6. Początki są trudne i najczęściej chaotyczne
Rozdział szósty: Początki są trudne i najczęściej chaotyczne.
Kirishima faktycznie miał kilka kroków dalej odstawiony rower, na który niezwłocznie wsiadł i spojrzał na Bakugou wyczekująco. Ten tylko warknął coś pod nosem kręcąc wyraźnie głową.
- Wsiadaj na bagażnik – ponaglił go.
- Nie wsiądę.
- Będzie szybciej.
- Nie ma mowy – zaprzeczył oburzony, jakby jeżdżenie na bagażniku było ujmą na honorze.
- Bakuś, ja cię proszę... To dla mnie ważne, a ty włączyłeś już stoper w głowie. – Zmarkotniał i spoglądając na zegarek próbował obliczyć ile im zostało.
Bakuś jednak znów kategorycznie odmówił i w rezultacie szli na pieszo do mieszkania Kirishimy, co zajęło im niecałe piętnaście minut.
- Ale masz tu syf – skomentował Bakugou, kiedy weszli do pokoju gospodarza. Zlustrował obrzydzonym wzrokiem każdą powierzchnię w niewielkiej sypialni. Zwrócił się do towarzysza: - Nie będę pracował w takich warunkach.
- Daj spokój. – Machnął na to ręką i rzucił się bezwładnie na niepościelone łóżko. – Przed wyjściem sprzątałem, bo spodziewałem się ciebie. – Przeturlał się do krawędzi, a wtedy jego ręka zawisła obok ramy łóżka, lekko się kołysząc. – Hmm, a właśnie... Dlaczego nie dotrzymałeś obietnicy? Naprawdę myślałem, że cię przekonałem.
- Przecież przyszedłem. – Odwarknął, po czym kopiąc leżące na podłodze przedmioty dotarł do krzesła, z którego zrzucił kilka ubrań, by na nim zasiąść. Odchylił się na oparciu jak szef dużej firmy, spoglądając na Kirishimę krytycznie. Wyglądał, jakby właśnie zastanawiał się czy go zatrudnić lub wręcz przeciwnie – zwolnić.
- Bo cię tu zaciągnąłem. – Podniósł się niechętnie i zaczął przekopywać pokój w poszukiwaniu książek z matematyki – Teraz został mi tydzień, nie wiem jak to przerobię...
- Przerobimy.
- My? – odwrócił się gwałtownie, uderzając po drodze kolanem w róg szafki. – Ałałałć.
- Za trzysta jenów – oznajmił chłodno, dalej mierząc kolegę ostrym wzrokiem.
Kirishima stał, masując przy okazji swoje kolano, i myślał.
- To mało! – wykrzyknął w końcu, ale szybko zdał sobie sprawę, jak mało taktyczne było to zagranie. – To znaczy... Myślę, że przystanę na tę sprawiedliwą propozycję.
Bakugou patrzył na niego jeszcze chwilę, chyba tylko w celu pomęczenia go, a potem odepchnął się stopą od ziemi i okręcił się leniwie na krześle obrotowym, które przywłaszczył sobie na czas nieokreślony.
- Umowa stoi – wymruczał, zatopiony w myślach – ale dopiero, gdy tu posprzątasz.
Chłopak jęknął załamany i przez następne pięć minut próbował przekonać blondyna, że nie mają czasu na sprzątanie i jest to generalnie zły pomysł, ale Bakugou był nieustępliwy i w końcu Kirishima zrozumiał, że im dłużej będzie marudził, tym więcej czasu straci. Zabrał się za ekspresowe zwijanie koszulek i wciskanie ich do szafy, zgarnianie opakowań po batonikach energetycznych do kosza i układanie wszystkich innych różnych przedmiotów w odpowiednie miejsca. Bakugou przez cały czas znudzony obracał się na krześle i jak król obserwujący ciężko pracującego sługę pokazywał nieraz kolejne rzeczy do podniesienia lub patrzył się zwyczajnie ze wzgardą. Ostatecznie Eijirou uznał z rozdrażnieniem, że chłopak musi się nieźle przy tym bawić, a on z kolei desperacko wykonywał polecenia, żeby jakkolwiek zdać egzaminy.
Kiedy skończył, okazało się, że zostało im ledwo czterdzieści minut nauki, co sam uczeń sprytnie obliczył w głowie, lecz jak już wiadomo z matematyki orłem nie był...
- Pół godziny – orzekł wyniośle Bakugou, zapraszając go ruchem głowy do biurka.
- Pół?! – Wytrzeszczył oczy, zdając sobie sprawę, jak źle miała się jego sytuacja. – Bakuś... - jęknął prosząco, na co nie otrzymał odpowiedzi, więc po prostu usiadł obok królewskiego tronu na taborecie i oparł się na łokciu.
Tak naprawdę zdziwił się, że Bakugou mówił serio. Oczywiście zawiódł się na początku, gdy nie otrzymał wiadomości, ale była to rzecz przez niego przewidywana. Bo czemu ktoś miałby chcieć go uczyć? A już szczególnie ekscentryk uważający się za ligę lepszego od nich wszystkich? Fakt, bawił się nim, zanim zaczął dawać korepetycje – najpierw uparł się na pieszą wędrówkę, potem kazał sprzątać, ale ostatecznie rzeczywiście wziął do ręki podręcznik i zaczął mówić. Na początku dał mu krótki test, żeby wiedzieć, na jakim Kirishima jest poziomie. Tamten okropnie się stresował, myśląc, że zostanie zbesztany już za wyniki tej diagnozy, ale blondyn tylko zmarszczył brwi, poprawił grzywkę i wziął się za swoją pracę. Tak zwyczajnie i po prostu. Głos miał bardzo spokojny, oczy skupione na zeszycie albo na głęboko namyślającym się Kirishimie. Kilka razy tracił cierpliwość, podnosił głos i okładał swojego nieudolnego ucznia zeszytem po głowie, ale potem zatapiał się głębiej w fotel i tłumaczył od nowa, choćby miał być to już piąty raz.
W końcu zegar wybił godzinę, o której mieli w planach kończyć. Kirishima spojrzał nerwowo na tarczę, potem na swojego nauczyciela i tak dalej zerkał w tę i z powrotem, aż zirytowany Bakugou złapał go za ucho i pociągnął boleśnie w bok.
- Oczy ci się zepsuły, Kirishima?! Przestań nimi latać po świecie i się skup.
- Tak jest, kapitanie! – zgodził się i słuchał dalej wywodu o historii sztuki. Ucho trochę go piekło od nagłego napadu agresji kolegi, ale zdecydował, że to niewielka cena za kontynuowanie korepetycji. Właściwie to zalała go teraz ulga. Bakugou albo nie zauważył, że czas się skończył, albo postanowił poświęcić swój czas mimo wszystko. Tylko czemu? Ten niespodziewany akt życzliwości nijak nie pasował do obrazu łobuza.
Wszystko tu się nie zgadzało, a najbardziej to, że po dwóch godzinach to Eijirou był gotowy mu przerwać, bo odczuwał niemałe przegrzanie neuronów. Ledwo skupiał się przez pierwszą godzinę, potem jego uwagę odciągało coraz to więcej ciekawych rzeczy wokół. A to firanka zafalowała, a to mucha zabrzęczała przy szybie. Ktoś wszedł do mieszkania, sąsiedzi z góry włączyli muzykę, krzesło obrotowe skrzypiało, głos Katsukiego był niski, chrypliwy i taki usypiający... A jego oczy zajęte czytaniem tekstu z podręczników tak spokojne i niegroźne. I chyba dopiero teraz zobaczył w nich prawdziwą osobę, duszę człowieka, a nie obcego z innej planety kierującego się własną, barbarzyńską moralnością. Może Bakugou miał swoje dziwactwa i bywał agresywny, ale dalej był człowiekiem. Zwyczajnym chłopakiem, ze zwyczajnymi problemami i wątpliwościami. A Kirishima uświadomił sobie właśnie, jak źle musi się żyć komuś, kto stroni od zdrowych relacji, uśmiechu i emocjonalności.
- ...jeśli mnie nie słuchasz, to po co ja się produkuję. Nie tłumaczę budowy komórki roślinnej ścianie.
W tym momencie zamyślony zwrócił zdezorientowane spojrzenie na Bakugou i wzdrygnął się na widok wypełnionych złością oczu i wykrzywionych ust.
- Myślałem o tym, że nie masz przyjaciół – próbował się tłumaczyć, ale po mistrzowsku pogorszył swoją sytuację. Uśmiechnął się w nadziei, że to go wybawi.
- To nie ja nie mam przyjaciół – zaczął powoli – to przyjaciele nie mają mnie. – Uniósł podbródek jeszcze wyżej, by zaznaczyć swoją lepszość.
Z ust Kirishimy wyrwał się nieopanowany chichot.
- Z czego się śmiejesz, pokrako! – krzyknął, chwytając go za kołnierz, a wtedy obaj spoważnieli wpatrując się w swoje oczy.
- Lepiej panuj nad sobą – odezwał się ciemnowłosy. Odgiął powoli palce skonfundowanego kolegi ze swojej koszuli i oddalił jego rękę. Tamtego zdjął szok, że ktoś odważył mu się sprzeciwić. – Ludzie się ciebie boją, wiesz? Nie czują się z tobą bezpieczni.
Katsukiego wryło w fotel. Siedział i gapił się na rozmówcę, nie będąc w stanie nawet odpyskować. Bo nikt nigdy go za nic nie zganił. A przynajmniej odkąd mógł sobie przypomnieć. Poczuł ucisk w klatce piersiowej i zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zrozumiał, że to, co właśnie usłyszał jest prawdą. W dodatku prawdą, której się obawiał.
W końcu przecież, nie ważne ile się temu zaprzecza, nie ma na świecie osoby, która nie potrzebowałaby przyjaciół.
- A ty? – zapytał, kiedy już się opanował.
- Ja?
- Boisz się mnie?
- Skąd. – Szczerze się zaśmiał. – Nie zrobiłbyś mi krzywdy, mówię raczej o młodszych i słabszych... - Przerwał, ponieważ silne dłonie ponownie zacisnęły się na materiale jego koszuli i przyciągnęły go do twarzy wzburzonego blondyna. Wyglądał, jakby w nim bulgotało, wręcz kipiało.
- Twierdzisz, że jesteś silniejszy ode mnie? – wypowiedział bardzo wolno i dobitnie. – A może chcesz to sprawdzić?
Kirishima patrzył na niego zbity z tropu, ale po chwili na jego twarz powrócił uśmiech. Wysunął twarz jeszcze do przodu, a wtedy zetknęli się na sekundę nosami.
- Co to było? – Teraz to Bakugou był zagubiony. Odsunął od siebie Kirshimę i rzucał mu oskarżające spojrzenie.
- Noski.
- Jakie noski?
- Eskimoski.
- Eskimoski?
- Noski eskimoski.
Bakugou wciąż się na niego gapił, tym razem jeszcze bardziej zdezorientowany.
- To lepsze niż obijanie ludziom ryja – oznajmił Kirishima rozsądnie.
- Przecież nie będę... Co, kurwa? – Sytuacja wyraźnie go przerosła. Patrzył kolejno na różne części pokoju, machał bezsensownie rękoma, to opierał się, to prostował na krześle, raz próbował nawet wstać, ale w końcu usiadł.
- Podsumowując: lepiej nie bić ludzi. To nielegalne, wiesz? – Po tych słowach zaczął szukać czegoś w szufladzie biurka. Wyciągnął pieniądze i położył je na blat. – Tu zapłata. Dziękuję z całego serca, Bakuś. Wpadniesz jeszcze do mnie kiedyś? Tak raczej niedalekie kiedyś, bo ja naprawdę potrzebuję zdać...
- Nie. – Wstał gwałtownie i nie sięgając nawet po należną zapłatę ruszył do drzwi.
- Chwila! A gdybym...
- Następnym razem u mnie, nie będę pracował w tym syfie. Wszędzie masz kurz – rzekł, gdy stał jeszcze w drzwiach. Przy następnym zdaniu zniżył groźnie głos – I nikomu ani słowa o czymkolwiek, co się działo dzisiaj, bo ukatrupię i spalę zwłoki. Cześć.
I wyszedł, opuszczając mieszkanie zbyt szybko, by Eijirou zdołał go jeszcze odprowadzić do drzwi.
Jeszcze tego samego dnia mama zapytała go, kim był jego gość i czy się razem uczyli.
- To Bakuś. Gramy razem w piłkę, a dziś mi pomógł z kilkoma rzeczami... - odpowiedział, próbując ominąć temat korepetycji. Nie chciał robić rodzicom kłopotów. Gdyby, dowiedzieli się, jak poważne problemy ma ich syn, na pewno zapłaciliby za dodatkowe zajęcia, a on wolał poradzić sobie z tym wszystkim sam.
- O! Już myślałam, że nie znajdziesz sobie kolegów – skomentowała z lekko rozbawionym uśmiechem. Kirishima nadął policzki w udawanym gniewie.
- Mamo...
- No minęło tyle miesięcy, a ty przyprowadzałeś same koleżanki. Już myślałam, że być może bardziej utożsamiasz się z tą grupą... - spoważniała, posyłając mu znaczące spojrzenie. Chwilę mu zajęło, by zrozumieć aluzję.
- Nie, to nie tak! – Zamachał gwałtownie rękoma, a z jego ust wydostał się niezręczny śmiech – jestem chłopakiem, na pewno.
Mama patrzyła na niego przez moment tak, jakby mu nie wierzyła.
- A może... - przerwała, namyśliła się i potrząsnęła lekko głową. – Może nie powinnam o to pytać. Jeśli będziesz chciał, sam mi powiesz – podsumowała, klepiąc swojego syna po policzku, zanim mruknęła „dobranoc" i zniknęła w swojej sypialni.
- Przecież, że to nie tak... - powiedział do siebie, nie do końca pewien własnych słów. Drapiąc się w zakłopotaniu po głowie zmierzał do swojego pokoju, a wtedy niespodziewanie wyrosła przed nim jego siostra. Podskoczył wystraszony. – Eniko! Nie strasz mnie tak... Mogłem zginąć.
Eniko jednak nie zaśmiała się, jak przypuszczał, tylko stała tam milcząco. Ostatecznie przemówiła zbyt groźnie jak na swoją niewielką, uroczą postać.
- Nie wierzę, że mama wspierałaby takie szaleństwo. To dobrze, że jesteś normalny.
Eijirou cofnął się o krok. Naprawdę dobrze usłyszał? Jego ukochana siostrzyczka potępiała zwyczajnych ludzi? Swoją racjonalną, obiektywną częścią uważał po prostu, że to nie w porządku, zaś część emocjonalna – osobista, zupełnie w tym momencie się rozbiła. Nie przejęłoby go to może tak bardzo, gdyby nie miał ze sprawą nic wspólnego i był osobą trzecią, ale fakty miały się inaczej. Określanie siebie nie szło mu ostatnimi czasy zbyt dobrze, mimo to czuł, że nie pasuje do obrazu osoby cis-hetero. Dlatego w tym momencie Eniko złamała mu serce.
- Płaczesz? – zapytała, unosząc wysoko brwi. Najwyraźniej była to ostatnia reakcja, jakiej się po nim spodziewała. Uniosła dłoń z wahaniem i zaraz ją opuściła, nie mając pojęcia, jak się zachować. – Czyli jednak... - Wyglądała, jakby przestraszyła się samej siebie. Zamrugała intensywnie, po czym wbiegła do swojego pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
„Nie sądziłem, że po niemal roku będę tak samo zagubiony" – pomyślał, irytując się na samego siebie za płacz i panikowanie. Usiadł skulony w kącie obok łóżka i oparł czoło o podwinięte kolana. „Cholera, jakie to niemęskie tak tchórzyć i ryczeć, i nie mieć nawet odwagi być sobą". Z jego ust wydostał się pojedynczy dźwięk szlochu, a wtedy zatkał sobie usta dłonią, żeby ta sytuacja się nie powtórzyła.
Musiał cierpieć po cichu.
--
Kiedy Bakugou dowiedział się o nadchodzącym powrocie Yuukiego, z jakiegoś powodu był wściekły. Kojima, która go o tym poinformowała spodziewała się lepszej reakcji, może nawet jakiegoś przejawu ciepłych uczuć, sentymentu. W końcu jako dzieciaki bawili się zawsze w czwórkę z Yuukim i Risą. Tylko Bakugou i Risa mieli milczącą relację, ale jako grupa dogadywali się świetnie. A Yuuki był ich ulubioną osobą. Miał tyle samo lat, co Kojima, ale wydawał się znacznie dojrzalszy i rozgarnięty. Miał też wielkie ambicje i swoją motywacją inspirował ich wszystkich. Pamiętała, że Katsukiego traktował jak młodszego brata, co z perspektywy czasu wydawało się dziwne, bo teraz blondyn całkowicie się uniezależnił i zachowywał się, jakby nie potrzebował takich głupot jak relacje. Wyraźnie miał jakiś problem ze sobą, ale nigdy nie dał sobie pomóc, nie mówiąc już o przyznaniu się do czegokolwiek. Dziewczyna miała nadzieję, że powrót ich dawnego lidera mu pomoże, ale to chyba tylko bardziej go rozjuszyło i zmieniło w tykającą bombę. W jego oczach dostrzegała już nie tylko typową pogardę dla świata, czy poczucie własnej wyższości – zagościł tam lęk.
Koniec roku szkolnego zbliżał się wielkimi krokami i w tamtym czasie starsi przestali przychodzić na boisko, żeby zając się nauką. Młodsi żyli jeszcze beztroską. Bakugou nie potrzebował się uczyć dla siebie, bo wszystko doskonale pamiętał z lekcji, ale znalazł sobie inne zajęcie. Sam nie wiedział, dlaczego to robi – dlaczego daje korepetycje Nowemu, który nawiasem mówiąc już tak nowy nie był. Na początku był zwyczajnie ciekawy, ale teraz? Do czego właściwie ta ciekawość prowadziła? Może to złe pytanie... Skąd się ta ciekawość brała? Nawet jeśli Kirishima krył taki sekret, jaki on podejrzewał, to co z tego? Przecież to nie powód by się z kimś spoufalać i pozwalać na przyjaźń. To już lekka przesada.
Napisał dziś rano mu SMSa ze swoim adresem i godziną. Planował dalej mu pomagać w nauce, właściwie trudno powiedzieć znowu, czemu. Jakoś mu to nie przeszkadzało...
Kirishima zjawił się spóźniony o dziesięć minut z rozczochranymi włosami, słabo ukrywanym niepokojem na twarzy i mocno ściskanymi w ręku banknotami.
- Wybacz za spóźnienie – rzucił niemrawo i wszedł do uporządkowanego mieszkania urządzonego w stylu japońskim.
- Buty – przypomniał ostro gospodarz, kiedy zatopiony we własnych myślach Kirshima nie ściągnął nawet obuwia przy wejściu. Poprawił się bez słowa a potem przenieśli się do pokoju Bakugou. Momentami Kirishima zastanawiał się, czy wejdzie dziś do piwnicy deathmetalowca albo buntowniczego punka, ale pomieszczenie pasowało idealnie do reszty mieszkania. Było schludne, czyste, tradycyjne i przytulne. Przypominało mu o domu dziadków, u których spędził ostatnie święta.
- Tak ma wyglądać posprzątany pokój – odezwał się Bakugou, po czym usiadł przy niskim stoliku, gdzie miał już rozłożony podręcznik. Bądź, co bądź byli w tej samej klasie, po prostu w innych szkołach.
- Ta – przytaknął i zdecydowanie jak na siebie za smętnie ułożył się po drugiej stronie stolika.
Katsuki bynajmniej nie przeoczył tego zmienionego zachowania, niemniej nie zamierzał go jakkolwiek komentować. Zaczął mówić i tłumaczył następne dziesięć minut całkiem zajęty swoją pracą. Przerwał dopiero, gdy ujrzał dłoń kładącą na blacie siedemset jenów.
- Co to? – Wpatrywał się w pogięte banknoty.
- No pieniądze. Ostatnio zapomniałeś i dziś chciałem ci dać od razu...
- Aha.
- Poza tym – odwrócił zakłopotany wzrok – Sorki, dziś chyba na nic. Nie jestem w stanie się skupić i marnuję twój czas.
Blondyn wpatrywał się zdziwiony w gościa i szukał odpowiednich słów. Oczywiście, że w tym wypadku nauka nie miała sensu, ale z jakiegoś powodu on nie chciał od razu jej kończyć. Bo wtedy Kirishima by wyszedł, a ta wizja wydawała mu się teraz nadzwyczaj okropna.
- Taa... - podjął ponownie, gdy kolega mu nie odpowiedział. Zaczął się podnosić. – To ja już będę spadał.
- Chwila – zaoponował, zanim zdołał się zorientować, co robi. – Umawialiśmy się na trzysta jenów. Dziś i tak niczego się nie nauczyłeś, więc nie przyjmuję zapłaty.
Chłopak patrzył na niego rozkojarzony.
- No to chociaż te trzysta...
Bakugou również wstał, oddzielił banknoty i wręczył Kirshimie czterysta jenów. Właściwie nie chciał nawet tych trzystu. Inni mogli mówić co chcieli, ale nie był materialistycznym dupkiem. Rzecz jasna, zwykle nie robił nic, co nie przyniesie mu zysku, jednak obiecał już zdesperowanemu drugoklasiście, że pomoże mu zdać, a skoro dziś lekcja im odpadała, to prawdopodobnie nie wyrobią się z materiałem. Nie miał pojęcia, czemu ta rzecz tak go męczyła i czemu tak niewygodnie mu było myśleć o zawiedzeniu Kirishimy. Przecież nic złego nie zrobił... to absurd.
Odprowadził go do drzwi i przez cały czas nikt się nie odezwał. Blondwłosy trwał w nieprzyjemnym napięciu, a jego gość bujał gdzieś w obłokach, jakby wcale go tutaj nie było.
- Napisz do mnie, kiedy... - zaczął Bakugou głosem mniej surowym niż zwykle, ale Eijirou nawet nie zdążył tego zauważyć, bo od razu mu przerwał.
- Nie sądzę, że powinienem dalej zawracać ci głowę i marnować twój czas. Zajmij się swoją nauką. Ale dzięki za wszystko.
I po tych słowach opuścił mieszkanie zostawiając po sobie niespodziewanie wielką pustkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro