Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Znajomości są jak treningi: wymagają czasu

Rozdział czwarty: Znajomości są jak treningi: wymagają czasu

Pod koniec listopada można było już śmiało powiedzieć, że Eijirou się w Keshoh zadomowił. Miasteczko było małe, zatem zdążył poznać prawie wszystkie jego zakątki dzięki wycieczkom rowerowym i spacerom z rodzicami i Eniko. Wiedział, gdzie mają najtańsze jajka, w które zaułki lepiej się nie zapuszczać, poznał nawet pobieżnie rozkład jednego z autobusów, którym podjeżdżał, kiedy wybierał się gdzieś dalej. Z dzieciakami w szkole też się nieźle dogadywał, tak samo deszczowa drużyna, jeśli nie darzyła sympatią, to chociaż zaakceptowała nowego kolegę. Tymczasem w sąsiedniej dzielnicy zaczęły się prace nad boiskiem i rokowano jego gotowość na wiosnę, co napawało ich wszystkich energią i nie było dnia, w którym nie podejmowaliby tematu, jak to będzie grać w lepszych warunkach i z prawdziwymi bramkami.

- Jak to będzie w zimę? – zapytał pewnego razu Kirishima, kiedy wracał do domu w towarzystwie Kojimy i Risy.

- Co będzie? – podjęła znudzonym głosem Risa.

Powietrze o tej godzinie robiło się już chłodne, więc brali ze sobą grubsze bluzy. Wracać do domów też musieli szybciej z powodu krótszego dnia.

- Zima będzie – odparł zmieszany.

- Ale ja się pytam, o co pytasz... - oznajmiła ponownie z nutką irytacji.

- W zimę nie gramy – odpowiedziała za przyjaciółkę Kojima, która zrozumiała sens pytania.

- No oczywiście, że nie, po co w ogóle o to pytać – dodała Risa, łypiąc na Kirishimę spode łba.

- A, to będę grał na konsoli – skwitował nieprzejęty agresywnym tonem koleżanki.

- Masz konsolę? – zainteresowała się Kojima. – Będę mogła wpaść?

- Jasne. I ty też, Szyszko. – Posłał jej przekorny uśmiech.

- Zostaw już te szyszki w spokoju – mruknęła pod nosem, niemniej jednak zdawała się rada z faktu, że ktoś ją zaprosił do gry na konsoli.

- A może... - zawahał się Kirishima – Bakugou też chciałby wpaść? To wasz znajomy, nie? Moglibyśmy się spotkać wszyscy i...

- Nie – ucięła Risa chłodnym tonem.

Eijirou uniósł brwi.

- Ale...

- On i Risa się nie lubią – wyjaśniła szorstko Kojima.

- Czemu? – Posłał Szyszce pytające spojrzenie.

- Nie odpowie ci, skończ temat – warknęła blondynka w obronie przyjaciółki i chłopak ostatecznie zrezygnował.

Miał nadzieję, że będzie mógł wykorzystać okazję na zbliżenie się do Bakugou i odkrycie, o co chodziło mu kilka miesięcy temu, ale najwyraźniej w obecnej sytuacji nie było to możliwe. Liczył także na to, że w trakcie jakoś uda mu się od niego wyprosić pomoc w nauce. Zbliżał się koniec drugiego semestru, wraz z nim egzaminy, a on nadal był z nauką w lesie. Bez korepetytora ciężko będzie mu przekroczyć próg procentowy, a nie chciał martwić rodziców dodatkowymi wydatkami spowodowanymi jego nieudolnością. Gdyby po przyjacielsku Bakugou obniżył cenę, Kirishima miałby szansę opłacić sesje ze swojego kieszonkowego i wszyscy byliby szczęśliwi. Ale najpierw musiał zagadać do kapitana, który nieustannie wydawał się niedostępny, a miny robił, jakby był ponad nimi wszystkimi.

Będzie musiał zebrać się na odwagę i spróbować się z nim zakolegować.

„Zrób to po męsku, chłopie! Inaczej okryjesz się hańbą" – powtarzał, gdy usiłował dodać sobie odwagi.

Kiedy do egzaminów zostały dwa tygodnie, nadal wątpił w swoje powodzenie. Jedyną jego interakcją z Bakugou od czasu rozmowy we wrześniu były krótkie wiadomości wymieniane podczas gry i ciekawskie spojrzenia, krzyżujące się nieraz przypadkiem, gdy wybrali sobie tę samą chwilę na sprawdzenie, czy ten drugi się patrzy.

Kirishima czuł, że było między nimi pewne napięcie, w tym samym czasie nie mogąc potwierdzić, czy Bakugou naprawdę się nim interesował, czy tylko mu się zdawało, a była to zagadka, którą próbował rozszyfrować od bardzo dawna.

„Widocznie jestem słaby w myśleniu" – mówił sobie, kiedy kolejne rozmyślania prowadziły go do jeszcze większego zagmatwania faktów i wyobrażeń. Wtedy ponownie nachylał się nad zeszytami pełnymi wykreśleń oraz niezrozumiałych słów i rozwiązywał kolejne zadania. Szło mu to zajęcie mozolnie, ale po poświęceniu odpowiedniej ilości czasu mógł powiedzieć, że coś umie. A coś było znacznie lepsze niż nic.

Tydzień przed egzaminami niespodziewanie został zaproszony na wspólną naukę z kolegami z klasy. Myśląc, że ostatecznie nie będą się uczyć, tylko wspólnie zmarnują trochę czasu przed telewizorem wybrał się, ponieważ czuł, że potrzebuje odrobiny relaksu. Okazało się jednak, że wśród chłopaków jeden miał bzika na punkcie matematyki i zmusił ich wszystkich do rozwiązywania zadań, a potem tłumaczył zagadnienia tak prosto, że po kilku godzinach Kirishima był pewien zdania egzaminu z matematyki na co najmniej siedemdziesiąt punktów.

W rzeczywistości udało mu się zdobyć sześćdziesiąt osiem, co i tak niezmiernie go ucieszyło. Inne przedmioty także udało mu się zdać, w większości ledwo ponad granicą, a to wszystko bez najmniejszej pomocy Bakugou, który tak zaprzątał mu ostatnio głowę.

Był już grudzień i przerwa świąteczna, na granie w piłkę nie spotykali się od miesiąca, za to Kojima i Risa wpadły do niego kilka razy, żeby pograć na konsoli. Na święta pojechał z rodziną do babci, gdzie zebrali się też jego dalsi krewni. Po powrocie zauważył, że waga wskazuje trzy kilo więcej niż jeszcze kilka dni temu, ale zamiast się tym przejmować, z entuzjazmem wykrzyknął:

- Z masy będzie rzeźba!

- To zacznij w końcu rzeźbić! – odkrzyknęła mu złośliwie siostra.

A Eijirou wziął sobie to do serca i za otrzymane pieniądze od krewnych zakupił sobie pięciokilowe ciężarki. W ten właśnie sposób wyznaczył sobie nowy cel i przyjemniej mijały mu tygodnie, kiedy wyobrażał sobie jak męsko będzie wyglądał z szerokimi barkami, mocnymi bicepsami i swoim zadziornym uśmiechem, zresztą równie męskim. Kiedy nadeszła wiosna, a śniegi stopniały, zaczął nawet biegać co rano, podświadomie celując w oszołomienie deszczowej drużyny, gdy wrócą już na boisko. Szczególnie zaś ekscytował się pomysłem Bakugou patrzącego na niego ze zdumieniem i podziwem. Wcale nie chciał mu zaimponować... Pragnął po prostu awansować na lepsze boiskowe stanowisko. Nadal dużo stał na bramce i to bynajmniej nie z powodu jego genialnego refleksu. Bakugou widocznie nie cenił go na tyle, aby dać mu więcej szans na wykazanie się w polu, a to znaczyło, że Kirishima musiał wykazać się sam. 

W końcu nadeszły cieplejsze dni i nareszcie drużyna z osiedla mogła wrócić do swoich rozgrywek, tym razem na pięknym, nowym boisku. Nie było ono zbyt duże, nie posiadało też ogrodzenia, czy trybun, ale i tak całkowicie się nim zachwycili. Bakugou zawsze czekał pierwszy i gdy tylko zbliżały się do niego kolejne osoby robił zaciętą minę i wrzeszczał „To moja miejscówka!" na wypadek gdyby ktoś przypadkiem miał mu ją odebrać.

A te kapitańskie obawy okazały się wcale nie tak abstrakcyjne, jak obserwatorzy tych zajść sądzili, bo już po tygodniu zebrała się grupa z innej części miasta, która domagała się dostępu do boiska, skądinąd zresztą słusznie.

- Nie możecie grać cały czas. To nie tylko wasze boisko. – Najstarszy, choć wciąż dopiero podrostek, wystąpił odważnie i wskazywał palcem na Bakugou.

- Byłem tu pierwszy i tyle – odwarknął mu blondwłosy lider swojej grupy. Po dwóch stronach każda z osób starała przybrać jak najgroźniejszą minę i unieść podbródek jak najwyżej, żeby postraszyć przeciwników. Patrząc z boku można było pomyśleć, że to starcie jakiegoś rodzaju młodocianych gangów.

- Żądamy sprawiedliwego podziału – podjął ponownie chłopak. Kirishima w tamtym momencie wewnętrznie docenił jego upór i odwagę, szczególnie biorąc pod uwagę wyszczerzone zębiska Bakugou. Zastanawiał się, czy sam zebrałby w sobie wolę, żeby dalej sprzeciwiać się komuś, kto wygląda, jakby miał zaraz wyskoczyć i rozszarpać rozmówcę na strzępy.

„Nie no, na pewno bym się zachował tam samo" – stwierdził trochę na przekór prawdziwym przeczuciom. „Prawdziwy mężczyzna nie boi się gróźb, tylko broni swoich przekonań, choćby miał się o nie bić. Ten chłopak jest mężczyzną. Takim męskim mężczyzną." – mówił sobie dalej i z kolejnymi sekundami rósł w nim podziw do młokosa z rozwichrzoną czupryną i zmarszczonymi brwiami.

- Nie zwykłem chodzić na kompromisy – odparł lekceważąco Bakugou, podchodząc bliżej niższego od siebie chłopaka. Uśmiechnął się prześmiewczo, gdy tamten musiał zadrzeć głowę, by móc utrzymać kontakt wzrokowy.

Kirishima lubił walki, ale to zwykle odnosiło się do pokazu technik w telewizji i ciekawych dźwigni stosowanych na przeciwniku. Miał wrażenie, że gdyby tu doszło do walki, sprowadziłoby się to do kilku ciosów czystej brutalności, może odrobiny krzyku, a potem wielu ohydnych siniaków, zdobiących ciało tylko jednego z walczących. Uważał, że to niehonorowe, atakować kogoś wyraźnie słabszego, kto tylko domagał się negocjacji i uznania swoich praw. Nie wiedział zaś, czy Bakugou kieruje się wyższymi wartościami, czy jedynie bierze, co mu się podoba i pomija w tym procesie zasady etyki. Każdy niby ma swój rozum, ale różne sytuacja wywołują różne emocje, a różne emocje prowadzą do różnych czynów...

- Ej, Bakugou! – wyrwało mu się zanim zdołał pomyśleć, co właściwie zamierza zrobić.

- Czego chcesz, Kirishima – syknął, nawet się nie odwracając.

„Rozpoznał mnie po głosie..." – przeszło mu przez myśl, jednak zaraz się opamiętał.

- A jakbyśmy tak... poszli na ugodę...? – Wypowiadał te słowa z coraz większą niepewnością, a była to bardzo racjonalna niepewność, kiedy zobaczyłoby się z bliska, jak Bakugou powolnie odwraca głowę, przeszywa rówieśnika morderczym spojrzeniem i milczy. Cała deszczowa drużyna gapiła się na Kirishimę, mając pojęcie, w jakim niebezpieczeństwie znalazł się względnie nowy kolega. Z ich kapitanem lepiej było nie dyskutować. Szczególnie kiedy był zły.

- To tylko taka rada... czy coś – kontynuował Eijirou i starał się nie myśleć o konsekwencjach, które zaraz miały go dopaść. Cóż, skoro i tak już się wkopał, to czemu by nie brnąć w to dalej? – To chyba pora, żeby po męsku się dogadać, a nie wszczynać głupie bójki, jak jakieś dzikusy. – Uśmiechnął się, próbując zatuszować zmartwiony wyraz twarzy. Spojrzenie Bakugou jeszcze bardziej się wyostrzyło, co przeraziło już nie tylko Kirishimę, ale także resztę grupy. – No weź, Bakuś, nie warto się tak denerwować o byle dzieciaki. Moglibyśmy zagrać mecz, a zwycięzca ustala warunki, na jakich będziemy się dzielić...?

- Bakuś – powtórzyła bardzo cicho Kojima, a jej oczy zrobiły się wielkie jak piłeczki. Wtedy pomyślała sobie, że Kirishima jest już martwy. Nikt nigdy nie nazwał Bakugou inaczej niż Bakugou, ale była pewna, że gdyby ktoś się odważył, to musiał być gotowy na własny pogrzeb. 

Przeszywające oczy Bakugou skupiały się na udającym niefrasobliwą postawę koledze, aż blondyn nie prychnął i nie odwrócił głowy w inną stronę ukazując tym brak zainteresowania.

- Wszystko jedno – zawyrokował w końcu – Ale moje warunki będą takie, że boisko jest nasze. Kiedy wygramy, możecie się stąd zmywać, smarkacze.

Kirishima odetchnął z ulgą, gdy zdał sobie sprawę, że przeżył własny lekkomyślny akt, a co ciekawsze, zdołał przekonać ich kapitana do czegoś w rodzaju pokojowego rozwiązania.

Zauważył, że Kojima robi krok w jego stronę, więc nachylił się, by usłyszeć jej słowa.

- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłeś, młody.

Uśmiechnął się półgębkiem, czując jak rośnie w nim duma.

- Wiesz, że ja też? – odparł dalej zdumiony tokiem zdarzeń. Otrzymał dwa gratulacyjne klepnięcia w ramię od dziewczyny.

- Musi cię lubić – skwitowała, a w jej oczach jedynie na moment dało się dostrzec iskrę zazdrości. Potem oddaliła się do Risy i zaczęła jej coś żywo opowiadać, choć nadal w przyciszonym tonie, bo wokół dalej panowała napięta atmosfera. W tym czasie kapitanowie drużyn ustalali coś, a co bardziej rozgarnięci szykowali się do gry.

Już wkrótce zaczął się mecz mający rozstrzygnąć, kto podyktuje zasady podziału boiska, a owy mecz spodziewała się wygrać drużyna nazywana często przez stałych bywalców deszczową. Ich kapitan z kolei nie przyjmował do świadomości innego wyniku niż wygrana, i to taka z przytupem.

Ku wielkiemu zaskoczeniu samego Kirishimy, ale też reszty drużyny, Bakugou wziął go do pierwszego składu. Cała ich paczka liczyła ponad dwadzieścia osób, więc drogą selekcji najsłabszych odpadała połowa. Fakt, że wliczono go do tej lepszej połowy, nawet jeśli stanął na bramce, dodał mu pewności siebie. Obiecał sobie zrobić wszystko, co potrafił, by bronić, a w razie zmiany zdobyć kilka goli.

Po dzisiejszych zdarzeniach powróciło do niego wrażenie, że Bakugou się nim w jakiś sposób interesuje. Ciężko było mówić o sympatii, ale na pewno miał jakąś sprawę i Kirishima musiał odkryć, jaką. Teraz nie tylko z czystej ciekawości, ale przez nasilającą się fascynację samą osobą Katsukiego. Chłopak zgrywał żywiołowego, postawę miał arogancką, oczy uważniejsze niż można by sądzić, a precyzyjne ruchy wskazywały na ich intencjonalność. Musiał skrywać pod swoją szorstką skorupą coś innego niż zirytowane warknięcia lub złowieszcze spojrzenia.

Dziś byli poważniejsi niż zazwyczaj, mieli w końcu o co walczyć, a warunki pod postacią nowego boiska sprawiały, że za nic nie chcieli z niego schodzić. Wiosenny wietrzyk wichrzył im włosy, zarumienione buzie zdobiły zacięte miny i zadowolone uśmiechy. Żwawo podawali do siebie piłkę i rzucali się na przeciwnika, kiedy stracili nad nią panowanie. Kilka osób w ferworze walki potknęło się i przewróciło, zdzierając przy tym łokcie, ale mało się tym przejmowali, gdyż bez namysłu podnosili się i mimo zmęczenia biegli, gdzie działa się akcja, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek pozycje, rozstawienie i taktykę grania podaniami. Chcieli po prostu zdobyć piłkę i biec, omijając obrońców, żeby dotrzeć do bramkarza i zaskoczyć go mocnym strzałem, którego nie da rady sięgnąć.

- Kojima, co robisz?! Na skrzydło, idiotko! – wydarł się Bakugou, gdy po raz kolejny zauważył, że dziewczyna biegnie w stronę środka.

- Chciałam pokryć większy teren, przecież wiem, gdzie gram – odgryzła się, jednak nie na tyle głośno, by kapitan ją usłyszał. Wolała się z nim nie kłócić, tym bardziej, że on tu najlepiej wiedział, jaką opłaca się obrać taktykę.

- Powiedz Sawamurze, żeby zmieniła Kirishimę na bramce. Chcę go w polu na ataku. Zdejmij Kataokę, dwa razy zmaścił atak – zwrócił się ponownie do starszej koleżanki, kiedy wracał do środka po strzelonej bramce. Cała akcja odbyła się w mistrzowskim stylu i on musiał to doskonale wiedzieć, nie był to przecież przypadek, czy łut szczęścia, jednak zachował spokojną twarz i bez słowa powrócił do planowania dalszych ruchów. Od początku minęło pół godziny, a wygrywali siedem do dwóch. Mógłby się odprężyć, ale nie zamierzał robić czegokolwiek na pół gwizdka. Nie chciał ich po prostu pokonać, chciał ich zmiażdżyć,

- Od kiedy jestem chłopcem na posyłki? – zażartowała Kojima w odpowiedzi, lecz Bakugou tylko zmierzył ją krótko wzrokiem i mruknął:

- Dziewczyną.

Wzruszyła ramionami i pobiegła przekazać informacje.

- Serio? – Kirishima nie potrafił uwierzyć w decyzję kapitana. Przecież ani nie był wybitny, ani doświadczony, w dodatku pyskował mu wcześniej i prawdopodobnie nieźle wkurzył.

- On chyba serio ma do ciebie jakąś sprawę... Pamiętasz, co mówiłeś mi jesienią? Że się na ciebie patrzył...

- No – potwierdził. – Dziwna sprawa. Ale nadal nie zagadałem. – Zaśmiał się, drapiąc się po szyi. – Boje się, że mnie zamorduje w drugiej sekundzie rozmowy.

Większość osób ustawiła się po przerwie na boisku, ktoś krzyknął na nich, by „zbierali dupy w troki".

Kojima uniosła rękę na znak, że już idą i znów zwróciła się do kolegi:

- Nie ciebie. On toleruje tylko kilka osób i chyba zdobyłeś jego względy. - Kiedy Kirishima zrobił skołowaną minę, dodała jeszcze z uśmiechem: - gratulacje.

I pobiegli ku nawołującym ich głosom, w których pobrzmiewała już niecierpliwość i gotowość do gry. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro