8. Miejskie legendy wydają się mroczniejsze niż są naprawdę
Rozdział ósmy: miejskie legendy wydają się mroczniejsze niż są naprawdę
Kojimę obudził wesoły trajkot telefonu, po który musiała sięgnąć aż gdzieś na parapet, co okazało się nienajłatwiejszym zadaniem zważając na poziom jej zaspania o tak wczesnej godzinie i sklejone powieki. Nareszcie zdołała chwycić grające urządzenie i na oślep przesunęła po ekranie palcem, spodziewając się, że dźwięk budzika w końcu ustanie i będzie mogła kontynuować swój beztroski sen.
- Halo? Jesteś tam, Kojima?
Na początku słabo zrozumiała, co się zdarzyło.
- Halo? – powtórzył dobrze jej znany męski głos.
- Hej Yuuki. – Przyłożyła słuchawkę do ucha, odgarniając z twarzy zakołtunione włosy. – Czemu mnie budzisz – jęknęła marudny tonem.
- Bo... wiesz – odpowiedział delikatnie, prawie niepewnie. A Kojima nie wiedziała. – Już jestem.
- Że teraz? – Spojrzała na zegarek nad biurkiem. Była piąta dwadzieścia. – Mieliśmy się wszyscy spotkać po szkole...
- Chciałem zobaczyć cię pierwszą – padła szybka odpowiedź.
- Skoro tak... Ale zabierzesz mnie do kawiarni za tę wczesną pobudkę. Wiesz, jak lubię sobie pospać.
Usłyszała niewyraźny śmiech po drugiej stronie.
- Jasne.
- Więc gdzie jesteś...? – rzuciła, wygrzebując już się z pościeli, żeby rozpocząć przeszukiwanie swojej szafy w nadziei na znalezienie czegoś nie wygniecionego. Nawet nie zdąży się przygotować na spotkanie z nim. Nie świrowała na punkcie wyglądu, ale lubiła reprezentować sobą cokolwiek, szczególnie gdy spotykała się z kimś po tak długim czasie. Przecież Yuuki na pewno wyprzystojniał, zaczął ubierać koszule, a ona dalej biegała po dworze w ogrodniczkach i farbowała grzywkę na wakacje.
- Po prostu wyjdź – odpowiedział i się rozłączył.
Kojima mogłaby teraz zezłościć się na wczesną pobudkę, najście bez uprzedzenia i pewnie wiele innych rzeczy, ale tak samo jak się irytowała, tak samo pragnęła w końcu zobaczyć przyjaciela. Przecież półtora roku nieobecności to dużo. Tak też nie myślała już więcej nad wyglądem, przeczesała tylko włosy, piżamę przebrała na dresy i luźną koszulkę i już po chwili szła ścieżką do furtki, za którą dostrzegała zarys mężczyzny.
Yuuki był wyższy. To pierwsze, co rzuciło jej się w oczy. Następnie zauważyła ostrzejsze rysy twarzy, grubsze brwi, starannie ułożone włosy, niegdyś opadające falami na czoło. Ubrany był elegancko, lecz wciąż całkiem na luzie.
Prezentował się niezwykle i jedyne, czego mu brakowało to iskier radości w oczach. Usta uśmiechały się lekko, ale to oczy mówiły wszystko, co czaiło się za progiem powierzchowności. Yuuki mógł się cieszyć na widok starej koleżanki, jednak widać było, że coś wewnątrz niego cierpiało. „Ostatecznie nikomu nie jest zawsze dobrze" – pomyślała, zanim rzuciła mu się na szyję.
- Bez przesady... - mruknął, ale odwzajemnił uścisk. Szybko się odsunął, zupełnie jakby był tu służbowo. Wyglądał zbyt dojrzale jak na siedemnastolatka.
- Ciężko tam było? – zapytała zatroskana. Właściwie nie musiała pytać, od razu to wyczuła.
- Nie, skąd. To kontuzja.
Zawsze tak mówił. Zapominał jednak często dodawać, skąd się ta kontuzja wzięła i dlaczego potrzebuje odpoczynku, a nie leczenia.
- Aha. – Postanowiła nie wnikać w to głębiej. I tak by nie doszli do porozumienia. – Przejdźmy się – zaproponowała, a Yuuki chętnie na to przystał.
Rześkie, poranne powietrze owiewało ich nagie szyje, kiedy wędrowali wzdłuż osiedlowej uliczki. Niebo było szare, jeszcze ze śladami minionej nocy. Rozmawiali długo o tym, co Yuukiego ominęło w Keshoh i jak on sam radził sobie w reprezentacji młodzieżowej piłki nożnej. Wiele tematów omijał i celowo zmieniał tory konwersacji, Kojimę jednak wcale to nie zaskoczyło. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ma sekrety, a także myśli zbyt trudne do dzielenia się nimi.
Gdy dochodziła siódma, Kojima pożegnała się z przyjacielem i wróciła do domu, żeby przygotować się do szkoły. Umówili się na spotkanie na nowym boisku z resztą ich małej grupki. Yuuki był pewien, że wszyscy za nim tęsknili tak, jak on za nimi.
Bakugou tęsknił – w istocie – ale jednocześnie nie życzył sobie Yuukiego widzieć. Zepsułoby to jego wygodną bańkę i zmusiło do zmierzenia się z rzeczywistością, na którą bynajmniej nie był gotowy.
Zgodnie z obietnicą uczył Kirishimę przez te ostatnie dni pozostałe do egzaminów. Siedzieli całymi popołudniami nad zadaniami. Zajmowali się w dodatku tylko wybranymi przedmiotami, żeby mieć pewność, że Kirishima je zda. Resztę poprawi i powinno być dobrze.
Siedzieli często do późna przy niskim stoliku w pokoju Bakugou i popijając zieloną herbatę uczyli się. Bakugou nawet w jakiejś nieznanej do tej pory sobie trosce zapewnił chłopakowi przekąski i kolację. Sam tłumaczył mu temat, a potem czekał aż tamten zrobi zadania i tę chwilę czasu zawsze wykorzystywał na przyglądanie się jego skupionym oczom i marszczącemu się zadartemu noskowi. Zauważył też, że Kirishima zaczął stawiać swoje czarne włosy na żelu, przez co w połączeniu z kolczykami wyglądał trochę jak młody przestępca. Od pochopnej oceny innych ratował go chyba jedynie ten promienny uśmiech, który rozdawał za darmo. Bakugou już dawno tego uśmiechu nie widział – całe dwadzieścia minut – i zdążył zatęsknić.
- Zjedz krakersa. – Podsunął mu pudełko pod sam nos zasłaniając tym samym kartę pracy. Kirishima zdziwił się, ale już po chwili jego usta rozciągnęły się w uroczym uśmiechu i zjadły krakersa.
- Dzięki – powiedział wesoło i wrócił do pracy.
Bakugou rad był niesamowicie ze swoich sprytnych umiejętności sięgania po to, czego pragnął.
I tak minął im tydzień. Kirishima był wykończony, lecz nauczony. Bakugou zaś w zamian za poświęcony czas zyskał rosnącą sympatię do kolegi. Nie uważał jej w żaden sposób za użyteczną, chociaż coś mu mówiło, że to było tego warte.
Dzień przed egzaminami spotkał Kirishimę na osiedlu. Nie przywitał się z nim, ale czekał aż podejdzie świdrując go spojrzeniem.
- Hej! – rzucił Eijirou, kiedy wreszcie zobaczył kolegę. – Jutro egzaminy – zauważył oczywisty fakt, na który Bakugou lekko skinął głową – będę się uczył do wieczora, żeby wszystko dokładnie zapamiętać. Powtórzę, co do tej pory wiem.
- Nie rób tego, idioto – zabronił mu blondyn. Zbiło to jego rozmówcę z tropu, więc wyjaśnił, choć wciąż nieco agresywnym tonem: - Jedyne, czego teraz potrzebujesz to odpoczynek. Wywietrz porządnie pokój przed snem i śpij osiem godzin. Rano zjedz pożywne śniadanie. I nie spóźnij się – pouczał go, dźgając go palcem w pierś, żeby lepiej do niego dotarło.
- Jasna sprawa – przytaknął mu w końcu. – Nie wiedziałem, że jesteś taki troskliwy. – Z tymi słowami nachylił się nad nim nieznacznie z zadziornym uśmiechem.
- Po prostu wiem, jak najlepiej się uczyć – zbył go. – A teraz spadaj stąd i do łóżka.
- Jest osiemnasta.
- W takim razie masz jeszcze czas na dobranockę. Cześć. – Skinął mu głową, wsiadł na swój rower i odjechał.
- Ale odjazdowy model... - mruknął do siebie Kirishima, zastanawiając się, ile mógł kosztować rower Bakugou.
Zastanawiał się już od dawna jak to z nim i Bakusiem jest. Oczywiście się przyjaźnili albo chociaż kolegowali, ale to nie ta sprawa nie dawała mu spokoju. To rozmowa tamtego dnia w deszczu męczyła go do teraz. Bakugou już wcześniej wiedział, że Kirishimie podobają się chłopcy. Czy to przez to od roku otrzymywał tyle spojrzeń i cichej uwagi kapitana? Najprawdopodobniej, i to go nieco smuciło. Lubił sobie wyobrażać, że to przez sympatię, lecz było to od samego początku nierealne. Wciąż czuł lekkie zażenowanie sobą po tych wszystkich wyznaniach i wylaniu żali razem z tymi haniebnymi według niego łzami. Nie spowodowało to jednak obrzydzenia jego rozmówcy lub jakiejkolwiek innej oznaki niechęci. Bakugou przyjął jego uczucia, co więcej zaoferował swoją bezinteresowną pomoc, a przynajmniej o interesie Kirishima nie miał pojęcia. Dogadywali się po tym incydencie nawet lepiej, choć dalej wynikały pewne nieporozumienia i niezręczności. Blondyn zdawał się nie zwracać uwagi na orientację seksualną kolegi, jakby była to rzecz najzwyklejsza. I przecież faktycznie była, lecz wiele osób wciąż temu zaprzeczało.
Dobrze mu było z Bakusiem i miał nadzieję, że Bakusiowi było dobrze z nim. Nieśmiałe gesty sympatii pod osłoną złości potwierdzały te nadzieje, co jednak nie przeszkadzało mu w marzeniu o czymś więcej. O momencie w którym Bakugou przestanie stawiać wokół siebie mur i okaże uczucia. Pozwoli na zbliżenie.
Wracał do domu pieszo dalej wspominając znów ukrytą troskę przyjaciela. Zwykle zasypiał po północy, ale dziś zrobi wyjątek. Przygotuje sobie nawet ubrania na następny dzień. Taki był przezorny.
Kiedy już w domu zbierał się do kąpieli, usłyszał pukanie do drzwi. Nikt nigdy do niego nie pukał.
- Proszę! – zawołał zastanawiając się nad tożsamością gościa. Do jego pokoju wśliznęła się Eniko. – A... to ty – wydukał, a wszelka energia go opuściła. Od ich nieprzyjemnej rozmowy o osobach queerowych nie odzywali się do siebie. Eijirou był pewien, że siostra już na wieki zamilkła i nie zamierzała choćby na niego spojrzeć. Stała tam jednak i zbierała odwagę, by coś powiedzieć.
- Wtedy spanikowałam... - zaczęła słabo. Desperacko nabrała więcej powietrza w płuca – i nie miałam racji. – Spojrzała na niego oczami pełnymi poczucia winy. – Moi znajomi tak mówili i powtarzałam to... To tyle. Przepraszam. – Po tych słowach zamierzała wyjść, ale Eijirou dopadł do niej w dwie sekundy i mocno do siebie przytulił. To on był tu tym zranionym i to on powinien czuć się źle, ale obraz załamanej siostry tak go poruszył, że odruchowo pragnął ją pocieszyć. Wybaczył jej już dawno i tak bardzo się cieszył, że nie muszą już żyć w milczącej wojnie. Zapłakała w jego pierś, wczepiając dłonie w koszulkę.
- Przepraszam – powtórzyła.
- Nic się nie stało – zapewnił ją ciepło. Natychmiast się od niego odsunęła.
- Stało się – oznajmiła poważnie.
- Więc... Przeprosiny przyjęte.
Na twarzy Eniko zagościł niewielki uśmiech.
- Okej. – Nie odzywała się przez chwilę intensywnie myśląc nad swoimi następnymi słowami. – Czyli jesteś dziewczyną?
Eijirou tak zatkało, że po prostu stał tam i gapił się na uroczą twarz Eniko.
- Tak? – dopytała już mniej pewnie.
- Nie. – Pokręcił gwałtownie głową. – Jestem biseksualny. O to chodziło.
- Aaa... - Skinęła powoli. – Co to?
- Podobają mi się i dziewczyny, i chłopcy.
- A więc to tak. Spoko. Fajnie. – Nie miała pojęcia, co jeszcze dodać, dlatego stwierdziła, że ma coś do zrobienia i wyszła.
- Moje życie ostatnio to rollercoaster – powiedział do siebie chłopak opadając na materac. Czuł ogromną ulgę z powodu minionej właśnie rozmowy. Akceptacja siostry uczyniła jego duszę tak lekką, że wstąpił w niego na nowo optymizm i pewien był swojego powodzenia na egzaminach następnego dnia.
Tego samego dnia przed snem, gdy ustawiał sobie budzik na jutro, dostał wiadomość.
„Idź spać, durniu."
Uśmiechnął się szeroko, odpisał „Właśnie idę. Dobranoc ;)" i pogrążył się we śnie.
Z samego rana jego telefon zaczął dzwonić jak szalony. Dopiero po chwili wpatrywania się tępo w ekran zrozumiał, że to nie budzik, a połączenie.
- Bakuś? Co jest? – Podczas mówienia ziewnął i Bakugou najpewniej niewiele zrozumiał z tych słów.
- Wstawaj do szkoły. Umyj się, zjedz śniadanie, wyjdź na krótki spacer na rozbudzenie. I się poczesz. Nie używaj żelu, bo cię rozszarpię – wyrecytował na jednym wdechu.
- Jest szósta, ziom... - Przetarł zaspany oczy. – I od kiedy jesteś moją mamą?
- Obiecałem ci, że zdasz. Rób, co mówię – oświadczył z przekonaniem. – Za pół godziny na moście.
- Po co? – zdziwił się teraz już całkowicie rozbudzony.
- Po prostu przyjdź.
- Dobra. – Wzruszył ramionami. – Do zobaczenia.
- Cześć.
W normalnej sytuacji wróciłby do spania, ale teraz ogarnęła go ekscytacja. Zachowanie przyjaciela wzięło go z zaskoczenia i teraz musiał wiedzieć, o co chodziło.
Nie ubrał jeszcze mundurka, tylko luźny sportowy strój. Raczej zostanie mu czas na wrócenie się do domu i przebranie. Zawahał się, kiedy nadeszła pora na ułożenie włosów, ale z premedytacją zignorował polecenie Bakugou i postawił włosy na żelu wciąż uważając, że jego fryzura wymiata. Zrezygnował tylko z kolczyków, które nie nadawały się do noszenia w szkole, więc i tak musiałby je niedługo ściągnąć. Głupie przepisy.
Kiedy dotarł na most, Bakugou już tam stał i wpatrywał się w nisko stojące na niebie słońce. Na dworze dalej było chłodnawo, a on był lekko spocony i brał szybsze wdechy niż zwykle. Kirishima domyślił się, że biegał.
Nie przywitał się, jedynie oparł przedramiona o barierkę tuż obok przyjaciela i skierował wzrok tam gdzie on.
- Wyglądasz idiotycznie. – Katsuki odezwał się pierwszy.
- A dziękuję – odrzekł przekornie i wystawił język pokazując, że mało go ta opinia obchodzi.
- Serio – zarzekał się, odwracając do niego twarz. Na policzku tańczyły mu promienie porannego słońca. – Dobrze ci było z grzywką.
Kirishima uniósł jedną brew niedowierzając. Komplement z ust Bakugou? Niemożliwe.
- Byłem przystojny? – podłapał.
- Mniej obrzydliwy.
- Oj, jak słodko. Me serce się topi. – Złapał się żartobliwie za pierś.
- Teraz twoja fryzura to jakiś pieprzony jeż – kontynuował.
- Wiesz, nie chcę być niemiły jak ty nieustannie, ale twoja wygląda nadzwyczaj podobnie. – Zaśmiał się sięgając dłonią do sterczących na wszystkie strony blond włosów.
- To naturalne piękno – oznajmił dumny z tego faktu i ku zaskoczeniu Eijirou nie odsunął się ani o milimetr. Pozwolił zmierzwić sobie włosy, nawet jeśli widocznie się przy tym napiął.
- To po co chciałeś się spotkać? – zmienił temat, myśląc dalej o tym, że Bakuś jest dziś bardziej dostępny emocjonalnie niż zwykle.
- Po nic.
- Tak po prostu?
- Coś nie pasuje? – Najeżył się, co udowadniało tylko tezę o podobieństwie ich fryzur. Teraz wyglądał jak jeż z prawdziwego zdarzenia.
- Ty tu rządzisz – wycofał się nie tracąc humoru. Bakugou chciał się z nim spotkać. Po prostu. To sprawiało, że jego żołądek zaczynał się skręcać, ale w ten dziwny przyjemny sposób, którego Kirishima wcześniej nie znał. Uznał to za dobry znak. Chyba znalazł kogoś, z kim będzie mógł być najlepszymi przyjaciółmi.
- Skoro rządzę, to mógłbyś przestać stawiać włosy na żelu.
- Wasza wysokość, obawiam się, że tego nie mogę zrobić...
- Pożałujesz, żałosny mieszczaninie. Plebejuszu cholerny. Nie zasługujesz na moją obecność. – Jego uśmiechnięta twarz przy tych słowach sprawiła, że Kirishima cieszył się w tych wyzwisk, bo w ustach Bakugou brzmiały teraz jak komplementy. Jakie to było pokręcone.
- Z czego się cieszysz, skażę cię na śmierć. Na stos ze zdrajcą. – popchnął go barkiem, a Kirishima nie pozostał dłużny. Po chwili do gry weszły też dłonie i głośny chichot. Przepychali się, aż nie wpadli na latarnię i zderzyli się boleśnie czołami. Ich ciała nie przylegały do siebie całkowicie, a i tak byli bliżej niż kiedykolwiek, choć nie tylko fizycznie. Spoglądali na siebie z tak niewielkiej odległości i wtedy w brzuchu Kirshimy wybuchło jakieś nieokiełznane ciepło i wielkie pragnienie, żeby się do przyjaciela przytulić.
Już chciał wykonać krok, ale zdecydował się zapytać o pozwolenie.
- Mogę cię przytulić?
Pytanie to brzmiało dla niego cokolwiek dziwnie. Zawsze przytulał się z bliskimi i nie musiał pytać o zgodę. Jednak w przypadku Bakusia nie chciał zrobić czegoś nieodpowiedniego i zamierzał zrobić wszystko, by ten czuł się dobrze.
Blondyn odwrócił speszone spojrzenie i kiwnął głową, co wydało się Kirishimie przeurocze. Szczególnie, że ten chłopak nieczęsto pokazywał tę część siebie. Prawie nigdy.
Objął go delikatnie, przylepiając się do ciepłego, twardego ciała. „Dlaczego twardego? Ciało powinno być mięciutkie jak podusia przy przytulaniu", pomyślał sobie i od razu zdał sobie sprawę, że Katsuki jest po prostu bardzo spięty. „Nie czuje się przy mnie bezpieczny?"
- Wystarczy – zarządził jak na zawołanie i odsunął od siebie nieco zmartwionego Kirishimę. – Zabij te egzaminy.
- Może bez takiej brutalności...
- Niech przepadną.
- A tak w ogóle... - Dalej znajdowali się bardzo blisko, lecz podzieliła ich niewidzialna bariera. Odsunęli się trochę, uciekając cały czas wzrokiem. Nieśmiałość u któregokolwiek z nich była dziwnym zjawiskiem, a jednak w swoim towarzystwie potrafili tego dokonać. – Chciałbym cię zaprosić gdzieś.
Przez głowę Katsukiego przeszło tysiąc myśli naraz, a przynajmniej połowa nawiązywała do randki. Bał się, że Kirishima zaprosi go na randkę, bo przecież musiałby odmówić i zepsuć całą tę swobodę, która między nimi do tej pory panowała. Nie czuł nic do Kirishimy i nie sądził, by to w ogóle był dobry pomysł umawiać się z chłopakiem. Nie interesowali go mężczyźni, tak zresztą i kobiety. Całkowicie mu pasowała przyjaźń i nawet to przytulanie i bliskość nie były takie złe, ale gdyby w grę miały wejść uczucia romantyczne... Nie, przecież to niemożliwe. To by było dziwne, prawda?
- Nie pójdę z tobą na randkę – wypalił uprzedzając fakty. Cóż i tak lepiej było to wszystko zepsuć, zanim złamałby przyjacielowi serce w inny, okrutniejszy sposób. Brnięcie w relację z nim było niebezpieczne dla ich obu. Postąpił słusznie.
- Nie to miałem na myśli! – Chłopak zaczerwienił się i zaśmiał. – Lubię cię, Bakuś, ale nie myśl sobie takich głupot. Nie zarywałbym do hetero faceta.
„Najbardziej nie cierpię zakładania, że każdy jest hetero, dopóki ci nie powie, że jest inaczej". Z jakiegoś powodu to zdanie zaistniało tylko w głowie Bakugou, nie wydostając się z jego gardła.
- Nieważne. I tak nie chce mi się iść.
Kłamstwo. Był ciekaw, gdzie zapraszał go przyjaciel i chciał spędzić z nim czas, ale już żałował połowy wypowiedzianych dziś przez siebie słów, więc pragnął wrócić do domu i się opanować. Otwieranie się przed Kirishimą było złym pomysłem i teraz to rozumiał. „Zrobiłeś z siebie głupka", powtarzał jego umysł i nie potrafił go uciszyć.
- Szkoda... - Gdyby tylko Katsuki skupił się na nim zauważyłby, jaką zawiedzioną minę zrobił z tymi słowami, ale był niezmiernie zajęty walką z samym sobą.
- Nie myśl o głupotach. Skup się na egzaminach. Cześć – pożegnał się i odbiegł, zwyczajnie uciekając od konfrontacji.
Nie zamierzał dopuszczać do siebie faktu, że próbując uniknąć zranienia, złamał serce dwóm osobom naraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro