policzek i wyruszył w świat. Pożegnanie to nie należało do najłatwiejszych. Wyobraźcie sobie, że musicie opuścić wszystko co znacie i kochacie- ciepły dom, rodziców, przyjaciół. Chłopiec ten szanował i uwielbiał swojego ojca, podziwiał i bardzo kochał mamę. Wiedział też, że każde z nich gotowe było poświęcić dla niego wszystko, jak wszyscy rodzice. Kochał ich surowość i spracowane ręce, i właśnie dla nich postanowił wyruszyć w świat- tak rzadko bowiem uśmiech gościł na tych cudownych, drogich chłopcu twarzach. Chwycił więc w swe dłonie długi, sękowy kij, założył szeroki płaszcz, wziął ze sobą trochę przysmaków i udał się w szeroki świat, brnąc w nieustannym deszczu od wioski do wioski, domu do domu, szukając.

Nie była to droga łatwa, o nie! Niewiele osób chciało z nim rozmawiać. Pytani o deszcz przechodnie momentalnie markotnieli, zamykali się w sobie i wracali do swoich zajęć. Młodzieńca spotkało wiele rozczarowań, nieprzyjemnych rozmów. Niejednokrotnie musiał spać w gęstym zagajniku drzew, podczas gdy wiatr smagał go po plecach, a ciepły płaszcz nie wystarczał nawet za posłanie. W życiu niejednokrotnie spotykają nas ciężkie chwile, musimy jednak być wytrwali. Tylko tak można znaleźć to, czego się szuka. I stało się tak, że młodzieniec napotkał pewnego wiekowego już mężczyznę, który wydawał się być bardzo nietypową osobą. Miał na sobie długi, brązowy płaszcz o wysokim kołnierzyku, przysłaniającym nieco twarz. Jego włosy, siwe i bardzo długie, skupione były w nieładzie, a gdy się przemieszczał chłopcu wydawało się, że nie dotykał stopami ziemi! Ale najdziwniejsze w nim były oczy- szare, głębokie, choć gdzieś w ich głębi czaiła się figlarna iskierka. Na pytanie o deszcz, nieznajomy odparł- a! tu trzeba by zapytać jego samego!- a na pytanie o słońce, skrzywił się trochę i rzekł:
- Dawno już z nim nie rozmawiałem. Deszcz nie pozwala mi się do niego zbliżyć.
Zaskoczony dziwną odpowiedzią młodzieniec, zapytał:
- Ale gdzie mam go szukać?
- Czy to nie oczywiste?- rzekł wędrowiec, uśmiechając się lekko.
- Wybierz miejsce, w którym najwięcej pada, a deszcz jest najbardziej gęsty, silny i ciągły. Kiedy już je odnajdziesz, poszukaj tam miejsca znajdującego się jak najbliżej nieba. Może to być góra, jakieś bardzo wysokie drzewo, cokolwiek... i słuchaj! Nadstawiaj ucha! Jeśli będziesz wystarczająco cierpliwy i skupiony, usłyszysz jego głos. Ale uważaj. Nie wolno ci go spłoszyć... Deszcz jest jeszcze malutkim chłopcem, wielu rzeczy się boi. Strach rodzi się w człowieku wtedy, gdy czegoś się nie zna.

Młodzieniec zamyślił się trochę, podziękował starcowi, przymknął na chwile zmęczone oczy, a kiedy je otworzył po nieznajomym nie było żadnego śladu. Trzeba wam wiedzieć, że staruszek ten był tak naprawdę wiatrem, który przyjmował czasem postać ludzką, bo przecież nie można bez przerwy hulać. Z tego co mi wiadomo, po dziś dzień w bezwietrzne dni spaceruje sobie gdzieś wśród wrzosów.
Ale chłopiec tego nie wiedział. Wrócił do swoich poszukiwań. Wędrował znów przez długi czas, zwiedzając i napotykając przeróżne dziwy tego świata. Raz, nocował w bardzo głębokiej, ciemnej jaskini. Śnił wówczas, że tuż pod jego posłaniem, w głębi ziemi, pracowite krasnoludy rozpalają piece w swych wielkich hutach i ze śpiewem na ustach pracują, wykuwając w ogniu rozmaite, maleńkie cudowności. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy budząc się rano, w kieszeni swego płaszcza odnalazł maleńki, złoty pierścionek z czerwonym rubinem! Innym razem, zawędrował nad rozległe jezioro. Pojedyncze krople deszczu tworzyły na nim przecudowne obrazki w taki sposób, że jezioro to zdawało się być jednym wielkim płótnem wprawnego malarza. Co więcej, obraz ten żył! Deszcz, prócz kształtu nadawał mu życie. Tafla wody nieustannie zmieniała się, przedstawiając wszystkie najpiękniejsze historie tego świata. Niezbadane ścieżki losu, doprowadziły wreszcie chłopca do miejsca, w którym deszcz był gęsty, silny i nieustępliwy. Tworzył niemal ścianę, przez którą młodzieniec nie mógł się przebić choćby spojrzeniem! Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że miejsce to znajdowało się nieopodal jego własnego domu!

Chłopiec począł wypatrywać miejsca, które znajdowało się tam najbliżej nieba. Jego oczy zatrzymały się na samotnym drzewie, bardzo starym i wysokim. Cóż było robić! Należało na nie wejść. Kora trzeszczała niebezpiecznie, gdy wspinał się z gałęzi na gałąź, coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie zmęczony, ale zadowolony z siebie dotarł bezpiecznie na sam szczyt. Nadstawił czujnie ucha i słuchał... Ciężkie krople deszczu spadały monotonnie na ziemię. Rozbujane wiatrem drzewo skrzypiało głucho wśród szumu wiatru. Szeptało historie zapomniane wśród wieków. Mówiło o swojej młodości, czasie mierzonym zielonym życiem i nieodpartą energią. O zbliżającym się zmierzchu. O nocnych rozmowach wiewiórek, które wybrały je na swój dom i zamieszkiwały maleńką dziuplę... I tak, czas mijał młodzieńcowi bardzo powoli.

Nagle, wśród szmeru liści, delikatnego stukania kropel deszczu o rozmokłą ziemię i skowytu wiatru, usłyszał coś na kształt płaczu, jakby delikatne pochlipywanie małego dziecka. Pamiętając o tym, co mówił mu dziwny staruszek, szepnął cicho:

- Dlaczego płaczesz?

Na moment, łkanie ustało. Po chwili, ciszę gęstniejącą w powietrzu, przecięły niewyraźne słowa:

- Kim jesteś?

- Sam nie jestem do końca pewien. Przemierzyłem jednak pół świata, by odnaleźć deszcz. Nie mam wobec niego żadnych złych zamiarów, chcę go tylko spotkać i z nim porozmawiać- uprzedził szybko młodzieniec.

- To ja jestem deszczem. Dlaczego mnie szukałeś?

Chłopiec odparł:

-Chciałem się dowiedzieć, dlaczego cały czas zsyłasz swe dzieci- krople na ziemie.

- Ah! Nie rozumiesz! Ja... nie do końca nad tym panuję! Po prostu jestem smutny, a kiedy jest mi źle, nieustannie płaczę... Mój płacz zaś zalewa ziemię.

- Jestem tu więc, by ci pomóc! - ucieszył się młodzieniec. Szybko zrozumiał, że jeśli rozwiąże problemy deszczu, przestanie on padać i wszyscy będą szczęśliwsi.

- Kim jesteś, że wydaje ci się to możliwe? - Mruknął zasmucony deszcz. - Płaczę już bez przerwy od wielu lat. A to dlatego, że jestem bardzo samotny. Nikt już nie cieszy się z moich pocałunków, nikt nie tańczy wśród mych kropel, nie skacze po kałużach. Wszyscy są markotni i ponurzy, a najgorsze jest to, że to moja wina. Nie chcę, by ludzie na mój widok uciekali w popłochu! To bardzo smutne! I przez to nie mogę powstrzymać swoich łez.

Problem deszczu bardzo wzruszył młodzieńca. Zrozumiał on jak wielkim nieszczęściem jest bycie niepotrzebnym. Postanowił, że mu pomoże.

- Kochany! Nie przejmuj się! Jestem pewien że razem znajdziemy jakieś rozwiązanie! Pokażemy ludziom, jak bardzo ważny jesteś! - Rzekł wesoło młodzieniec. Cieszyła go myśl o nowych przygodach oraz bliskim już spotkaniu ze słońcem.

- Gdyby tylko istniało miejsce, gdzie ludzie przywitaliby mnie uśmiechem i radością, gdzie będę potrzebny, wszystko wróciłoby do normy.

- Znajdę takie miejsce. - Odparł natychmiast młodzieniec i z nowym zapałem zabrał się do kolejnej drogi. Ześliznął się szybko po pniu drzewa, oraz krzyknął na odchodnym:

- Poczekaj jeszcze trochę! Na pewno niebawem wrócę! Odwrócił się na pięcie i powędrował w dal.

Teraz, dla chłopca nastały nieco łatwiejsze czasy. Nie wędrował już bowiem sam. Nieustannie towarzyszył mu dotyk wspierającego go deszczu, jego myśl życząca mu powodzenia. Kiedy wieczorem kładł się spać, deszcz żegnał go delikatnymi kroplami, życząc mu dobrej nocy. Nieustannie czuwał nad nim i roztaczał opiekę. Od tej chwili wędrowali razem, chłopiec spacerując po ziemi, deszcz zaś płynąc po niebie. Ścieżki losu zaprowadziły ich raz w rejon, który zamieszkiwała zła czarownica. Umiała ona przybrać dowolną postać, najczęściej jednak przemieniała się w sokoła, by bystrym wzrokiem szukać nieszczęśników którzy zbliżyli się nadto do jej kryjówki. Większość z nich, kończyła jako bezwolna lalka w jej kolekcji. Kiedy w oddali dostrzegła samotnego wędrowca, postanowiła przygotować na niego zasadzkę. Wydał się jej bowiem łatwą zdobyczą. Już widziała niemal przed oczyma, jak piękną lalką będzie, w co go ubierze i co rozkaże mu robić. Rzuciła na siebie czar, przemieniający w piękną kobietę o kruczoczarnych, kręconych włosach i oczach koloru nieba. Wymyśliła, że jeśli uda zagubioną, bezbronną panią o przyjemnym wyglądzie, młodzieniec nie odmówi jej pomocy i rycersko postanowi odprowadzić ją w bezpieczne miejsce. Wówczas wystarczy już pokierować go w odpowiednią stronę, niedaleko chatki, gdzie przygotowała magiczny krąg mający przemienić młodzieńca w lalkę. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Przywdziała zniszczoną sukienkę, rozpuściła włosy pozorując nieład, rozpłakała się i usiadła pod dużym dębem. Nieustanne pochlipywanie, nim nadszedł chłopiec, odegrało już swoją rolę- spowodowało, że wyglądała bardzo nędznie i mizernie.

Na jej widok aż krajało się serce, taka wydawała się biedna, samotna i zagubiona. Młodzieniec od razu zapragnął ją pocieszyć. Przedstawił się grzecznie i zapytał, jak może pomóc.

- Och, zgubiłam się w lesie. - Odparła przez łzy wiedźma, a każde jej słowo, przerywało pochlipywanie.
- Zawędrowałam tu za pięknym motylem...  o niebieskich skrzydełkach... Był taki cudowny! Nim spostrzegłam się co robię, odeszłam już znaczenie od mojego brata, z którym wędrowałam po lesie. Biedny, zamartwia się pewnie teraz samotnie gdzieś w okolicy, a ja zupełnie nie wiem gdzie jestem! Od wielu godzin nic nie jadłam! - Rozpłakała się gorzko.

- Nie martw się! Znajdziemy razem twojego brata! - Rzekł natychmiast młodzieniec. Dla niego każdy kierunek marszu był dobry, zupełnie bowiem nie wiedział gdzie ma szukać miejsca w którym deszcz będzie potrzebny. Nie przeszkadzało mu to jednak w cieszeniu się wędrówką. Podzielił się z „zagubioną" kobietą chlebem i serem, i wyruszyli dalej razem. Czarownica potrafiła doskonale kierować młodzieńcem. Prowadziła go w pułapkę udając, że poznaje jakiś widok, kojarzy charakterystyczny kamień. Deszcz, który słyszał całą rozmowę, również postanowił pomóc. Skupił się na okolicy, ale w promieniu wielu kilometrów nie dostrzegł jednak żadnego człowieka. Zaczął więc coś podejrzewać. Począł szeptać do ucha młodzieńca -uważaj! To jest pułapka, nie ma nikogo w okolicy- ten jednak nie słyszał. Był już pod wpływem zwodniczych czarów wiedźmy. Deszcz rozpoczął więc prawdziwą ulewę. Padał bardzo gęsto, w taki sposób, iż młodzieniec natychmiast zrozumiał, że chce mu przekazać coś bardzo ważnego. Przyjrzał się podążającej obok niego kobiecie i wtem dostrzegł coś dziwnego. Cała postać rozmazywała się delikatnie, pod wpływem dotykających jej kropel spadających z nieba. Istnieje bowiem pewne stare jak cały świat zaklęcie, którym przy tworzeniu obdarowano deszcz: Nie można przed nim niczego udawać. Zawsze odsłania prawdę - duszę człowieka.

Niestety, nieświadomy niczego młodzieniec znajdował się już w wymalowanym przez wiedźmę kręgu. Ostrzeżenie przyszło za późno. Uradowana czarownica, odwróciła się nagle w kierunku młodzieńca, uniosła ręce wysoko ku górze i zaintonowała zaklęcie. Gdzieś w oddali uderzył piorun. Rozległ się donośny grzmot i... nic się nie stało. Deszcz tak bardzo rozmoczył ziemię, że magiczny krąg rozmył się i utracił swą moc. Młodzieniec widząc jej prawdziwe oblicze, obrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Czarownica natychmiast przemieniła się w ogromnego lwa o sprężystych łapach i rzuciła się w pogoń. A cóż to była za gonitwa! Szaleńczy pęd wśród nieustannego deszczu. Ciche przemykanie między drzewami. Milcząca walka o życie. Futro lwa szybko namokło, stało się ciężkie i niewygodne. okoliczna ziemia wchłonęła zbyt wiele deszczu i stworzyła bagna, po których bardzo ciężko było się poruszać. Choć wiedźma wytężyła wszystkie swoje siły by dopaść wędrowca, nie udało jej się go dogonić. Przemoczona i zła, nie zrezygnowała z pogoni. Przemieniła się na powrót w sokoła. Ale deszcz poprosił o pomoc wiatr. Ten zamienił się w prawdziwy huragan. Wiał tak silnie, że nawet drzewa nie były w stanie mu się oprzeć. Jednym, potężnym zadęciem zdmuchnął wiedźmę na ziemię uniemożliwiając jej lot. Teraz już nie na żarty rozeźlona czarownica, postanowiła wykorzystać do pościgu swoje lalki. Rozkazała im gonić młodzieńca bez chwili wytchnienia. Nieme, ponure postacie, natychmiast ruszyły w pościg. Cóż to był za widok! Jednakowe twarze dzieci, biegnące przed siebie ramię przy ramieniu, bez cienia uśmiechu. Chyba nie ma na świecie smutniejszego widoku, niż brak radości na twarzach pociech! Dzieci powinny przecież być wesołe, pełne życia, ciekawe świata, zaglądać w każdy kąt, pytać o wszystko co dla nich nowe!

Deszcz, zasmucony ich widokiem, wpadł na pewien plan. Zauważył, że chatka czarownicy znajdowała się w głębokiej kotlinie. Postanowił zatem padać tak długo, aż kotlina ta wypełni się wodą. Skupił wszystkie swoje siły i sprowadził na świat prawdziwą ulewę. Ściana wody spływała z nieba, siekła niemiłosiernie w okolicach chatki wiedźmy. Kiedy poziom wody zaczął się podnosić, przestraszona nie na żarty wiedźma zaczęła prosić deszcz:

- Och błagam, przestań już padać! O co ci chodzi? Dlaczego tak bardzo pomagasz temu chłopcu?!

- Bo jest on moim przyjacielem. - Odparł deszcz i padał niewzruszenie dalej.

- Poczekaj, proszę! - Jęknęła czarownica i dodała po chwili:
- Obiecuję, że zaprzestanę pogoni.

- Masz jeszcze uwolnić wszystkie inne dzieci!

- Chcesz pozbawić mnie wszystkiego, co do tej pory zdobyłam?! - Wykrzyknęła wiedźma.
- Nie możesz! Nie masz takiej mocy!

- Ależ mam! - Rzekł deszcz.
- Dobrze wiem, że cała twoja siła bierze się z ziemi którą zamieszkujesz, a twoja moc ściśle wiąże się z domem. Jeśli nie uwolnisz dzieci, zaleję całą kotlinkę, rozmoczę ziemię a twój domek rozpadnie się i będziesz zmuszona żyć jak każdy inny człowiek.

Zła wiedźma, wściekła na deszcz i cały świat natychmiast zrozumiała, że grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Jej magia była wszystkim, czego pragnęła. Poddała się więc, i zerwała wiążące dzieci zaklęcie. Pociechy, gdy tylko przejrzały na oczy, zaczęły radować się z odzyskanej swobody. Tańczyły w deszczu uśmiechając się szeroko, skakały przez kałuże w szaleńczym biegu do swych domów. Każde wróciło tam, gdzie było jego miejsce- do chatek pełnych miłości. Rodzice, na widok swoich dzieci wzruszyli się bardzo. Tego dnia, w niejednym oku zakręciła się łezka szczęścia. Był to czas pocałunków, przytulania, tańców i radości! Dzieci wróciły do miejsca, gdzie ktoś nieustannie o nich myślał. Wszyscy mieszkańcy tej wioski, bardzo dziękowali chłopcu i jego przyjacielowi. Cieszyli się z każdej spadającej z nieba kropli. Rozumieli, że dzięki nim mogą być wszyscy razem, w ciepłych, przytulnych domach. I Deszcz znów poczuł się potrzebny. Niebo pojaśniało. Zza ciemnych, fioletowych chmur wyjrzało cudowne słońce.

Deszcz tymczasem również dotrzymał swojego słowa. Wstrzymał ulewę i odpłynął spotkać się ze swoim przyjacielem- by powiedzieć mu, że już zrozumiał kim jest.

Czarownica zaś, oglądała przywitanie dzieci w swej magicznej kuli. Na widok tak licznych łez szczęścia, coś w jej sercu drgnęło. Poczuła dziwne, wypełniające ją ciepło.. Krążyło w niej, rozlewało się aż po koniuszki palców. Tego dnia posmakowała pokarmu o wiele lepszego od złych uczynków. Nie wiem czy wiecie, wszelkie magiczne istoty nie jedzą tak jak ja czy wy chleba, mięsa, warzyw i owoców. Karmią się po prostu dobrem lub złem. Wyobraźcie sobie, że zły uczynek smakuje jak twardy, suchy chleb. Zaspokaja głód, ale ciężko nazwać to czymś pysznym, prawda? Dobry zaś, smakuje jak świeża bułka z masłem, plastrem najlepszej szynki i świeżym, słodkim, letnim pomidorem. A teraz, spróbujcie sobie wyobrazić, że przez bardzo długi czas jadłyście tylko taki chleb i nagle dane wam było posmakować tej rozpływającej się w ustach, wyśmienitej bułeczki. Tak właśnie czuła się teraz czarownica. Nic więc dziwnego, że zapragnęła stać się dobrą wróżką i od tej pory postanowiła uczyć się od ludzi dobra i miłości, by rozkoszować się tym cudownym smakiem.

Młodzieniec zaś, bezpieczny i szczęśliwy, postanowił odpocząć pod wiekowym dębem. Usiadł na znajdującym się nieopodal kamieniu i pogrążył w myślach. Z niecierpliwością oczekiwał swojego przyjaciela. Uradował się bardzo, słysząc jego głos:

-Już po wszystkim, czarownica została pokonana!

Uradowany chłopiec wykrzyknął:
- Och, naprawdę?! Dziękuję ci bardzo za pomoc! Momentami naprawdę bałem się, że mnie doścignie. - Zaraz jednak zmarkotniał.
- A co się stało z resztą dzieci?

- Nie martw się. - Szepnął deszcz.
- Zmusiłem wiedźmę by cofnęła swój czar. Wszystkie wróciły do swych domów. Ale muszę ci coś powiedzieć. Zrozumiałem wreszcie kim jestem i jakie jest moje zadanie. Muszę wędrować po świecie, tak, aby każdy skrawek ziemi mógł posmakować mych kropel, a dzięki słońcu stać się później żywym i wspaniałym.

- Naprawdę?! Och deszczu, deszczu, jesteś najwspanialszą istotą jaką spotkałem! - Powiedział chłopiec i uśmiechnął się szeroko. Potem jednak znów posmutniał.
- Czyli chcesz mnie opuścić?

- Mój kochany, w rzeczywistości nigdy cię nie zostawię. Zawszę będę gdzieś niedaleko. Tutaj jednak, nie ma już dla mnie miejsca. Padałem zbyt długo... Czas odwiedzić inne miejsca. Postanowiłem zwiedzić świat! Ale nie martw się, odnajdziesz mnie w swoim sercu i myślach, a kiedy będziesz potrzebował, przybędę. Jesteś przecież moim przyjacielem! Porozmawiałem z wiatrem. Powiedział mi, że odwiedził na dalekim południu miejsce, gdzie ziemia bardzo mnie potrzebuje. Kwiaty obumarły a zielone łąki pochłonął piasek. Wiatr obiecał pomóc mi dolecieć tam najszybciej, jak tylko się da. Na razie muszę cię opuścić. Dziękuję ci za to, że postanowiłeś mi pomóc. Na zawsze będziesz już moim najdroższym przyjacielem!

I stało się tak, że deszcz pożegnał się z młodzieńcem i opuścił okolicę. Odpłynął na skrzydłach wiatru hen, ku nieznanym krainom. Kiedy tylko niebo przejaśniło się, słońce wyjrzało zza chmur i pozdrowiło swym grzecznym ukłonem kwiaty i drzewa. Ucałowało ziemię. A ta, żyzna i dobrze nawodniona, wydała cudowne plony. Okolica rozkwitła bujną zielenią. Na łąkach natychmiast zakwitły niebieskie dzwoneczki, lasy przyozdobiły żółte kaczeńce. Czerwone maki rozchyliły swe płatki ku ciepłemu, wiosennemu słońcu. W sercach ludzi zagościła zaś radość, a na zaróżowione rześkim powietrzem twarze wstąpił szeroki uśmiech. Dzieci wybiegły na podwórko, bawiąc się razem w ganianego, chowanego i wiele, wiele innych, znanych im tylko zabaw. Harcowały i śmiały się w głos, a donośny dźwięk ich chichotu płynął po niebie, dopóki nie usłyszał go deszcz.
Młodzieniec zaś powrócił do swej rodziny. Przywitał serdecznie mamę, rzucając się w jej ramiona. Uścisnął tatę i opowiedział mu o swych przygodach. Mama była naprawdę wzruszona, ojciec zaś dumny ze swego syna. Oboje zaś promieniowali szczęściem. Ale nie tylko przez radosne słońce, wyciągające swe promienie ku okiennicom chatki. Byli najszczęśliwszymi osobami na ziemi, bo wrócił do domu ich największy skarb-ukochane dziecko. Nie ważne bowiem ile mamy lat, zawsze jesteśmy dziećmi naszych rodziców i przyjmą nas z otwartymi szeroko ramionami.

Deszcz tymczasem zawędrował do krain odległych, w których nigdy nie gościł. Spękana ziemia zachłannie przyjęła jego pierwsze pocałunki. Ludzie witali go uśmiechem i tańcem, niósł bowiem za sobą życie. Często jednak wracał, by odwiedzić swojego przyjaciela. Stukając wieczorami w szybę, opowiadał mu o miejscach które odwiedził, o różnych malowniczych krainach i cudownych ludziach. Szeptał mu do ucha historie odległych miast, legendy zamorskich plemion, baśnie innych ludów...
I ilekroć gdzieś zagościł, okolica ta odżywała i nabierała świeżości.

Często my również zadajemy sobie pytanie o cel naszego życia, nie widząc go w tym, co robimy. Może czasem czujemy się samotni, może czasem ludzie odrzucają nasze towarzystwo, może powoduje to w nas smutek. Powinniśmy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że MOŻE TAK właśnie MUSI BYĆ! Może potrzebują nas tuż obok, za rogiem. Każda osoba niesie za sobą wielką wartość. Wartość myśli, wyobraźni, słów i czynów. Każdy gest zmienia świat. Każde dobro rodzi dobro. A każdy rzucony kamień, może spowodować ich lawinę. Czasem nasza chwilowa nieobecność ukaże, jak ważni byliśmy i jaki piękny plon mogliśmy gdzieś kiedyś zasiać - tak samo, jak deszcz!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro