13. Osobiste problemy nigdy nie pozostają osobiste na długo
Rozdział trzynasty: Osobiste problemy nigdy nie pozostają osobiste na długo
Pierwszy semestr dobiegał końca i zbliżały się wakacje. Tym razem Bakugou i Kirishima uczyli się na bieżąco, więc ten drugi nie miał problemów z zaliczeniem wszystkich egzaminów. Było ciepło, czasem nawet aż za ciepło, trawa była potwornie zielona, drzewa pyliły w najlepsze, a deszcze – jak to latem – przybywały do Keshoh coraz częściej i biły o ulice i dachy mocniej. W takie dni nieraz nie było możliwości gry w piłkę, więc spotykali się na gry, nocowania albo wychodzili coś zjeść. Czasem praktykowali bieganie w deszczu, ale po tym jak Bakugou się od tego rozchorował postanowili zrezygnować z tej aktywności.
Bakugou nieustannie martwił się swoim stanem emocjonalnym, a im bardziej o nim myślał, tym głębiej w niego popadał. Kilka tygodni temu zawitała do niego pierwsza myśl o swoim przyjacielu, która ukazywała go właśnie jako kogoś innego niż przyjaciela i od tego czasu coraz częściej zastanawiał się czy mu przejdzie, a najbardziej niepokojącą z tego wszystkiego rzeczą było, że wcale nie przechodziło. Co prawda nie miewał zawrotów głowy, serce wcale nie waliło mu jak szalone (przynajmniej niezbyt często), a najmniejszy dotyk wcale nie wywoływał motyli w brzuchu, czy jakichkolwiek wstrząsów. Było raczej po prostu ciepło. Dosłownie i w przenośni.
Nie planował wyznań, jeszcze na głowę nie upadł. Właściwie to było mu dobrze w obecnym stanie. I nadal nie miał ochoty na pocałunki, a przecież gdyby jakimś cudem ich przyjaźń zamieniłaby się w romantyczny związek, pocałunki byłyby wymagane. Lub przynajmniej w jakiś sposób oczekiwane. Szkoda tylko, że nie mógł przywłaszczyć sobie Kirishimy, oczywiście w pewnym sensie. Jako partnera, tak żeby byli tylko dla siebie w taki sposób.
Chciałby móc się nazwać jego chłopakiem i mieć prawo do nazwania Kirishimy swoim.
Od postąpienia jak zwykle i siłą sięgnięcia po swoje powstrzymywał go strach przed utratą tego, po co sięgał, a także tego, co już miał. Wcześniej Kirishima dobitnie zaprzeczył jakiegokolwiek zainteresowania Katsukim, co znaczyło, że pewnie po prostu nie był w jego typie. Gdyby został odrzucony, nie chciałby już się dalej z nim przyjaźnić, nie zniósłby takiego upokorzenia. To ryzyko, które nie było tego warte. Nie, kiedy miał prawie wszystko.
Często zdarzało im się urywać razem i zamiast ze wszystkimi na osiedlu spędzali czas wspólnie. Lubili innych – przynajmniej Kirishima, Bakugou twierdził, że w jego przypadku sprawy mają się inaczej – ale chwile spędzone tylko we dwójkę były wyjątkowe i w jakiś sposób ekscytujące. Kirishimę przeszywał lekki dreszczyk emocji, bo czuł się jakby robił coś niedozwolonego, nieznanego. Jakby okiełznał dziką bestię, która po bliższym poznaniu okazała się urokliwym kotkiem. I dzień za dniem stawał się coraz śmielszy w domaganiu się pieszczot, czego nikt by po nim nigdy nie zgadł. Zwykle zdawał się najeżony kolcami, a przy Kirihsimie miękł.
Tak na przykład siedząc na ławce na zewnątrz „Gofrowej Krainy" zajadali się goframi z bitą śmietaną i truskawkami, Bakuś kompletnie zapominał o odpowiedniej diecie, a kiedy Kirishima niezdarnie brudził sobie białą masą nos, ścierał mu ją palcem i uśmiechał się półgębkiem, a uśmiech ten mówił jasno i pieszczotliwie „Ty niemądry...".
Lub innego razu pojechali na rowery w to samo miejsce, gdzie byli za pierwszym razem. Atmosfera ponownie była magiczna, tylko w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy i lip, a wokół panował zaduch. Spocili się podczas jazdy, dlatego rzucili się między wysokie trawy i nie zważając na żyjące w nich robactwo, czy kłujące rośliny, odetchnęli wpatrując się rozmarzonymi oczami w puchate niebo. Wciąż było jasno, a humorki im dopisywały w ten wolny, beztroski, wakacyjny czas.
Wtedy dłoń Eijirou jakimś sposobem zaplątała się w pobliże tej Katsukiego, i choć nie miała więcej odwagi, dotknęła lekko ciepłej skóry żeby zasygnalizować swoją chęć. Bakugou odwrócił powoli głowę w stronę przyjaciela i nie bardzo wiedział jak się zachować. Chciałby właściwie spleść z nim palce, ale znów wydawało się to mało odpowiednie, lecz nie tak generalnie, po prostu zważając na jego zamiary, myśli. Nie zrobił tedy nic więcej, jeno wysunął palec, żeby zahaczyć go o nadgarstek Kirishimy.
- Myślisz, że będzie padać? – Kirishima przerwał ciszę, która wydawała mu się już nieco dziwna. Było mu niezręcznie z tymi małymi gestami, szczególnie kiedy Bakugou okazywał się taki śmiały. Kiedyś to on dyktował warunki, a teraz można było śmiało powiedzieć, że ich przyjaźń jest obustronna.
- Nie dziś... - odmruknął widocznie niechętny na rozmowę. On w przeciwieństwie do kolegi preferował zatopienie się we własnych myślach i pięknie chwili. Nieczęsto leżał na łące ze swoją ulubioną osobą i pełną świadomością, że wszystko jest w porządku, przynajmniej na ten moment. Na teraz.
- Strasznie tu gorąco.
- No.
Nie wiedzieli, czy to z powodu letniego zaduchu, czy to oni nagle zaczęli się rumienić ze względu na kłopotliwość sytuacji.
Bakugou odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Kirishimę i dostrzegł jego rumieńce i piękny uśmiech. Wśród traw, kwiatów, w świetle wieczornego słońca ten obrazek wydał mu się bezcenny. A zaraz i Kirishima zwrócił się do niego i obaj zatonęli w swoich oczach.
Kiedy Bakugou myślał sobie, że chyba faktycznie czuje coś do przyjaciela, to ten drugi zastanawiał się dlaczego tym razem jest inaczej. Inaczej od wszystkiego... Nie było z nimi jak z innymi przyjaciółmi, a jednocześnie nie czuł tego dziwnego pociągu z iskrami i zapachem kwiatów, który wplątał go w kilkudniowy romans rok temu. A zresztą i tak nie chciałby kategoryzować Bakugou jako obiekt westchnień, bo co to by się wtedy porobiło... Już mu przecież powiedział, że się w nim nie zakocha, jak mógłby zrobić tak głupią rzecz? Nie to ich miało łączyć, byli najlepszymi kumplami. Nie ponarzekałby może na kilka romantycznych gestów między nimi, ale to tylko dodatek... Poza tym był pewien, że jest jedynym, który tego pragnie. Może faktycznie coś w tym uczuciu było, ale raczej wyobrażał sobie pocałunki z przyjacielem, bo był przystojny, a zainteresowanie chłopakami Kirishimy robiło swoje. Marzył sobie o takich rzeczach jak każdy, przecież to się zdarza.
- Chyba pora wracać - stwierdził Kirishima, mimo że wcale nie chciał wracać. Leżenie tu z Bakugou było niezwykle przyjemne.
- Może tak... - Już miał wstać, ale się zawahał. - W sumie to jak myślisz, Kiri... Co robią przyjaciele?
- Eem, co masz na myśli? - Wpatrywał się w niego wyczekująco, a blondyn poczuł nagłą falę zawstydzenia. Odwrócił wzrok.
- Co uważasz, że jest dla ludzi zakochanych, a co dla przyjaciół? - sprostował, zaczynając już powoli żałować, że w ogóle zapytał. Miał nadzieję, że będzie mógł potrzymać Eijirou za rękę i jakoś mu sie wymsknęło.
Chłopak był raczej zdezorientowany. Zastanowił się chwilę we wszechobecnej atmosferze niezręczności, gdyż obaj mieli świadomość, jak nawiazuje to do ich niedawnych myśli, które z kolei chcieli jak najgłębiej ukryć, żeby wszystko wyszło na bezpiecznym gruncie i w miarę normalnie.
- To nie tak chyba, że coś jest tylko dla kogoś, zgaduję. - Myślał jeszcze moment zanim dodał: - po prostu niektórzy czują się dziwnie z jakimiś rzeczami, a innym to pasuje, to chyba osobiste.
- A dla ciebie? - zadał kolejne pytanie, póki miał odwagę.
- Pewnie wiesz już, że jestem raczej dotykalski, więc przytulam wszytskich przyjaciół i takie tam...
- Co jeszcze?
- Jeszcze...?
- Nie no, nieważne. - Bakugou zrezygnował z tych dziwnych podchodów. To było zbyt stresujące.
- Jak chcesz o coś zapytać, to dawaj - ciągnął dalej temat. Teraz to się zaciekawił. Nie chciał wyciągać pochopnych wniosków, ale na przyjacielskie gesty był zawsze bardzo chętny, a jeśli Bakuś czegoś potrzebował, a po prostu bał się spytać, to wolał wiedzieć.
- Trzymałeś kogoś kiedyś za rękę? - wypluł na jednym wdechu, za wszelką cenę próbując wyglądać na opanowanego. Kiepsko mu szło.
- Zapewne... - zmieszał się. - O! Też chcesz?
- To nie tak - mruknął i skoczył na nogi, żeby skierować się do ich rowerów.
- A, dobra. Czyli wracamy - podsumował Kirishima szybko zapominając o tym temacie. Byli z Bakugou blisko. Jeśli będzie chciał, to mu powie. Ostatnio coraz lepiej szla im komunikacja.
Katsuki czuł się niezręcznie, ale zdobył cenną informację. Może rzeczywiście wyznania nie będą mu potrzebne.
--
Tamtego dnia, kiedy Yuuki obudził się po wieczorze spędzonym na piciu z bratem, zupełnie nie wiedział gdzie jest, a głowa bolała, jakby miała eksplodować. Zaraz po tym zwymiotował na podłogę.
Dopiero jakiś czas później zauważył, że ma w historii wykonane połączenie z Kojimą i wtedy przypomniał sobie tę sytuację, choć nadal trochę niewyraźnie. Czuł się winny po tym jak ją zostawił, a potem mówił dziwne rzeczy przez telefon, kiedy ona się o niego martwiła. Zamiast zyskiwać w jej oczach, tylko tracił. Nieważne jak sam był zagubiony w życiu, nie powinien męczyć tymi problemami przyjaciół.
Zaraz zadzwonił do Kojimy, żeby umówić się na spotkanie, ale kiedy odebrała, brzmiała jakby z kimś już była. Powiedział, że to może poczekać i się rozłączył. „Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie", myślał powstrzymując łzy. Płakać też nie powinien.
--
- Kto to? – rzuciła od niechcenia Risa, spoglądając na zmieszaną przyjaciółkę.
- Yuuki – odparła i uśmiechnęła się lekko, choć na jej twarzy pozostał cień zmartwienia. – Chyba coś chciał, ale zrezygnował.
- Aha. – Wzruszyła ramionami i wróciła do rozłupywania orzechów na ciasto orzechowe, ale po chwili znów się zainteresowała: - Coś z nim nie tak? Czasem odpływa, czy coś... i strasznie się martwisz.
Kojima porzuciła próby udawania spokojnej. Zamknęła oczy, westchnęła i schowała twarz w dłoniach.
- Nie wiem jak mu pomóc.
Risa patrzyła i myślała głęboko nad tym tematem, nie zaprzestając swojego orzechowego zajęcia. Ciasto się samo nie zrobi.
„Faktycznie jest inny, ale nie sądziłam, że aż tak z nim źle... Kojima przesadza? Niekoniecznie, z Yuukim zna się najlepiej. On wydaje się właśnie nieswój, jakby coś stało się w reprezentacji młodych piłki nożnej, ale nie możemy wiedzieć, co dopóki nam nie powie. To Kojima ma z nim najlepszy kontakt", rozważała popadając w podobny posępny nastrój co towarzyszka.
- Pogadaj z nim – zaproponowała w końcu.
- Myślisz, że nie próbowałam?! – wykrzyknęła. – To jest najgorsze. On chyba sam nie wie i jeszcze się pokłóciliśmy. No, nie do końca, ale trochę tak.
- Życie jest do dupy – stwierdziła, poświęcając już całą uwagę orzechom. Miały bardzo ciekawą strukturę skorupki, a ich środek fałdował się na różne sposoby i mogłaby spędzić tak następne godziny studiując powierzchnię orzechów. Ale piekły ciasto, nie było na to czasu.
- Zabawne, że wiesz to od dawna, a mnie dopiero to uderza – spróbowała zażartować, ale po chwili spoważniała. – O ciebie też się martwię. Jak tam w domu? Czy twoi rodzice się rozwodzą?
Risa wzdrygnęła się i upuściła dziadka do orzechów. Po chwili oprzytomniała, sięgnęła po narzędzie i wróciła do przerwanego zajęcia.
- Sorki, nie chciałam tak powiedzieć. Wiem tylko, że jest u was trudna sytuacja i no... - Czuła, że z każdym kolejnym słowem się pogrąża, a Risa jest na nią coraz bardziej zła. – Dobra, zamykam się.
- To nie tak, że mogę coś na to poradzić... - oznajmiła bardzo cicho.
- A co z tobą? Nie jest ci źle w takiej sytuacji? – drążyła temat jak zwykle zbyt chętna by wtrącić się i pomóc. Czasem mówiła za dużo.
Szyszka zgromiła ją wzrokiem, podniosła się, następnie kierując się do drzwi.
- Wybacz, nie będę już pytać! – Próbowała ją zatrzymać. – Miałyśmy piec ciasto...
- Idę do łazienki. Po prostu nic nie mogę poradzić na moją sytuację, więc o to nie pytaj. Tyle. – I wyszła.
- Głupia ja – mruknęła do siebie Kojima zła na samą siebie. – Im dalej w las, tym gorzej. Nie radzimy sobie. – Zamyśliła się kładąc głowę na przedramionach.
--
Kiedy Kojima i Yuuki spotkali się na boisku oboje zachowywali się, jakby nic nie zaszło. Nie trafiła im się okazja na szczerą rozmowę, więc zaakceptowali rzeczywistość, jaką była. Tak było wygodniej, co jednak wygodne, nieczęsto okazywało się najodpowiedniejsze. W wakacje dziewczyny zaczęły zauważać, że Kirishimy i Bakugou coraz częściej nie ma albo idą gdzieś razem po chwili grania. Risa podejrzewała swoje, choć przyszło jej to z wielkim zdziwieniem. Zastanawiała się, co by powiedziała Kojima, gdyby jej przypuszczenia okazały się prawdą. Miała nawet plan na zapytanie okrężną drogą, ale zanim jej się udało, ta sama o wszystkim powiedziała.
- Co z tą dwójką? Na randki chodzą, czy jak?
Siedzieli obok automatów przy sklepie i akurat dostrzegli zbliżających się w ich stronę Kirishimę i Bakugou.
- Nie wyobrażam sobie Bakugou homosia – zaśmiał się Yuuki, trochę złośliwie.
- Mówisz, jakby to było coś złego – zauważyła Kojima bardzo niezadowolona z tego faktu.
Yuuki trochę zmieszany wzruszył ramionami.
- Po prostu to trochę ohydne. Jak ktoś ma takie fetysze, to niech nie wychodzi z tym na podwórko.
Otrzymał gromiące spojrzenia od obu dziewczyn.
- Myślałam, że akurat ty jesteś mądrzejszy – odezwała się Risa.
- Ej, przecież tak jest – bronił się. – Naprawdę uważacie, że to okej?
- Naprawdę uważasz, że nie? – odbiła piłeczkę Kojima.
- Co jest okej? – Kirishima zdążył o nich dotrzeć i podsłuchać ostatnie zdania rozmowy.
- Rozmawiamy o tym, czy jesteście z Bakugou parą – powiedziała spokojnie Risa. Koleżanka próbowała ją powstrzymać, ale było już za późno.
Twarz blondyna zrobiła się czerwona, nie wiadomo, czy ze złości, czy z zakłopotania, a Kirishima rozdziawił usta i zaśmiał się niezręcznie drapiąc się po szyi.
- To nie tak... - zaczął ten drugi, ale Yuuki się wtrącił.
- Dajcie spokój, przecież nie przyjaźniłbym się z pedałem.
Nastały dłużące się sekundy ciszy, każdy patrzył po sobie i czekał. Kirishima chciał się odezwać i bronić równości, ale zabrakło mu odwagi. Wziął wdech i po prostu czekał, aż coś wydostanie się z jego gardła, lecz nawet nie pisnął, po prostu patrzył i coraz bardziej panikował. Nie chciał walczyć o siebie, miał ochotę teraz tylko zaszyć się w kącie i płakać. „Jestem aż tak kruchy? Jakie to niemęskie i żałosne".
- Więc nie jesteśmy przyjaciółmi. – Te słowa głośno i wyraźnie wydostały się zza zaciśniętych zębów Bakugou, na którego teraz zwróciła się cała uwaga grupy.
On i Yuuki patrzyli na siebie zawzięcie.
- Nie wierzę. Jesteście homo? Umawiasz się z nim? – wykrztusił z siebie starszy, już mniej pewny siebie.
- Nie. To nie twoja sprawa z kim się umawiam i jakiej jestem orientacji. Jeśli nie akceptujesz queer osób, ja nie akceptuję ciebie. – Jego postawa wyrażała czystą wściekłość, nozdrza rozszerzały się, brwi marszczyły, a pięści zaciskały tak, że paznokcie przebijały niemal skórę dłoni. Nie zrobił jednak ani kroku w przód, nie rzucił się na osobę, która obraziła teraz i jego, i jego najlepszego przyjaciela, i właściwie tyle osób, że ciężko to zliczyć. Przede wszystkim to spojrzenie na świat nijak się miało do faktów naukowych choćby. Usiłował nad sobą panować i sam nie wiedział, czy to z szacunku do Yuukiego, czy dlatego, że Kirishima wiele razy zwracał mu uwagę na ograniczanie agresji.
- Chłopaki, spokojnie... – wtrąciła się Kojima, jednak Risa wtrąciła się jej.
- Nie. Nie trzeba być spokojnym, kiedy ktoś mówi ci, że jesteś nienormalny. Yuuki, dalej jesteś moim przyjacielem, ale nie zamierzam słuchać tych bzdur. Albo to cofniesz, albo z tobą nie gadam.
Atmosfera zrobiła się ciężka, wszyscy mieli ochotę jak najszybciej zakończyć ten incydent, a jednocześnie nawzajem się wyjaśnić.
- Żartujecie. – Yuuki niedowierzał.
Kirishima starał się wytrzymać, ale brakło mu pewności siebie. Złośliwe słowa szybko trafiały w jego delikatne serce i od razu czuł się przestraszony. Nie dał rady i uciekł. Żałował tej decyzji już z pierwszym krokiem, lecz nie umiał inaczej. Chciał do domu. Słuchanie ludzi dyskutujących o tym, czy ma prawo istnieć bolało za bardzo, a on był na tę całą rzecz za słaby. Tyle obietnic i postanowień na nic. Miał być mężczyzną broniącym przekonań i stojącym dumnie, a gdy przyszło co do czego znowu zwiał, jak ostatni tchórz. Bakugou tam został i mówił głośno, co myślał. Podziwiał go teraz i tak zazdrościł tej wielkiej pewności siebie.
Płacząc rzewnie pod kołdrą w swoim pokoju wiedział dobrze, że tego, co zrobił, szybko sobie nie wybaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro